Pages

1 listopada 2014

Post z lekka nieudany

Post może i udany, jeśli nie okaże się być zbyt nudny, ale moje ostatnie poczynania właśnie z lekka nieudane były i to na dwóch różnych frontach. Obydwa tematy poległy estetycznie, w dużej mierze przez... pojemniki, pudełka, formy - jak zwał, tak zwał.
Pierwszy front, to sery. Tak, sery ! Liczba mnoga. :) Nie ze względu na wielki przerób mleka, co na ilość małych serków. Tym razem sztuczną krówkę, czyli mlekomat, 'poprosiłam' o 4 litry mleka, 3 litry z myślą o serach, litr z przeznaczeniem na ricottę. Już na zupełnym luzie, bez ciągłego patrzenia na zegarek, ale z termometrem w ręku, ruszyłam do działania. Wcześniej długo myślałam o tym, co może mi posłużyć za formę. W sklepach oczywiście małe cedzaki nie są do kupienia, a małe sitka niestety nie mają dziurek na bokach. Nawet nie było małych plastikowych miseczek, z których można byłoby porobić na gorąco dziurki. Z braku laku, padło na małe pojemniczki, w których pakuje się w sklepach surówki, sałatki, etc. 
I tak, są dwa małe sery naturalne, bez dodatków, jeden z kuminem rzymskim i jeden z sypką słodką papryką. Temat ziół, innych niż oregano, liść laurowy, majeranek, etc, to u mnie wielkie wyzwanie.  Na długich regałach w większości zalegają różnorakie kompozycje, mieszanki, a pojedyncze zioła są tylko te najbardziej znane.


Sery były bardzo kształtne, ale schrzaniłam je mocząc w solance. Trzeba było moczyć każdy oddzielnie, a nie hurtem, bo niestety się odkształciły od talerzyka, który je blokował przed wypływaniem na powierzchnię solanki. Przypadkowo udało i się kupić kefir z bakteriami robico (takie zalecane były w jednym z przepisów na ser a'la koryciński), co prawdopodobnie przełożyło się na lepsze dziurki. Ale tylko prawdopodobnie. ;-)

Sukcesem też zakończyła się próba uzyskania ricotty z serwatki. Poszło sprawnie i szybko. Pewnie za sprawą krowiego mleka, a nie, jak poprzednio mleka i śmietanki ze sklepu. Na zdjęciu widać drobiny lekko brązowe. Możliwe, że to początek przypalenia, ale sam garnek na dnie nie nosił śladów takowego i smak ricotty bez zarzutów. Na zdjęciu ricotta bezpośrednio po wyjęciu z chusty, w której wisiał całą noc, bo miał  ociekać. Jest bardzo zwarta, po dodaniu śmietany starczy na parę kanapek.


Sprawa foremek, pojemników wpłynęło znacznie na poczynania na drugim - kosmetycznym froncie.
Tydzień temu dojechała druga przesyłka ze sklepu 'Zrób sobie krem'. Bardzo długo kombinowałam, co powinno się w niej znaleźć, bo chyba (patrząc pod kątem ich działania), powinnam mieć połowę specyfików z oferty. No i trochę przekombinowałam. 


Najłatwiej było mi zrobić wodę micelarną, bo składniki trzeba tylko odmierzyć i połączyć ze sobą wstrząsając. Ilość wg przepisu starcza mi na tydzień i odpowiada mojej cerze. Jutro więc mieszam kolejną porcję. :-)

