Pages

1 października 2012

Się Porobiło - cz. 52 - Kilometr pajęczej przędzy

To poleciałam w tytule posta, co? :-))) Kilometr robi wrażenie, nie? W końcu na wrzecionku, nie na kołowrotku. ;-)
Pogoda za oknem naprawdę podła się robi, ciemno, szaro, kapie z nieba, jesiennie, nostalgicznie i takie tam. Czas mi ulatuje w natłoku codzienności, a codzienność monotonna sama w sobie. Ukręciło się wiec w kończy trochę ponad kilometr totalnej cienizny. Jest przekręcona, czego nie byłoby pewnie widać, gdybym skręciła w podwójna nić, no ale się zaparłam - pewnie dziergając będę przeklinać - i zostawiłam singielek. Uprzędło się tego merynosa i czarnogłówki 3 porcyjki. Jak wyglądała na wrzecionie widać tutaj. Zdjęta i przewinięta w moteczki (właściwie nie wiem, czy to motek, bo motek to raczej takie piękne fabryczne zwinięcie, kiedyś się na takie zwoje włóczki mówiło laga) lekko się skręca na całej długości i nie bardzo widać przekręcenia.

 Zdjęcia niestety zrobione z lampą - taki jasny wczoraj był dzień. Przędzę prałam jeszcze po skręceniu pomimo, że wcześniej prałam runo w szamponie. Ku memu zdziwieniu, woda z kolejnych płukań ciągle była szarawa. Ostatecznie barwiłam przez zanurzenie w barwniku wilgotną wełnę. Efekt mi się bardzo podoba, ciekawe, czy równie zadowolona będę z dzianiny. Poniżej wysuszony już produkt. Nić trochę prostowana, ale zdecydowanie lepiej widać przekręcenia. Ma to swój urok. :-) W końcu nie muszę poczytywać tego, za jakiś błąd, prawda ? Z mego niewielkiego doświadczenia wynika, że lepiej przekręcić nić niż nie dokręcić.


Nie mogłam się powstrzymać, by nie wkleić kolejnych zdjęć pomimo, że z samej ich jakości (brak ostrości), nie jestem zadowolona. Jakoś nie mam odruchu brania statywu do roboczych zdjęć, a to błąd, niechlujstwo, czy co tam jeszcze. 
Aaaaa.... mam tego w sumie 3 porcyjki: po 446 m w 81 gramach, 361 m w 68 gramach i 205 m 40 gramach, co daje 1012 m w 198 g. Z przeliczeń wynika, że najcieńsza nić jest w najdłuższym moteczku, ale na me krzywe oko, dużej różnicy nie ma. Metraż konkretny, więc większe ubranko można brać pod uwagę, ale bardzo delikatne. Tylko czy na pewno tak będzie w praktyce ? Nie mam wyczucia w takich cieniznach. Chociaż wcale nie będę dziergać na cienkich drutach. 
No, to tyle... powinnam siąść do kołowrotka, wczoraj próbowałam z żywą czesanka, ale to, co mi wychodziło, to pożal się Boże... Wrażenia zasługują na oddzielnego posta, niejedna prządka miałaby z niego ubaw po pachy. Mnie trochę to też bawiło, ale z każdym kolejnym udanym przekręceniem koła, mina mi się wykrzywiała w podkówkę, bo to, co pojawiało się na wrzecionie... ehhh... Kiedyż to ja ukręcę podobną przędze na kołowrotku ?!? Ba... kiedy w ogóle ukręcę metr równy i cały !

17 komentarzy:

  1. Masz cudną niteczkę w cudnych kolorkach! Ty se daj spokój z dziadem. Jeśli tyle potrafisz na wrzecionie ukręcić migiem, to Ci żaden kołowrotek, a już w szczególności dziad, niepotrzebny. Wprawdzie przed farbowaniem to przekręcenie nie wygląda na mocne, ale zanim zaczniesz dziergać, może zrób próbkę, bo Ci jeszcze - nie daj Boże - wirujące rękawy wyjdą, jak mi w ostatniej bluzeczce;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dzięki. :-) Miałam podobnie skręcona pierwszą alpakę i szal wyszedł całkiem przyzwoity. Ale zwrócę uwagę na efekt w dzianinie.
      Co do kołowrotka, to ja jestem jednak tłumok. Wczoraj przekręciłam zwykła włóczkę, żeby popedałować, ok. Przewinęłam, całkiem fajnie, wrzuciłam fiolecik z przedostatniego posta. Porażka, dwa podejścia. Zdjęłam go i chwyciłam kawałek losowej czesanki na próbę. I tak... może z 15 cm ładnego skrętu i dupa. Albo mi nie skręca czesanka, więc wyciągam w swoją stronę niteczki, przytrzymuję trochę, by się nie nakręcało, a skręcało i druga dupa, nitka sie rwie przy szpuli. I tak co chwilę. Sprzężenie pedałowania, to jedno, drugie to wyciągania i skręcanie nici. Zero korelacji i chyba zero teorii, co do techniki. :(

