Pages

29 grudnia 2015

Farbowanie naturalne - cz.2 - Dalia

Czerwona dalia (Dahlia Cav.) rosła sobie u mnie latem. W sumie, z przypadku.
Bowiem z chęci spróbowania  barwienia tym kwiatem, wiosną kupiłam bulwy ciemnoczerwonej, wielkokwiatowej dalii. Okazało się, że dalia i owszem, wielkokwiatowa, ale na pewno nie ciemnoczerwona, bo taka jak na drugim zdjęciu.


Oczywiście nie muszę mówić, że wszystkie plany roślinno-barwierskie wzięły w tym roku w łeb. Czerwone cynie ledwo kwitły, malwy wcale nie raczyły, a aksamitki były tak mizerne, że szkoda gadać. Wysiałam też kilka opakowań barwierskich roślin szukanych po aukcjach i nic. Większość wcale nie wzeszła. :( 
Dalia, która jednak dała trochę nadziei zakupiona była przypadkowo, jako młoda kwitnąca roślinka, jednak tak ładnie się z małej rozkrzewiła, tak fajnie kwitła, że postanowiłam jednak zbierać i suszyć kwiaty.


I miało być pięknie. 85 g suszu zalałam kranówką (później pomyślałam, że mogłam wodą zdemineralizowaną) na prawie dobę. Czesanka skarpetkowa (reszta pozostałą z zakupów) w ilości 50g + 15 g zabejcowana ałunem powędrowała  do gara z podgotowanym wyciągiem z kwiatów. Sam wyciąg wyglądał przyzwoicie, ale zero czerwonego, zero żółtego. Pomyślałam, że w takim razie, niech chociaż będzie na żółto. Najpierw chciałam 50 g zabarwić, a z reszty zrobić drugi odciąg, ale fajnie czesanka wyglądała w garnku, więc szybko wrzuciłam wszystko. Pyrtało się na gazie z 1,5 godziny w kąpieli kontaktowej.


Przyszło co do czego, ostygło, zaczęłam wyciągać czesankę z tych fragmentów rozmemłanych roślin.  Kiepsko szło, ale się dało. Resztę pozostałości roślin wyciągnęłam z czesanki na sucho. Płukałam i płukałam. Patrząc na to, co mam, stwierdziłam, że przyciemnię tę mniejszą porcję, wróciła do gara, dorzuciłam łyżkę stołową siarczanu miedzi. Długo nic się nie zmieniało, dopiero jak zaczęło bulgotać, to zmętniała woda, zrobiła się w kolorze kałuży i czesanka przyjęła nowy odcień. Oczywiście zupełnie inny niżbym chciała, bo marzył mi się dużo bardziej ciemny.

Wyschło i mam... znowu brązy. Wcale nie tak bardzo się różniące.


W słońcu w miarę ładne (w górze), w cieniu smutne (na dole).


I chyba nie powinnam brać się dalej za używanie roślin barwierskich. Ostatnio, czego się chwycę przemieniam w brązy, a ja nie bardzo przepadam za tym kolorem. Nie wiem, czy zrobiłam gdzieś błąd, może po prostu nie można używać suszu, tylko żywe ? Faktycznie, czerwone kwiaty zasuszone nigdy raczej nie są czerwone, ale też zielone rośliny niekoniecznie schną na zielono, czy podobnie coś żółtego. Nie mam pojęcia, co się dzieje z barwnikami w roślinach podczas suszenia. Ogólnie, im więcej próbuję, tym wychodzi mi gorzej.
Czemu Niemki otrzymują pomarańczowe lub żółte ? Czemu (Finextra) nawet z łososiowych dostałą coś barwnego ? A miski plastikowej, w której siedziały suche kwiaty w wodzie, domyć dalej nie mogę, o !



27 grudnia 2015

Się Porobiło - cz. 139 - I znowu skarpetki.

Ostatnie w tym roku. :)
W kolorach iście zimowych i nawet udało mi się gotowym zrobić zdjęcia w słońcu ! Niesamowite ! :)


Kolejna partia mieszanki skarpetkowej (25% merynosa +25% nylonu) od Karinki z e-Wełenki poszła w obróbkę. Najpierw było delikatne barwienie rozwodnionym niebieskim barwnikiem, gotowanie na parze, w efekcie czego zostało sporo naturalnej śmietankowej bieli.


Ponieważ skarpetki miały być niewysokie wzięłam tylko 58 gram (na skarpetki wyszło 55 g). Przędzona cienko, skręcona w navajo. Tym razem byłam bardzo zadowolona, bo nitka wyszła najcieńsza jaką do tej pory zrobiłam na kołowrotku. Na drutach nr 2 na moją stopę (rozmiar 36) na obwodzie miałam 64 oczka. Mój mały rekord, bo wcześniej z przemysłowych, sklepowych włóczek skarpetki nawet na cienkich drutach miały 48 oczek.

Tym razem odważyłam się dziergać od palców.
Grzebałam już nie raz w necie szukając wskazówek. Głównie chodziło mi o piętę. Palce, jako takie potrafię sobie wyobrazić i z tym problemów nie miałam. Ponieważ nie znoszę słownych opisów, a już tym bardziej nie w języku obcym, latem natrafiłam na niewielką gazetę ... właśnie ze skarpetkami dzierganymi od palców, więc wiele się nie zastanawiając, kupiłam. Już od początku nie podobało mi się wykonanie palców, od czubka. Pomimo, że zdjęcia w gazetce pokazują skarpetki takie, jakie chciałam (nie od czubka), przepis jest na czubkowe. No trudno. Spróbowałam, żeby wiedzieć, że to nie to. Później też przekonałam się, że proponowana pięta jest też nie tą, którą szukam. Cóż... .

