Chciałabym 'pogadać' o domowym, chemicznym kolorowaniu wełny. Naturalne - wiadomo, osobliwe czary mary, często nieuchwytne w schematy, niepowtarzalne ;-)
Co innego barwna magia 'chemii'. Ta powinna być w miarę przewidywalna.
Farb, barwników jest trochę. Sama używam rodzimych, sprawdzały się. Jednak im dłużej się tym param, tym oczekuję od siebie konkretniejszych efektów. Nie przypadkowości, która bawiła na początku. Farbki często mieszam między sobą, Czy to w naczyniu z wodą, czy bezpośrednio na zmoczonej wełnie, czesance.
Sama najlepiej czuję się machając pędzlem, czyli zwyczajnie malując po czesance, czy nitce. Czasami poprószę farbką bezpośrednio z torebeczki. I czesanka się barwi. Na ogól jest ładna. Później przędzie się nitka i też - powiedzmy, jest ładna po czym robimy udzierg i ... jest zgrzyt. Często zgrzyt bywa już na etapie nitki, kiedy z różnokolorowej czesanki robi się ... bardzo jednolite 'coś bure'. Nie wiadomo, co gorsze. Pół biedy, kiedy uzyskaliśmy z ulubionych kolorów coś, co ostatecznie nie jest w gamie naszych kolorów. Jest szansa, że z czasem jednak dobrze się to wykorzysta. Gorzej, gdy barwienie szlo 'pod pomysł', miało być określone, a wyszło... pożal się Boże.
I ja mam takie barwienia mniej udane na swoim koncie. Największym rozczarowaniem było barwienie gotowej już nitki sposobem widzianym w necie. O tutaj. Podobał mi się efekt u kogoś w dzianinie. Powtórzyłam działanie, ale taki sposób sprawdził się na małych powierzchniach - rękawki swetra wyszły bardzo ok. Ale już na całym już korpusie było coś, co na dłużej mnie bardzo drażniło.
Może komuś taki efekt byłby potrzebny, mnie pewnie też by się podobał, gdyby odległości zabarwień przełożyły się z rękawa. Takie właśnie były założenia barwienia. Tylko nie pomyślałam, że nitka powinna być zwinięta w olbrzymie zwoje, nie takie, jak były u mnie. Do dziś pozostaje pytanie, jak rozłożyć nici, jak oszacować potrzebne ich długości na konkretne barwienie.
I ja mam takie barwienia mniej udane na swoim koncie. Największym rozczarowaniem było barwienie gotowej już nitki sposobem widzianym w necie. O tutaj. Podobał mi się efekt u kogoś w dzianinie. Powtórzyłam działanie, ale taki sposób sprawdził się na małych powierzchniach - rękawki swetra wyszły bardzo ok. Ale już na całym już korpusie było coś, co na dłużej mnie bardzo drażniło.
Może komuś taki efekt byłby potrzebny, mnie pewnie też by się podobał, gdyby odległości zabarwień przełożyły się z rękawa. Takie właśnie były założenia barwienia. Tylko nie pomyślałam, że nitka powinna być zwinięta w olbrzymie zwoje, nie takie, jak były u mnie. Do dziś pozostaje pytanie, jak rozłożyć nici, jak oszacować potrzebne ich długości na konkretne barwienie.
Oczywiście, zamiast nitki, można pofarbować na jednolite kolory porcje czesanki i później odpowiednio (przynajmniej starać się) dozować ilości kolory w nitce. Takim sposobem było barwienie czesanki na baktusowy szalik Zważywszy, że działałam na oko, wyszło całkiem przyzwoicie.
Bywa, że w człowieku pozostaje wiedza praktyczna i jeśli ta wiedza obudzi się w odpowiednim momencie i zostanie praktycznie użyta, zdarza się uzyskać większą ilość dość sensownie zabarwionej nitki, która może dziwnie wygląda w motku (wrzaskliwie), jednak wyhamowuje w dzianinie i łapie jakiś subtelny rytm.
Co jednak, gdy już na wstępie skopie się barwienie ?
Mnie się zdarzyło, że włożyłam do gara pięknie tęczową nitkę (miały się przenikać żółty z czerwonym i niebieskim, przechodzić w zieleń), a po płukaniu został mi pastelowy róż z błękitem lekko rozmazany bardzo bladą żółcią. Dało się to wytłumaczyć nieznanym składem nitki (jakaś starożytna przemysłowa, Bóg wie co z czym zmieszano). Jednak kiedy wełna naturalna, barwniki przemyślane, a efekt farbowania opłakany, można się wściec, albo... farbować ponownie.
Tak właśnie było ostatnio.
Corriendale, 100 g miało być jasną wiosenną zielenią. Dwójnitką powstałą z połączenia jasnej zieleni złamanej żółtym i tej samej zieleni złamanej granatem. W naczyniu uzyskałam ten odcień zieleni, który mnie w miarę satysfakcjonował, pomalowałam nim czesankę (4 pasma po 25 g), później dwa posypałam delikatnie barwnikiem żółtym, dwa delikatnie granatem. Cóż, mokra wełna już pokazała, że to nie ta zieleń, o którą mi chodziło, chociaż w naczyniu barwa farby była dobra, nawet intensywna. Schnąc, wiadomo, jaśniała.
