Pages

27 czerwca 2016

Się Porobiło - cz. 160 - Koci Japanese Knot Bag

Bawełna leżała i czekała. Teraz, już w formie japońskiego 'tobołka' czeka na podróż do właścicielki. 


Wymiary i środek identyczny z moim zwierzątkowym
Przyznam się, że mój był szyty z myślą o śniadaniu do pracy, a już kilkakrotne pełnił zupełnie inna, bardziej godną i szlachetną funkcję. Oj, chyba to nie ostatnie torby w takim kroju. ;-)

Zaczął się czas wisienkowo-czereśniowy. Nie przepadam za wiśniami, co innego czereśnie, które mogę jeść na kilogramy. Jednak wypróbowałam proste połączenie wiśni z ciastem francuskim. Wyszło znośnie (bez cukru pudru dla mnie niezjadliwe :) ), ale bez artystycznego szału. W ten upał nawet ciasto francuskie wyjęte z lodówki nie chciało współpracować.


Smacznego i miłego tygodnia. W końcu oficjalnie ogłoszono wakacje. :)






24 czerwca 2016

Się Porobiło - cz. 159 - Nie tylko na EURO 2016.

Idąc na fali nie tylko emocji z Francji, ale i poprzednich piłeczkowych poczynań z koszulką domówiłam tkaninę, tym razem na zielonym tle. Zanim przesyłka dotarła z tego, co zostało po piżamie, wspierając się nieco czarnym dżersejem, wykombinowałam taką o to męską koszulkę.


Jak już dojechało piłeczkowe na zielonym, powstały dwie koszulki w rozmiarach męskich dużych. Początkowo sądziłam, że będą to tym razem koszulki z rękawkiem, ale nie.... Znowu ten sam krój, bo fajny. Cóż, z ojcem się nie dyskutuje, ważne, by nosił. A, że kibic zapalony lokalnej pierwszoligowej o biało-zielonych kolorach, to i dumnie chce nosić na mecze. Poprosił też o koszulkę dla brata. Panom, jak widać nie przeszkadza, że będą identycznie ubrani. :) Cóż.... :) Na szczęście nawet w jednakowych ubrankach bliźniaków przypominać nie będą. :)







20 czerwca 2016

Się Porobiło - cz. 158 - Krowia piżama z psem w tle.

Jak tylko w sklepie netowym Teofilów zobaczyłam inlerlock bawełniany biały w czarne łaty zaczęłam intensywnie myśleć, co z tego można mieć. Padło na piżamę. Spodnie długie i góra biała z rękawkami krowimi. I tak już tydzień temu powstała prosta piżama, która dopiero teraz doczekała się gumki w spodniach. :) Kto by pomyślał, że w domu już zabrakło, a kupować będę nieporównywalnie więcej czasu. :)


Ostatni weekend spędziłam wraz z Joszkiem na wystawie krajowej w Gdyni. Ciekawa byłam opinii sędziny z Litwy na temat mastifów. Dodatkowym plusem było położenie terenu wystawy, Gdynia park Kolibki. Jest to blisko morza, więc kusiła dodatkowa przyjemność spędzenia czasu nad zatoką. Przypadkowo (Ha ! Czy na pewno są przypadki ?!), śledząc wpisy na portalu społecznościowym 'Psa na urlopie' dopatrzyłam się, że niedaleko jest plaża przeznaczona dla psów, a google podpowiedziało, że jest tam też coś takiego, jak psi plac zabaw. Musiałam to zobaczyć. :)
Sędzina, urodziwa Litwinka (na zdjęciu to ta Pani w blond warkoczach!), była miła i skrupulatnie oceniała psy. Joszka 'widziała' dość obiektywnie, a to sobie cenię. Oprócz oceny doskonałej, dodatkowo otrzymał uznaniowe tytuły Zwycięzca Młodzieży i Najlepszy Junior. 

Do psiej plaży dreptaliśmy jakieś 1,5-2 km, ale co tam. W jedną stronę bliżej brzegu, na dość stromym zboczu, wróciliśmy już nieco dłuższą, ale zdecydowanie bardziej płaską trasą, po części dzieloną z rowerami.


Joszko nie dał się skusić nawet na zamoczenie pazura. :) Prawdopodobnie za wiele wrażeń od razu. Gdyby spokojnie odpoczął po wystawie, posiedział, poleżał na tej plaży dłużej, pewnie zamoczyłby nie tylko łapy. Pogoda jednak się zmieniała. I tak, sama ja wróciłam z piaskiem w skarpetkach, bo oczywiście musiałam zmoczyć spodnie po kolana. :-) Wideo jest dość rwane, bo próbowałam wyciąć te kilka kadrów, które się załapały na 5 minutowe nagranie. W dużej mierze w nagraniu jest plaża, plaża, czyli piach i tylko piach. To niestety uboczny efekt braku widoczności na wyświetlaczu telefonu w słońcu. :) Za jakość już odpowiada Bloggier, który sobie porządne wideo przerobił na... na to, co widać.




