Patrząc po dynamicznym rozwoju
roślin zastanawiam się, czy to na pewno kwiecień. Trawa jeszcze ma spore
tyły, bo po pierwszym koszeniu, była przecinana (wertykulacja) a, że ja
mam niestety ręczne urządzonko do przecinania trawy (z czasem, czy
raczej z wiekiem ;-) powinnam pomyśleć o zasilanym prądem), więc trochę
to trwało. Miałam zamiar też zasilić ja nawozem, no ale... z nieba
zaczęło padać.
Dzień
był ponury, ale duszny. W pierwszych godzinach, nawet zrezygnowałam z
przyjazdu, ale jak tylko zaczęło się przejaśniać i zrobiło cieplej,
ruszyłam. W powietrzu jednak była dziwna duszność. Na działce sporo
sąsiadów i każdy mówił o deszczu, że wisi w powietrzu, ale liczył też na
to, że słońce wygra. Wygrało, ale na trochę. Lunęło. Spadła konkretna
ilość wody. Padało ładnie, równo i byłoby idealnie, gdyby popadało
wieczorem. Z nawożenia nici, ale za to mimo wszystko, udało się
odchwaścić dwie pozostałe rabaty. W sumie, mały sukces. I tak nieźle,
jak na sobotę. Jak to bywa w weekendy... Pogoda robi się ładna w
niedziele, po 18.00.
W sumie lubię świat po deszczu, gdy pozostaje milion kropelek. Są fantastyczne. :-)
Kwiaty,
kwiatami. A ja sobie wymyśliłam, by w tym roku mieć trochę własnych
zielonych dodatków. Ponieważ nie mam zbytnio miejsca już na ziemi
(dodatkowo, ona bardzo niewarzywna jest), wpadłam na pomysł, by
wykorzystać coś, co lata temu, w zamyśle miało być kompostownikiem.
Kiedyś,
kompostownik, to była pryzma i tyle. Mało się mówiło o tym, co trzeba
robić, by w krótkim czasie, a nie po 100 latach, zielone odpady były
użyteczne. Mając na uwadze taką formę kompostownika, u mnie rodzice
uznali, że trzeba to jakoś zorganizować, stąd pomyśl, by wymurować
miejsce na kompost. Porządnie, wszystko tak, jak mur altany. I byłoby
ok, gdyby zbytnia szczelność owego murku nie wpływała na niekorzyść
składowanego kompostu. Ciągłe przerzucanie zawartości stało się
kłopotliwe. Stąd zrezygnowaliśmy. Miejsce zyskało miano przechowywacza
drewna, takiego mniej ładnego, tego ściętego, do spalenia, a nie ładnych
beleczek nabytych u leśnika. Ponieważ ostatnio stały się modne grządki
podwyższane, pomyślałam sobie, dlaczego nie... Początkowo uznałam, że
wykorzystując ojca, obniży się ścianki i będzie ok. Ale jak przyszło co,
do czego, żal mi się zrobiło tego murka. W końcu ładny i solidny. Po co
rozwalać. Kupiłam folię kubełkową, by odizolować ziemię od ścianek. I
tak na dno powędrowały rozbite płytki z demontażu murku pod płotem, na
to 'stara' ziemia, użyta rok temu w donicach, na to kiszonka z
zeszłorocznej trawy i ... ponad 500 l ziemi workowanej z Lidla. I póki
co, tak to wygląda. Tzn dość obskurnie, jak katafalk, czy coś. :-))) Ale
jak wyrosną posiane: rzodkiewka, pietruszka naciowa, koperek,
szczypiorek i bazylia, będzie zielono. Mam nadzieję mieć, przy samym
płocie, kilka ogórków i pociągnąć je w górę. Słońce jest tutaj od
południa i łudzę się po prostu, że nie będzie go mało. Czas pokaże. :-)
Oczywiście zaraz za płotami są sąsiedzi, z prawej wysoki mur altany. Totalne zadupie, ale ... będzie zielono ! :-)
ależ masz różnorodność kwiatów. Śliczności po prostu. Tulipany cudowne. Muszę i ja w tym roku zapolować na cebulki. Trochę jesienią wsadził ślubny i jedne, takie czerwone z żółtym, podobne do Twoich już nawet się rozwinęły. Kolejne mają tak malutkie pączki, że czort znajet co zakwitnie :)
OdpowiedzUsuńTulipany udało mi się upolować w owadzie. Za ceny dużo niższe niż w innych sieciówkach, o ogrodniczych nie wspomnę. Marzą mi się jeszcze białe i czarne - kiedyś miałam, ale zniknęły sama z siebie :-( i dużo, dużo czerwonych, bo dziwnym trafem, jakoś ich mało. A jak pachną te pomarańczowe z 6go zdjęcia ! Obłęd, intensywnie, ale bardzo przyjemny zapach. Bardzo mi odpowiada. Mam w domu i mogłabym z nosem w tulipanie siedzieć. :-))) W życiu nie przypuszczałam, że tulipany potrafią tak pachnieć.
