Ile razy wredny działkowy czajnik nagrzał sobie rączkę (a nie zawsze to się dzieje), tyle razy miewałam wizję pięknej pikowanej łapki do tegoż czajnika. W końcu zmobilizowałam się i ruszyłam do maszyny 'polatać trzmielem' (czyli popróbować pikować z wolnej ręki). Czemu tak późno ? Bo miałam w sobie sporo pokory do czynności pikowania z ręki. Pierwszy kontakt z techniką był bajeczny. Był to typowy kontakt nieświadomego posiadacza nowej stopki, bez wielkiej wiedzy, jak to użyć, działającego na czuja. Ehhh, ta błoga nieświadomość. :) I spodobało się, bo się udało. :) Później pojawiła się już pokora po tym, jak niestety... nie wyszło. Pękła igła od razy w pierwszym uderzeniu, bo stopka nie do końca dobrze dokręcona była (walnięcie mam cały czas z tyłu głowy). Chciałam pikować ochraniacz na stół, skończyło się na zwykłej stopce i niesmaku.
Za pierwszym razem nawet wyłączenie dolnego transportu (czyli schowanie ząbków pod stopką) pomyliłam z dociskiem stopki. :-))) Miało to jednak dobre przełożenie na długość ściegu. Ścieg był ładny, dłuższy na prostej, na łukach odpowiednio krótki na łukach. Stopka zamocowana poprawnie nawet fajnie się ruszała, nie sprawiała wrażenia, że zaraz rąbnie w nią igła. A niestety, dla kogoś, który przyzwyczajony jest do tego, że opuszczenie dźwigni stopki powoduje jej ułożenie na tkaninie, dziwnym wrażeniem jest, gdy stopka mimo opuszczenia, dalej jest nad tkaniną i co rusz się unosi w bardzo bliskim sąsiedztwie igły. :) Podobało mi się, nie powiem.Teraz, trochę mądrzejsza, ruszyłam do dzieła, ale z pokorą.
Zrobiłam
więc sobie 4 kwadraciki czerwone z niby kwiatkiem wypikowane z wolnej
ręki, żeby się nie zamęczyć (chociaż ambicja nie miała satysfakcji z
tego pikowania). Resztę pikowania postanowiłam zrobić wzdłuż szwów. Tym samym spróbować też regularnego, ale innego niż
dotąd pikowania.
Trochę nie bardzo wiedziałam, jak powinnam doszyć wieszaczek. Chciałam jak najmniej szwów, więc wszyłam go jednocześnie z lamówką, w róg, ale to chyba nie jest najszczęśliwsze rozwiązanie technicznie, chociaż praktycznie i estetycznie, pasuje jak najbardziej.
Niemniej jednaj, łapka służy i dla osób nie mających nic wspólnego z maszyną jest obiektem podziwianym. Tak, tylko dla tych osób. :)
Lamówka trochę krzywo wszyta, ale to nie problem. Zastanawiało mnie już samo pikowanie swobodne, bo mój ścieg jest bardzo, ale to bardzo drobny. Pomimo nastawienia długości ściegu pomiędzy 3 i 4, czyli raczej dłuższy, niż krótszy, mam szew drobniutki, 'jak makiem zasiał'. Nie wiem dlaczego. Drobny ścieg na małych łukach to chyba ok, ale nie na dłuższej prostej. Myślę, że to efekt wyłączenia ząbków, bo w sumie to się zasadniczo zmieniło. Maszyna ma swoje obroty, gdy ząbki dolne pracują, podają tkaninę w równym tempie, odpowiednio szybko do nacisku pedała. Skoro ja teraz ręcznie sama decyduję o ruchu tkaniny, pewnie sprawę zawalam, bo za wolno przesuwam tkaninę w stosunku do obrotów maszyny. Niestety, nie znalazłam wyraźnej odpowiedzi w sieci na swe wątpliwości. Może nikt nie ma z tym problemu, albo sprawa jest banalnie prosta, że się o tym nie pisze. :( Ale w wolnej chwili muszę spróbować zmniejszyć obroty maszyny.
Szperając w necie o pikowaniu z wolnej ręki, wzdychając do całej asy pięknych pikowań (z pięknym długim szwem) natrafiłam na bardzo twórczy, ale też dydaktyczny blog Quilt@Smile, a w nim na cenne i praktyczne wskazówki, jak pikować - Pikowany piątek.
Fajna łapka, bardzo udany uszytek :-) Przy stopce do haftowania albo opuszczasz ząbki na maksa i wtedy nie ma opcji że przesuwają tkaninę, albo zasłaniasz je osłonką - zależy jaką opcję ma maszyna. Jak transport masz wyłączony - a masz wyłączony w obu powyższych opcjach - to o długości ściegu decydujesz tylko Ty. Jak szybciej przesuwasz tkaninę, to masz dłuższy ścieg, jak wolniej to krótki.
OdpowiedzUsuńPotwierdzasz więc to, co przypuszczałam. Szczerze, to nie wiem, jak przesuwałam tkaninę. :) Na pewno odruchowo skupiłam się na odpowiednim kierunku nie zdając sobie sprawy z samego ściegu. Pewnie trudno będzie zapanować nad pedałem, bo jednak to byłoby najlepsze. No nic, trzeba spróbować praktycznie, a nie teoretyzować nad możliwościami. :)
UsuńPozdrawiam
Miałam pisać o cudnym kolorze Bfl a tu "łapka" :)
OdpowiedzUsuńŁapka ładna ale nie wzbudza we mnie aż takich zachwytów jak kolor wełny z poprzedniego posta, nie wiem jak długo musiałabym mieszać barwniki by i tak nie uzyskać tak niepowtarzalnego koloru :)
Bardzo mi się podobają takie kolory, których nie można określić jednym słowem i szkoda, że nie miałaś czegoś więcej do ufarbowania i w innym rodzaju - bo to bardzo ciekawe jak wybarwiają się różne materiały.
Pozdrawiam.
Przykro mi ,że Cie "łapka" zaatakowała z posta. ;)
UsuńW temacie koloru wełny, to powiem Ci, że może i on ciekawy, pewnie trudny do odtworzenia z barwników (chociaż... tu mogłoby być różnie), ale osobiście średnio lubię brązy. A on, tak na pierwszy rzut oka, tak się właśnie kojarzy.
Farbując owocem, nie pomyślałam, że kolor barwnika będzie po farbowaniu tak intensywny. A naprawdę był. I pięknie ciemnoczerwony, z odcieniami różu. Szkoda, że czerwień w wełnie zmieniła się w brąz. To mnie w barwieniu naturalnym moim oczywiście, trochę przeszkadza, że większość efektów jest właśnie w takich klimatach. A mnie się marzą inne barwy.
Pozdrawiam rózwnież.