Skoro można na kołowrotku, można i na wrzecionie. Problemem jednak może być koordynacja palców i nitek, bo niestety, zostają do dyspozycji palce jednej ręki, druga nieodzownie przecież musi kręcić wrzecionem. Próbowałam już wcześniej na czarnej wełnie, nie było widać dokładnie skrętu, ale tutaj, na naturalnym kolorze wełny widać doskonale. Oczywiście są niedociągnięcia i chyba miejscami przekręciłam nitkę. Może nie będzie to aż tak kłopotliwe w wyrobie, bo wełna przeznaczona na skarpetki.
Nitka powstała z mieszanki merynosa i nylonu, jak wcześniej w postach pisałam, w proporcji 3:1, czyli 75% merynosa i 25%. Jak postrzegam tę mieszankę ? Sama dokładnie nie wiem. O pierwszych wrażeniach, że jest nieco bardziej lśniąca od merynosa już wspominałam. Przędło się fajnie, w miarę równo, chociaż mam miejsca, gdzie skręt jest nieco luźniejszy, a starałam się, by był dość mocny, bo chyba tak merynos wygląda lepiej. Powyżej zdjęcie z lampą, a poniżej w naturalnym świetle.
Na wrzeciono wskoczyło 2 razy po 35 g. Otrzymałam ostatecznie 127 i 122 metry, więc można powiedzieć, że nitkę mam w miarę równą.
Obie porcje zostały zabarwione. Barwiłam tradycyjnymi naszymi barwnikami ('z barankiem') do wełny tym razem sypiąc bezpośrednio z paczuszki na wilgotną nitkę. Zawinęłam w folię spożywczą (tutaj niestety nie obyło się bez walki z nią samą, bo zaczęła się sama z sobą zwijać i za nic nie można było jej rozprostować) i powędrowała do gara, gdzie gotując się na parze posiedziała ze 2 godziny.
Trochę się przeraziłam, bo pomimo, że to folia 'spożywcza', jakoś chyba nie bardzo odporna na temperaturę, (ta próbowała z niej zrobić twardy kokon) i obawiałam się, że też oklei mi nitkę i całość będzie do wywalenia. Ale spokojnie, nitce to nie zaszkodziło. Wyjęłam ją z foli wyglądającą tak samo, jak przed zawinięciem. Barwnik na wełnie był dokładnie w tym samym miejscu, co początkowo. Dopiero płukanie pod bieżącą wodą spowodowało jego rozprowadzenie. W sumie zapomniałam z wrażenia, że trzeba utrwalić. Po przepłukaniu, wełna trafiła na kąpiel octową do garnka, ale prawdę mówiąc, ocet nie miał co robić. Barwnik doskonale wchłonął się w wełnę i płucząc już nic kolorowego nie spływało. Ciekawe, jak ta pstrokacizna będzie wyglądała w dzianinie. Strach się bać. ;-)
A to, dla kolorystycznego kontrastu, moje psie maleństwo z cielęcym, niewinnym spojrzeniem (chwilę temu podprowadził mi fotografowany motek :) ). Joszko sześć dni temu skończył całe 6 m-cy ! Poważny wiek, prawda ? Maluszek waży prawie 55 kg (wczoraj waga lekarska wskazała 54,52 kg).
Trochę się przeraziłam, bo pomimo, że to folia 'spożywcza', jakoś chyba nie bardzo odporna na temperaturę, (ta próbowała z niej zrobić twardy kokon) i obawiałam się, że też oklei mi nitkę i całość będzie do wywalenia. Ale spokojnie, nitce to nie zaszkodziło. Wyjęłam ją z foli wyglądającą tak samo, jak przed zawinięciem. Barwnik na wełnie był dokładnie w tym samym miejscu, co początkowo. Dopiero płukanie pod bieżącą wodą spowodowało jego rozprowadzenie. W sumie zapomniałam z wrażenia, że trzeba utrwalić. Po przepłukaniu, wełna trafiła na kąpiel octową do garnka, ale prawdę mówiąc, ocet nie miał co robić. Barwnik doskonale wchłonął się w wełnę i płucząc już nic kolorowego nie spływało. Ciekawe, jak ta pstrokacizna będzie wyglądała w dzianinie. Strach się bać. ;-)
A to, dla kolorystycznego kontrastu, moje psie maleństwo z cielęcym, niewinnym spojrzeniem (chwilę temu podprowadził mi fotografowany motek :) ). Joszko sześć dni temu skończył całe 6 m-cy ! Poważny wiek, prawda ? Maluszek waży prawie 55 kg (wczoraj waga lekarska wskazała 54,52 kg).
Ojejku jakie piękne kolory wyszły:) A psina ma minę niewinną:)))
OdpowiedzUsuńWitaj Jadwigo :-)
UsuńKolory fajne wyszły, chociaż w sumie bardzo mało się zmieszały i to chyba dobrze, że wybrałam taki sposób 'malowania'. W moteczku są miłe dla oka, ciekawe, jak dzianina, bo to tez loteria. ;-)
A te psie cielęce oczy są rozbrajające i trudno trzymać fason nawet przy karcącym machaniu palcem. :)
Nie bardzo wiem, co to tytułowe navajo, ale kolory wełny są bardzo energetyczne i pewnie skarpety będą same nosić. Pies powala.
OdpowiedzUsuńWitaj
UsuńNavajo to sposób skręcania wełny z pojedynczej nitki (w tym przypadku) w potrójną.
Dzięki. :-)
Bardzo mi się podobają motki a z powodu navajo na wrzecionie jestem pełna podziwu - niby teoretycznie wiem jak to powinno się odbywać ale trzeba nieźle opanować wrzeciono by zastosować to w praktyce :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i przesyłam mizianie dla Joszka :)
Dziękuję bardzo. Szczególnie od takiej prządki, słowa uznania są miłe. ;-)
UsuńJoszko też dziękuję, cały wymiziany. :)))
Pozdrawiamy
Cześć, a powiedz mi, gdzie się kupuje takie fajne wrzeciono, bo że resztę u E-wełenki, to już wiem:)
OdpowiedzUsuńJestem początkująca i każda rada jest przemile widziana.
PS Kocham koty, ale Twój pies jest wyjątkowy:)
pozdrawiam, ela
Witaj Elu
UsuńSwoje wrzeciono widoczne na zdjęciu kupiłam na Allegro. Pochodzi z firmy 'Kromscy'. Bywa, że wystawiają. Można też kupić bezpośrednio u nich.
Niektórzy mówią, że jest ciężkie. Faktycznie, bywają lżejsze, jednak w Polsce raczej niedostępne. Mnie jego ciężar jakoś specjalnie nie przeszkadza i też spokojnie kręcę cienką nitkę na nim.
Mam nadzieję, że przyjemnie Ci się będzie kręcić. :)