Gdy 2 tygodnie temu kupowałam tkaniny na kiermaszu, od razu wiedziałam, co będzie z niebiesko-szarego. Sukienka bez rękawków, lekko (bardzo lekko) dopasowana. Model zaczerpnięty z Burdy 2/99 (tak, taki staroć !). Troszeczkę zmieniony (np. zamek po lewej stronie, nie z tyłu i małe rozcięcia u dołu, po bokach).
Jest bez podszewki. To trochę ułatwiło sprawę, chociaż nie do końca, bo trzeba było 'wyrobić podszycie pach i szyi. Osobiście nie lubię podszewek i jeśli tylko jest możliwe używanie odzieży bez, to tak robię.
Sukienka jest prosta, przed kolano. Z przodu ma tylko dwie zaszewki pod pachą, z tyłu dwie pionowe podkreślające talię (hmm.. ma może plecy :) ). Początkowo nawet nie pomyślałam o zamku, dopiero pierwsze próby mierzenia uzmysłowiły mi taką potrzebę. Mój manekin, tzw. Idealna jest w rozmiarze 36-38, osobiście mnie jest więcej niż 36, co jest niestety widoczne na zdjęciach, bo moje ubranko jest 'bardzo trzydziesteósme', osobiście mam więcej w biodrach niż Idealna.
Ponieważ tkaniny po wykrojeniu sukienki zostało, zamiast spódniczki (takie były wstępne założenia), zdecydowałam się poszaleć i spróbować zrobić 'coś' z rękawkami. W żadnej gazetce, które posiadam nie było nic takiego krótszego i prostszego, więc wykrój zrobiłam z innego żakietu (nie rozpruwałam, na żywca), nieco go zmieniając, upraszczając. To mój pierwszy taki wyrób i wiem, że do perfekcji daleko, ale nie razi. Można iść wśród ludzi. Co prawda, na Idealnej wygląda średnio ładnie, nieskromnie powiem, że na mnie, czyli na konkretnym ludziu, jest o wiele lepiej. Na Idealnej zaszewki wyjątkowo nie dodają ubranku uroku. Możliwe, że gdyby ubranko było w rozmiarze 36, Idealna zyskałaby na urodzie, a tak... wygląda jak ubrana w babcine szmatki. Trudno. Idealna, jak widać, nie jest Idealna, co trochę cieszy. ;-)
Tu trochę szczegółów, w tym podłożenie ściegiem ozdobnym. W świetle lampy aparatu jest widoczne, jednak na co dzień nie tak wyraźnie. Miałam do wyboru dwa podszycia i oczywiście szycie ręczne, ale po podszyciu całej patchworkowej kołdry ręcznie, postawiłam na ścieg maszynowy. Sama tkanina, to coś z miękkim niby włoskiem, jakby ircha, ale nie tak do końca, bo bardzo miłe w dotyku, odrobinę sprężyste. Jak pisałam w wątku o zakupach na kiermaszu, tkanina szerokości 150 cm w cenie 4 zł za metr. Całość więc, to wliczając koszt zamka, nici, nie licząc prądu i robocizny (a trochę czasu jednak u mnie to trwało :) ), niecałe 20 zł. :)
Z rozpędu nabyłam na portalu aukcyjnym trochę dzianiny. Nigdy nie szyłam tego typu tkanin i mam ogromną chęć. Trochę przeraża mnie 'elastyczność' samych tkanin, są różnego rodzaju i patrząc po odcięciu sprzedawcy, jakie mają dwa z nich (drugie zdjęcie), może być już jazda przy krojeniu, Z prawej, na zdjęciu są właśnie wspomniane wyżej dzianiny, z lewej 4 tkaniny lniane i na samej górze mieszanka żorżety z wiskozą. Kolorystyka nieco szalona, ale cóż... lato. :-)
A, że prace mogą być nieco nerwowe, dla spokojności mogę zacząć zaparzać ziółka. Udało mi się kupić ceramiczny zaparzacz i to jaki ! Z owcą, z czarną owcą ! To już drugi owczy kubeczek. Ciekawe, czy kiedyś trafi się trzeci.
Przy okazji, macie może pomysł, co zrobić ze świeżej mięty ? Oprócz oczywiście pysznej herbatki. :)