Kilka dni temu odważyłam się w końcu kupić farbę akrylową i pomalować w pierwszej kolejności starszawą wiklinową tace. Poszła na pierwszy ogień, bo była troszeczkę zadrapana.
1. Po umyciu, wysuszeniu należało zmatowić powierzchnie papierem ściernym tak, by farba mogła się trzymać a przy okazji by wyrównać uszkodzenie (zadrapanie).
2. Jak widać wiklina nie wymagała interwencji papieru ściernego.
3. Wybrałam farbę w kolorze cappuccino. :-) Chyba głównie dlatego, ze nie chciałam typowych przetarć białych, które ostatnio stały się dość modne.
4. Pierwsze malowanie.
5. Drugie malowanie. Brakuje tylko jakiejś wstążki wkoło.
6. Niejako z rozpędu poleciał pod pędzel wiklinowy koszyk siedzący jakiś czas w piwnicy.
7. Koszyk dorobił się bawełnianej ... podszewki (?). Muszę dobrać jeszcze coś, wstążkę, tasiemkę, sznureczek, by przywiązać tkaninę do koszyka.
Przy okazji, jak dziś tak twórczo, to pochwalę się, co powstało z czerwonej włóczki. Ot, taki czarnouchy czerwony jamniczek.
Fajny pomysl z koszyczkiem. Slicznie Ci wyszedl :-)
OdpowiedzUsuńA i piesio slodki, i uroczy, jak zwykle ;-)
Pozdrawiam, Caritka