Większym wyzwaniem było mydło. Poszłam na łatwiznę kupując bazę mydlaną. Patrząc teraz na efekt, nie wiem, czy to był dobry pomysł, jednak wówczas, gdy zamawiałam nie mając dokładnych przepisów, wiedząc tylko, że trzeba uważać i znając tylko kilka ogólników, bez szczegółów, obawiałam się zabawy w małego chemika. Po rozpuszczeniu bazy dowartościowałam ją masłem shea, naturalnym sokiem wyciśniętym z pomarańczy, startą z niej skórka i ziarnami kawy. Udział tych dwóch ostatnich dodatków powalił mi estetykę. Masa niestety nie stała się piękna pomarańczowa z drobinami kawy, ale brunatna, drobiny kawy ulokowały się na spodzie formy a skórki wcale nie widać. Cóż, później doczytałam, że dodatki tego typu dodaje się, gdy masa jest bardziej gęsta. Wcześniej dowiedziałam się z netu, że dodatki miesza się z masą  przed wlaniem do formy, to i dodałam. Teraz i tak nie wiem, na ile gęsta ma być ta masa. No i jeszcze te nieszczęsne foremki, pojemniki do zastygania mydeł. Długo szukałam rozglądając się wkoło. Chciałam mieć proste, zwykle kształty mydła, równo odcięte. Ale złośliwie pojemniczki po spożywanych produktach miewają najczęściej wzorki, które po rozcięciu mydła na mniejsze kawałki, byłyby góra z 2 stron. Nie chciałam mydełek z foremek muffinowych, wylałam więc do szklanej formy (naczynie żaroodporne), a ze ścinków bocznych zrobiłam małe mydełka w plastikowej foremce do lodów. I chyba ostatni raz użyłam tej foremki. Wyciąganie ich to wyzwanie, a w grę nie wchodzi uprzednie wyłożenie folią, bo ta prawdopodobnie schrzani wzorek. Schładzanie formy w lodówce wcale nie ułatwiało wyjęcia. Ostatecznie się udało, ale co sobie poklęłam, to moje. 
Pozostaje teraz poczekać kilka tygodni i łudzić się, że chociaż będą się pienić. :)


Na koniec muszę pochwalić się białym amarylisem. Zakwitł i jest piękny. Zasługa moja w tym tylko taka, że udało mi się go wypatrzeć w sklepie, gdy stał w tłumie innych, czerwonych, czerwonawych. Był tylko łodygą kwiatową z pąkiem, niezdradzającym odcieni czerwieni. Na dodatek sama kwiatowa łodyga była dziwnie odgięta od pionu kwiatu i codziennie odwracałam doniczkę na parapecie, aby się naprostowała zanim otworzy pąki, bo mogłaby się przewracać. Dziś na 2 minuty wyszło słońce, więc od razu chwyciłam za aparat.


Samo słońce dawkuje się tutaj w porcjach tak małych, że przykro się robi. A to dopiero początek dni szarych i bez słońca. Na szczęście jest temperatura względna, ale kto wie, co będzie za tydzień.




30 komentarzy:

  1. formą się przejmujesz? ważne, że ser smakuje, a mydełko będzie myło! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, bo trochę tak... no mogłam pomyśleć wcześniej. ;-)

