Udało się skończyć zaczęta wcześniej ażurową tunikę. Miała być prosta, dopasowana, właściwie, takie 'sznurkowe coś', na koszulki etc. Miałam ograniczoną ilość bawełny, dość grubej, niejednolitej w splocie (nić cieńsza i grubsza), dwa moteczki po niecałe 100 g każdy. Wykorzystałam prawie do ostatniego metra :-))).
Dziergało się miło, bo samodzielnie upieczona drożdżówka z 'osobistymi' wiśniami smakowała wybornie. Dziwnie w tym roku, bo wiśnie są o blisko 3 tygodnie wcześniej, na dodatek drzewko chorowało uprzednio, jednak chyba udało się wyeliminować schorzenie. Tym bardziej cieszy. A ciasto, to niezastąpiony przepis Bajaderki poznanej lata temu na stronach Mniam Mniam.
Składniki:
Zaczyn:
4 łyżeczki suchych drożdży
1/2 szklanki letniego mleka
1/2 szklanki maki
1/4 łyżeczki cukru
4 łyżeczki suchych drożdży
1/2 szklanki letniego mleka
1/2 szklanki maki
1/4 łyżeczki cukru
Ciasto:
1/2 szklanki letniego mleka
1/2 szklanki cukru
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
skorka otarta z 1/2 cytryny
szczypta soli
4 łyżki rozpuszczonego masła
1 cale jajko
1 żółtko
2 3/4 szklanki mąki
1/2 szklanki letniego mleka
1/2 szklanki cukru
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
skorka otarta z 1/2 cytryny
szczypta soli
4 łyżki rozpuszczonego masła
1 cale jajko
1 żółtko
2 3/4 szklanki mąki
Wykonanie:
Kolejność, jak to przy drożdżowym. Najpierw zaczyn, poczekać aż podwoi objętość, zagnieść resztę składników (z zaczynem). Dać odpocząć godzinę, przełożyć o formy, ułożyć owoce (można bez), kruszonkę (masło, cukier, mąka), poczekać 0,5 godziny i piec ok 25-30 minut w temp 175-180 st C. Słodkie łasuchy jeszcze lukrują. ;-)
A co robiło towarzystwo czworołapne ? Zwyczajowo.... ;-)
Nie ma to jak drożdżowe :) U mnie wiśnie jaszcze są w lesie, znaczy się zielone jeszcze. Kilka czerwonych już widać, ale jakieś takie mizeroty w tym roku :( Na antonówce nie ma nawet jednego jabłka a u papierówki nie byłam, bo nie chciało mi się bramy otwierać (sad , poza tą antonówką, kilkoma wiśniami i jedną śliwką, jest poza ogrodzonym terenem).
OdpowiedzUsuńCzworołapne fajnie się brykałay :) Esta nie wygląda jeszcze na emerytkę.
Moje psiaki to wczoraj więcej w domu przy mnie urzędowały niż na podwórku. A tam okrutnie wiało brrrrrrrrrr.
Aj, zapomniałam o tunice. Fajnie wygląda. A ja nigdy nic nie robiłam z bawełny :(
Tunika fajnie układa się na człowieku. Tu sobie po prostu dynda. ;-)
OdpowiedzUsuńWiśnia zgłupiała, nie wiem czemu już dojrzewa. Jak pisałam, wyprowadzam ją z ... raka bakteryjnego i chyba jestem już prawie na finiszu (oby nie zapeszyć). Bez chemii, systematycznie usuwałam zakażone gałązki początkowo wcale nie patrząc na koronę i jej kształt. Jest efekt. Kwitła zawsze, jak szalona, ale zawsze kwiat był strącany przez albo wiatry, czy deszcze, albo mrozy. W tym roku mimo wiosennego (-7 C) praktycznie nic się nie stało. Dziwne to i niejasne, jak dla mnie. W ogóle, dziwne zapowiada się ten rok ogrodniczo. Będzie jeszcze czas, to i o tym wspomnę.
A co do Esty. Cóż stadko mi się starzeje. Filon lada chwila 8 lat, a Esta w grudniu 10. Jak na molosy, to hohoh... Ale dla mnie i tak mało. Esta nigdy się nie kulała, a Filon i owszem. Od poczęcia, w wieku prenatalnym non stop. Śmiałam się wówczas, że Hiobe zabiera ich na karuzelę. ;-)
Oj Asiu, pewnie że mało. I dla mnie też. Kaktus ma 7 lat a ja coraz bardziej o niego drżę
OdpowiedzUsuńHmmmm..cudne te pozy psich piękności.. No Filonka to ja troszkę znam, ale tę pręgowana panią..nie za bardzo...tylko ze słyszenia.. Esta ..No ma w sobie grację z brazylijskiej samby..hi..hi..
OdpowiedzUsuńAle ,że Ty całe ciasto zjadłaś, Asiu?? Nieładnie... a prawie za ścianą w pracy.. masz taką koleżankę..co słodkości nigdy nie odmawia... a tu nic... ::((( Pietruszeczka :)) Pozdrawiam...
Nie cale, miałam wspólników ! A do poniedziałku byłoby nieświeże, miałam Cie truć, czy narażać na połamanie zębów ? ;-) :-P
OdpowiedzUsuńKurcze, nie wiem dlaczego, ale u mnie na blogu nie widać tego posta w ogóle, jest tylko poprzedni... dziwne rzeczy. Stąd myślałam, że Cię nie ma.
OdpowiedzUsuńJestem, jestem. Patrze w osłupieniu na alpakę, która do mnie dojechała. Tzn na runo oczywiście. :)
OdpowiedzUsuńA czemu w osłupieniu?
OdpowiedzUsuńBo mam ja pierwszy raz. :) Zastanawiam się nad kolorystyka, mam 3 odcienie, nad grubością, a raczej cienkością nici, bo chciałabym prosty, ale ażurowy, delikatny szal.
OdpowiedzUsuńno proszę! trafiłam do Ciebie! :D
OdpowiedzUsuńgóra tego placka wygląda jak te wypieku mojej babci - najlepsze na świecie, mniam :P
tunika najlepsza na lato ;)
pozdrawiam!
A... witam. :-)
OdpowiedzUsuńDalej nie wiem jak z tym navajo, bo nie było odzewu na mą prośbę. Ale może kiedyś. ;-)
to próbuj dalej! albo maila napisz...? tylko się nie poddawaj! ;)
OdpowiedzUsuńJak ja lubię takie drożdżowe z czerwonym na wierzchu i dużo lukru;)
OdpowiedzUsuńPsisko ma komforcik zupełny;)
Alpaki to Ci zazdroszczę. Przędzie się bajecznie;)
Witaj Maris. Ano, lukier to podstawa ;-)
OdpowiedzUsuńA alpakę przędłaś na wrzecionie, czy kołowrotku, bo Ty i tak i tak 'kręcisz' nie ?
Chciałabym cienka nić. Trochę nie dowierzam, ze runo tak wydajne jest. Z drugiej strony, 100 gram merino i 100 gram alpaki, to dwie różne objętości. ;-)