Pages

31 lipca 2019

Na niebiesko z jedwabiem

W końcu dwa stosiki jedwabnych chusteczek doczekały się koloru.
Kokony rozsupłałam rok temu, no albo prawie rok. Cóż, taka prawda, chociaż wstyd się przyznać. Długo nie mogłam się zdecydować na co chcę tę nitkę i w jakim ma być kolorze. Będę wierna i nudna pomysłowi sprzed roku - też jakaś 'dziurawa' narzutka na ramiona, albo... może coś innego, jak mi w oko wpadnie. ;-)
Zupełnie niespodziewanie, prawie powtórzyłam kolory sprzed roku. I owszem, chciałam niebieski z zielonym (od pewnego czasu kręci mnie takie połączenie, które ileś lat temu uważałam za nieznośne). Miało być zwiewnie, w kolorystyce letniego morza. Chłodno, zielono-niebiesko.



Zrobiłam bardzo 'lekkie' roztwory barwników, czyli dużo wody i mało proszku. Zwyczajowo, używam tych samych. Czesanka wyszłaby z tego prawie muśnięta, pastelowo, ale jedwab jest głodny kolorów i spija wszystko dość szybko. Specjalnie obydwie porcje jedwabiu zrobiłam nieco inne w barwie. Nie miały być identyczne. Miały być podobne, ale różne. 


Wyciągając chusteczki z wody, ma się wrażenie, że to nic innego, a sfilcowany kłąb wełny. Na dodatek we wściekłej kolorystyce.. silnej i mocnej barwy. Na szczęście, to złudzenie i po wysuszeniu chusteczki nabierają lekkości, a ciemna barwa staje się dużo jaśniejsza.


Chusteczki idą na wrzeciono, bo tak mi niestety wygodniej się skręca nitkę, działając prosto z chusteczki. 


Nie wiem, czy ja się już przyzwyczaiłam do tego jedwabiu, ale dziwne, że nie wydaje mi się on być tępy w dotyku, czy jakiś wrednie czepliwy. A właśnie takie doświadczenie miałam uprzednio. Może teraz to przejściowe odczucie, bo nie mam jakoś specjalnie gładkich dłoni, anie poprzednio nie miałam nadto szorstkich. Sama nie wiem.


26 lipca 2019

Plątaninka ze sznureczków, czyli właściwie supełkowanie



Pojęcia nie mam, jak się nazywa technika, a nawet nie wiem, czy taka nazwa w ogóle istnieje, ale chodzi mi o coś, co w polskim necie znane jest pod nazw bransoletek z muliny, czy bransoletek przyjaźni. Gdzieś rok temu, po latach (chyba od dzieciństwa, gdy kręciły mnie takie indiańskie wyroby koralikowe i sznurkowe), zainteresowałam się ponownie, gdy w necie zobaczyłam już bardziej ambitne, niż zaplecione z 3-4 mulinek. Dalej nie wiem, jak to się nazywa, niektóre dziewczyny z grupy FB upierają się, że to makrama, ale ja dalej brnę i twierdzę swoje, że makrama i może też supełkami ze sznurka jest i to jest ta cecha wspólna - sznurek i supełek,  jednak walorem makramy jest sam supeł w sobie, jego rodzaj, faktura, etc, a tutaj, w tej - nazwijmy ją na chwilę - 'bransoletkowej'... są raptem 3 różne wiązania=supełki, w prawo (2 supły), w lewo (2 supły) i zakręcone (czy w prawo, czy w lewo lub odwrotnie) i finał. 
Magia dzieje się z kolorów sznurka. 
No i zapragnęłam też posupełkować nieco ambitniej.
Zamówiłam kilka kolorów, po kilka metrów od chińskich 'przyjaciół', czyli z AliExpresu. Jak zwykle, w ciemno, nie wiedząc ile metrów potrzeba na supełki, jak się sznureczek będzie zachowywał, etc... Na próbę. ;-)
Ale, skoro już wiem, jak wiązac, zrobię od razu coś, co się później przyda...

Taka plątaninka znaleziona na Pinterescie wydała się być odpowiednia. Zdjęcie z boku tekstu.
Zachomikowałam ją na Pintereście pod linkiem tutaj (https://pl.pinterest.com/pin/566538828125996155/). Bloggier ma problem często z wklejeniem obrazu z linka w necie, stąd zmuszona byłąm zrobić bezpośrednią wklejkę zdjęcia.

O ile wszystkie bransoletki (bo głównie do tego wykorzystane są supełki), czy zakłądki zaczynają się od skupienia nitek, czy to w pętli, czy w warkoczyku splecionym z nitek (tak też i też się kończą), wyzwaniem dla mnie było wystartowanie na płasko, bo chciałam coś, jak pasek, taśmę, krajkę, etc... 
Nie mogłam znaleźć w necie, jak, do czego, w jaki sposób dowiązać pierwszy rządek supełków. Zrobiłam podobnie, jak w makramie, zaczęłam od kawałka sznurka poziomo przypiętego klamerkami, z tym, że docelowo trzeba będzie zabezpieczyć początkowe niteczki pod spodem taśmy. 


