Pages

24 sierpnia 2015

Się Porobiło - cz. 129 - Dżinsowa narzuta

Narzuta była zaplanowana trochę wcześniej, bo trzeba było zgromadzić niejedną parę spodni dżinsowych. A jak się chce, to akurat nic nie ma pod ręką. Niezastąpiona była koleżanka R. a właściwie jej chłopcy - grając w piłkę zarobili niejedne spodnie. Jednak dziecięce spodnie mają to do siebie, że są mniejsze od 'dorosłych' i akurat te miejsca, które chciałoby się odzyskać, bo duże w spodniach, to w chłopięcych bywają istotnie wytarte. Zbierając materiał na taką narzutę, jak nigdy dotąd, cieszą przykre zdarzenia, jak np. urwanie się dzyndzla od zamka w praktycznie nowych ojcowskich spodniach. :) W końcu duże, męskie spodnie to jest coś !
Mając już trochę zgromadzonego dżinsu, zaczęłam przycinać na 'cegiełki' szerokości 9 cm, długości 'ile się dało' i w takiej formie przechowywać do 'odpowiedniego czasu'. A 'czas odpowiedni' nastał. Ponieważ przy szyciu narzut patchworkowych najbardziej upierdliwe jest cięcie tkaniny i pikowanie, mając już docięte kawałki, nie planując wymyślnego pikowania zakładałam, że poleci szybko. Zakładałam. (Tu brakuje mi jakiejś złośliwej emotki). :) Mając na działce (gdzie ciągle jestem), całe pudełko nici 'po mamie', znalazłam sobie jedne godne użycia, szaroniebieskie i ... się przejechałam. Ile się namęczyłam z regulacją, bo albo miałam pętelki, albo prawie wcale wiązania. I jedno wielkie pytanie. Co się u licha dzieje, skoro dwa dni temu szyłam i maszyna śmigała ?! Zanim dobry duszek podpowiedział, zmień na chwilę nici na inne, wcześniej sprawdzone, kręciłam i kombinowałam w ustawieniach, w czym praktycznie się dało. 
Przełożenie nici na białe, którymi szyłam uprzednio zaowocowało pięknymi szwami. Więc powrót do szaroniebieskich i... doooopa. To samo, co wcześniej. Czyli nici do niczego. Wyszperałam kolejne szare, poleciało.

I szyło mi się pięknie, do 5, czy 6 linii pikowania, kiedy nici na szpulce się skończyły. Swoją drogą, obecne szpulki są wrednie małe. Wzięłam kolejną nową, a ta, dla odmiany zrywała co jakieś 15 cm. No jak nic, coś znowu z nitką nie tak. Gołym okiem nie widać, na dotyk nie czuć, a maszyna ma focha. 
Ostatecznie narzutę skończyłam, ale co się naprułam, to moje. Jak nigdy dotąd. Na jednym z patchworkowych blogów, czytając o pikowaniu, znalazłam notkę autorki, że ma maszynę meteopatkę, bo raz szyje pięknie, a kolejnego dnia, zrywa nić w równych odstępach. Nawet tę samą nić, w tej samej robótce.  Może więc ? ;-)

Wracając do tematu i ostatecznego efektu pracy. Na pewno nie udałoby się go uzyskać, bez nerwów i licznych przekleństw, gdyby nie stopka z górnym transportem. Użyłam już ją wcześniej, przy pikowaniu ochraniaczy na stół, ale dopiero tutaj, gdy pod stopką były szwy dżinsowe plus tkanina spodnia i cienka wewnątrz (nie typowe ocieplenie) odczułam naprawdę jej działanie. Nie żałuję zakupu ! Jedyna rzecz, która mnie cały czas intryguje (może ktoś czytający wspomoże odpowiedzią). Stopka wisi dość nisko nad tkaninami. Miałam chwilami kłopot, jak podwójny dżins (pod który akurat były szwy) i dwie tkaniny spodnie wepchnąć pod stopkę. A co dopiero robić, gdy będzie prawdziwa ocieplina grubości np. 2 cm ? Jest jakiś myk ? Czy może stopkę należy jakoś wyżej instalować ? Chociaż śruba mocująca jednoznacznie pokazuje na jakiej wysokości powinno wszystko wisieć. 


Pikowanie łączące wierzch, ze spodem i środkiem tylko po liniach równoległych. 
Lamówka boczna i spód narzuty.


Narzuta ma 110 cm na 148 cm.


Mam nadzieje, że sprawdzi się w użytkowaniu.  ;-)





22 sierpnia 2015

Się Porobiło cz. 128 - Łapka do garnka, czyli próby pikowania.