I oficjalnie powtórzę za własnym wpisem na FB, że zazdroszczę  trójmiejskim psiarzom, że mają takie miejsca. Fakt, że dostęp do morza jest mało osiągalny dla innych miejscowości, ale miejsce dla bezpiecznej zabawy psów w centrum miasta (za chyba niewielką kasę) mogą mieć i inne miejscowości. Tylko trzeba chcieć. I chcieć muszą psiarze, ale też nie-psiarze. W moim mieście niestety nie wyszło (póki co), bo pomimo, że był projekt w ramach budżetu obywatelskiego na 2016, ale nie miał szansy przebicie się w rywalizacji z boiskami szkolnymi, czy innymi projektami dla dzieci, które nota bene powinny i są finansowane z innych źródeł. Ale cóż... musimy i w tej dziedzinie dorosnąć.

Skoro o nieprzyjemnościach, to aż nasuwa się napisać o jeszcze jednej sprawie. Zostawiłam na transporterze kolegi z ringu kartę oceny Joszka, nawet nie wiedziałam. Telefonicznie umówiliśmy się, że mi dziś wyśle. Przygotował sobie w kopercie, zaniósł do samochodu, by nie zapomnieć. Niestety nie wyśle, bo u skradli sprzed własnej posesji samochód (a w nim była koperta). Nie potrafię nawet wyobrazić sobie tego, co poczuł i co dalej czuje.
A ja napisałam właśnie maila do gdyńskiego oddziału z prośbą o kopię. Powinno się udać. Oby i samochód się odnalazł. Chociaż wiadomo, jak to bywa... :-(

12 czerwca 2016

Się Porobiło - cz. 157 - Żółto patrzymy.

Oczka na żółtym kupiłam z myślą o spodenkach. Ale, że miałam jeszcze kupon żółty leżakujący już kilka miesięcy (chyba we wrześniu nieświadomie kupiłam zamiast 2 metrów, dwa razy po metrze - wówczas uszyłam koszulkę z długim rękawem) postanowiłam jakoś ożywić monotonię potencjalnej żółtej koszulki i tak, w zasadzie na samym początku powstało coś... co w zasadzie może pełnić funkcje dłuższej koszulki, tuniki, czy nawet sukienki. 
Ubranko jest lekko luźnawe od pach w dół. Matematycznie można powiedzieć, że pomijając oczywiście górę, od pach staje się trapezowe. I znowu manekin, mimo, że idealny rozmiarami, nie oddaje uroku ubranka. Lepiej wygląda na ludziu. :)


Spodenki powstały jako drugie. Są identyczne z tymi w owoce. Też mają kieszonki i są ściągane tylko gumką. Zdecydowanie lepiej wyglądają leżące na podłodze.


 Po zrobieniu zdjęć spodenkom, gdy powiesiłam górę ponownie na manekinie, dotarło do mnie, że przecież można (gdyby sukienka faktycznie okazała się w noszeniu nadto odsłaniająca, spokojnie można spodenki nosić w komplecie). :)

Na koniec małe pytanie. Może ktoś wesprze pomysłem, bo pomimo, że mało komentarzy pod ostatnimi postami, to po statystykach widać, że jednak trochę osób tu zagląda i czyta (albo chociaż przegląda zdjęcia :) ). Dawno temu, oczywiście w lumpeksie, trafił mi się kupon, coś jakby duży szal, czy chusta, a może faktycznie to nie kupon, a coś już skończonego. Nabyłam wówczas z myślą o prostej marszczone, długiej spódnicy. Ale jakoś się nie wykonało. Temat powrócił. Jednak teraz myślę o jakiejś sukience, trochę w stylu boho ;-) Nie wiem, jak z górą. Pewne, że nie bardzo odpowiadają mi cienkie ramiączka. Ale z kolei nie ma tyle tkaniny, by zrobić chociaż prosty przód i tył. Nie będzie na pewno na wykończenie skosów. Może wiec dołączyć dzianinę tshirtową ? A może co innego ? Dżins raczej za gruby.


Tkanina wygląda tak. W dotyku chłodna, nieprześwitująca. Składu nie znam, ale jeśli nie całą naturalna, to w dużej mierze. Mnie osobiście nic nie mówi napis na szlaku dolnym tkaniny. Może ktoś, coś ? ;-)



9 czerwca 2016

Się Porobiło - cz. 156 - Sweterek z islandzkiej cienizny.

Cienizna, w sensie grubości, czy raczej cienkości przędzy.
Najpierw było wielogodzinne przędzenie cienkich kilometrów. Po czym pierwsza odważna decyzja - pozostawić przędzę w singlu, nie dublować i... druga odważna decyzja - dziergać na drutach trójkach. Pewnie, gdybym miała dokręcane KP 2,5, to byłoby lepiej, ale cóż... Na skarpetkowych swetra nie udziergam, chociaż rękawki początkowo tak robiłam.