OdpowiedzUsuńja już spotkałam pachnące tulipany. I bardzo mi się ich zapach podobał. Tylko były takie pełne, ciut podobne do piwonii
Usuń:-) Fajne, że pojawiają się nowe odmiany kwiatów, które zaskakują, prawda ? :)
UsuńAsiu, pokazujesz takie cudne kwiaty, że Ci zazdroszczę Twojej działki. Po przeprowadzce, która się Ciągle odwleka w czasie, też mam zamiar mieć ogród, ale to pewnie zajmie kolejnych ileś lat, zanim będzie to prawdziwy ogród. Na razie mam warzywnik wielkości może 40 metrów kwadratowych, ale i tak mnie cieszy. Warzywka już wschodzą, w maju posadzę flance pomidorków - kilka krzaczków, pora, selera i zioła.
OdpowiedzUsuńTwój kompostownik to faktycznie świetny pomysł na mały warzywnik, a przy tej ilości świeżej, wartościowej ziemi, powinnaś mieć warzywa jak marzenie. Ogórki na płocie powiadasz, jestem bardzo ciekawa jak to wyjdzie. Moje hiacynty niestety nie przetrwały, pewnie za późno na nie było. Cebule po pierwszym "ruszeniu" obumarły. No cóż, ale spróbowałam.
Och Tysiu, dziękuję. Ale wiadomo, że fragmentami kadrowany świat wygląda ciut naciąganie. ;-) Mam też miejsca ciut mniej reprezentacyjne, przejściowo, na krócej, czy dłużej, ale jednak też im brak. Z czasem i Twój ogród się wykształci po swojemu, ale i po czasie trzeba będzie od nowa ingerować. W sumie, to nawet i miłe, bo jest w co ręce włożyć. :)
UsuńCo wyrośnie na moim katafalku się okaże. Ogórki chcę posadzić tuż przy płocie, by je pociągnąć w górę na sznurku, wykorzystując właśnie płot. Inaczej nie mam miejsca. Jak sama mówisz, trzeba spróbować - jak z tymi cebulami hiacyntów. A skoro o nich, czy one są jędrne ? Jest szansa za czas jakiś je wsadzić do gruntu, czy wyschły ?
Cebule przede wszystkim one są... wyrzucone... Nie były jędrne, ale wyschnięte, pomarszczone, a po wydłubaniu z ziemi okazało się, że zaatakowała je jakaś pleśń czy inny grzyb. Korzonki nowe nie wyszły, widocznie start był tylko pozorny. Kiełki zmarniały "od środka" . No cóż, o hiacyntach trzeba zapomnieć i zająć się czymś bardziej rokującym na przyszłość ;)
UsuńMiałam takie same doświadczenia, gdy próbowałam wodną metodą pędzić. Nawet koleżanka czas temu jakiś kupiłam sobie i mnie takie gotowe zestawy: cebulka + wazonik do wodnego pędzenia. To samo, co u Ciebie. Już nie powtarzam tego sposobu. Szkoda nerwów. :)
Usuń