Pages

30 października 2018

Się Porobiło - cz. 222 - Poplątane sznureczki

W necie zobaczyłam. Spróbowałam. Mam chęć na dalsze, bardziej ambitne plątaninki, ale póki co, do dyspozycji mam tylko mulinę, jakieś resztki z dawnej przeszłości.







15 października 2018

Jesień idzie przez park...

Piękna jesień w tym roku, jak i piękne lato było... 
Miał być post jeszcze trochę wakacyjny, ale mogę następny, bo nie mogłam się oprzeć, by nie wkleić kilku zdjęć ze spaceru w parku miejskim. Park grudziądzki ma długą historię, o której dużo lepiej poczytać można tutaj
Co prawda, w sadzawce nie było łabędzi, które doskonale pamiętam z dzieciństwa, same kaczki (politycznie ? ;-)), może chwilowo... 


Wygospodarowano fragment parku na rosarium, czyli dawny Park Róż. Może daleko mu jeszcze do tego z czasów sprzed I wojny, ale mam nadzieję, bo początek jest obiecujący, że idzie to w dobrą stronę i tylko czasu potrzeba, by rośliny zrobiły swoje. 


Jesień... jesień idzie przez park... - kto pamięta piosenkę Czerwonych Gitar ? ;-)



















7 października 2018

Się Porobiło - cz. 221 - Tunika ?

Trudno nazwać to odzienie.
Zwykła, prosta narzutka z jedwabnej nitki, którą to w końcu (właściwie już w początku września) udało się przerobić na... no dobra, prostą tunikę.
Nitka miałą wiele prób zaistnienia w dzianinie, nie mogłam się zdecydować. 
Nie wiem, czy to wina samej nitki, czy koloru, ale z nic nie mogłam trafić w jakiś fajny ażur z dużą ilością dziur, który wypadałby dobrze. Ani cienkie druty, ani grube się nie sprawdziły. Pozostały wielkie, nierówne 'dziury' z grubych drutów. Być może dzierganie drobnych oczek na cienkich drutach też da fajny efekt, ale nie miałam pomysły na takie 'coś'. Z tyłu głowy siedziała informacja, że tej nitki niestety, nie ma dużo.

Wszystkie pomysły kręciły się wkoło czegoś ażurowego nakładanego w chłodniejszy letni dzień na bawełnianą koszulkę. Najpierw prosty ażurowy komin, ale nie szło dobrze. 2-3 podejścia i klapa. Później w oko wpadła mi taka tunika zszywana z szerokiego prostokąta i już prawie była gotowa, tylko okazało się, że zostanie mi nitki. Taka ilość, z którą nie wiadomo, co zrobić. Nie jestem na tyle naiwna, by uwierzyć, że trafię z kolorem ponownie i się dopasuje. Sprułam i zdecydowałam się na to, co wyszło.


Ubranko jest proste du bólu i takie z założenia miało być. 
Zdjęcia nie oddają jego uroku. słońce zrobiło niefajne cienie, czego jakoś nie było widać podczas robienia zdjęć, a jednak soczewki aparatu widziały świat inaczej niż moje oczy. 


Nitka jest nierówna z zamysłu. W słońcu kolory nieco ciemniejsze niż w naturze. No tak wyszło.


Dziergało się nieco kłopotliwie. Nitka chyba jest bardziej tempa niż czepliwa. Ale nie jest jakoś źle, bo z przyjemnością i nadzieją myślę o kolejnych metrach. 

Chętnie przygarnę pomysły na 'coś' z jedwabiu. Macie ? ;-)

A za oknem jesień... piękna, póki co... jesień. I niech tak pozostanie... do wiosny.







1 października 2018

Ustka, na chwilę.

Wizyta w Ustce była niedługa. Założenie było takie, że nie idę na plażę, ale pochodzę po mieście, pooglądam. Jednak chodzenie z Joszkiem trochę ogranicza, bo nie tyle, że nie wszędzie mogę wejść, co pies staje się atrakcją. Nie stronię od ludzi, ale jednak jest to żywe zwierzę, nie pluszowe, więc jeśli widzę, że już go ludzie męczą, po prostu odchodzę. I w Ustce było bardzo podobnie. Na dodatek durnie opłaciłam miejsce parkingowe, więc również musiałam uwzględnić fakt, że będę musiała podejść do samochodu i opłacić dalej.
Udało się odwiedzić ustecką syrenkę, pochodzić trochę po nabrzeżu, jednak z dojścia do ławeczki Ireny Kwiatkowskiej z przyczyn, co wyżej, musiałam zrezygnować. Dodatkowo zrobiło się bardzo gorąco i duszno.


 Ruchoma kładka portowa właśnie zaczęła się przesuwać, otwierając wejście do portu dla wycieczkowca.


Oczywiście zdjęcie z ustecką syrenką i poproszenie jej o spełnienie życzeń. ;-)


 Widok w kierunku plaży wschodniej.


Latarnia morska w Ustce, jakże inna od tych, które do tej pory zwiedziłam. Taka, jakby przy okazji budynku mieszkalnego. ;-)


I wspomniana próba pospacerowania promenadą wzdłuż plaży. Niestety, tłum ludzi zaczepiających Joszka zniechęcił. Z wielką przyjemnością porozmawialiśmy z jedną niewidzącą panią i jej rodziną, która dokładnie 'oglądnęła' rękoma psa, bo nie mogła sobie wyobrazić psa takich rozmiarów. Jednak po czasie okazało się, że w Ustce jest wycieczka osób z problemami wzrokowymi i trochę mnie to przeraziło, bo kolejni chcieli też Joszka dotykać.

Nie udało mi się skosztować usteckich lodów (w tej lodziarni przy latarni morskiej), bo nie wiem dlaczego, pani  w środku sobie myła podłogę około godziny 14.00 i na dodatek koniecznie chciała płatności gotówką. :( 
Może to kolejny powód, by wrócić do Ustki w przyszłym roku ? ;-)

Bardzo mi się podobała zabudowa Ustki. Mają jeszcze sporo do odnowienia, ale to, co już jest zrobione i odnowione, prezentuje się bardzo ładnie. 





 Odpoczynek w cieniu, pod kościołem okazał się być dla Joszka najlepszy.

Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym nie wychwyciła takiego miejsca, jak widać, przyjaznego psom. ;-)









Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...