W wątku pisałam o pomyśle na własne małe zielone listki. Pomysł wydaje się być trafiony. Po prawie miesiącu od wsypania ziemi i posiania pierwszych nasionek, pomimo skrajnie różnej pogody, przyszedł czas na pierwsze zbiory. Plony proporcjonalne do 'warzywnika', a mianowicie - pęczek rzodkiewek :-))) Bystry czytelnik tego bloga, jeszcze gotów pomyśleć, że jestem fanką tego warzywa. Nie, nie. Zwyczajnie lubię. Ale nie moja wina, że rzodkiewka jest tak wdzięczna w uprawie i szybko rośnie.
Nieśmiało zaczyna dojrzewać jagoda kamczacka. Po raz pierwszy jest nadzieja, że będzie więcej niż kilka jagód. :-)
W tym roku odważyłam się zrobić syropek z sosny. Konkretnie z młodych pędów. U siebie mam nabytą daaaawno temu sosnę kosodrzewinę, ale też i własnoręcznie wysianą z nasiona naście (!) lat temu zwykłą (a też miała być z założenia kosówką). W necie są sprzeczne informacje, co do czasu, w którym należy zbierać młode pędy. Jedni piszą, że z łuskami, inni, że zielone. Jedni każą zasypywać cukrem i czekać, inni zalewać wodą i gotować. Kiedyś robiłam z leśnej sosny, z pędów bez igiełek nalewkę. Wówczas zasypane cukrem pędy takie jeszcze beż wyraźnych igieł, ledwo skrystalizowały cukier. Miałam więc obawy i teraz, czy w ogóle coś będzie z tego. Moje drzewka nie mają specjalnie jakoś wyraźnego etapu długiego pędu w łusce. Rosną inaczej. Właściwie z łuski wychodzi pęd z igiełkami, na zielono. Więc nie było dylematów, natura sama rozwiązała problem, czy ciąć pędy zielone, czy w brązowych łuskach. Tak praktycznie, to mi się i tak wydaję, że chyba łatwiej wycisnąć coś z zielonego pędu, który rwie się do życia, niż z twardego, 'załuskowanego', który dopiero czeka na etap wyjścia na światło dzienne. Zrobiłam z tego, co miałam. Pocięłam w kawałeczki i umieściłam w słojach naprzemiennie zasypując partię zielonego, cukrem i ubijając trochę całość tłuczkiem (do ciasta).
Po nocy, czyli po nastu godzinach wyraźnie w słojach widać było już przeźroczysty sok, który trudniej jednak było uchwycić na zdjęciu. Proporcje nakazują mniej więcej 1:1, czyli na kilogram sosny kilogram cukru. Słoiki mają stać w cieple, mogą na słońcu ok 2-3 tygodni. Zakręconymi należy potrząsać, co jakiś czas. Później trzeba odsączyć płyn i przelać do ciemnych butelek. Trzymać raczej w lodówce. Można dodać spirytusu. Syropek jest wykrztuśny, przeciwkaszlowy.
Wracając z działki, podjechałam na drugą stronę jeziora. Jezioro ma - podając z Wikipedią - 177,7 ha, na obrzeżach sporo lasu, trochę jest zagospodarowane plażami i inną wypoczynkową zabudową, typu działki. Moja mieści się gdzieś za drzewami, które widać w tle.
Ludzie w wodzie, to nie członkowie klubu morsów. :-))) Było dość ciepłe popołudnie (po wczorajszym ukropie i sporej burzy). Zaskoczył mnie widok tulu plażowiczów i amatorów majowej kąpieli. Kaczek też było więcej. Chodzą gdzie chcą i robią, co chcą. Ludzie dla nich, to donosiciele dobrego jedzenia. :-)
I już na koniec, jedno pytanie do Was. Kto zamieszkał w moim oczku ? Na oko 8-10 cm długości, 4 palczaste łapki. Pomiziany palcem, uciekł płynąc w dół. Drugie zdjęcie w powiększeniu.Traszka jakaś ?
Pozdrawiam leniwie, wszak jeszcze niedziela. ;-)
A to Ci "oczkowy" gość....
OdpowiedzUsuńWitam
I zostaję tu u Ciebie i się rozgaszczam..pędów w tym roku nie zrobiłam i już żałuję!!!
A rozgość się, zapraszam. :-)
UsuńJak nie pędy, to może z kwiatu bzu ? Chyba taką też się robi. Nie mam dostępu do tej rośliny, więc dokładnie tematu nie znam.
No proszę, a kiedyś kąpiele w rzece lub jeziorze odbywało się po św. Janie. Gość "oczkowy" cudny, chyba urzekł go klimat działki. Mnie urzekło zdjęcie z 28 kwietnia br. z oczkiem wodnym, po deszczu. Pozdrawiam. Ol-ka.
OdpowiedzUsuńTak właśnie ! Kąpiele były dopiero 'po Janie'. Jak zobaczyłam kapiących się, to tak osłupiałam, że zapomniałam o tym niepisanym zwyczaju, czy 'tradycji' przez małe 'p'.
