Pages

25 listopada 2013

Się Porobiło - cz. 78 - Robię na szaro.

Poprzedni post był szary w estetyce, barwniejszy w treści, jakoś nie zdobył serc czytających, ten pewnie podobnie, chociaż zdjęcia będą trochę 'nowsze', ale treść jednak banalna. 
Przerabiam kupiony ponad rok temu w WoW merynos 23 mic. Naturalnie szary. W zamyśle miał zostać przerobiony na szal-otulacz do jesiennej flauszowej kurtki. Kurtka po przyjeździe okazała się być o ton jaśniejsza niż pokazywało jej zdjęcie na monitorze, a tym samym bardzo zbliżona do koloru merynosa. Tym samym, przędza czasowo bez przydziału zadaniowego.
Uwierzycie, że oprócz wspomnianej kurtki, nie mam żadnego szarego ubranka ? ;-)



Na zdjęciach 2 moteczki po 50 g każdy, trzeci na wrzecionie, a czwarty jeszcze w fazie czesanki. Bardzo przyjemnie się mi obrabia, chociaż przy drugim motku, jakoś tak oblazłam trochę pojedynczym kłakiem. Możliwe, że byłam doładowana energetycznie, co przyczyniło się do obłażenia. A może ten merynos już tak ma. Nie wiem. Do tej pory specjalnie nie zauważyłam zjawiska.

Zapowiadają już zimę, słońce zaczyna się samo dawkować i widać go coraz mniej, stąd pomysł na szybkie ciasto. Padło na marchewkowe. Tym razem z przepisu Liski. Co prawda znalezione na portalu kulinarnym, nie na blogu i tam było akurat  z polewa z kakao, cukry, masła i wody.
Ciasto przyjemne, lekkie, wilgotne i szybkie w wykonaniu, no poza etapem tarcia marchewki. Ten zawsze można zmechanizować. ;-)


22 listopada 2013

Babskie gazety, czyli drukowana przeszłość.

Szperając w poszukiwaniu historycznego wydania Książki Kucharskiej wydanej przez wydawnictwo Wiktora Kulerskiego w 1915 (znalazłam ! - to "Nauka gotowania dla użytku ludu polskiego" Wiktor Kulerski, Grudziądz 1915), zatopiłam się trochę w archiwach z mego miasta, zwłaszcza w książkach adresowych. Swoją drogą - myślałam, że takie wydawnictwa pojawiły się dopiero w czasach telefonów, wraz i ich spisem. Ku mej ogromnej radości, odnalazłam ślady pradziadka - wpisy gdzie mieszkał z rodzina pochodzą z 1909 r). Nie wiem, czy podobne książki drukowano również w innych miastach, poza Prusami. Tak, czy siak, wdzięczna nie po raz pierwszy jestem  tzw niemieckiemu porządkowi. Zapadając się coraz bardziej w drukowaną przeszłość miasta i okolic, na szczęście nie każda była drukowana gotycka czcionką (!), wpadłam przypadkiem na ówczesną babską gazetę - dwutygodnik 'Moja Przyjaciółka'.

Zdjęcie pochodzi z zasobów internetu

Treść gazety (akurat to był numer z marca 1937) pochłonęła mnie, w pewien sposób zafascynowała. Pamięć podpowiadała, że podobne gazety widywałam w dzieciństwie u babci, tak przedwojenne ! Szkoda, że to tylko wspomnienie. Człowiek do pewnych spraw dorasta zdecydowanie za wolno. :-( Sama gazeta na pewno bardziej sensowna niż większość pisemek z naszych czasów, przede wszystkim bogata w treść. Od samego początku nie była broszurą lecz czasopismem z ilustracjami, z czasem nawet barwnymi. Pisana polszczyzną z ówczesnym słownictwem, szacunkiem dla czytelnika, co dodaje dziś smaczku. Informacje kulturalne o tym, co w świecie (może i troszeczkę ploteczek ;-) ), druk powieści w odcinkach,  poradnictwo 'okołodomowe', ale też i bardzo babskie, kobiece. Oczywiście kącik nie tylko kulinarny, ale też i modowy ! Tak, tak ! W gazecie oprócz zdjęcia modelki w modnej dzianinowej garsonce, zamieszczony sposób wykonania -  rozliczenie oczek, wełny i opis wzoru. Dodatkowo bieżące wiadomości, co na czasie, jak nosić, jak łączyć elementy ubioru, co na jaką okazję wypada, a co jest w złym tonie. Dodatkowo jak ubierać dzieci. O ile moda kobieca, ta tematyka, sposób porad bardzo mi zaimponowała, o tyle już na kolana powaliła moda dziecięca ! Chylę czoła przed redaktor naczelną.