Zdjęcie z chwili na balkonie, dzień szary i mokry. Mało wyraźne, ale innego nie mam.
Jaśniejąc pokazywała coraz to większą odległość od zamierzeń. Z wiosennej zieleni, zaczęła się robić zieleń zimna, o odcieniu turkusowym. Dodatek niebieskiego barwnika ? Być może, ale przecież był tylko na dwóch motkach, a odcień wyszedł na każdym motku.
Zdjęcie z chwili na balkonie, dzień szary i mokry. Mało wyraźne, ale innego nie mam.
Jaśniejąc pokazywała coraz to większą odległość od zamierzeń. Z wiosennej zieleni, zaczęła się robić zieleń zimna, o odcieniu turkusowym. Dodatek niebieskiego barwnika ? Być może, ale przecież był tylko na dwóch motkach, a odcień wyszedł na każdym motku.
Prawie wyschniętą, prawie o północy wrzuciłam na szybko do gara z wodą, w którym na żywioł wrzucony był czerwony barwnik. Taki, jaki był w torebeczce. Więc ta czerwień to nie czerwień typu straż pożarna, bardziej w róż jakiś szła. 30 minut na szybko wystarczyło, by klaki w czesance wessały barwnik. Woda była czysta, czesanka zabarwiona. Trochę mnie to zaskoczyło, ze uprzednio moczona w occie, tak ochoczo wessała barwnik.
W dzień pochmurny wyglądała tak.
Tak wygląda w dwunitce.
Z lewej w świetle dzietnym, w smętny dzień i z prawej z doświetleniem lampy. Lampa dodaje nitce pobłysku.
Mogę powiedzieć, że czesanka odratowana.
Nie mniej, jednak pozostaje niedosyt wiedzy. Wydaje się, że barwiąc, warto zostawiać miejsca niepofarbowane licząc na to, że barwnik wessie się w biel dając lekko pastelowy odcień. To chyba lepsze niż 'malowanie' rozrzedzoną farbą, bo w sumie rozrzedzenie ostatecznie wypacza kolor, co widać na tej nieszczęsnej zieleni.
Może barwniki innych firm zachowują się inaczej ?
Bardzo podobają mi się takie pseudomelanże, przejścia między 3-4 kolorami, jakie w dzianinach widzę często na niemieckich blogach. Wełna w moteczkach wygląda bardzo fajnie i pozornie podobnie do moich, jednak kolory się zdecydowanie inaczej rozkładają w dzianinie.
Sporo osób farbuje w domu. Jakie macie własne wnioski ? Czego się wystrzegacie ? Co z góry skazane jest na porażkę ?
Z lewej w świetle dzietnym, w smętny dzień i z prawej z doświetleniem lampy. Lampa dodaje nitce pobłysku.
Mogę powiedzieć, że czesanka odratowana.
Nie mniej, jednak pozostaje niedosyt wiedzy. Wydaje się, że barwiąc, warto zostawiać miejsca niepofarbowane licząc na to, że barwnik wessie się w biel dając lekko pastelowy odcień. To chyba lepsze niż 'malowanie' rozrzedzoną farbą, bo w sumie rozrzedzenie ostatecznie wypacza kolor, co widać na tej nieszczęsnej zieleni.
Może barwniki innych firm zachowują się inaczej ?
Bardzo podobają mi się takie pseudomelanże, przejścia między 3-4 kolorami, jakie w dzianinach widzę często na niemieckich blogach. Wełna w moteczkach wygląda bardzo fajnie i pozornie podobnie do moich, jednak kolory się zdecydowanie inaczej rozkładają w dzianinie.
Sporo osób farbuje w domu. Jakie macie własne wnioski ? Czego się wystrzegacie ? Co z góry skazane jest na porażkę ?
Witam serdecznie , bardzo interesująco Pani piszesz. Ja tez próbuję swoich sił w farbowaniu , czesanki jak i wełny gotowej. Próbowałam róznych barwników : do wełny , spożywczych stosuję metodę garnkową. I to prawda efekt nigdy nie jest wiadomy. Chociaż póżniej w nitce kolory mogą nas zaskoczyć. Podobają mi się Pani wpisy o naturalnym farbowaniu ale tego popróbuję już w najbliższym czasie.Zapraszam do obejrzenia moich farbowanek http://yarnmonikakolataj.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWitaj
UsuńZ przyjemnością będę zaglądać na stronę. :-)
Masz jakiś swój ulubiony sposób barwienia ? Jakieś uwagi, ciekawe spostrzeżenia ?
Pozdrawiam
Długo myślałam nad tym co mam napisać pod tym postem, czytałam nawet dwa razy :)) Muszę niestety przyznać, że te dylematy i rozczarowania są również moim udziałem bo niejednokrotnie pisałam, że miało być cudnie a wyszło nijak.