 
I tak przerobiłam całe 110 g z 300 g islandzkiej, w naturalnym odcieniu jasnej szarości lekko złamanej beżem w krótki, prosty sweterek.  Z założenia, nie maił być zapinany tylko zakładany, a raczej noszony luźno, jak to teraz się nosi takie 'coś' niezobowiązujące, ale jednak grzejące. :) Wyobrażacie sobie ? 110 g na sweterek w rozmiarze 38. :)))

Po skończeniu sweterek był nieco taki wymięty, bo wełenka delikatna nad wyraz. Dobrze to nie wyglądało, bo poza tym, że nie lubię typowego blokowania, naciągania, szpilkowania, nie bardzo mam możliwość dokonywania takich cudów.  Nie mając oddzielnego pomieszczenia, by wyłączyć je na czas blokowania z użytku, wykorzystałam moją kobietę Idealną, czyli manekina. I tu zaprocentowała dodatkowa kasa władowana w zakup Idealnej, w piankowej wersji, nie z plastiku, bo sweterek powisiał przyszpilkowany do manekina 5 dni i proszę, pięknie, równo, jak trzeba i ... na sucho. Perspektywa prania i suszenia, z prostowaniem nie rysuje się tragicznie, więc ubranie będzie pewnie noszone, co cieszy. ;-)


Pojęcia nie mam, jak spożytkuję resztę cienizny. Kusi bardzo, by jednak przerobić w dubel. Nitka pojedyncza straaaasznie delikatna. Zwlekam z ostateczną decyzją, bo przędza w moteczkach, więc dochodzi jeszcze przewinięcie tak, by dało się dublować.

Już kilka dni temu przerobiłam w podwójną nitkę barwioną 4 kolorami nowozelandzką wełnę. Tym razem starałam się robić 'grubo'.  Ha ! grubo ! :-))) Wyszło 759 m (370,5 m+388,5 m) w dwóch motkach. Czyli nieco grubiej jednak wyszło, jakieś 20% grubiej. :)  Kolory zdecydowanie stonowane, na szczęście zbieżne ze sobą w obu motkach. :) W dzianinie dopiero pokaże swoje prawdziwe oblicze. Zobaczę, jak rozłożą się kolory i co utworzą. Jaki ostatecznie wyjdzie na plan pierwszy.


Teraz, póki co, przestawiam się na szycie. Wełenkę zostawiam na trochę. Po głowie chodzi też pomysł na szydełko. Może się wykrystalizuje.






4 czerwca 2016

Się Porobiło - cz. 155 - Nie tylko dla kibica.

Upatrzyłam sobie bawełnę w piłki już dawno, ale chciałam dokupić jeszcze jakieś tkaninki, więc czekałam na to, co mi wpadnie w oko. Przyznaję, długo to trwało. Finalizując zakup (a koszyk był przygotowany od kilku dni, bo robiłam zakupy netowo), pojawiła się informacja, że jest problem w koszyku, bo zmieniła się ilość towaru w sklepie. Oniemiałam, jak okazało się, że ktoś kupił tkaninę w piłki ! Ale udało się dogadać z firmą Teofilów z Łodzi i dostałam to, co chciałam. Co prawda z czerwieni zrobił się pomarańcz, ale wykończenie czernią nadało uszytkowi dorosły charakter. Przynajmniej tak to odbieram. :)
 Ojciec, zapalony kibic (piżama w piłki z identycznej bawełny) jest zadowolony. Ot, taki wcześniejszy prezent na 'dzień ojca'.

Szyło się fajnie. Bawełna nie jest jakoś specjalnie rozciągliwa, ale miła w dotyku i przyjemna. Wzorem oczywiście była inna koszulka, która sprawdzała się w bojach.


Z ubiegłorocznej sukienki w czereśnie/wiśnie zostało na tyle jeszcze materiału, że udało się wykroić krótkie spodenki. Prawdę mówiąc, tkaninę nabywałam tylko z myślą o spodenkach a, że wyszło inaczej... ;-) Spodenki są luźne. Na manekinie, przyszpilkowane nie wyglądają zbytnio atrakcyjnie, ale już


Przekombinowałam i ostatecznie metka znalazła się z prawej strony, ale już nie chciałam wypruwać. Niech będzie taka oryginalność. :)

Co prawda spodenki takie nie są specjalnie wyjściowe, ale pogoda za oknem chyba wkrótce wymusi, by chociaż na co dzień już wyluzować. Lubię ciepło, ale ostatnie dni są bardzo męczące, bo nie dość, że upał zrobił się z dnia na dzień, to jeszcze jest duchota taka, że ehhh. 

Skończyłam (!) prawie już sweterek z cienizny i powoli kręcę nowozelandzką nitkę z ostatniego farbowania. Przyznam, że póki co, bardziej przyjazne wydaje się przebywanie z tkaniną, a nie z wełną. Ale ciągnie i kusi jedno i drugie. :)






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...