Swego czasu zobaczyłam w necie z grubej wełny, ściegiem francuskim, dużo luźniejszy od osoby udzierg, bez rękawów, z golfem, z tyłem dłuższym niż przód. Oczywiście zapragnęłam. Tylko, żeby wytrzymać w takiej kamizelce w domu, zimą, gdy jest ona z naturalnej wełny, musiałabym siedzieć gdzieś w 15 stopniach C, by się żywcem nie ugotować. Tak mi się wydaje. Poszłam więc na kompromis z samą sobą, wykorzystałam uprzednio ukręconą wełenkę, bo 300 gram nie dawało szansy na korpus z rękawami. Prawda taka, że nie będąc w rozmiarze 36, obawiałam się, że jak nie trafię z szerokością, to będę po prostu wyglądać jak szafa 3 drzwiowa. Dwa podejścia z szerokością nie wróżyły dobrze. Tak się wydawało. Możliwe, że dopiero wykonanie całego ubranka, zmierzenie na sobie, dałoby odpowiedź, jak jest. Dobrze, czy źle...
Póki co, zrobiłam, ostatecznie coś innego. Jak się nie sprawdzi, będzie kolejne podejście. Ze względu na kolorystykę nitki, wolałam robić jersejem, Tylko golf poleciałam ściegiem francuskim i szczerze mówiąc, dało mi to do myślenia, bo zakładałam, że wyjdzie gorzej. Dziwnie to zabrzmi, ale pisząc teraz myślę, czy może nie wykonać ponownie.
Ramiona są nieco opuszczone dzięki rzędom skróconym, połączone bezszwowo. Problemem, który ostatnio mnie prześladuje jest niechęć do ściągaczy i tym samym podwijanie się brzegu. Tutaj pomogło żelazko. Dobrze, czy źle, tutaj mogą być zdania podzielone, bo część uważa, że wełny nie powinno się prasować. Ale póki co, zadziałało.
O roladkach dziś nie będzie, powrócę do nich następnym razem, ale oczywiście wkleję kilka fot roślinek. Śniegu u mnie za oknem jeszcze dużo. Tydzień temu, jak w części kraju zaczynały się wyższe temperatury, tutaj spektakularnie dosypało z 20 cm. Ma się co topić.
Zaczynają kwitnąć falenopsisy. Doczytałam na forum ogrodniczym, że czosnek czyni cuda (zdania są podzielone, co do sposobu użycia), więc poszłam do sklepu i wczoraj powkładałam do każdego storczyka. Czas pokaże, czy niekwitnące zaszaleją po tym czosnku.
Oczywiście nie może zabraknąć hiacyntów. Te w końcu pachną. Poprzednie nienachalne były w zapachu, już się obawiałam, że coś nie tak, ale... jest ok.
Odważyłam się kupić kolejną paproć. Bardzo podobną miałam w akademiku i żyło nam się całkiem fajnie. Z paszportu wynika, że to Asplenium antiguum (zanokcica po naszemu). Przypuszczalnie przeciwieństwo poprzednich 'łosich rogów'.