Pages

30 sierpnia 2012

Nowe falki

Moje osobiste falenopsisy od dobrych dwóch lat moją chęć, by zakwitły, mają głęboko w korzonkach.  Czasy świetności moich falków są niestety przeszłością. Licho wie czemu. Podejrzewam, że zmęczyły się zbytnią troskliwością, więc teraz, w wakacje, dosłownie je ... hmmm... miałam w nosie. Chyba raz, odkąd wyjechałam na działkę były dobrze podlane, może 2 razy nawilżone. Nie powiem, by jakoś specjalnie im to zaszkodziło. Na razie po nich nie widać. Może się ulituję i zmienię im podłoże. Tylko trzeba jechać i coś kupić, a to nie wiadomo kiedy nastąpi.
Póki co, obdarowano mnie 4 nowymi. Zdjęcia nie są najlepsze, bo robione późno, ale niestaty, ostatnio gonię czas. 
Biały dostałam na działkach, od sąsiadki. Był tak zlany wodą ze sklepu, ze nie został jeszcze podlany, a mam go 3 tygodnie.

Trzy kolejne przytaszczyła moja przyjaciółka w ramach urodzinowego prezentu. Każdy nie dość, że innego koloru, to pędy kwiatowe ma inne. Wcale nie było mi łatwo uwiecznić w kadrze. Też były konkretnie podlane. Mam nadzieję, że jak się wysuszą, zawstydzą moje i leniuchy zakwitną. :-)




26 sierpnia 2012

Żegnaj lato na rok...

Od wczoraj w domu, tzn w blokowisku. Wracałam w nerwach, bo coś mi blokowało chwilami pedał gazu. Dziwnie, bo nie zawsze i to w połączeniu ze sprzęgłem. A, dywanik haczy, pomyślałam, bo przeciez odkurzałam pracowicie dzień wcześniej. Ale tak jakoś nie ufałam własnej odpowiedzi do końca. Dojechałam i patrze, że w sumie... wszystko gładko, płasko leży, o haczeniu nie ma mowy. Więc poprosiłam sąsiada o konsultację. Dziś czekając na niego, bo poszedł po jakiś smar w sprayu, machałam nóżkami po tych pedałach, na sucho, bez włączonego silnika i ... jest ! Pojawiło się. Patrzę pod nogi, jak nimi ruszam i jak dociskam sprzęgło mocno do podłogi i się wysprzęgla, podhacza dywanik konkretnie, bo podnosi na całej szerokości, że czuję też opór jakiś w pedale gazu. Po zdjęciu nóg z pedałów dywanik grzecznie ląduje na podłodze i ani myśli przyznać się do psot. Złośliwiec jeden ;-)
Wracając do wczoraj, po wejściu do mieszkania, Filon nagle wrócił z pokoju utykając dość konkretnie na przednią łapę! Kurcze, przecież nic po drodze się nie stało. Na szczęście skończyło się na wielkim strachu, bo ja panikara w tym temacie jestem, to już wiecie. W połączeniu z tym blokowaniem pedałów normalne rozbolał mnie żołądek i już przeklinałam ten powrót. A jeszcze godzinę wcześniej było tak... spokojnie.
Jutro do pracy...





24 sierpnia 2012

Zioła

Nie chwal dnia przed zachodem słońca. O mądrości ludowe. ;-) Dziś było dokładnie tak. Najpierw przed południem gorąco, zero chmur, już myślałam o leniuchowaniu w stroju słusznie skąpym, a tu co... nagle pokropiło, a później się rozpadało. I to z czego ? Ogólnie szaro się zrobiło, tak jednolicie i, o właśnie tak, jak poniżej.


Wcześniej udało mi się zebrać trochę ziół. Mało. Przegapiłam okres ścinania mięty dlatego też przycięłam rosnąca, wyrzuciłam, poczekam na świeże listki. Oregano ładnie wygląda, a estragon mam po raz pierwszy. Nie bardzo wiem do czego, bo niewiele używałam do tej pory. Melisę, szałwię, lubczyk i coś tam jeszcze mi wcięło przez zimę. Bazylia w donicach też słabo wschodziła. Rośnie w miarę, ale i jej mało. 

Estragon
 Oregano
 Mięta

Dużo macie własnych ziół ? Czy tylko kupne stosujecie ?