      Usuń
  2. A co ci się w tych serkach nie podoba? Mnie sie podobają! Zaraz bym pożarła, zwłaszcza ricottę. U mnie, jak sie okazało, w tym zasr... mieście mleka od krowy nie uświadczysz, niestety.
    A te gadżety w ciągu dalszym też znam :-) To sie bardzo, bardzo przydaje, ale rzeczywiścieza dużo na raz kupić nie można, bo: 1. przeterminowuje się (przecież nie samą urodą zyje człowiek), 2. na wstępie człowiek jeszcze nie wie, czego potrzebuje i musi i tak potem to i owo dokupić. Niemniej w tym zasranym remoncie wlasnoręcznie zrobiony krem do rak uratował mi skórę. I wtedy zrozumiała, czym nas raczą, a raczej czym nas nie raczą w gotowych kosmetykach. Gotowy jest po to, żebyśmy kupiły następny, bo bez niego jest gorzej niż było zanim zaczęłyśmy używać. Własnego nie używam od miesiąca, a efekt się utrzymuje, choć przedtem miałam na rękach przezroczysty pergamin.
    Jak chodzi o mydło, to mam już ponad roczne doświadczenie w tej zabawie. "Zrób sobie krem" to dobre źródło, ale jeśli chodzi o bazy nie najtańsze i nie najbogatsze (daj sobie spokój z tą granulowaną palmowo-kokosową, to rozpacz, co sie z nią dzieje, nawet jeśli próbujesz ściśle według przepisu), wpadnij do EcoFlores, jeśli będziesz potrzebować samą bazę, jest i taniej i więcej baz. Jeśli robiłaś mydelka z organizcznej bazy, to one sie średnio pienią (warto dodać do rozpuszczonej ekstrakt z jedwabiu, wtedy pieni się znacznie lepiej), jeśli z transparentnej (tej z SLSem - na marginesie: SLS jeszcze nikomu nie zaszkodził, nie wierz pieprzniętym "ekologistom") będą ci się pienić pięknie, ta baza ma to w składzie :-) I na nic nie musisz czekać (to w mydłach zrobionych od zera, z ługu i tłuszczu trzeba poczekać parę tygodni, bo żrą), możesz spokojnie mydeł robionych z baz mydlanych używać już tego samego dnia. Piękne ci wyszły te ślimaczki! Bardzo dobrze sprawdzają się silikonowe foremki do pieczenia, wyjmuje sie z nich idealnie. Lodówka w zastyganiu nie bardzo pomaga, bardziej szkodzi. Na wolnym powietrzu baza zastyga nie dłużej niż trzy godziny i po wyjęciu się nie "poci", a z lodówki tak. I w dodatku trudniej ją wyjąć. Jakby coś, pisz. I zajrzyj w sprawie takich rzeczy jak ze ZSK też na http://naturadlapiekna.pl/, to niezły sklep i wiele rzeczy jest, których z ZSK nie ma, i niektóre są istotnie taniej, a jakość bardzo solidna, choć bez "ekologistycznego" skrzywienia. Ja tam kupuję chlorek magnezu co jakiś czas, a przy okazji różne pierdolansiki do tych domowych mazideł i mydeł, choć zapachy są lepsze te profesjonalne ze ZSK (gdby nas było kilka wariatek, to sprowadziłybyśmy sobie doskonałe zapachy z pewnego niemieskiego rewelacyjnego sklepu, ale dla mnie jednej do domowych potrzeb wychodzi za drogo). Buziaki!
    PS. Uwaga: olej arganowy kupuj lepiej dezodoryzowany (choc drożej), to śmierdzi nieludzko, podobnie jak ekstrakt z kawioru, błe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serki były zgniecione tym durnym talerzykiem, na zdjęciu nie widać, bo je tak zrobiłam, że jest lepiej niż w rzeczywistości. :) Szkoda, że nie masz dostępu do mleka. Na liście mlekomatów są warszawskie adresy http://www.mlekomaty.org/mlekomat/2.191.lista-mlekomatow/ ale i w moim mieście ta lista jest nieaktualna. Może coś znajdziesz dla siebie.
      Co do składników kosmetyków to masz rację. Z jednej strony potrzeba ich na raz wiele, z drugiej nie sposób kupić wszystko na raz. Ale tak niestety bywa z większością hobby, że na początku trzeba zainwestować. Z przyjemnością zajrzę pod wskazane adresy i posłucham rad już doświadczonej. W necie jak zwykle, dużo zdjęć, chwalenia domowych wyrobów, ale bez szczegółów, co bardzo utrudnia sprawę. Sama zmieniłam postępowanie z włosami i naprawdę spora różnica, oczywiście na korzyść, a to dopiero zmiany polegające na eliminacji tego, co szkodliwe i stosowaniu tego, co w domu, co do tej pory tylko służyło spożyciu. Teraz powoli kończą mi się sklepowe kosmetyki, chcę systematycznie wymieniać na własne. O SLSach poczytałam sobie już czas temu, nie demonizuję (ogólnie raczej nie demonizuję niczego), ale jak mogę, coś co może w nadmiarze szkodzić, to jak się da, eliminuję, a jak się nie da, to korzystam z umiarem. Na co dzień nie używam szamponów z SLSem, ale raz na jakiś czas zwyczajnie trzeba, by domyć. Mnie nie drażni chemia sama w sobie, ale najbardziej to, że mnie producenci i sprzedawcy robią w konia. Skoro u nas prawo dopuszcza używanie 'bio', czy 'eko' (już nie pomnę szczegółów, co dokładnie) na wyrób, który tylko jeden składnik ma 'bio', czy 'eko', a reszta jest dowolna, to o czym my tu kurcze mówimy.
      Co do mydeł i pojemników, to ja nie trzymam mydła po wlaniu w lodówce, nie. Ono zastyga dobę naturalnie. Włożyłam tylko do lodówki na trochę, bo miało się skurczyć, co ułatwiłoby opuszczenie formy. Ale nie wyszło. :-)
      Muszę się zorganizować bardziej. Do tej pory stroniłam od silikonowej formy na krótką keksówkę, bo mam i metalowe i szklane, a tu kurcze byłaby, jak znalazł. No, a mydła nie machną w formach do babek na porcje z 6-8 jaj.
      :-)))
      Jak z pojemnikami do już zrobionych kosmetyków ? Gdy okazało się, że butelka kupiona do płynu micelarnego jest wielka, próbowałam wykorzystać tą po sklepowym, ale coś mnie podkusiło, by zerwać naklejki, no i pozostawiony klej spaprał cały pomysł. Akurat w ZSK nie ma zbyt dużego wyboru. Odzysk nie zawsze też wchodzi w grę.
      Kurcze, potrzebuję kolejny pokój, bo się przestaję mieścić i rozciągnąć dobę, by realizować nie tylko pomysły, co i własne potrzeby. Przydałoby się też jakieś dofinansowanie... najlepiej stałe pensja bez potrzeby pracy zawodowej, czy innych zobowiązań. Da się Droga Redakcjo ? ;-)

