Pages

15 sierpnia 2015

Sierpniowo ogrodowo

Od zawsze piszę, że nie przepadam za lipcowym słońcem. Co innego sierpień.


 Z radością odkryłam przedwczoraj, że w oczku pływa malutka rybka. Nie jest piękna, taka mlecznoróżowa z mała pomarańczową plamką na brzuszku, ma ok 2 cm długości. Ma czas, wybarwi się, jak dorośnie, ale cieszę się, bo to znak, że rybom jest w oczku dobrze. Tata mówi, że pewnie nie jest sama, ale póki co, więcej maluchów nie widziałam.
Jest sierpień, więc pora na milina. Uwielbiam te pomarańczowe trąbki.


Gdy w lipcu dawało słońce i wysokie temperatury, dało się zauważyć, że rośliny rosną inaczej. Był moment, że wyglądały jak we wrześniu. Mimo podlewania, wszystko zwariowało. 

Ale mnie już wcześniej rozczarowanie wzięło, gdy z roślin, przeznaczonych do farbowania naturalnego nie wyrosło nic. Ani farbownik, ani rokosz (kartamus), ani indygowiec. Małe aksamitki, bardzo przejęły się faktem, że z opisu miały być małe i są naprawdę miniaturowe. Szczytem wszystkiego jest... ciemnoczerwona, krwisty dalia, która... wygląda właśnie tak, jak na tym zdjęciu niżej. :)))


Z dwóch paczek czerwonej cyni też szału nie ma. Ale chociaż coś rośnie.


Honor roślin próbuje utrzymać dalia czerwona, która początkowo kwitła  na tak krótkich gałązkach wyrastających z międzywęźli, że nie było kwiatu widać spomiędzy liści. Zbieram każdy kwiatostan. Suszę, może będzie do prób farbowania.


 Dwa dni temu udało mi się upolować w ogrodniczym angielską pnącą róże. Różowo-różową. Musiałam ją przywlec, no musiałam. Miejsca jej ustąpiła częściowo nawłoć, która też wyglądem ani kwiatem na dziś nie zachwyca.


 A na sam koniec piękna kremowo-biała róża, Fryderyk Chopin. Pachnie cudownie.


Pomidory powoli dojrzewają. Ogórki, porażka. Nawet trawniki są takie sobie. Następny post będzie twórczy. Już czeka w kolejności, bo mi się tutaj małe zaległości piśmienne porobiły. A dzieje się trochę ;-) Pozytywnego ! Dzięki tym, które trzymają kciuki tak, jak prosiłam. :-)

10 komentarzy:

  1. Nie tylko u ciebie tak malizną pachnie, u mnie róże, ktore powinny mieć 10 cm średnicy najmarniej, kwitną kwiatkami, które mają średnicę 4 cm. Tu mamy pustynię i nawet jesli podlewamy codziennie, to na to palące słońce nie da się zrobić nic. Kardynał Hume, róża o najciemniejszych, prawie czarnych kwiatach jest... różowiutki (i zdycha).
    A co do twego zakupu - piękną ta róża, jedna z piękniejszych (to nie Kent, czyli White Cover inaczej, bo Kent to biała róża, w dodatku od Poulsena, więc nie można by jej w żadnym razie nazwać angielską, tylko jest to najprawdopodobniej - jeśli ma wyglądać tak jak na zdjęciu - Princess Alexandra of Kent - na marginesie: to siostra Elżbiety II - róża Austina z 2007 roku, naprawdę cudna, zdrowa, mrozoodporna, pachnąca i jeszcze te jaśniejsze płatki z wierzchu, bajka. Może hodowana bez licencji, stąd taka zagwozdka na metryczce. Ale nie licz na to, że bedzie ci się pięła, ona w najbardziej optymalnych warunkach ma możliwości tylko do 1,10 m wysokości i ok. 80 cm szerokości, to róża wielkokwiatowa, więc raczej jak pnącej nie uda się jej poprowadzić (jak niektóre rabatowe czy parkowe). Ale się pomądrzyłam, co? Tak mnie na te róże wzięło, że właściwie teraz to jestem chodzącą encyklopedią róż :-)))) Ale nie wiem, czego się czepiasz czerwonych dalii. Piękne są przecież!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z różami mnie nic nie zdziwi. Latami szukałam białego Chopina. Miałam w pierwszych latach piękną biała różę. Strzeliste pędy i śnieżno białe kwiaty. Podpisana - Fryderyk Chopin. Uszkodzili w remont, padła. Kupiłam raz pięknie opisaną - żółta, cherlawa, nie wytrzymała zimy. Podejrzewałam błąd opisu i nie panikowałam, że odeszła. Kolejna kupiona (ta ze zdjęcia), też pięknie opisana i... jak zobaczyłam żółtawe odcienie, to się wściekłam. Poszperałam w necie. Trafiłam na dwa opisy, o róży śnieżnobiałej, ale też i o biało-żółtej, żółto-białej (i tych większość). I bądź mądry. Nie wspomnę o pnących, które okazywały się być rabatowymi, takimi najzwyklejszymi, z marketu za 3 zł. Ostatni zakup pnącej (miała być kremowo-pomarańczowa, nazwy już nie pamiętam), okazałą się być zwykłą czerwono-różową. Taką sobie. Ta Kent też może być zagwozdką, bo róż z opisem '... of Kent' w necie widziałam wiele różnych różnistych. :) Czytając o Princess Alexandra of Kent, jako o różach niskich i zwartych, to nie bardzo postrzegam tą swoją, jako niską. Póki co ma dobrze ponad metr pęd. Może to ten max 1,10 :)))
      A dalii się czepiam jednej. Bo, jak pisałam, kupiłam ciemnoczerwoną, baaardzo ciemną, a co jest.... Pomarańczowo-żółta.