UsuńMoje oczko jest małe stosunkowo. Dziś bym chciała większe (człowiek z czasem robi się naprawdę pazerny, roszczeniowy i .. no nie bójmy się - chciwy :-)))) ). Ale dziś też bym chciała więcej ziemi. :-))) A najchętniej dom za miastem z ogrodem, nawet nie ogródkiem. :-)))
Pozdrawiam
chyba traszka, zobacz Asiu : https://sites.google.com/site/krajobrazymazowsza/home/polseki-park-narodowy/fauna/traszka-zwyczajna.
OdpowiedzUsuńPodoba mi sie bardzo ten pomysł z mini działeczką. Szkoda, że slubny nie da się na taką namówić
Tak, traszka, się utwierdziłam. Szkoda, że pewnie przelotem zagościła. Chociaż, dobre i to. Taka mała radość i satysfakcja, że oczko żyje pomimo, że przecież sztuczne, jak diabli. ;-)
UsuńŁadnie nazwałaś to 'coś' z kompostem w życiorysie. Na starość będzie łatwo dostępna. :-))) Odczucia, co do samej wielkości mam zmienne. Raz wydaje mi się maluuuuusia, innym razem - gdy np sadziłam wykiełkowane ogórki (mam nadzieję, że obecny stan pogodowy ich nie zabije) pod samym płotem i ledwo sięgałam - wystarczająca. :-)
Ech... musze sobie sprawic taka mini dzialke...Narazie mam w doniczce "przypadkowy" okaz slodkiej papryki, ktorej nasiona wrzucilam do doniczki z kwiatkiem. Przyjela sie i juz rosnie jedna papryka - hahaha... Pokaze zdjecia na blogu u siebie bo jestem z niej bardzo dumna :))) Podobaja mi sie bardzo twoje zdjecia jeziora...Mam wielki sentyment do jezior,spokojnej atmosfery i ciszy...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci sle wiele, Asiu !
Duże donice to też jest fajny ogród. Sama sadzę nawet i na działce w nich pomidory a nie w gruncie. Raz, że z braku miejsca, dwa, że obserwowałam swoje doniczkowe i sąsiada gruntowe. Jednak w donicach lepiej rosną, łatwiej podlać, ale też i przesunąć gdzieś, by osłonic przed nadmiarem deszczy. Sąsiad też już tylko do donic sadzi.
UsuńKoniecznie pokaż swą paprykę. To takie w sumie niewielkie uprawy, ale satysfakcja nieporównywalnie większa niż zebrane z pola, prawda ? ;-)
Jeziora, woda... hmmm... bardzo lubię ich spokój i cisze, nie przepadam za ludnymi plażami.
Wykorzystałaś ten kompostownik świetnie już jak pisałaś o zmianie przeznaczenia tego "murowańca" wiedziałam, że będzie to wdzięczne miejsce nie tylko dla rzodkiewki :)))
OdpowiedzUsuńMam pytanie co do jagody kamczackiej : czy przycinałaś kiedyś te krzaki a jeśli tak to czy w ten sam sposób co np. porzeczki ?
Mam dwa krzaki tej jagody i rozrosły się tak, że nie można zbierać owoców od strony płotu bo jakikolwiek gwałtowny ruch powoduje, że wszystko się sypie no i ogólnie straszne chaszcze - w mojej książce o przycinaniu drzew i krzewów nie ma tak "egzotycznych" odmian.
Sosnowy syropek znam ale już od dawna nie czynię, cebulowy i z mniszka lekarskiego jeszcze mi się niekiedy udaje zrobić :)
Pozdrawiam serdecznie
Na razie tylko rzodkiewki. Zważywszy na ponowne ochłodzenie, oby się na tym nie skończyło. Wybrałam raczej uprawy mini, bo mini-listki sałaty (jakieś specjalnie dobrane do skrzynek balkonowych), pietrucha też tylko naciowa. Ciekawi mnie bardzo, co wyjdzie z ogórków. Na wszelkie dobrodziejstwa przygotowałam też koperek i kilka czosnków (kiełkował mi w lodówce) :-)))
UsuńJagodę kamczacką mam kilka lat. Mama kupiła w Tesco, więc licho wie, co to za odmiana. Była przeze mnie niechciana, posadziłam dla świętego spokoju, pod świdośliwę. Wszędzie czytałam, że bezie kwaśna, cierpka, i ogólnie... niezjadliwa. po roku zweryfikowałam doświadczalnie ie piorunem przeniosłam w dogodniejsze miejsce. Ponieważ posadziłam pod dużym świerkiem, to też założyłam (niesłusznie !), ze będzie niewielkiego wzrostu. Na razie nie było potrzeby dużego cięcia. Kilka połamanych gałązek jedynie, więc typowa kosmetyka. Ale patrząc na silne wzrosty coroczne, pewnie można ja przyciąć. Możliwe, że co kilka lat wykonać prześwietlenie i wyciąć stare gałęzie.
Syropku z mniszka nie robiłam od 3 lat. Do laki, na której zbierałam przybliżyła się nadto cywilizacja. Obecnie mam jeszcze 2 małe słoiczki z 2011 r. :-)
Cebulowy znam tylko, do bieżącego spożycia. Czyli cebula zasypana cukrem.
Pozdrawiam :-)