      Usuń
    2. Wiesz, ja i na wrzecionie, i na kołowrotku na początku z czesanką robiłam tak, że sobie rozciągałam tą czesankę na taką grubość, jaką chciałam mieć nitkę, i tylko skręcałam, nie wyciągałam, tylko skręcałam. Jak skręciłam do takiego miejsca, gdzie już zaczynało być niebezpiecznie (grubo - znaczy), przerywałam i znów sobie spory kawałek rozciągnęłam. I tak aż do czasu, kiedy kółeczko już się kręciło, rączki podawały gotowe i starczało mi uwagi (bo to pedałowanie na dziadu strasznie dużo uwagi pochłania), żeby choć trochę jej poświęcić na rozciągnięcie. Z początku starczało może na jedno, może na dwa rozciągnięcia czesanki, a potem strach mnie hamował, a raczej poganiał. Bo jak rozciągałam, to machinalnie od razu zaczynałam szybciej pedałować, więc przestawałam. I znów od początku. Nie powiem, że moja pierwsza nitka była równiutka. Dramat. Ale czyja była? W każdym razie tego pięknego fioletu szkoda, nie wpuszczaj na razie na dziada. Ja po jakichś 20 deko wełnianej męki zaczęłam prząść całkiem równo i niezbyt grubo (no, nie jak teraz, ale mnie to zadowalało). Do tego stopnia, że uznałam, że 10 deko Norwegiana sprzędłam w singlu za cienko, to skręcę w dwie nitki. No i skręciłam. Tylko nie wiedziałam, że mam skręcać w przeciwną stronę do tej, w którą ukręciłam. Kłębek zachowałam na pamiątkę. A ze swojej drugiej (pierwsza była do niczego) "dziadowej" nitki chyba wkrótce zrobię sobie nowe bambosze (cienka nie była), to pokażę. Asiu, nikt nie rodzi się z żadną umiejętnością. Jutro może pokażę swoją dzisiejszą totalporażkę na Harfie. Niby trzy szaliki zrobiłam i co? Dooopa! Parę godzin poszło w piach:(

      Usuń
    3. Tak, tak, tak, Też tak kombinuję. Z fioletem to była skok na zbyt głęboką wodę. Dobrze,że nie skręciłam karku. ;-) Teraz próbowałam i próbować będę inaczej. ale i wcześniej i teraz mam już kawałek przygotowany do skrętu. Sek w tym, że tylko wydaje mi się, że skręt jest dobry. Wiem, ze powinnam jakoś przytrzymać nic, by się skręciła, zanim ja popuszczę na wrzeciono, ale tylko przypadkiem zrobię to w miarę ok. Jak się skupiam, to domyślasz się, ze najgorzej wychodzi. Nie mam wyczucia, w jakiej odległości najlepiej mi trzymać koniec czesanki i skręcać. Mechanicznie, ręce idą od razu za nieskręcona, a nawijaną czesankę. A to błąd. Myślałam, że sztuką będzie kręcić tym starszawym kołem, które wymaga rytmu, jak sama wiesz, a tu zonk z innej strony. ;-))) Zapewne, gdybym wcześniej nie kręciła wrzecionem, to teraz nie byłabym tak zdziwiona swoją porażką.