Sierpniowe leniwe słońce

Wiosenne też bardzo lubię. Ale już lipcowe jest często nie do zniesienia. Chciałam ogólnie napisać, że letnie słońce, czyli słońce lata, ale od razu skojarzyło mi się z temperaturą letnią, niegorącą, a to zdecydowanie nieprawda. Przynajmniej w naszym klimacie upalne lato potrafi być bardzo męczące.
Słońce w sierpniu jest zdecydowanie inne, zdecydowanie lepsze, zdecydowanie, takie moje. ;-)


Na tych ostatnich zdjęciach widać, jakie wielkie porosły drzewa. Sąsiad część iglaków mi konkretnie poskracał na ich wysokości.  Świerki zostały nietknięte. Są rajem dla ptaków. Chyba dlatego pełno ich w tym roku. Przy takim drzewku Filon jest malutki. :-) A gałęzie dolne są wycięte na ok 1,5 m od podłoża. Sadzony był ok 15-16 lat temu. Nie miał nawet metra.



20 sierpnia 2012

Się Porobiło - cz. 47 - Kto w trawie piszczy


  





Ot, taki mały Elf ... 

Mówi tylko, że ma Joszko na imię. A niech mu.

Dokładnie odpowiada mym wyobrażeniom z piosenki Anny Marii Jopek. Co prawda tam chodzi o innego Joszko, ale ten mój jest właśnie taki.





19 sierpnia 2012

Się Porobiło cz. 46 - Z dziurką

W końcu odważyłam się otworzyć masę ceramiczną. Skąd obawy ? Bo tak naprawdę, zbyt wiele rzeczy chciałabym z niej mieć, nie bardzo wiem, jak się zachowa, czy otwarta i odłożona na bok, zbyt szybko nie zaschnie. A czemu masa ? Bo na glinę nie mam warunków. Masa utwardza się sama, bo ona z tych samoutwardzalnych. Z gliną byłoby więcej zabawy, bo jej barwienie, to też inna bajka, no ale realia... brak możliwości wypału, ot cała prawda. Gdzieś mi mignęło w necie, że można glinę wypalać w kominku, czy ognisku, no ale jak ? Zero więcej informacji. Tylko była taka notka jako odpowiedź na czyjeś zapytanie. Pytałam nieśmiało na blogach u osób tworzących, ale niestety... nie podjęto tematu. Rozumiem, że każdy ma swe małe tajemnice, że nie wszyscy chcą się dzielić swą wiedzą i doświadczeniem. Części zależy na pokazie wyrobów, ewentualnych klientach, czy uczestnikach warsztatów. Pod tym względem świat blogów dziewiarsko-szyjących jest nieco inny. Owszem, są li tylko pokazowe, ale jest też cała masa przesympatycznych osób, które dzielą się swym doświadczeniem i wiedzą. I dzięki za nich !
To tyle, tytułem wprowadzenia w temat. Teraz polecą hurtem zdjęcia. Masa schła nocą na zewnątrz. Pogoda wczoraj była upalna, obawiałam się, by temperatura nazbyt nie przyspieszyła procesu utwardzania, stąd pomysł na naturalną, wilgoć z podlewania działki. Co z tego będzie ostatecznie, się okaże. Wszystko zależy od wytrzymałości samej masy. Wiadomo, że jako guzik, nie będzie mogła uczestniczyć w procesie prania. Ale, że to będą raczej ozdobne, pojedyncze guziki, to zawsze można je przed praniem odwiązać, prawda ? ;-)


17 sierpnia 2012

Się Porobiło cz. 45 - Właściwie, to dalej się robi...

Jeszcze 1/4 przędzy barwionej uprzednio przede mną, ale już pokazuję ciekawym, co mi wychodzi. Właściwie jest nieźle, bo kolory dość ładnie się zbiegają z dwóch nici. Licho wie, jak to z kolei wypadnie w dzianinie. Na razie pomysłu na tak małą ilość przędzy (poza skarpetkami), to nie mam, więc wszystko możliwe, że farbiarnia będzie pracować dalej, ale już po przyjeździe do blokowiska.
Ledwo mi całość weszła na wrzeciono. Już było ciężko trzymać.