      Dzięki :*

      Usuń
    2. A, robiłam z tej bazy http://www.zrobsobiekrem.pl/pl/p/Baza-mydlana-NATURALNA/37 i rozumiem, że z każdej bazy mogę używać mydełek, nie muszę czekać. :-) - to dobre rozwiązanie, bo jakoś nieszczególnie posiadam w domu miejsca zarówno chłodne, jak i ciemne.

      Usuń
    3. Wszystkie mydła robione z baz mydlanych można używać od zaraz, jak tylko zastygną. Tegom pewna na bank.

      Usuń
    4. Ja toniku nie uzywam w ogóle, więc flaszki mnie nie interesują, a kremy (też głownie krem do rąk, bo innych uzywam, jak sobie przypomnę, czyli z rzadka) wkładam do słoiczków po kremach i po suchych ekstraktach roślinnych. Mydło mam w twardych kawałkach, a ciała nie balsamuję, więc duże pojemniki mnie nie zaimają. Boże, jaki wstyd tak prawie niczego nie używać!

      Usuń
    5. Już używam i żyję. Dziś podarowałam przyjaciółce. Ciekawa jestem wrażeń.
      Mnie skoczyło to, że po opłukaniu rąk mam momentalnie uczucie suchości dłoni w sensie wysuszenia, przesuszenia tak, że już jest myśl o kremie, a po chwili pstryk i suchość znika. Ręce są przyjemne w dotyku i nic dodać, nic ująć.
      I jednak się pieni. Nie tak mocno, jak te sklepowe, ale pieni. Uważam, że wystarczająco.
      A płynem micelarnym zmywam 'urodę' z oczu :-))) Przy okazji przelecę i resztę mordki. Lubię też spryskać bezpośrednio hydrolatem. Po nim nic mnie nie ściąga i jak bez kremu wystartuję, to też jest ok.
      Z tym balsamowaniem, to przecież zależy od skóry, wody kranowej i tego, jakich się kosmetyków używa. Jednemu starczy 'Biały jeleń', a drugi musi leki z apteki. ;-)
      Kusi mnie szampon do włosów. :) Robiłaś może ?

      Usuń
    6. Finextra, chyba nie wstyd tylko szczęściara z Ciebie :)))! Ciało muszę smarować, choć nie robię tego codziennie, ale szczególnie w okresie zimowym mam skórę suchą, więc staram się używać olei. Twarz wrażliwa, więc krem też potrzebny, naczynkowa więc jednak podkład. Włosy delikatne więc szampon i balsam. Kiedyś przeszłam na białego jelenia i bambino, ale więcej było z tego szkód niż pożytku. Po jakimś czasie poszłam po rozum do głowy... trzeba wybierać, to co nam służy.

      Usuń
  3. "Lekko nieudane" to chyba za wiele powiedziane. Serek wygląda na normalny i nie bardzo widzę co by tu się miało nie podobać. Serek zawsze można odlać do worka z tetry lub lnu i przygnieść kamieniem (czy kamyczkiem jak malutki) na desce w misce - tak przynajmniej robiła moja babcia i nie potrzeba wtedy żadnych foremek a serek ma formę klasycznej gomółeczki i odbity wzór płótna. Mydło to już w ogóle niczego sobie. Kupowałam mydełka kawowe w mydlarni i wyglądały bardzo podobnie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobra, przyznaję, że może nadto powiedziane. :-)
      Co do serka, to nie wiem jaki robiła Twoja Babcia, ale ten akurat wymaga pojemnika z otworkami, by ociekała serwatka i przekładania stronami. Mnie starczyły kubeczki. Jasne, że mogłabym kupić specjalistyczne, ale kasy mi szkoda. :-) Kształt schrzaniłam, gdy włożyłam je do gara z solanką. Gdybym pomyślała, że talerzyk przygniata je nierówno, to nie byłoby tematu. :-)
      Z mydełkiem, to ubzdurałam sobie - oglądając piękne foty w necie - że moje wyjdzie jak z obrazka, mleczno pomarańczowe w kropeczki. :-))) A tu zonk. Ciemne, bardzo ciemne... :-)))
      Faktycznie, chyba post powinnam zatytułować 'Kłopoty z myśleniem farbowanej blondynki' :-)))