Ile razy wredny działkowy czajnik nagrzał sobie rączkę (a nie zawsze to się dzieje), tyle razy miewałam wizję pięknej pikowanej łapki do tegoż czajnika. W końcu zmobilizowałam się i ruszyłam do maszyny 'polatać trzmielem' (czyli popróbować pikować z wolnej ręki). Czemu tak późno ? Bo miałam w sobie sporo pokory do czynności pikowania z ręki. Pierwszy kontakt z techniką był bajeczny. Był to  typowy kontakt nieświadomego posiadacza nowej stopki, bez wielkiej wiedzy, jak to użyć, działającego na czuja. Ehhh, ta błoga nieświadomość. :) I spodobało się, bo się udało. :) Później pojawiła się już pokora po tym, jak niestety... nie wyszło. Pękła igła od razy w pierwszym uderzeniu, bo stopka nie do końca dobrze dokręcona była (walnięcie mam cały czas z tyłu głowy). Chciałam pikować ochraniacz na stół, skończyło się na zwykłej stopce i niesmaku.

Za pierwszym razem nawet wyłączenie dolnego transportu (czyli schowanie ząbków pod stopką) pomyliłam z dociskiem stopki. :-))) Miało to jednak dobre przełożenie na długość ściegu. Ścieg był ładny, dłuższy na prostej, na łukach odpowiednio krótki na łukach. Stopka zamocowana poprawnie nawet fajnie się ruszała, nie sprawiała wrażenia, że zaraz rąbnie w nią igła. A niestety, dla kogoś, który przyzwyczajony jest do tego, że opuszczenie dźwigni stopki powoduje jej ułożenie na tkaninie, dziwnym wrażeniem jest, gdy stopka mimo opuszczenia, dalej jest nad tkaniną i co rusz się unosi w bardzo bliskim sąsiedztwie igły. :) Podobało mi się, nie powiem.Teraz, trochę mądrzejsza, ruszyłam do dzieła, ale z pokorą.

Zrobiłam więc sobie 4 kwadraciki czerwone z niby kwiatkiem wypikowane z wolnej ręki, żeby się nie zamęczyć (chociaż ambicja nie miała satysfakcji z tego pikowania). Resztę pikowania postanowiłam zrobić wzdłuż szwów. Tym samym spróbować też regularnego, ale innego niż dotąd pikowania.



Trochę nie bardzo wiedziałam, jak powinnam doszyć wieszaczek. Chciałam jak najmniej szwów, więc wszyłam go jednocześnie z lamówką, w róg, ale to chyba nie jest najszczęśliwsze rozwiązanie technicznie, chociaż praktycznie i estetycznie, pasuje jak najbardziej. 


Niemniej jednaj, łapka służy i dla osób nie mających nic wspólnego z maszyną jest obiektem podziwianym. Tak, tylko dla tych osób. :) 

Lamówka trochę krzywo wszyta, ale to nie problem. Zastanawiało mnie już samo pikowanie swobodne, bo mój ścieg jest bardzo, ale to bardzo drobny. Pomimo nastawienia długości ściegu pomiędzy 3 i 4, czyli raczej dłuższy, niż krótszy, mam szew drobniutki, 'jak makiem zasiał'. Nie wiem dlaczego. Drobny ścieg na małych łukach to chyba ok, ale nie na dłuższej prostej. Myślę, że to efekt wyłączenia ząbków, bo w sumie to się zasadniczo zmieniło. Maszyna ma swoje obroty, gdy ząbki dolne pracują, podają tkaninę w równym tempie, odpowiednio szybko do nacisku pedała. Skoro ja teraz ręcznie sama decyduję o ruchu tkaniny, pewnie sprawę zawalam, bo za wolno przesuwam tkaninę w stosunku do obrotów maszyny. Niestety, nie znalazłam wyraźnej odpowiedzi w sieci na swe wątpliwości. Może nikt nie ma z tym problemu, albo sprawa jest banalnie prosta, że się o tym nie pisze. :( Ale w wolnej chwili muszę spróbować zmniejszyć obroty maszyny. 
Szperając w necie o pikowaniu z wolnej ręki, wzdychając do całej asy pięknych pikowań (z pięknym długim szwem) natrafiłam na bardzo twórczy, ale też dydaktyczny blog Quilt@Smile, a w nim na cenne i praktyczne wskazówki, jak pikować - Pikowany piątek.