Przewinęłam sobie przędzę na kartonik po tonerze :-P i mogłam zrobić Wam piękne zdjęcie. Kolorki zaskakująco dobrze układają się w prawie równe porcje.
W zwoju nie wygląda już tak pięknie, bo ja cały czas nie potrafię jeszcze zrolować zwoju przędzy w ładny sposób. :(

Na razie mam 156 m w 2 ply. Może z tego, co mi pozostało uda się dobić do 200 m, ale cienko będzie.

Edytuję: Dokręciłam resztę. Czyli kolejne 60 m. Co łącznie daje 216 m. Pomoczyłam w occie, wyprałam i schnie.


16 sierpnia 2012

Singiel, póki co.

Aż musiałam sprawdzić, jak się 'singiel/singel' pisze. Już (co za już, bo od 2006 roku !) spolszczona, zmiękczona forma 'singiel' też jest ok. 
Wracając do tematu... Kolorowa czesanka się kręci. Mam już jedna porcje singielka, dokręca się druga. Chyba skręcę razem, nie będę kombinować z navajo. O ile się nie mylę, navajo kręcone z jednej nici dałoby mi  przędze w kolorze bardzo zbliżonym do obecnego, 'skróciłoby' tylko odcinki danego koloru. Łączenie w 2 ply da szansę, by kolory się zmieszały. Robiłam już podobnie rok temu z zielenią i bielą. Tutaj widać bardziej melanżowo-pasiasty efekt. Wydaje mi się, że w przypadku łączenia właśnie taki trochę 'dzikich' kolorów, całość w dzianinie wypadnie lepiej. Oczywiście mogę być też i rozczarowana efektem splotu. Ale, jak nie spróbuję, to wiedzieć nie będę. 



Co do kolorów i barwienia wełny. Tym razem, jak pisałam, farbowałam tylko czystymi barwnikami. Jednak mieszałam ilości na oko, dorabiałam barwnika, co dało mi niejednolitość w kolorach porcji alpaki. Z resztą są takie fragmenty strzyży innego włosa, bardziej sztywnego, sprężystego, które ogólnie jaśniej się farbują.
Wcześniej farbowałam merynosa barwnikami tej samej firmy, jednak  miały na obrazku baranka, te obecne mają motylka z tym, że teraz jest opis, że i te z motylkiem są do wełny. Wydaje mi się, że wcześniej na tych z motylkiem nie było wpisu o stosowania do wełny.
Farbowałam też zielony i żółty z tym, że łamałam kolory mieszając z innymi barwnikami, przez co nie wyszły mi takie chłodne. Do żółtego doszedł czerwony, co nasyciło ciepłem ten kolor, a i zieleń mieszałam z żółtym, co bardziej ja stonowało i nasyciło, 'wyzieleniło', rzec by można. To tyle, jeśli chodzi o barwniki, a kolor wychodzący w farbowaniu, trochę  w ramach odpowiedzi na wypowiedzi z komentarzy posta poprzedniego.

Pogoda dziwna. W sumie wolę taką niż upały. Jestem jeszcze poza domem, niedługo zjazd do blokowiska. Mam rozdwojenie, w tym roku chyba bardziej je odczuwam. Z jednej strony chciałabym wrócić i mieć już wszystko uporządkowane, z drugiej wiem, że wszystko przede mną. Z jednej tutaj spokojniej, lepiej dla Filona, z drugiej szybciej się robi już ciemno, sąsiedzi jeszcze też są, mam kontakt z ludźmi, ale do września siedzieć raczej nie będę, jak bywało z mamą. Mam jeszcze tydzień tylko urlopu. W sumie nie wiem, czy dobrze, że go teraz mam, z drugiej... zmęczona też już byłam ciągła bieganiną, tzn może nie dosłownie, bo przemieszczam się samochodem, ale wiadomo, jak to było. Praca, po pracy zawsze coś do załatwienia (a to po coś do mamy domu, a to do mnie podlać kwiaty i zobaczyć, czy wsio ok, a to wet, a to sklep, a to cmentarz, czy inne 'coś tam') i pędem na działkę, bo tu przecież Filon siedzi od rana.
Moja koleżanka już dużo wcześniej pytała, czy człowiek ma taki guziczek, co go można na jakiś czas wyłączyć z bycia obecnym. A później włączyć i luz, żyć dalej. Przydałby mi się teraz bardzo, bardzo, bardzo.