      Fajnie, że znowu jesteś !
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Ja też uważam ,że skoro to produkty swojskie,niech też wygląd mają swojski ,a taki własnie mają :}Piękne to wszystko i tak ,a serki bardzo apetycznie wyglądają!Przypomniałam sobie ,jak nastałam na swoim gospodarstwie ,a raczej zastąpiłam zmarłą własnie teściową.Nauczyłam się doić krowy i tez robiłam domowy twarożek.A tyle tego było , że nie miał kto zjeść.Teraz tęsknię za wiejskim ,jedzonkiem...ech!Pozdrawiam ,Danka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potwierdzasz tylko fakt, że człowiek mądrzeje z wiekiem. :)
      Rozumiem, że teraz już nic nie robisz ? Jaka szkoda. Podzielisz się, w jaki sposób robiłaś twaróg ?
      Nie wiem, co w tym serze jest, ale mogę go jeść non stop. :)))

      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Dawne to były czasy kiedy robiłam twarożek:}-mleko samoistnie zakwaszone, takie ,że kroić można je było ,stawiałam na boku na piecu kuchennym ,opalanym drewnem,{bo akurat drewnem najczęsciej się paliło}.Podgrzewało się powoli .Nie używałam żadnych termometrów,po prostu na wyczucie ,ręką delikatnie mieszałam zawartość garnka,ąż powstał skrzep na tyle stały ,że można było go odcedzić na sicie.A potem wędrował serek do odcieknięcia w płóciennym rożku,a serwatkę wypijały świnki .lub kurki:]...Od jakichś 15 lat nie mam żadnych stworzeń gospodarskich,nawet kur.Ale mam zamiar to zmienić ,po prostu trzeba było z czegoś zrezygnować ,inne zajęcia pochłaniały czas,nie dało się pogodzić wszystkiego.Człowiek ma tylko dwie ręce,a doba też się nie rozciągnie.Wracając jeszcze do mojego twarożku,to powiem ,że nadmiar zamrażałam po prostu,był tak tłusty,że po rozmrożeniu można było normalnie używac go do np sernika.No i jeszcze masło też robiłam własne.Smak niezapomniany,wspaniały! 29 lat temu gdy zaczęłam być gospodynią, byłam też 23 letnią ,młodą dziewczyną i niczego własciwie nie umiałam .Ale chętnie się uczyłam,trochę pokazał mi mąż,trochę starsze sąsiadki i tylko czasu wciąż na wszystko było za mało .Co innego teraz.Teraz chciałabym zacząć od nowa,a raczej powtórzyć to ,co działo się poprzednio .Mam nadzieję ,że uda mi się :}Pozdrawiam!

      Usuń
    3. ...piec opalany drewnem... marzenie! :)

      Usuń
    4. Oj, moje marzenie, to pewnie nie tylko piec (jeszcze chwilę temu nie pomyślałam :))) ), ale ogólnie inne życie.
      Jednak niestety.... ;-)

      Danko, a jak jest z tym mrożeniem sera, czy twarogu ? Rozumiem, że nie każdy można.

      Usuń
  5. Hej, hej!
    Widzę, że mamy podobne doświadczenia ze zdobieniami mydeł :D, choć dodatki inne... Ja robiłam wg filmiku jednego pana, który zachęcał do barwienia papryką słodką... Dodałam też curry... Niestety mydło wyszło brązowawe i w myciu miałam wrażenie, że myję się sosem... Do drugiego mydła dodałam barwnik, ale chyba zbyt dużo. Miało być fioletowe, a wyszło bardzo ciemne, niemal czarne, też dziwne w myciu... Z kosmetykami też porażka, robiłam wodę magnezową, polecaną jako dezodorant-plami ubrania, krem magnezowy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie strasz, krem przede mną. :-)
      Z tym kolorem mydła, to naprawdę zaraz po barwieniu czułam się rozczarowana. Dziś już mi przeszło. A to tylko dlatego, ze w necie tyle mydlanych kolorowych różności, że skręca, a bardzo mało właśnie takich mniej efektownych Pienić mi się nie musi ważne, by myło. Kuszą jeszcze kule kąpielowe, jako bajer.
      Na dezodorant też się czaję.

