Jeszcze przed świętami miotając się z myślami, ponawlekałam trochę koralików na nitkę i poszło... Głównie jednokolorowo, bo zależało mi na tym, by móc łączyć je ze sobą i nosić jednocześnie. Bardzo mi to odpowiada. Jednak nie jestem aż tak pazerna i mały półhurcik został rozdzielony, kilka powędrowało na upominki. ;-)
A, że zdjęcia średniej jakości, to na pocieszenie jeszcze świąteczna pascha (moja na podstawie przepisu Anety Kręglickiej, który to rozpowszechnił na forum lata temu Marinik) i Dacquoise (wzorowany na tym z cukierni Sowy, który z kolei udomowiła Dziunia).
Jeśli będą osoby zainteresowane przepisami, to oczywiście wklepię.
I na koniec, zatrzymane w kadrze obrazy wiosny. Migdałek już przekwitł, kaczeńce też, ale na szczęście ktoś wymyślił aparat fotograficzny.
O, ja poproszę o to bezowe cudo :)
OdpowiedzUsuńCiasta pobudzają kubki smakowe :))), ciekawa jestem przepisu na Dacquoisa :)!
OdpowiedzUsuńnio, ale teraz dałaś Asiu po oczach. Śliczne bransoletki. Do tego wspaniałe wypieki. A tego dakłasa nigdy nie robiłam jeszcze. Jakoś mam obawy, że będzie bardzo słodki a ja ciasta tylko mało słodkie zjadam.
OdpowiedzUsuńU mnie na wsi też wreszcie trochę drgnęło i zaczyna kwitnąć :) A z tyłu, za budynkami nie da się kosiarką wjechać bo woda po kostki, więc zrobiła się cudna łąka z ogromną ilością pięknych stokrotek. I jeszcze gdzie niegdzie kwitnie mlecz i jakieś takie jeszcze inne blado wrzosowe (wydawało mi się, że widziałam u Ciebie takie zdjęcie )
A Łasuchy ! :-)))
OdpowiedzUsuńŻeby nie wymyślać nowego miejsca wklepię tutaj przepis.
Porcja to proporcja na 6 białek i małe opakowanie serka mascarpone. Jednak szczerze, to mi za pierwszym razem, tego kremu było stosunkowo mało. Teraz miałam białek więcej, więc kremu od razu wzięłam podwójną porcję. No, ale idąc za oryginalnym przepisem podaję, że:
Blaty bezowe:
- 6 białek
- 300 g cukru (możliwie drobnego)
- łyżeczka mączki ziemniaczanej
- łyżeczka octu winnego
- orzechy i daktyle (tak w przepisie jest do piany, ale ja daje tylko pokrojone daktyle w krem)
Pianę ubijać, stopniowo dodając cukier, na koniec ocet i mączkę. Pianę podzielić na 2 cześć, rozłożyć na dwóch blachach, na papierze do pieczenia. Można je suszyć równocześnie. Zaleca się przekładanie blach w piekarniku, ale ja nie bawię się w to. Suszyć w uprzednio rozgrzanym piekarniku (180-200 st C), wkładając bezy, skręcić do 100 st C, albo nawet i ciut mniej, jeśli beza brązowieje. W oryginale podają, by suszyć 1,5 h. Dla mnie to minimum. Z reguły trzymam dłużej, zwłaszcza jak temp suszenia niższa niż 100 st C.
Bezy można oczywiście przygotować wcześniej i dobrze wysuszone bez problemu się przechowują.
Krem:
- 250 g serka mascarpone (schłodzony min 12 h w lodówce)
- 200-250 ml śmietanki 30-36% (jw)
- kawa rozpuszczalna z 2-3 łyżeczek zaparzona w łyżce wrzątku (albo silne espresso)
Serek ubijać na małych obrotach, porcjami dodawać śmietanę. Powoli zwiększać obroty. Na koniec wlać kawę. Delikatnie połączyć.
Układać na talerzu, paterze, na której ma być tort ostatecznie bowiem trudno go przełożyć.
Wierzch posypać odrobiną gorzkiego kakao.
Przechowywać w lodówce.
Krem jest bez odrobiny cukru, ale proszę się nie zrażać, Doskonale się komponuje całościowo. :-)
Produkcja na wielu frontach skutkuje rzeczami ładnymi i smacznymi, jak widzę :) W maju będę w Gru, zaplanuj czas na kawę :) Pozdrowienia ślę.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się uda pogadać. Już się cieszę. :-) Tylko daj znać wcześniej, żeby dało się dopasować rzeczywistość.
UsuńDzięki! :) Proletariuszki wszystkich frontów łączmy się! ;-)
OdpowiedzUsuńOtóż to ! Łączny się ! JAk to było... w kupie raźniej, kupy nikt nie ruszy. ;-)
Usuń