Zdjęcie pochodzi z zasobów internetu

Pierwszy numer 'Mojej Przyjaciółki' pojawił się w lutym 1934 roku i czasopismo, jako dwutygodnik było wydawane aż do wojny w Żninie początkowo przez Alfreda Ksyckiego a później redaktor naczelną została jego żona Anna. Tutaj mała uwaga, że nazwisko wydawcy pisane jest też i jako Krzycki. Możliwe, że ma to związek z wymową pierwotnie niemiecką, a później już polską. 

Przy okazji szukania informacji, natrafiłam w necie na taki artykuł w Wysokich Obcasach. 
Jak dziś dorwać się do dwutygodników ? Ano, siąść wygodnie, z laptopem, czy netbookiem, zainstalować (jak kto nie ma) PlugIn-a do przeglądarek netowych (uwaga ! - dodatki są inne dla każdej z przeglądarek) umożliwiającego czytanie formatu DjVu i szperać w zasobach Bibliotek Cyfrowych. Sama korzystam z Kujawsko-Pomorskiej lub z Wielkopolskiej. Link do potrzebnego PlugIn-a można znaleźć np. na stronach Kujawsko-Pomorskiej Bibliotece Cyfrowej.

I, jak ktoś myśli, że proszek Persil, czy mydło Palmolive pojawiły się w Polsce dopiero w latach 80tych XX, jest w błedzie - to produkty przedwojenne. Ich reklamy, jak i wielu innych zdobią kartki gazety. :-) A inna dobra rada, może zainteresuje domowe ogrodniczki, z kącika porad czytelniczkom, polecany obecnie 'ekologiczny' oprysk z naparu tytoniu na białe motylki na roślinach (przypuszczalnie mączlika), skutecznie zadziała dopiero, gdy połączymy go z  detergentem. :-)

Wygląda na to, że jeszcze nie jeden wieczór jesienno-zimowy spędzę na lekturze 'z przeszłości'.



20 listopada 2013

Się Porobiło - cz. 77 - Kasztanowa kamizelka i zapytanie o druty.

Chyba kamizelka, bo to raczej nie jest sweter, chociaż z tymi rękawami, smętnie na wieszaku, to tak jakoś wygląda. Na ludziu jest zdecydowanie lepiej, ramie jest na właściwej wysokości i wygląda ok. Jednak ludź, czyli mój tata nijak do zdjęcia pozowanego namówić się nie dał, co pewnie każdy czytający doskonale zrozumie myśląc o własnym ojcu, czy innym chlopie. :)
Stąd zdjęcie 'tradycyjne', na wieszaku, który nigdy nie odmawia współpracy.


Całość, to 30 dag mieszanki 80% wełny i 'czegoś', bo niestety nie pamiętam, a banderolek już nie posiadam. Wełna była kupowana pod kątem zupełnie innej działalności, ale plany się zmieniły. Trochę leżakowała w szafie i teraz ma swoje 5, a może i 10 minut. Nitka jest bardzo przyjemna, miła w dotyku, dzianina ciepła, więc pewnie spełni swoje zadanie. 


