Słońce !
Było i schowało się, ale co tam. Dziś mam leniwy dzień. Lubię swoje leniwe piątki, czyli takie wolne z pracy z przeznaczeniem na pobyt w domu i nicnierobienie. Oczywiście nie ma nicnierobienia totalnego, ale dzien na luzie, bez biegania i załatwiania czegoś, bez sklepu, ot... luz.
W ruch poszły druty i ... sprułam zaczęte to czarne-nieczarne z aplaki. Tzn rękawy są, jak były, ale zaczęłam środek swetra i mimo przeliczenia oczek, wydawał mi się coraz większy. A, że bliźniaczej ciąży nie planuję, ani też nagle urosnąć do rozmiaru XXXXXL, trzeba było pruć i zacząć od nowa. Dziwna sprawa, bo oczka przeliczone na podstawie rękawów, więc powinno być ok. No ale, lepiej wcześniej niż później rzucić w kąt.
Mam jeszcze chęć pofilcować. Pudełko z sasanką poszło do nowej właścicielki, więc jest powód, by coś stworzyć. W ogólne, to po głowie chodzą mi różności. Trochę wiosenno-świątecznych elementów, torebka (bo moja filcowa uległa 'wypadkowi'), mam też chęć w końcu ruszyć mą glinkę ceramiczną, która kupiłam hohohoh... temu. Chyba za dużo srok chcę ciągnąć za ogon.
Filon wyraźnie w lepszym nastroju. Bardziej ruchliwy, nogi podnosi wyżej. Z nim to tak jest, że boje się powiedzieć głośno, ze lepiej, bo zawsze zaraz po tym coś huknie. Ale dalej robimy krótkie spacery, tylko praktycznie na potrzeby fizjologiczne. Niech te łapy dojdą do siebie na tyle, na ile pozwala mu jego wiek. Pod tym kątem, to jestem nadmiernie pewnie zachowawcza. Dziś dopiero tydzień, jak wznowiliśmy środek chondtoitynowo-glukozaminowy, a z tego, co mi lek. wet mówili, to przeciętnie potrzeba około miesiąca zanim te siarczany (bo w takiej postaci znajduje się glukozamina i chondroityna w preparacie) na stałe utrwalą się w organizmie.
Przy okazji... ze 3 tygodnie temu miałam takie głupie zdarzenie pod blokiem. Sąsiadka, właścicielka takiej 2-3 letniej suni w typie goldena zapytała o zdrowie Filona. Tak wymieniliśmy kilka słów o psach, zdrowiu, wieku, śliskich schodów przy wejściu, bo jeszcze był lód. I poszłam. A tu za mną jej teściowa, jak ruszyła w słowny lament, że ojeju, jak ten pies chodzi, jaki on chory, ledwo nogi podnosi, etc... Kurcze... oprzytomniałam, że to o nas. Wiec się odwróciłam i głośno, bo z już większej odległości, mówię, że to przecież molos, one mają taki chód, nie biegają wkoło właściciela na smyczy, ale spokojnie kroczą łapa za łapą. Wówczas jeszcze Filon czuł się z łapami całkiem ok. I tak idąc sobie dalej, najpierw mnie zatelepało, ale później, tak sobie pomyślałam, kurcze... ich sunia jest wygięta na linii grzbietu (w górę), ma bardzo wąskie biodra, dziwnie osadzone tylne łapy i tego nie widzą. Sama znając się jednak trochę na psach, nie potrafiłabym tak wprost walnąć komuś między oczy w takim lamentowym tonie. Bo ja się naprawdę w pierwszej chwili poczułam, jakbym ciągnęła na smyczy, na siłę ledwo żywego psa. Taki ton użyła ta kobieta.
Czemu do ludzi nie dociera, że zwierzęta też się starzeją i mają prawo do dobrej starości. Fakt, że idą wolniej, są mniej ruchliwe wcale nie oznacza, że ich życie jest pasmem nieszczęść i bólu. Pewnie takim łatwo przychodzi decyzja o eutanazji, bo skoro zwierzak stary, to tak lepiej.
Ehh, ale nie chciałabym zaczynać weekendu w taki smutny sposób. Wszak idzie wiosna. ;-)
A tak w ogólne, to dziś jest Dzień Drzemki w Pracy, a ja sierota, tak niefortunnie wzięłam urlop. :-)))