Pages

27 czerwca 2011

Się porobiło - cz. 5 - tunika i weekendowo.

Weekend minął szybko. pogoda przyjemna, pokropiło, powiało, ale też i słońca było dużo. Skoro już wakacje, wiec weekend wyjazdowy, na naszej pseudo wsi, czyli poza typowym miastem, tzw. działka.

Udało się skończyć zaczęta wcześniej ażurową tunikę. Miała być prosta, dopasowana, właściwie, takie 'sznurkowe coś', na koszulki etc. Miałam ograniczoną ilość bawełny, dość grubej, niejednolitej w splocie (nić cieńsza i grubsza), dwa moteczki po niecałe 100 g każdy. Wykorzystałam prawie do ostatniego metra :-))).




Dziergało się miło, bo samodzielnie upieczona drożdżówka z 'osobistymi' wiśniami smakowała wybornie. Dziwnie w tym roku, bo wiśnie są o blisko 3 tygodnie wcześniej, na dodatek drzewko chorowało uprzednio, jednak chyba udało się wyeliminować schorzenie. Tym bardziej  cieszy. A ciasto, to niezastąpiony przepis Bajaderki poznanej lata temu na stronach Mniam Mniam.


Składniki:

Zaczyn:
4 łyżeczki suchych drożdży
1/2 szklanki letniego mleka
1/2 szklanki maki
1/4 łyżeczki cukru

Ciasto:
1/2 szklanki letniego mleka
1/2 szklanki cukru
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
skorka otarta z 1/2 cytryny
szczypta soli
4 łyżki rozpuszczonego masła
1 cale jajko
1 żółtko
2 3/4 szklanki mąki

Wykonanie:
 Kolejność, jak to przy drożdżowym. Najpierw zaczyn, poczekać aż podwoi objętość, zagnieść resztę składników (z zaczynem). Dać odpocząć godzinę, przełożyć o formy, ułożyć owoce (można bez), kruszonkę (masło, cukier, mąka), poczekać 0,5 godziny i piec ok 25-30 minut w temp 175-180 st C. Słodkie łasuchy jeszcze lukrują. ;-)

A co robiło towarzystwo czworołapne ? Zwyczajowo.... ;-)






A to ESTA Józefinka. Emerytowana przedstawicielka rasy fila brasileiro.

14 komentarzy:

  1. Nie ma to jak drożdżowe :) U mnie wiśnie jaszcze są w lesie, znaczy się zielone jeszcze. Kilka czerwonych już widać, ale jakieś takie mizeroty w tym roku :( Na antonówce nie ma nawet jednego jabłka a u papierówki nie byłam, bo nie chciało mi się bramy otwierać (sad , poza tą antonówką, kilkoma wiśniami i jedną śliwką, jest poza ogrodzonym terenem).
    Czworołapne fajnie się brykałay :) Esta nie wygląda jeszcze na emerytkę.
    Moje psiaki to wczoraj więcej w domu przy mnie urzędowały niż na podwórku. A tam okrutnie wiało brrrrrrrrrr.
    Aj, zapomniałam o tunice. Fajnie wygląda. A ja nigdy nic nie robiłam z bawełny :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Tunika fajnie układa się na człowieku. Tu sobie po prostu dynda. ;-)
    Wiśnia zgłupiała, nie wiem czemu już dojrzewa. Jak pisałam, wyprowadzam ją z ... raka bakteryjnego i chyba jestem już prawie na finiszu (oby nie zapeszyć). Bez chemii, systematycznie usuwałam zakażone gałązki początkowo wcale nie patrząc na koronę i jej kształt. Jest efekt. Kwitła zawsze, jak szalona, ale zawsze kwiat był strącany przez albo wiatry, czy deszcze, albo mrozy. W tym roku mimo wiosennego (-7 C) praktycznie nic się nie stało. Dziwne to i niejasne, jak dla mnie. W ogóle, dziwne zapowiada się ten rok ogrodniczo. Będzie jeszcze czas, to i o tym wspomnę.
    A co do Esty. Cóż stadko mi się starzeje. Filon lada chwila 8 lat, a Esta w grudniu 10. Jak na molosy, to hohoh... Ale dla mnie i tak mało. Esta nigdy się nie kulała, a Filon i owszem. Od poczęcia, w wieku prenatalnym non stop. Śmiałam się wówczas, że Hiobe zabiera ich na karuzelę. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj Asiu, pewnie że mało. I dla mnie też. Kaktus ma 7 lat a ja coraz bardziej o niego drżę

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmmm..cudne te pozy psich piękności.. No Filonka to ja troszkę znam, ale tę pręgowana panią..nie za bardzo...tylko ze słyszenia.. Esta ..No ma w sobie grację z brazylijskiej samby..hi..hi..
    Ale ,że Ty całe ciasto zjadłaś, Asiu?? Nieładnie... a prawie za ścianą w pracy.. masz taką koleżankę..co słodkości nigdy nie odmawia... a tu nic... ::((( Pietruszeczka :)) Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie cale, miałam wspólników ! A do poniedziałku byłoby nieświeże, miałam Cie truć, czy narażać na połamanie zębów ? ;-) :-P

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze, nie wiem dlaczego, ale u mnie na blogu nie widać tego posta w ogóle, jest tylko poprzedni... dziwne rzeczy. Stąd myślałam, że Cię nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem, jestem. Patrze w osłupieniu na alpakę, która do mnie dojechała. Tzn na runo oczywiście. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bo mam ja pierwszy raz. :) Zastanawiam się nad kolorystyka, mam 3 odcienie, nad grubością, a raczej cienkością nici, bo chciałabym prosty, ale ażurowy, delikatny szal.

    OdpowiedzUsuń
  9. no proszę! trafiłam do Ciebie! :D
    góra tego placka wygląda jak te wypieku mojej babci - najlepsze na świecie, mniam :P
    tunika najlepsza na lato ;)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. A... witam. :-)
    Dalej nie wiem jak z tym navajo, bo nie było odzewu na mą prośbę. Ale może kiedyś. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  11. to próbuj dalej! albo maila napisz...? tylko się nie poddawaj! ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak ja lubię takie drożdżowe z czerwonym na wierzchu i dużo lukru;)
    Psisko ma komforcik zupełny;)
    Alpaki to Ci zazdroszczę. Przędzie się bajecznie;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj Maris. Ano, lukier to podstawa ;-)
    A alpakę przędłaś na wrzecionie, czy kołowrotku, bo Ty i tak i tak 'kręcisz' nie ?
    Chciałabym cienka nić. Trochę nie dowierzam, ze runo tak wydajne jest. Z drugiej strony, 100 gram merino i 100 gram alpaki, to dwie różne objętości. ;-)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...