21 sierpnia 2015

Farbowanie naturalne 2015 - cz.1

 Zgodnie z tym, co pisałam niedawno, nie mam za bardzo czym farbować. Ba, powoli nie mam też czego farbować. Jednak, na razie, udało się, wcześniej skręconą w 2ply czesankę BFL potraktować tegorocznym owocem świdośliwy kanadyjskiej (Amelanchier canadensis). Ponieważ zbiór owoców nie szedł w parze z możliwością farbowania (BFL było w formie czesanki, a jednak wolę farbować nić), owoce powędrowały do zamrażalnika. Owocami, zwyczajowo zainteresowane są ptaki, więc konkurencja do owocu była spora. 
Przed farbowaniem czesanka potraktowana była ałunem, w proporcji, na oko, sporo ponad 20%. Mokra jeszcze wylądowała w garze z zimną wodą i owocami świeżo wyjętymi z zamrażalnika, zawiązanymi w gazę. Początkowo wyglądało średnio. Im dłużej na ogniu, tym więcej barwnika oddawały owoce.

Woda w garze zagotowała się i tak gotowało się ponad godzinę. Pachniało słodkawo, bo to przecież dobry owoc na soki, dżemy, czy nalewki. Po czym długo stygło. Po nocy w wywarze, podgrzałam jeszcze raz wełnę. Przed podgrzaniem, zimna wełna wyglądała na szarą, taką szaro-szarą, myszowatą, ale płyn miał dużo ładniejszy kolor.


Później wylądowała na zewnątrz i stygła wraz prawie litrem octu. Dodanie octu wyciągnęło czerwony barwnik na światło dzienne. Z szarości zaczął się wyłaniać inny kolor.
Płukaniu nie było prawie końca. Bardzo żałowałam, że nie mam niczego, co można byłoby do gara jeszcze włożyć. W końcu roztwór był dość silny. Owoców było 2-3 krotnie więcej niż ważyła wełna. 
Schnąc nitka zaczęła się trochę luzować. Nie podobało mi się to. Ale ostatecznie, po czasie, już mi się podoba. 


Wyglądało na to, że przędza zabarwiła się jednakowo, równo. Gdy wyschła, dało się zauważyć jednak różnice tonalne, ale przypuszczalnie, duża w tym rola samego skrętu. Gdy mocniejszy, barwa też wydaje się być ciemniejsza. Jaki ma kolor ? Sama nie wiem, w zależności od warunków oświetlenia, jest inna. Taki chłodny brąz, ale w odcieniach fioletowo-różowych. 


A rok temu wyglądało to zgoła inaczej - świdośliwa 2014

Skoro jesteśmy w temacie naturalnym, w końcu ruszyły moje pomidory. Tzn zaczęły powoli dojrzewać. Mam nadzieję, że teraz to już kwestia tylko czasu. Ze 3 tygodnie temu przeniosłam je na górny taras, bo na dole miejsce potrzebne było na drewno do kominka. Akurat walnęło im w te upały, bo na tarasie było ponad 50 st C. Mimo podlewania, liście im się rozjaśniły. Jakby niedożywione, a przecież dostają kurzy nawóz. 
Póki co, są takie. 
 
Ten ciemny, to to 'Black Cherry' (dostałam sadzonkę).


 Podłużny, czerwony (za czas jakiś)  'Zyska'.


 Czerwony w paski (dopiero się wybarwia) 'Tigerella'.


 I żółte grona 'Cytrynka groniastego'.


Zapomniałam o zdjęciu malutkiej 'Bajaji', ale nadrobię. 

Z radością też czekam aż dojrzeją jeżyny. Niewiele, ale pierwsze owoce po tym, jak jeżyna odbiła z korzenia po dwóch latach ! Wcześniej była wielkim krzewem, obficie rodzącym owoce i szlag ją trafił w srogą zimę. Nie wykopałam, na szczęście. Odrasta po dwóch latach od pierwszej śmierci. Ot, siła życia. :)




19 sierpnia 2015

Się Porobiło - cz. 127 - Trojaczek.

I znowu będą zdjęcia wieszaczkowe. :) Chwilami w konkretnych porywach wiatru. Cóż Idealna (mój manekin) nie ma wakacji i została w domu. A wieszaki przecież mam tutaj. :)
 
Trochę bezmyślnie kupiłam kawałek cienkiej, melanżowej dresówki (cienka dzianina bawełniana). Wiedziałam na co kupuję. I gdyby to było tylko to, co na początku miało być, wszystko byłoby dobrze. Ale mnie się zachciało czegoś jeszcze. Moje szczęście, że była jeszcze dostępna dokładnie ta sama tkanina i udało się szybko dokupić. Dresówka jest cienka, ale z niewielkim meszkiem od spodu. Przy czym mięciutka, jak nie wiem co. Wcale się nie dziwię, że mamy chętnie kupują taką dla dzieci, bo każdemu maluszkowi musi być w takiej tkaninie rozkosznie. Mnie też. :)
Do tej pory nie bardzo lubiłam taki melanż. Koszulki szare wydawały mi się bez wyrazu. Na dodatek, jakościowo też nie kojarzyły najlepiej. Ale ten szary, jasnoszary jest jakiś inny. Coś mnie tknęło, że chcę spódniczkę sportową taką właśnie tulipanową (model dość popularny w necie) i właśnie w tym jasnym melanżu. To był strzał w 10 !

