Sweter powstał dość szybko. Siedział w głowie od dawna, a przelanie tego na druty nie było już trudne, po tym, jak przebrnęłam przez wzór warkocza. Kolejny z serii recyklingowej, po kapturzastym.
Oczywiście włóczki wyszło naprawdę mało, więc chyba kiedyś nadejdzie czas na kolejny (mam nadzieję, że już ostatni !) wyrób z tejże.
Tak po krótce, to tradycyjnie sweterek dziergany jest z dołu do góry na drutach z żyłką. Rękawki dodziergane reglanem do całości. Spuściłam kilka oczek przy wzorze warkoczowym, przy jego końcówce, co dało efekt podkreślający sylwetkę. Całość na ludziu wygląda fajnie, niestety, musicie mi uwierzyć na słowo. Chciałam sobie machnąć zdjęcia, ale jakoś nie wyszło. Na podłodze też średnio wygląda, ale trudno. Liczę na waszą wyobraźnie. ;-)
Wczoraj spotkałam się z Alicją z Tkackich historii. Było mi bardzo miło spędzić popołudnie przy kawie i deserku, pogadać o wełenkach i przede wszystkim pooglądać, podotykać te piękne tkaniny, które własnoręcznie wykonuje Ala. Uwierzcie, na zdjęciach nie widać, jak ta nitka jest cienka ! A jaka mięciutka tkanina, ehhhh...
Alicja zaskoczyła mnie niesamowicie, bo obdarowała mnie leciusieńkim wrzecionem rodem z Walii. Do dziś nie wierzę, że je mam ! Pierwsze chwile z nim i czarnym finishem przypomniały mi moje wrzecionowe początki, bo pomimo, że sporo już kilometrów wykręciłam wrzecionem od Kromskich, to potrwało kilka minut zanim wskoczyłam w rytm tego delikatnego drewnienka.
To jedyne zdjęcia, które udało mi się zrobić w czasie chwilowego słoneczka. Dziś już było cieplej niż wczoraj, ale jeszcze mało fajnie. Za to wczoraj, zdradliwy, wredny, zimny wiatr bardzo zaszkodził moim sadzonkom pomidorów. Wystawiłam je drugi raz na balkon, w ramach hartowania i ... nie dość, że wiatr je powyginał (już się powoli po dobie podnoszą), to kilka wyraźnie jest 'zmrożonych', nie wiem, czy odżyją. Kilka szlag trafił od razu. Przykro patrzeć. :-( Nie pomyślałam, że tak to się skończy. Na szczęście tata przyszedł, jak byłam w pracy i wstawił do domu, bo po moim powrocie wszystko poszło by na kompost. :-(
Ogórki nowe już podkiełkowałam, poprzednie po kontakcie (też w ramach hartowania, 1go maja) szlag trafił. Pech, jak nic. Wredna pogoda, bo słońce i za chwile mroźny wiatr.W ramach rekompensaty od natury, dziś wyrwałam pierwsze balkonowe rzodkiewki. Śliczne, prawda ? ;-)
Dumna jestem. :-)
Wracam do wrzecionka. Na razie !
Piękny sweter. Kolor podoba mi się bardzo i te warkocze.
OdpowiedzUsuńRzodliewki na balkonie ? Naprawdę
Pozdrawiam
Anka
Witaj Anka :-)
UsuńDziękuję.
Co do rzodkiewek, to - tak, naprawdę na balkonie. Jednak rok temu niestety, nie miałam czerwonych kuleczek, wszystko poszło w zielone. Tym razem siałam naprawdę pojedyncze nasionka, by nie było zbyt gęsto.
Zacznę od rzodkiewki - to naprawdę całkiem dobry sposób na nowalijki, które nie potrzebują wiele miejsca a i najlepiej rosną w temperaturach, które typowe "balkonowe" ozdoby wykluczają - własne uprawy zawsze są lepsze od sklepowych :)
OdpowiedzUsuńPomidory są bardzo podatne na zmiany temperatury, ja też patrzę na moje z niepokojem ale mam nadzieję, że osłonięte miejsce trochę złagodzi szok zmiany miejsca. Za to po ostatniej wichurze pełna kwiecia glicynia jest goła :(
Recykling jak najbardziej udany i faktycznie te pomniejszające się warkocze tam pasują :D
Od dawna podziwiam tkaniny Alicji i muszę przyznać, że tak sobie je wyobrażałam jako materię niezwykle miękką i cienką - wrzeciona gratuluję na pewno znajdziesz dla niego czas :D
Serdeczności
Jak pisałam w odpowiedzi wyżej, rok temu rzodkiewki były tylko zielone. ;-) Ale próbować warto, bo frajda niemała. :-)))
UsuńPomidory wracają do żywych. Ale, co poszło w ch..., to poszło. Jednak nie rozpaczam głośno, bo mam ich jeszcze trochę. Miały być rozdane w większości, więc niestety nie będą.
W temacie warkoczowym, to początkowo nie planowałam takiego gubienia oczek. Chciałam to zrobić 'klasycznie' i tak poszło w górę równo, jednak na oko nie podobało mi się, zmierzyłam i ... prułam.
Wrzeciono już przewinęło trochę wełenki. Ale szczegóły będą później, na razie kręcę. ;-)
Líbí se mi polská řeč:-) máme hodně společného. Třeba "šlak by mě trefil", to taky používám. Každé jaro mě sluníčko láká vytáhnout květiny a sazenice už v dubnu a květnoví zmrzlíci pak všechno zničí. Letos nepřišli, jen prší a prší a prší... No, snad už bude lépe.
OdpowiedzUsuńObdivuji upředenou nitku, je nádherně tenoučká. I svetřík je moc pěkný, teď v těhle studených dnech se ještě bude hodit. Raději bych ale, aby už bylo teplo. Tak hezké slunečné dny!
Te nasze języki ! :-)))
UsuńCzasami czytam i niby rozumiem, ale jednak wolę się wesprzeć tłumaczem, żeby mieć pewność. I zamiast pewności, mam albo wielkie zdziwienie, albo kupę śmiechu, bo Google Translator jest powalający w swej bezmyślności. :-)))
Też życzę słoneczka po Twojej stronie gór. ;-)
Bardzo ładne widoczki, bardzo :)
OdpowiedzUsuń:-)))
UsuńRzodkiewki śliczne zaiste. A ja bym chciała tę sukienkę na ludziu zobaczyć. Wszystkie Twoje wytwory na Tobie wyglądają jeszcze lepiej!
OdpowiedzUsuńOj tam oj am ;-)
UsuńTeraz jest za ciepło.
Dzięki.
Sweter jest super. Podziwiam uprawę domowa. Rzodkiewki wyglądają imponująca. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńPozdrawiam również. :)
tkactwo intryguje mnie od jakiegoś czasu:):)
OdpowiedzUsuńWitaj :-)
UsuńMnie też intryguje, ale chyba na szczęście nie mam na nie warunków. Doba i tak jakoś za krótka się wydaje.