      Usuń
    4. O Boże, dopiero mi zaświtało, ja się też z tym strasznie biedziłam i nie miałam kogo zapytać, bo nie znałam nikogo, kto przędzie. Powinnam wcześniej załapać, ale najwyraźniej tę mękę wyparłam. Jak próbowałam skręcić czesanke na pętelce na końcu rozbiegówki (tej nici na początku na szpuli), to od razu mi się rozsnuwała, jeszcze zanim na szpulę dotarła, a najpóźniej przy samej szpuli. Bo powinnaś ją przytrzymać jakieś 10-15 cm przed wlotem wrzeciona aż się skręci. Ona do wrzeciona powinna wchodzić już skręcona i napięta, czyli powinnaś się dziadowi opierać, czuć pewien opór w dłoni, nie pozwolić czesance lekko się wysmykiwać, tylko ją przyhamowywać (ja bliżej wrzeciona trzymam lewą ręką i tak jest chyba poprawnie) kiedy kręcisz. Potem już idzie ok, ale ten początek się rozsnuwa zanim się mocno skręci. Ucięłam więc pętelkę z końca rozbiegówki, zrobiłam dłuższą, i na jakiejś długości pół metra skręcałam czesankę razem z rozbiegówką, tak żeby tam gdzie kończy się rozbiegówka czesanka była już mocno skręcona, na tyle mocno, żeby mi się zechciała już nawinąć na szpulę i nie rozsnuła. I zaczęło iść. A żebym potem nie miała tego samego problemu, jak wracałam np. po poprawieniu urody, to już skręconą przed wrzecionem lekko owijałam o ten wystający cyndzyk, żeby mi się znów nie zaczęła rozsnuwać. Krótko mówiąc - hamulec masz w ręku, im większy Twój opór przy podawaniu czesanki, tym mocniej skręcona nić.Że też do tej pory nie załapałam, że też masz z tym problem. Ten był chyba najgorszy, bo znikąd nadziei. Na filmiku tego nie zobaczysz, z jakim oporem i czy w ogóle kobita przędzie. Kurka!

      Usuń
    5. Oooooo ! Toż to ! Cztery ostatnie zdania, to mój problem ! Tzn problem jest większy i dłuższy niż te zdania. ;-)))Z początkiem, co dziwne, problemów nie mam, pewnie to efekt wrzeciona. Rozbiegówka (lider, bo tak to chyba jakoś się nazywa, tu wsio jest ok i nawet ten początek nici jest fajny, tylko później, znajduje się z łapami zbyt blisko wrzeciona, a widzę, że jak przędą, to są 20-30 cm dalej. Wsio rozumiem, teoretycznie, bo to zasada jest ta sama, jak na samym wrzecionie, ale co ja poradzę, że jak ćma do światła, zbliżam się z łapami do kołowrotka. :))) Marzy mi się, póki co, jeszcze kolejny ruch rękami, oddalający (tym samym naciągający odpowiednie pasmo czesanki) ręce od kołowrotka. :-))) Jak to człowiekowi czasami mało do szczęścia potrzeba. ;-)
      A tak na marginesie, temat na kiedyś tam, bo dotyczy szpuli. Jak sobie radziłaś z jedna ? Przewijałaś zawartość na coś innego i później na tę pustą nawijałaś navajo, czy 2ply ?

      Usuń
    6. Czyli rozumiem, że wszystko paniatna, tylko jeszcze trochę musisz powalczyć. Tak, przewijałam ze szpuli na kłębki (szpulę nadziewałam na drut do dziergania, a drut wkładałam do ciężkiego, niskiego wazonu i szpula mi się kręciła bez kłopotu po wierzchu), a potem kłębki do garnków, żeby mi się nie skręcały na podłodze, i wio. Navajo nauczyłam się już na Fantazji, więc na dziadku nie próbowałam, ale to chyba nawet łatwiej, bo z jednego kłębka. I to jest bardzo prosty i piękny proces. Ludzie kombinują z tą pętlą strasznie, ale Justyna kiedyś pokazała taki filmik, na którym pani Anderson to robi cudnie i to się znakomicie sprawdza. Jak chcesz, to go odnajdę.

      Usuń
    7. Bardzo poproszę o filmik z pętlą. Jak mi kiedyś Tysia tłumaczyła, to chyba coś skumałam, tylko mi się wydawało, że ta pętla jest cały czas, a to chyba na końcu jej się robi kolejna. U Tysi jest z wrzeciona filmik o navajo, tzn link, ale baba na nim tyle ględzi, ze trudno wytrzymać. A jak już zaczyna samo zwijanie, to tak macha łapami, że trudno ustalić, jak robi te pętle. Musze chyba po dużej dawce melisy go oglądać na stop-klatkach, bo jednak zależy mi.
      Co do samego przędzenia, to ja we łbie sobie coś kombinuję, tylko praktyka pokazuje, że albo błądzę w tych kombinacjach, albo brakuje mi ćwiczenia. Stad tyle pytań.