14 sierpnia 2012

Kolorowe pranie

Przyznam się teraz, co robiłam przez weekend. 
Przywiozłam z domu już wcześniej trochę ecri alpaki. 
 A, że przechodziłam obok sklepu, gdzie czas się zatrzymał (drogeria rodem z lat 70tych, taki późny Gierek), nabyłam 3 kolory Kakadu. Tak bez przekonania weszłam, bo przecież do wełny chciałam, a o te nie tak łatwo. Ale kobieta miała. Krótkie pytanie o kolor, odpowiedź - zółty, niebieski, zielony. Zawsze mnie intrygowało przenikanie zółtego w niebieski i tworzenie zielonego, no więc poszło. 
Tym razem warunki polowe, właściwie trawnikowe, farbowanie przez zamaczanie w barwniku, później zawinięte w folię i buch... para w ruch. Czyli folia na cedzak, cedzak na gar, w garze wrzątek. I tak 30-40 minut. Później płukanie octem, chyba trochę miałam go mało więc kombinuję (nabywszy dziś), żeby wymoczyć później jeszcze przędzę. Licho wie, co wyjdzie. Może zbezcześciłam alpakę ? Kolorki wyszły, jakie wyszły. Użyłam 'pół mocy' barwnika, czyli po połowie opakowania. Początkowo żałowałam, że nie wzięłam innych, żeby trochę ocieplić barwy, ale... w końcu chciałam zimne odcienie, to mam.
Co będzie ostatecznie, czas pokaże. 
Tu zdjęcia tego, co było i co czasowo mam.






12 sierpnia 2012

Się Porobiło - cz. 44 - Zając Wędrowniczek

Może nie Tyrol, ale od czego wyobraźnia ? ;-)
Zdjęcia do rodzinnego albumu, jak najbardziej, ok. Prawda ? ;-) Z każdej strony, a co. Kto zabroni ? ;-)

I trochę szczegółów Zająca Wędrowniczka. Kijek niestety czasami przeszkadza zamiast wesprzeć pozycję Wędrowniczka, a może nie kij, a zbyt wiele w zawiniątku ?



10 sierpnia 2012

Płonie, bo lubię

Już rok temu pisałam, że uwielbiam ogień. W domu obcuję z otwartym ogniem jedynie w kuchni w palnikach kuchenki i świeczkach w pokoju. Ale nic nie zastąpi zapachu drewna palonego w kominku. 
Jak tylko jest okazja, to palę... Dziś wcale nie było jakoś zimno, ot trochę padało, a ja nie lubię wilgoci, to palę. Dorwałam się i palę. Ostatecznie miałam za duszno i za gorąco, pootwierałam okna i drzwi, by wychłodzić. Ekonomia pożal się Boże, ale palę - bo lubię.
Gapić się w ogień mogę bez końca. 
Skąd takie ciągoty, wszak jestem spod znaku słońca - lwa. Przy okazji, dziękuję za wczorajsze życzenia. ;-)

A póki co... płonie, bo lubię. ;-)
Mama jak co roku zadbała, by było co palić w kominku i przy płocie czeka 1m3 dobrego, przyciętego drewna. 
Więc płonie, bo lubię. ;-)





6 sierpnia 2012

Się porobiło - cz. 43 - Do ostatniego metra

Bolerko, czy sweterek, co kto woli. Taka mała forma na ramiona, zwiewna i powiewna z założenia. Inspiracja z netu. Tylko, że ja wzięłam to na druty z żyłką, poleciałam od razu z rękawami. W necie było prosto, prostokąty zszywane, które same tworzyły niby rękawki. Wykończenie przy szyi też było inne, na zasadzie niskiego, szerokiego golfa, ale takie już mam w ponczo, więc nie chciałam. Moje kończy się na obojczyku, nie dochodzi do szyi wcale. I fajnie. 
Naturalnie rozłożone odcienie koloru bodajże karmelowego. To oczywiście moje nazewnictwo, nie wiem, co na to hodowcy alpak, wiec przyjmę z pokorą uwagi, co do tego. ;-)

Całość prosta, elementy rozliczone, ale wszystko robione, tradycyjnie, na oko ;-) Pozostał ... niecały metr przędzy. :-)







Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...