Zamek specjalnie nie jest do końca ściągacza przy szyi, bo przecież by mógł 'udusić'. :-)  Trochę drażni mnie lekkie falowanie oczek w miejscu przyszywania ściągacza. Szyłam ręcznie, starałam się zachować naturalną linie wyznaczoną przez ścieg, ale miękka wełna i sztywny zamek nie do końca to udany mariaż. 
Całość robiona na drutach numer 6.

Przy okazji dziergania, spróbuję zapytać o druty. Muszę sobie kupić jakiś porządny 'zestaw', oczywiście z żyłką. 3-4 lata temu pierwszy raz zetknęłam się z zestawami końcówek do dziergania i wymiennej żyłki. Cena mnie powaliła i dałam spokój. Teraz temat powraca. Przeciętne druty też wcale tanie nie są i jak się chce już kupić kilka rozmiarów, to te zestawy są cenowo porównywalne. Pytanie tylko, czy warto, czy faktycznie są ok. Nie mam możliwości pracy na takich, nawet nie mam możliwości pomacania, pooglądania na żywo. Osobiście wolę druty lżejsze. Raz, czy dwa, ale to dawniej trafiłam na druty, które mają żyłkę źle złączoną z metalowym drutem, co uniemożliwiało pracę. Nie muszę kupować drutów już, teraz, zaraz. Póki co, pytam o szczere opinie. :-)




12 listopada 2013

Niemożliwe bywa jednak możliwe.

Hurra !
Niesamowite !
Będę miała książkę o przędzeniu. I to po angielsku. Wyzwanie wielkie - podwójne, ale się bardzo cieszę, że to właśnie mnie wylosowano w Candy u E-wełenki.Tu dziękuję również Finextrze, że mnie powiadomiła.

Ten słodki cukiereczek, to..... tadammmmm 

Zdjęcie pochodzi z bloga E-wełenki.

Mój wpis zgłaszający do Candy był podszyty w dużej mierze niewiarą w wygraną, a tu proszę ! :-) 
Cichutko powiem, że w ciągu 3-4 ostatnich dni też mi szczególnie miło się robiło na serduchu, bo i dwie inne sprawy, na których szczególnie mi zależy (życiowo), żeż drgnęły w dobrą stronę, więc... cichutko, by nie zapeszyć - Wielkie Dzięki !



9 listopada 2013

Się Porobiło cz. 76 - Rustykalna, aksamitkowa tunika.

Wełna, to merynos kupiony w pierwszych miesiącach mojej działalności przędzalniczej i przędzony na wrzecionie w duchu artystycznym. Pierwsza próba poczynania z wrzecionem i specjalnie skręcany jeden singiel bardzo cienko, drugi różnie, ze wskazaniem na grubszy, miejscami luźniejszy. Wówczas z samej przędzy byłam zadowolona, bo była faktycznie niejednorodna, nierówna. Pierwsza nierówna, jaką udało mi się zrobić, bo dziwnym trafem, od samego początku single wychodziły mi jednej grubości. Mniej, lub bardziej skręcone, ale jednak w miarę równe. Wełna leżała i trafiło na nią, gdy nastał czas aksamitki i farbowania naturalnego. Wówczas przyjęła 3 odcienie, od pomarańczu, takiego w stylu starego złota, do delikatnej oliwki. 

 Wełny za mało na sweterek, bo ten musiałby być luźniejszy, a z krótkim rękawem nie wchodził w grę, zdecydowałam się na prostą tunikę. 
Przemyślenie jedynie chwilowe, jaką kolejność kolorów ułożyć. A ponieważ całość składała się właśnie z 5 pięciu moteczków (2x50g pomarańczowy, 2x40g oliwkowy i 1x100g żółty) stąd wyszło, jak wyszło.
Zdjęcie tym razem, nie na szafie, bo kolorystyka szafy i kolory aksamitki w świetle zastanym za oknem się zwyczajnie zlewały. Dobrze, że mam jeszcze białe drzwi wejściowe. :-) Jednak każde ruszenie wieszaka i próba ułożenia dzianiny powodowały upadek misternie wygłaskanej na wieszaku tuniki. Całość więc wisi... zgodnie z prawem ciążenia. :-)


Niepokoi mnie trochę brzeg, dolna krawędź tuniki. Pomimo krzyżowego nabierania oczek na druty, brzeg ma chęć się wywijać. Obdziergałam go dodatkowo szydełkiem (półsłupek, 2 oczka łańcuszka, itd.), jest lepiej, ale nie mam pewności, czy to wystarczy. 