      Usuń
    2. O! a kule mi się udały i byłam zadowolona, też zrób! Eee, krem masz pewnie w zestawie, to wszystko się uda, ja robiłam pierwszy raz z obcego przepisu, trochę się zniechęciłam, ale pewnie zrobię drugie podejście - teraz chyba właśnie na Zrób Sobie Krem, gotowy zestaw. Na dezodorant szukam innego przepisu.

      Usuń
    3. Nigdy nie używałam kupi kąpielowej i przyznam się, że nie wiem, jak ona działa Domyślam się, że pływa po wodzie i się rozpuszcza.
      Krem zamierzam zrobić z pojedynczych składników, wg przepisu na ZSK, to nie jest gotowy zestaw. Wydaje mi się, że dobrałam składniki pod własne potrzeby i, że będzie dobry dla skóry. Na razie płyn micelarny na bazie hydrolatu z liści porzeczki, jak i sam hydrolat pomarańczowy mi służą.

      Usuń
    4. szybko się rozpuszcza, musując

      Usuń
    5. Jak nazwa wskazuje, koniecznie musi mieć kształt kuli ? Da się jakoś bez formy ? Nie, pewnie nie da. :) :((

      Usuń
  6. Cd. Zastygł na kamień i odzieliły się faza wodna i tłuszczowa, foremki na mydła kupowałam na All, zwykle, ładne i nie ogromnie cenne...ślicznie Ci wyszły te muszelki-szkoda, że nie do powtórzenia... A serek w solance też mi się maział, więc wyjęłam i zjadłam. O!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak Ci się serek w solance maział ?

      Usuń
    2. Soli niby dałam wg przepisu, może trzeba więcej, nie wiem, ale nie chciałam, by był mocno słony. Ponieważ nie miałam podpuszczki (i nie chciałam), "robiłam" ser octem, no i on w tej kąpieli wydawało mi się, że powoli się rozpływa... i ponieważ nie chciałam go stracić, to czym prędzej go stamtąd wyjęłam. (Taki ser zrobiłam ze zmiksowanych przepisów, może tak się nie robi, a może niepotrzebnie go wyjęłam, ale był smaczny). Trochę nie mogę się zdecydować-pociągają mnie przepisy wegańskie ( a więc na pewno bez mleka, i na pewno bez podpuszczki ), ale ser kozi też... :]!

      Usuń
    3. Oj, to nie znam takiego sera, jaki Ty robiłaś. A'la koryciński jest serem podpuszczkowym, więc bez podpuszczki nie poleci. Octem albo sokiem z cytryny, to 'wytrąca' się ricottę z serwatki. I ta mi wyszła też bardzo dobra.
      Mleko kozie mogę kupić tylko w kartonie, w sklepie, ale z nim, to mi ser na bank nie wyjdzie. :(

      Usuń
  7. Te mydła z bazy mydlanej raczej nie muszą leżakować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest duży, duży plus. Bo u mnie jedyne ciemne i jednocześnie chłodne, a raczej zimne miejsce, to lodówka. A ona w grę nie wchodzi. Na bank porzucę wizję bycia szalonym chemikiem i będę używać baz.

      Pozdrawiam

      Usuń
    2. he, he :-D a mnie ciągnie do zrobienia "prawdziwego" mydła... zobaczymy... na razie termometru brak i paru odczynników...

      Usuń
    3. Termometr posiadam, składniki, to i może bym kupiła, ale nie mam niestety dobrych, sprawdzonych przepisów. Nie wiem teraz, czy chce mi się. Oferta z linków od Aldony przypadła mi do gustu.
      Notorycznie rozglądam się za czymś, co by mi odpowiadało, jako forma. Niby najprostsze rozwiązania są najlepsze i o takie mi chodzi, ale okazuje się, że o nie wcale nie tak łatwo. ;-)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...