Oczywiście wszystko robię na wyczucie, chętnie poznam sposób 'nakładania' początkowych supełków w płaskim wydaniu. Jedyne, czego doszukałam się na zdjęciach, to robienie paska. Tu zaczyna się równie prosto, bo wiąże nitki na klamerce. Prościej się chyba nie da. Ambitniejszym jest kończenie, czyli dowiązanie na klamrze będącej drugą częścią zapięcia. Ale tego na zdjęciach już nie było. Ciekawi mnie bardzo inne zakończenie, niż zaplatanie warkoczyka, czy pozostawienie ozdobnego supła.
Póki co, supełkuję sobie dalej, bo potrzebuję tej taśmy trochę.


Sama nitka chińska jest trochę sztywna. Ma 1 mm średnicy, jest w zasadzie już fabrycznie splecionym sznureczkiem, dlatego też nieco inaczej, luźniej i bardziej elastycznie,  zachowuje się w wyrobie, niż mulina. Raz zaplątany i zaciśnięty dobrze supełek z muliny jest trudno odplątać i poprawić ewentualny błąd, ten sznureczek jest pod takim kątem lepszy.

Robota dość pracochłonna, ale przyjemna.









23 lipca 2019

Działkowo



W tym roku sezon działkowy wybitnie jakiś ... niespójny.
Zaczęło się dość szybko, bardzo optymistycznie, jednak zaraz po wczesnym ociepleniu, zrobiło się dość zimno, po czym sucho i bardzo ciepło. Takie wahania temperatury i braki wilgoci odbijają się mocno na ogrodzie, który nie znajduje się w zasięgu ręki. Nie można wyskoczyć z konewką, czy wężem, gdy pogoda tego wymaga, czeka się na weekend, który z kolei okazuje się być mokry, ale nie na tyle, by tygodniowe słońce nie zdążyło wypalić trawy. Wielokrotnie pisałam, że ziemia u mnie słaba, wcześniej jeszcze rodzice nawozili nowej ziemi, ja już sporo też dosypałam, kombinowałam też z różnymi ulepszaczami struktury (nie pamiętam, jak się nazywało coś, co miało spowodować, że woda zacznie być zatrzymywana w glebie). Pic na wodę. Zawsze na początku intensywniejszego podlewania, muszę dosłownie rosić, by ziemia chłonęła wilgoć w głąb, by woda w kroplach nie kulała się po powierzchni. 
Póki nie będę miała możliwości wczesnego podlewania, czyli nie będę dyspozycyjna w dowolnym dniu (czy, emerytura), to chyba nic się nie zmieni. 


Jednak w tym roku wyjątkowo nie mam trawnika. Owszem, co roku z początku jest spory problem, żeby trawa ożyła, nabrała wigoru i soczystości. W tym roku w dużej części trzeba będzie trawniki zregenerować od podstaw. Wiosną złożyło się dość późne nacinanie z wykoszeniem zimowych suchości, z nawożeniem i ... brakiem deszczu. Tak się wrednie złożyło, że nie bardzo mogłam przyjechać i podlać. Owszem, trochę padało, co uspokajało moje sumienie... ale trawę ostatecznie chyba niszczyło.
Za to dziwne, jak inne rośliny dość dobrze się prezentują. Po epizodycznym wręcz wybuchu wiosny (80% wiosennych roślin podziwiałam już w formach przekwitniętych, np. konwalia kwitła w kwietniu ! i miała wysokość 4-5 cm, była praktycznie bez liści !), lato wydaje się być przyspieszone, ale stabilne. Przesunięcie w czasie (szybsze kwitnienie) przechodzi większość roślin. Juka ruszyła w czerwcu, a milin już się rozkręca, a zawsze kwitnie w sierpniu. Wszystko jakieś 3 tyg szybciej.




Udało mi się dokupić margaretki, jeżówki i ... no właśnie, nie pamiętam nazwy czerwonej (wieloletniej) rośliny.



 W wolnej chwili fajnie jest móc się zresetować tam, gdzie akurat ludzi niewiele. Ot, chociaż na chwileczkę.





























10 lipca 2019

Się Porobiło - cz. 229 - Pstrokata tunika

Nie mogłam się zdecydować. Długo nie mogłam, by zrobić rękawy razem z przodem i tyłem, czyli przecinane na ramieniu. Bywa, że przeszycia nie są urokliwe, a dżerseje przeszywane w poprzek wątków tym bardziej fajnie nie wyglądają, zwłaszcza cienkie, Jednak zrobiłam, bo...tkaniny o szerokości 160 cm są dla mnie kłopotliwe w użyciu. Tzn z długości wycinam sobie co tam chcę, koszulkę, czy tunikę i z boku pozostaje coś, czego nie można często wykorzystać na typowy rękawek. Już jakiś czas się zastanawiam, dlaczego tak wrednie robią ? Wystarczyłoby 20 cm więcej szerokości, a byłabym przeszczęśliwa. Ale nie... W sklepie, to jeszcze można kupić ile się chce, ale z grupy FB, tkaninowej, gdzie często są kawałki. bywa różnie. Ten wiskozowy dżersej właśnie był takim 90-95 cm kawałkiem. 