      Usuń
    2. Z Kent w nazwie jest jeszcze tylko Patricia Kent (róża angielska, owszem, Harknessa), ale jest kremowo-biała, jak Chopin. Twój Chopin na moje oko wygląda na Chopina, więc chyba trafiłaś. Może i poprzednie były Chopinami, one, jak wiadomo, wybarwiają się zaleznie od wszystkiego: ziemi, w której sie wychowały, ziemi, w ktorą je włożysz, słońca na stanowisku, tego, czym podlewasz i polewasz i Bóg jeden wie, czego jeszcze. Ja postanowiłam już przypadkowych nie kupować, bo identyfikacja jest potem irytująca (zidentyfikowałam wreszcie swoją "zastaną" wielką różę, też urosła wyższa niż powinna). Trudno, dopłacam za wysyłkę kurierem, przychodzą praktycznie w doskonałym stanie, prosto od hodowcy.

      Usuń
    3. No widzisz, to Ci się dobrze trafiło. Mnie, jak pisałam - ostatnio wysyłkowo pnąca i dooopa. Nie pamiętam nazwy, była kupiona pod wpływem impulsu. Pierwszego roku wcale nie rosła, w drugim strzeliła w górę, jak głupia, w tym łaskawie zakwitła i jest przeciętna, ale zdecydowanie inna, niż miała być. Zdarzało mi się namierzyć w necie ofertę tego, co bym chciała i owszem, ale zawsze są akurat niedostępne. A nie szukam w grudniu. :))) Chyba musiałabym kupić bardzo wczesną wiosną, czy późną jesienią (może wówczas są), a to dla mnie niefortunny czas, bo nie zawsze można od razu jechać i wsadzić. Z resztę, nie jestem zwolennikiem nasadzania, czy to bardzo wcześnie w sezonie, czy z kolei późno. Po prostu, albo się trafi, albo nie. Już nie mam parcia na siłę na coś. W pierwszych latach 'posiadania ziemi' inwestowałyśmy z mamą full kasy, czasu i pieniędzy. Głównie wówczas wysyłkowo (2-3 firmy raptem były) i wielokrotnie kulą w płot. :-)

      Usuń
  2. Na różach, to się nie znam, ale lubię Twoje zdjęcia. :) A już długo nic nie pisałaś. Każdorazowo podziwiam oczko i jakość wody.

    Anka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczko i woda, to żadna moja zasługa. Ot, przyroda wie, co robi. No, może tylko nie próbuję jej przeszkadzać. Zrównoważona ilość roślin i zwierząt. Oczywiście zero chemii przemysłowej.

      Pozdrawiam !

      Usuń
  3. Asiu, aksamitki będziesz miała ode mnie :) Dzisiaj własnie obrywałam płatki z podsuszonych kwiatków. Teraz suszą się same płatki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Jak widzisz, u mnie szał aksamitkowy. :))))) Ale Ty masz z tym dużo pracy, z tym suszeniem. Aż mi głupio, ;-)

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. no przecież nie stoję nad nimi i nie dmucham :) A jak więdną to i tak trzeba kwiatki obrywać, tylko zamiast do śmieci to do koszyka. A powiem Ci, że takie zerwane kwiatki wcale szybko nie wysychają, chociaż deszczu u nas nie ma i gorąc wielki

      Usuń
    3. Nie dmuchasz ?!?! :))))
      Tak, to zaskakujące, że jak ma wysychać, to to trwa i trwa. Złośliwie. ;-)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...