OdpowiedzUsuńBez względu na sposób farbowania możemy tylko przypuszczać jaki kolor nam wyjdzie lub jak mniej więcej będzie czesanka wyglądała, nawet jednobarwne farbowanie nie zawsze przynosi efekt jakiego się spodziewamy. Niestety zbyt wiele niewiadomych w naszym barwieniu : barwniki, czesanka, woda, dodatek octu - nie wszystkie runa przyjmują barwniki tak samo, nie każdy rodzaj barwnika złapie na tym samym runie w ten sam sposób i można jeszcze mnożyć te niewiadome więc coraz częściej czekam na to co wyjdzie i staram się tym cieszyć lub powtórnie farbuję :))
Motek w kolorze przydymionych wiśni piękny pozostaje sobie życzyć by wszystkie nasze farbowania tak zachwycały :)
Pozdrawiam w biegu Karina
A jak Karinko znajdujesz barwniki, które używasz ?
UsuńUżywałam bardzo wielu barwników do wełny i muszę przyznać, że w moim przypadku chyba dobrze używać tych najtańszych (nasze Kakadu) bo jak się zepsują to trudno a ja farbuję mało więc o taki wypadek nie trudno.
UsuńCudnie się farbuje Jacqurad'ami ale właśnie te mi się popsuły (czerwienie i żółcie oraz ich pochodne) a przy ich cenie to jednak szkoda. Nowe z Eurolany kupiłam z myślą o sklepiku a sama farbowałam bardzo mało ale teraz przy nowym pomyśle mam zamiar wypróbować to może będę mogła napisać coś o nich :)
Dziękuję Ci bardzo za opinię. Ciekawa jestem tych z Eurolany, jak już się zdecydujesz. Czaiłam się na te Jacquard'y, ale póki nie wiem, że ładnie można je mieszać ze sobą i używać, jak farby, to ze względu na cenę, nie potrafię się odważyć. A kupować etapami kolory, to mi nie pasuje.
UsuńCzekam więc. :)
Od czego bu tu zacząć? Może od poprzedniego wpisu, odnośnie wykańczania skarpetek u góry. Na blogu "Moje małe skarby" MaBy jest opis wykańczania brzegu ściągacza igłą.Wg mnie najlepszy; i efekt wizualny i elastyczny. Trochę roboty może być w przypadku ewentualnego prucia, ale warto. Mam nieśmiałą prośbę o opis ażuru w skarpetkach. Chcę go wykorzystać w sweterku. No i temat główny farbowanie, dla mnie to alchemia w ogóle, a mieszanie kolorów to jak pozyskiwanie złota z ołowiu. Gdybym umiała prząść to może pokusiłabym się o próbę farbowania czesanki każdej osobno w dwu pożądanych kolorach /ewentualnie z odcieniami/ i mieszania przy pomocy szczotek czy grępli. A pomijając wszystko, kolor przydymionych wiśni jest piękny. Ol-ka.
OdpowiedzUsuńTo mieszanie samej czesanki też bywa zaskakujące ostatecznie. Mam w pamięci pewne mieszanie Aldony (Finextry), gdzie efekt był totalnie zaskakujący. Jednak niekoniecznie 'och' i 'ach'. ;-)
UsuńAżurek prościzna. Powtarza się na 5 oczkach (o ile dobrze pamiętam):
1. 2 lewe, narzut, dwa prawe razem, 1 prawe
2. 2 prawe, 3 lewe, czyli, jak schodzą z drutu,
3. 2 lewe, 3 prawe,
4. jak 2,
5. jak 3,
6. jak 2,
7. 2 lewe, 1 prawe, 2 prawe razem, narzut'
8. jak 2,
9. 2 lewe, 3 prawe,
10. jak 2,
11. jak 9,
12. jak 2,
powtarzać.
Oj, a kto nie ma takich dylematów? No nie, zdarzają się przypadki pełnego i stałego zadowolenia z efektów swego farbowania, ale to zwykle początkujące "ekspertki", które nie dziergają z własnych wytworów.
OdpowiedzUsuńJak się zastanawiałam nad tym pierwszym dylematem, to nie wiem, czy dziergałaś na okrągło czy w kawałkach. Bo u mnie ta sama włóczka dziergana na żyłce układa się zupełnie inaczej niż wtedy, kiedy dziergam w płaskich kawałkach. I tak sie zastanawiam, jak by to wyszło, gdybym np. w dwóch przechodzących kolorach o tych samych odcinkach zrobiła rękawy na okrągło, a korpusik w dwóch kawałkach, może by się trochę zrobiło równomierniej? Gaszona wiśnia palona wyszła bardzo ładna!
No tak, im dalej w las, tym więcej drzew. :)
UsuńDylemat pierwszy - dziergane na okrągło. Pewnie dziergane klasycznie, przód i tył oddzielnie, układałoby się inaczej. Najfajniej byłoby wiedzieć, ile potrzeba nitki na obwód i wówczas w zależności od potrzeby, farbować wybrane fragmenty. Ale chyba już prościej dziergać z kawałków. :D