Na Idealnej, niestety, ale ubranko podskakuje do góry. Na mnie zdecydowanie dekolt schodzi niżej i podkrój szyi robi się całkiem fajny. Plisa wykończeniowa przyszyta jest od środka ściegiem overlockowym, później przeszyta prostym na prawej stronie. Obawiałam się takiej formy, ale wyszła zaskakująco dobrze i przy okazji dużo łatwiej niż robione do tej pory. 

Wracając do tematu proszków ekologicznych. W necie jest dużo przepisów. Ku pamięci własnej, wklejam dwa linki. 

https://domowejroboty.pl/przepisy/proszek-do-prania/

https://dziecisawazne.pl/7-przepisow-na-proszki-do-prania-takze-pieluch-wielorazowych-i-plyny-do-plukania/

Robię do tej pory najprostszy, 3 składnikowy. Pierwsze pranie oglądałam podejrzliwie, ale było ok. :) Co mnie uderzyło, to fakt, że nie pachnie. Przyznam, że początkowo jest to dziwne odczucie. Jest czyste, wszystko ok, ale... nie pachnie. Teraz to w ogólne jest dla mnie niezauważalne, ale było na początku. Zwłaszcza, jak po prasowaniu takiego prania, przeprasowałam jeszcze koszulkę, która była prana wcześniej, ale zgniotła się w szafie. Jak ona mi pachniała ! A ja nie używałam aromatycznych proszków, ot zwykłe i zero płynów do płukania, bo nie toleruję takiej intensywności zapachów. Wcześniej wydawało mi się, że proszki pachną chwilę, po czym już wcale, a tu nagle takie odkrycie ! :)

Z ekologicznych rzeczy, muszę w końcu uszyć kolejne torby na zakupy i woreczki na warzywa. Z torbą zakupową zwlekam już jakiś czas, bo jakoś nie mam pomysłu na model dobrej. Moja obecna załadowana po uszy już nie raz zawiodła. Tzn nie popruła się, nic się nie urwało, ale wypadły mi z niej zakupy. Rok temu tak nieszczęśliwie, że przy okazji się przewróciłam i dość boleśnie odbyło się to na kolanie. Prawda taka, że powinnam nosić mniej, w dwóch torbach, a najlepiej każdą oddzielnie wnosić do domu z samochodu. A człowiek przydeptując jęzor, podpierając się brodą ciągnie jedną wielką torbę i tyle !
Co do torebek na warzywa, to jeszcze się nie spotkałam, żeby ktoś własne miał w spożywczych sieciówkach. Cóż, mogę być pierwsza, jeśli pozwolą użyć, czemu nie. Na razie nie mam z czego. Myślałam o jakiejś cienkiej bawełnie, a tutaj wszyscy zalecają pociąć stare firanki. Firanka może i ekologicznym tworem nie jest, no ale w ekologii przecież też chodzi o to, by wykorzystywać coś wielokrotnie, skoro już zostało stworzone. :)

I teraz z wielką radością dopisałam nową etykietę na blogu - 'eko'.




6 lipca 2019

Się Porobiło - cz. 228 - Koszulek ciągle brak

Nie wiem, jak to jest, ale ciągle mi brakuje koszulek. Coś mi je pewnie zżera w szafie. Nie wiem co, nie wiem kto, wiem natomiast, że mi ciągle jakoś mało. Podziwiam panie, które twierdzą, że 3 białe koszulki i spokojnie starcza na lato, do wszystkiego. Nie umiem, nie potrafię, mi jest brak. Swoją drogą, to nieekonomiczne mieć tylko 3 białe, bo jak z praniem ? Zanim mnie się uzbiera chociaż połowa pralki z białymi ubraniami... 
Też lubię białe, chociaż nie oszukujmy się, białe się w praniu, noszeniu, zmienia. Robi niebiałe, chociaż prawie białe. Przy okazji zapytam, czy można ekologicznie jakoś utrzymać tę biel ? Dobry przepis na ekologiczny proszek, czy płyn do prania mile widziany. :)

Wracając do tematu, uszyły się 3 różne koszulki, w tym biała też. 


Moja Idealna (manekin) jednak potrzebowałaby czasami rączki, by koszulki lepiej przy dekolcie leżały (nie zjeżdżały do szyi)  rękawki się fajnie prezentowały, a nie tak biednie dyndały.



 Tym samym ... stosik tkanin nie zmniejszył się, bo dojechały kolejne. :)))












Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...