Nie ma co ukrywać, charakterku tunice dodały guziki z serii 'niewypały', które w końcu doczekały się swoich 5 minut.




2 listopada 2013

Się Porobiło - cz. 75 - Listopad rozpoczęty.



Jesień pełną gębą się zaczęła. Chryzantemy królują wszędzie, siąpi i pada, wieje i ogólnie bleeee....
Godzina już w zegarach przestawiona, więc tym bardziej trudno w połączeniu z taką pogodą o sensowne zdjęcie. A chcąc uwiecznić 'ku pamięci' ostatni wytwór namęczyłam się sporo kombinując z temperaturą światła w ustawieniach aparatu tak, by móc zrobić 'z ręki', bez lampy i uzyskać właściwy kolor włóczki. 
Tym razem mitenki męskie. Mało tego, że męskie, to bez sugestii, jakie to niby one mają być. Tzn, nie tak do końca bez sugestii - mają być bez palców. Tak więc powstały z kombinacji 'cienkich' warkoczyków, ściegu ściagaczowego podwójnego i francuskiego i dżerseju (chyba tak się nazywa jeszcze - przynajmniej kiedyś tak było - przeciwna strona francuskiego. Układ tych dwóch ostatnich przypada na nadgarstek. Zdjęcie niestety na mojej dłoni, wiec trochę ciut większe same mitenki. Kolor, znowu fioletowy, ale - jak pisałam wyżej - życzenie, bo to taki kolor dla ludzi twórczych. ;-) A to, w tajemnicy właśnie dla kogoś takiego Pani Żona, zamówiła dla Pana Męża.


Czas taki sentymentalny, powrót we wspomnieniach do ludzi, którzy byli, żyli z nami, do korzeni, do dzieciństwa. Ciągnąc nieco w tym klimacie, ku pamięci wklejam przepis, który nijak bezpośrednio z dzieciństwem mi się nie kojarzy, ale pośrednio i owszem. To ciastka, takie jakby pączki z dziurka, z polewą i posypką. Skąd dziecięce wspomnienia. Ano - posypka ! W latach 70tych wszędzie było szaro i ponuro, a zachodnie pisma pokazywały rozmaite rzeczy, o których u nas można było pomarzyć. Takim m. in dla mnie była kolorowa, cukrowa posypka. Można ją było dostać, podobnie, jak i wiórki kokosowe od kogoś, kto dostał paczkę 'z Zachodu'. :-) Są czasami takie słodkości, przy których należy porządnie 'zgrzeszyć'. Ot, tak, raz na pewien czas. 

W założeniu moim nie było posypki, chciałm co najwyżej 'pomalować lukrem', ale się nie sprawdzał tak, jakbym sobie tego życzyła.Ciasteczko zaczynało wyglądać, jak babeczka, więc zrezygnowałam. Zrobiłam rzadki lukier i w ruch poszła posypka. :-)


 W ramach uwag, co do wykonania, to na pewno nie piekły się u mnie w czasie, jaki podaje przepis, a dwukrotnie dłużej. Piekłam w formie z gotowymi 'dołkami' na takie ciasteczka. I bardzo istotne, o czym trzeba pamiętać, by formy dość mocno posmarować olejem. Robiłam to przy pomocy pędzelka. Wówczas upieczone, wyskakują same, podważone patyczkiem.

I jeszcze w temacie kolorowej posypki przyznam się, ze dla dekoracji bywa, że posypię nią lody. Tutaj zdjęcie z domowymi, waniliowymi. 


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...