Zaczęło się dość szybko, bardzo optymistycznie, jednak zaraz po wczesnym ociepleniu, zrobiło się dość zimno, po czym sucho i bardzo ciepło. Takie wahania temperatury i braki wilgoci odbijają się mocno na ogrodzie, który nie znajduje się w zasięgu ręki. Nie można wyskoczyć z konewką, czy wężem, gdy pogoda tego wymaga, czeka się na weekend, który z kolei okazuje się być mokry, ale nie na tyle, by tygodniowe słońce nie zdążyło wypalić trawy. Wielokrotnie pisałam, że ziemia u mnie słaba, wcześniej jeszcze rodzice nawozili nowej ziemi, ja już sporo też dosypałam, kombinowałam też z różnymi ulepszaczami struktury (nie pamiętam, jak się nazywało coś, co miało spowodować, że woda zacznie być zatrzymywana w glebie). Pic na wodę. Zawsze na początku intensywniejszego podlewania, muszę dosłownie rosić, by ziemia chłonęła wilgoć w głąb, by woda w kroplach nie kulała się po powierzchni.
Póki nie będę miała możliwości wczesnego podlewania, czyli nie będę dyspozycyjna w dowolnym dniu (czy, emerytura), to chyba nic się nie zmieni.
Jednak w tym roku wyjątkowo nie mam trawnika. Owszem, co roku z początku jest spory problem, żeby trawa ożyła, nabrała wigoru i soczystości. W tym roku w dużej części trzeba będzie trawniki zregenerować od podstaw. Wiosną złożyło się dość późne nacinanie z wykoszeniem zimowych suchości, z nawożeniem i ... brakiem deszczu. Tak się wrednie złożyło, że nie bardzo mogłam przyjechać i podlać. Owszem, trochę padało, co uspokajało moje sumienie... ale trawę ostatecznie chyba niszczyło.
Za to dziwne, jak inne rośliny dość dobrze się prezentują. Po epizodycznym wręcz wybuchu wiosny (80% wiosennych roślin podziwiałam już w formach przekwitniętych, np. konwalia kwitła w kwietniu ! i miała wysokość 4-5 cm, była praktycznie bez liści !), lato wydaje się być przyspieszone, ale stabilne. Przesunięcie w czasie (szybsze kwitnienie) przechodzi większość roślin. Juka ruszyła w czerwcu, a milin już się rozkręca, a zawsze kwitnie w sierpniu. Wszystko jakieś 3 tyg szybciej.
Udało mi się dokupić margaretki, jeżówki i ... no właśnie, nie pamiętam nazwy czerwonej (wieloletniej) rośliny.
W wolnej chwili fajnie jest móc się zresetować tam, gdzie akurat ludzi niewiele. Ot, chociaż na chwileczkę.
A pies przecudnej urody, az sie chce tego futrzaka wysciskac. Ogrod to zawsze wyzwanie i niewiadoma. Twoj prezentuje sie krolewsko!!! Magdalenka
OdpowiedzUsuńDziękujemy za miłe słowa o psie i ogrodzie.
UsuńPozdrawiamy
Ten krzew z czerwonymi kwiatami to milin. Zarówno ogród jak i otoczenie cudne , a pan Pies cudo nad cudami. Pozdrawiam serdecznie elaR
OdpowiedzUsuńChciałabym żółtego milina, ale po tylu latach, kiedy spotykam tylko pomarańczowo-czerwone (fakt, nie szukam intensywnie). zaczynam wierzyć, że one, jak jednorożce :D
UsuńPozdrawiam
Milion mam mały na razie to pewnie nie zakwitnie. A czerwona roślina obok jeżówek to nie wiem co to ale ładne. W kwestii trawnika - u mnie jest najmniej ważny. Nie podlewam wcale bo pożytku z niego w kuchni nie mam. Ważne żeby warzywa rosły. Ale mam żabę u siebie taką samą. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak, tak Basiu, milin Ci zakwitnie. Mój łaskawie raczył dopiero po 8 latach. :) Ale od tego czasu, jest niezawodny. Nawet, jak wydawało się, że zima mu mocno dowaliła (milin potrafi regenerować się po zimowych przejściach nawet i do czerwca !), spokojnie ruszył w zielone i później zakwitł.
UsuńU mnie trawnik ważny o tyle, że jest go większość. Mam bardzo słabą ziemie i straciłam wiarę, że można coś z tym zrobić, więc z warzyw obecnie... tylko pietruszka na natkę. :D
Rechoce Ci żaba ? Bo moja jakoś zdecydowanie inaczej, niż książkowo, jakby gdakała ? :)))
Pozdrawiam !