A później zachciało mi się lekkiej bluzy z długimi prostymi rękawami, bez mankietów (rękawy są aż po połowy dłoni). Reglanowej bluzy. Dekolt miał być trochę łódkowaty (tzn nie typowa łódka, ale lekko odkrywający ramiona). Taki podkrój przy szyi uwidacznia bieliznę, czego nie lubię, stąd z założenia potrzeba noszenia pod spodem koszulki. Wielowarstwowość sprawdza się gdy poranki i wieczory chłodne. Więc niewiele brakowało, by podjąć decyzję o skrojeniu dodatkowo dłuższego podkoszulka. Ostatecznie jest  trojaczek. :-)













17 sierpnia 2015

BFL - się ukręciło.

Niniejszym donoszę, że... nastał koniec. :)
Dokończyłam. Czyli druga część tego, co tutaj. I, jak ktoś myślał, że wrzecionem nie można się uszkodzić, to był w błędzie. Nie ukułam się, jak w bajce, nie zasnęłam głębokim snem. Wręcz przeciwnie, w nocy obudziło mnie rwanie ręki (od łopatki po kciuk). Po prostu się przesiliłam. Na wrzecionie podczas podwójnego skrętu w 2ply niby tylko ok 60 gram, ale widać za dużo w połączeniu z ciężarem wrzeciona.  Nie ma, jak maść reklamowana dla staruszków. Tzn maść jest w ten sposób reklamowana w tv, co oczywiście nie przesądza o jej zastosowaniu tylko dla tej grupy wiekowej. :-)
No dobra, ostatecznie doszło mi 298 m i 353m, co razem 1217m w ok 240g



I tym samym, ostro przetrzepałam zapasy czesanki. :)

15 sierpnia 2015

Sierpniowo ogrodowo

Od zawsze piszę, że nie przepadam za lipcowym słońcem. Co innego sierpień.


 Z radością odkryłam przedwczoraj, że w oczku pływa malutka rybka. Nie jest piękna, taka mlecznoróżowa z mała pomarańczową plamką na brzuszku, ma ok 2 cm długości. Ma czas, wybarwi się, jak dorośnie, ale cieszę się, bo to znak, że rybom jest w oczku dobrze. Tata mówi, że pewnie nie jest sama, ale póki co, więcej maluchów nie widziałam.
Jest sierpień, więc pora na milina. Uwielbiam te pomarańczowe trąbki.


Gdy w lipcu dawało słońce i wysokie temperatury, dało się zauważyć, że rośliny rosną inaczej. Był moment, że wyglądały jak we wrześniu. Mimo podlewania, wszystko zwariowało. 

Ale mnie już wcześniej rozczarowanie wzięło, gdy z roślin, przeznaczonych do farbowania naturalnego nie wyrosło nic. Ani farbownik, ani rokosz (kartamus), ani indygowiec. Małe aksamitki, bardzo przejęły się faktem, że z opisu miały być małe i są naprawdę miniaturowe. Szczytem wszystkiego jest... ciemnoczerwona, krwisty dalia, która... wygląda właśnie tak, jak na tym zdjęciu niżej. :)))


Z dwóch paczek czerwonej cyni też szału nie ma. Ale chociaż coś rośnie.


Honor roślin próbuje utrzymać dalia czerwona, która początkowo kwitła  na tak krótkich gałązkach wyrastających z międzywęźli, że nie było kwiatu widać spomiędzy liści. Zbieram każdy kwiatostan. Suszę, może będzie do prób farbowania.


 Dwa dni temu udało mi się upolować w ogrodniczym angielską pnącą róże. Różowo-różową. Musiałam ją przywlec, no musiałam. Miejsca jej ustąpiła częściowo nawłoć, która też wyglądem ani kwiatem na dziś nie zachwyca.


 A na sam koniec piękna kremowo-biała róża, Fryderyk Chopin. Pachnie cudownie.


Pomidory powoli dojrzewają. Ogórki, porażka. Nawet trawniki są takie sobie. Następny post będzie twórczy. Już czeka w kolejności, bo mi się tutaj małe zaległości piśmienne porobiły. A dzieje się trochę ;-) Pozytywnego ! Dzięki tym, które trzymają kciuki tak, jak prosiłam. :-)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...