Przerobiłam resztę podwójnie barwionej czesanki corriedale. 100 m w dwóch motkach, po 260 i 282 m.
W świetle lampy i w słońcu.
Do czego to spożytkuję ?
Pojęcia nie mam, tak jak i nie wiem, jak pokombinować, by z przysłanych tkanin (dresówek i dzianin) stworzyć coś, co chciałam.

Przyjechały w końcu, jednak jest pomyłka w realizacji. Zamiast tej stworkowej kolorowej miała być dwubarwna. Tak się dogadałam ze sprzedającą na czacie. :) Ktoś powie, że lepiej kupować realnie. Tak, pewnie, jeśli ma się taką możliwość. Może mi ktoś odpowie na pytanie, dlaczego u mnie, w dwóch sklepach z tkaninami (tak, dwa na prawie 100 tyś miasto !), w żadnym nie ma tkanin takich, z których się w domu szyje. Czyli czysto bawełnianych, lnianych, czy jakiś dobrych mieszanych. Karina dziś na blogu pokazała swoje lniane skarby, a mnie się zaraz przypomniało, jak w latach 70-80, w których w sumie niewiele w sklepach było, co jak co, ale tkanin nie brakowało. Nie było tak wygodnych w użyciu dzianin, ale było w miarę kolorowo. Jak ktoś potrafił szyć, to dał sobie pięknie radę. By dziś coś z zamysłów zrealizować, pomimo pozornie lepszej dostępności wszystkiego, trzeba też gromadzić, jak kiedyś. Mama miała stosy, a właściwie kilometry bawełnianych koronek i wstawek. Niedawno potrzebowałam, a w pasmanterii tylko takie zwykłe sztuczne koronki. Brrr.... . Od 4-5 miesięcy szukam grubsze dresówki (gramatura ok 300) ale w jakiś wesołych kolorach, pomarańczowy, żółty słoneczny, czy ładny zielony. To, co udało mi się znaleźć, a bywało, że i piękne kolory się zdarzały, to kombinacje akrylu, czy poliestru. Fakt, dzisiejsze sztuczne włókna potrafią być szczególnie przyjazne i nie tak wredne, jak ich wcześniejsi krewni, jednak wolałabym, by były to dodatki, a nie stanowiły podstawy nitki. Ot, może i fanaberia. Cóż. ;-)
Z mniej fajnych zdarzeń, moje piątkowo-poranne zdarzenie na trasie średnicowej, którą to codziennie dojeżdżam do pracy. Przed 7 rano ruch konkretny, 4 pasy ruchu, po dwa w każdą stronę oddzielone pasem zieleni, z jednej strony dochodzi las oddzielony siatką od trasy. Niestety, nie na całej długości drogi jest siatka, a i tam, gdzie ona jest, zdarza się, że furtki wejściowe do lasu bywają niezamknięte.
Jechałam prawym pasem, w sumie daleko nie ujechałam, gdy nagle poczułam uderzenie w tylny bok samochodu i jakiś głuchy łomot. Dość szybko mijał mnie (wyprzedzał) jakiś samochód. W pierwszej chwili pomyślałam, że coś mu się oderwało i tym dostałam. Wyszłam z samochodu i w mętnym świetle latarń, z tyłu widzę, że na pasie lewym leży... zwierzę. Zamarłam z przerażenia. To nie żadna odczepiona część samochodu mnie walnęła, a po prostu daniel, których tutaj dość dużo. Bałam się ruszyć i oglądnąć samochód, o dojściu do zwierzęcia nawet nie było mowy, bo ruch samochodowy zwariował i musiałam uważać sama na siebie. Samochód nie wyglądał źle. Gdy wróciło logiczne myślenie, dotarło do mnie, że nie ja zabiłam tego nieszczęśnika, a ten wariat, co mnie wyprzedzał i daniel musiał się od niego odbić i uderzyć we mnie. Więc w kolejności, najpierw 112, by w ogóle zgłosić zdarzenie, później jeszcze 986 (straż miejska), bo patrząc na ten zwariowany ruch, który nijak nie reagował na światłą awaryjne, jeszcze komuś by się przez to martwe zwierzę coś stało i ostatecznie zdecydowałam się na 997, bo pomna faktu, że jak jest zgłoszenie na policję, to w razie szkody, która wyjdzie później, jednak bezpieczniej. Po niespełna godzinie byłam w pracy, zmarznięta, zestresowana, z okropnym bólem żołądka, ale w sumie zadowolona, że stało się tylko tak, jak się stało. Zwierzaka żal strasznie, ale cóż... .Jeśli się wchodzi z cywilizacją na tereny leśne, to tak się dzieje. Tu nie ma chyba miesiąca, by nie było zdarzenia podobnego. Jednak spokój, który w pracy odzyskałam zachwiał się, gdy po pracy poszłam na parking i już z daleka dostrzegłam wgniecenia karoserii, o ironio, prawie niewidoczne z bliska ! Pomna oględzin porannych policji, a także i kolegi, którego poprosiłam telefonicznie o pomoc, by do mnie dojechał, że samochód ok, spanikowałam myśląc o odszkodowaniu. Ktoś spod 997, bo ponownie zadzwoniłam z zapytaniem, co mam robić, pokierował mnie na komisariat, tam po odczekaniu prawie godzinki, gdy w końcu udało mi się dojść do słowa i wyjaśnić, jestem ponownie (!) w temacie, poinformowano mnie, że to i tak mój problem, albo ewentualnie z AC i nie trzeba jakiś protokołów, czy innych oświadczeń.
Więc mam problem do ogarnięcia i pewnie od jutra zacznie się bieganie w temacie. Nie jest to duża szkoda, ale nikt za darmo tego od zaraz nie zrobi. Dla mnie brak samochodu jest problemem, bo pomimo, że w mieście jest jakaś komunikacja, o tyle głównym problemem jest dojazd do i z pracy.
Obiektywnie, w świetle tego, co się mogło stać, gdyby daniel wyskoczył mi przed maskę z prawej strony, ... nie jest źle.
Słońce dziś świeci. Ciepło nawet widać na termometrze, chociaż to takie zimne 10 st C, nie jak kwietniowe, to jak widać, grudnik woli jeszcze kwitnąć. :)
W roślinnym temacie, otworzył się kolejny storczyk. Biały, raczej duży. A będąc w markecie, nie mogłam odpuścić okazji i nie przytargać takiego przecenionego z 3 pędami.
A, wczoraj w ramach odreagowania, smażyłam pączki. To efekt. Może nie są idealne, ale mała i pyszne. Spokojnie można zjeść kilka na raz i nie ma się kompletnie wyrzutów sumienia, :-)))
Smacznego. Starczy dla wszystkich. ;-)