Jak zakładałam, z każdej wstęgi 50 g pofarbowanej czesanki ukręciłam nić, wstępnie dzieląc na połowę tak, by później mieć mniej więcej te same ilości przędzy do skręcenia w podwójną nić. I tak powstały 4 kłębki o metrażu 90-100 m. Dosłownie z resztek skręciłam 15 m zielono-żółtej nici.
A tu poszczególne kolory.
A teraz ... się dzierga. ;-)
Się ukręciło, się dzierga... a co Ty masz z tym wspólnego? :D
OdpowiedzUsuńFajna włóczka, co z niej będzie?
A ja tak sobie patrze. ;-)
UsuńPatrząc na ilość, to albo będzie cud pomnożenia (przędza się rozciągnie :-))) ) i sweterko-tunika, albo... farbowanie dalsze, bo ubranka w stylu serdak, czy gorset (czyli rury od pasa pod biust) nie planuję. :))) Jest jeszcze trzecia ewentualność... spontan, czyli coś z niczego. ;-)
cudownie wiosenne kolorki :)
OdpowiedzUsuńNo no bardzo ładnie się porobiło :))
OdpowiedzUsuńCiekawe co się robi?:)
OdpowiedzUsuńAle piękne , wiosenne kolory :)
OdpowiedzUsuń:) Kolory takie trochę jeszcze zgaszone, nie bardzo żywe, ale właśnie o coś takiego mi chodziło. Żółty łamany zielenią i zieleń łamana żółtym.
OdpowiedzUsuńA co będzie. Jak pisałam, proste ubranko. Z tej ilości bez rękawów.
Wyszło przepięknie!!!!:)
OdpowiedzUsuń