      Usuń
    8. Ta nie ględzi, tylko cały czas dokładnie pokazuje, to bajka: http://www.youtube.com/watch?v=JmlwtojLXI8&feature=related. To naprawdę tak się daje zrobić już przy trzeciej pętli, tylko trzeba cały czas powoli kręcić, bo każda przerwa to wpadanie na nowo w rytm. Gdybyś po linku nie wpadła, nazywa się: Sarah Anderson - Navajo Plying. Ta kobitka w ogóle ładnie pokazuje.
      Pytania masz święte prawo zadawać, jeśli tylko masz komu. To żaden wstyd przecież.

      Usuń
    9. Dziękuję. Biegnę oglądać. A pytać na pewno dalej będę. Bardzo mi zależy, by się nauczyć. :)

      Usuń
  2. Każdy tak na początku ma:) Musisz dograć ręce i nogi:) A potem już z górki:)Kolorki bardzo ładne Ci wyszły:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za dobre słowo. :) Ale naprawdę, wygląda to gorzej niż na wrzecionie. Nogi to jedno, ale źle prowadzę czesankę. Niby patrze, co i jak, się kręci, ale jak ślepa. Odwijam i pasma nieskręcone. Szukałam na youtube, jak na złość, nie znajduję wyraźnie pokazanego, co i jak. Wszystko im idzie ładnie i pięknie. Mnie tak szło, jak przewijałam gotową włóczkę. :)))

      Usuń
  3. Ciekawe odcienie, jestem bardzo ciekawa jak będą wyglądały w gotowym wyrobie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Efekt może być powalający. Uwzględniając powalenie na kolana z rozczarowania. :-)))

      Usuń
  4. Witaj!
    Troszkę Cię już podczytuję, ale piszę pierwszy raz :). Podziwiam Cię, że tak dużo i szybko przędziesz na wrzecionie, jak opanujesz kołowrotek to nie nadążymy oglądać nowych motków :).
    Ja też od niedawna mam kołowrotek i tak samo uważam, że nad wrzecionem "panowałam" a kołowrotek robi co chce :). Ale nie zrażam się, w końcu nie od razu Kraków zbudowano :). Poza tym, przecież ludzie po to wymyślili maszyny, aby usprawnić sobie pracę.
    Tak samo przekonałam się, że wolę przekręconą nitkę, bo gdy robię na drutach, takie bałwanki tworzące się na niedokręconej, bardzo przeszkadzają. Sprawdziłam, że trzeba zrobić luźniejszy naciąg, wtedy łatwiej wyhamować szpulkę i nitka bardziej się skręca.
    Kolory wełenki cudne. Od samego patrzenia robi się cieplutko.
    Pozdrawiam Jola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Jolu !
      Jakże się ciesze, że zawitałaś do mnie i na dodatek dajesz mi wsparcie i cenne rady ! :-)
      Swobodne zachowanie kołowrotka, to ja sobie tłumaczyłam jego wiekiem, o czym lojalnie uprzedzała mnie Aldona. Naiwnie sądziłam, że jak już opanuje pedałek, to poleci, że hohoh.... :)))
      Mnie się marzą artystyczne sploty czesanki, więc kołowrotkowi nie odpuszczę. ;-) Musimy się dogadać. Wiem, że do tego oprócz umiejętności i chęci potrzeba wsparcia technicznego samego wrzeciona, ale póki co, daleko mi do wymiany sprzętu i w ogóle do decyzji o tym.

      Przekręcenie wełenki wyjątkowo mi się podoba. To pewnie efekt oglądania niemieckiego bloga (jak sobie odnajdę linka, to podam), gdzie dziewczyna z przekręceń poczyniła fajny element zdobniczy nici. Wcześniej bym ubolewała, a dziś patrzę na to inaczej. ;-) W sumie, gdybym bardziej obciążyła nić podczas schnięcia, to by się wyprostowała. Tak wynika z naciągania w dłoniach.

      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Wow, kilometr wrzecionowej nitki robi wrażenie :-) Włóczkowe kolory iście jak jesienne liście!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...