No muszę wstawić te kilka zdjęć, a jutro, być może, pchnąć przędzenie dalej, do przodu. Jak widać niżej, już jest podwójnie skręcony, farbowany merynos w odcieniach fioletu. Zrezygnowałam jeszcze z navajo, skręciłam całe 100 g z drugą taka samą porcją i co mnie zaskoczyło, ano to, że raptem kilka metrów więcej, bądź mniej, jak kto woli miały obie 'szpule'. Ostatecznie, mam 251 pełnych metrów przędzy z przeznaczeniem... i tutaj jet znak zapytania, bo ... co prawda padła propozycja, by wykonać otulacz, ale nie mam pewności, czy to wystarczająca ilość metrów.
Całość skręcona jeszcze na wrzecionie.
A co na kołowrotku ? Wczoraj ruszyłam z przygotowaną czesanką. Przygotowanie polegało na podzieleniu nieskręconej wełenki (nabyłam jakiś czas temu z myślą o filcowaniu), na porcje, które już prawie były tylko do skręcenia, takie długaśne pasemka w miarę jednakowej szerokości, czy raczej wąskości. Czesanka niewiadomego pochodzenia, bardzo delikatna, może nawet i nie do końca naturalna, ale fajnie się ja skręca. Co dziwne, że o ile wcześniej kołowrotek nie za bardzo chciał ze mną współpracować, o tyle wczoraj poszło bardzo fajnie. Dziś kręciłam dalej, w innym kolorze (musiałam przerwać, bo jednak dziadek trochę klekoce, a już było po 22.00). Zarówno dziś, jak i wczoraj miałam bardzo niefajny nastrój, jak siadałam do kołowrotka. Zaczyna mnie trochę niepokoić, czy może on tylko w takie dni będzie ze mną współpracował.
Chyba wszystko robię w napięciu, bo po czasie bolą mnie kolana, tzn nogi w zgięciach, a wczoraj dodatkowo palce lewej ręki, które przytrzymywały skręcaną czesankę. Sam kołowrotek trochę wędruje, minimalnie się przemieszcza ode mnie, to pewnie przez pedałowanie i chyba po czasie luzuje się nieco naprężenie sznurka napędowego. Po kolejnych obrotach, jak już wejdę w trans, bywa, że zwyczajnie sznurek spadnie z koła. Napinam sznurek nieco mocniej, ale jest cienka granica, za która już tak fajnie mi się nie przędzie. Sama nie wiem, czy faktycznie to się może dziać samo od siebie (to luzowanie napięcia sznurka), czy może zbyt szybko pedałuję. Chociaż wówczas wrzeciono tak fajnie wiruje ;-) Pomysł z tym pedałowaniem wziął się z faktu, że gdy przerywam pedałowanie, celem dogładzenia czesanki przed skrętem (jeszcze nie mam płynnie opanowanych i sprzężonych czynności), pedałowanie zmienia kierunek. Właściwie, to ono również zmienia kierunek (w sumie nie pedałowanie, a kręcenie się koła :-) również, gdy pedałuję w ciągu w konkretną stronę. Może w tej płynności jednak jest chwilka, kiedy jej nei ma i chyba wtedy to się dzieje.
Na jutro zostało mi dokręcenie tej granatowo-fioletowej, przewinięcie ze szpuli (mam tylko jedną) i być może próba połączenia dwóch nici. Wszelkie uwagi mile widziane. :-) Nie było ich wcale po poprzednim poście o kołowrotku, ale liczę, że może teraz znowu dacie jakieś cenne rady i uwagi. Ahia, tu uprzedzam, nitka ma potrzebny skręt pomimo, że tu na zdjęciach, smętnie sobie końcówka dynda, właściwie prosta, jakby niedokręcona.