Pozostał internet i poszukiwania zdjęć wykonania, a nie opisów. Trudno o takie. Zdecydowanie prościej znaleźć opisy i nawet rozliczenia rzędów. Tyle tylko, że jak znalazłam zdjęcie z piętą, która mi odpowiadała, opisy rzędów skróconych, postępowanie z nitką na ich końcu były co najmniej dziwne. Na pewno nie wychodziło to, co sobie wyobrażałam, więc po prostu zrobiłam po swojemu i tyle.


 Wykończenie góry skarpetek ściągaczem elastycznym zdecydowanie najlepsze. Jednak jakoś specjalnie pięknie nie wygląda. Bynajmniej na tych skarpetkach i w moim wykonaniu. Podejrzewam, że może jest jeszcze jakiś inny sposób wykonywania takiego ściągacza niż ten, który udało mi się poznać.


Może kolory nie porozkładały się idealnie, symetrycznie na obie skarpetki, ale jest chyba nieźle, jak na spontaniczne farbowanie. I, jak to u mnie, tym razem zostało nieco więcej metrów nitki. :)))


To na pewno ostatnie skarpety w tym roku, chociaż mam ochotę na kolejne, niestety daję sobie szansę na 2016. W końcu już się skrada... ;-)






22 grudnia 2015

Świątecznie ;-)

Czas na ciasteczka świąteczne. U mnie tradycyjnie, trochę czeskich pierniczków. Przepis na nie (oczywiście nie mój, a znaloeziony i polecany na kulinarnym forum, wpisałam rok temu). Pierniczki troszeczkę rosną, należy mieć to na uwadze planując ostateczny wygląd piernika. 


Na ostatnim zdjęciu kociewskie fefernuski. Coś, co pamiętam z dzieciństwa, jako pierniczki kupowane na kilogramy. Mało urodziwe, ale warte uwagi. Pierwszy raz robiłam rok temu. Tym razem chciałam, by miały ładniejszy kształt. Wycinałam prostą foremką, wykrawaczką. Jednak te pierniki bardzo konkretnie rosną, więc kompletnie nie zachowują kształtów. Ale c o tam. Tradycyjnie musi być. ;-)

I coś bardziej okazałego - popękane ciasteczka czekoladowe. Nie chciało mi się robić malutkich, zrobiłam większe. Cóż, chyba jednak lenistwo nie popłaca.


Jutro pewnie, jak większość z Was, utknę na dłużej w kuchni, więc już dzisiaj, pragnę złożyć najserdeczniejsze życzenia na czas świąt, ale też dobrego kolejnego roku !

I trochę z przymrużeniem oka, ale serdecznie !






20 grudnia 2015

Się Porobiło - cz. 138 - Skarpetki z lisa (polarnego)

Pierwsze 50 g czesanki z lisa polarnego skręciłam faktycznie ciut mocno. Pisałam o tym poprzednio. Drugie 50 g 'lisa' starałam się już luźniej. Ale to luźniej dotyczy samego navajo. W dotyku minimalna różnica na korzyść. Na oko, jak dla mnie, niezauważalne.
Tu dla popatrzenia i poszukania różnić. Może jednak są ? ;-)


W dzianinie już niczego nie widać. I chyba też nie ma różnicy w dotyku.
Powstały dwie męskie skarpetki, na prezent. Nawet nie liczę, że obdarowany cokolwiek wyczuje nosząc. :))) Nie wiem, jak długo posłużą, zobaczymy. 
Samego 'lisa' (czesankę) obrabiało mi się miło. Singiel, jako pierwszy na nowej sonacie, popłynął wzorowo. Później przeszedł w navajo. Jak pisałam, pod pierwszym postem o tej czesance, trochę nieszczęśliwie, jak dla tej wełny. Jednak nie było sensu, myśląc o skarpetkach, uprząść te drugie 50 g w 2 ply tylko, by sprawdzić czesankę. Dzierganie samych skarpet już na drutach 2,25 klasycznie, od ściągacza. 
Dzianina lekko sprężysta, na stopie wyraźnie widać dwa cienkie warkocze. Czego nie można powiedzieć o zdjęciu (gdzieś chowają się oczka lewe). Ogólnie raczej zbita i taka jakaś... prosta. Zresztą, jak nitka... bez tej puszystości, która jest w czesance i 'och-ów', czy 'ach-ów'.



I tyle, przed świętami. 
Czas leci, jak oszalały. Chyba dlatego, że za oknem mało słońca (dziś malutki wyjątek), światło dzienne porcjowane, pojawia się po 8.00-8.30  i trwa dzielnie do 14.00-14.30, odnoszę wrażenie, że noc jest prawie nieprzerwanie. Do śniegu się nie rwę, ale mogłoby być biało i słonecznie, lekko mroźno, chociaż na święta. A później wiosna ! ;-)

Edytuję wpis w ramach wyjaśnienia terminy 'lis polarny' ;-) To czesanka nie z lisa, jak by mogła sugerować nazwa, co może wprowadzać z błąd, ale, jak podaje Karina na swym blogu, cyt. jest "melanżem runa owiec islandzkich w naturalnej ich barwie (jasny popiół), jest to włos puchowy z tego runa (dostawca podaje 25 mic)".




6 grudnia 2015

Się Porobiło - cz. 137 - Pstrokate skarpetki.

I wełna (merynos 75% + 25% nylon) pokazywana tutaj w przędzeniu i motku po farbowaniu ostatecznie skończyła w skarpetkach z takim efektem końcowym. 
Zdjęcia w porannym świetle, niespotykanego ( u mnie !) słońca. 


No i niestety, dość szybko słońce się schowało i mimo jeszcze wcześniej godziny, zdjęcie na kończynach, robione później, już w nie tak dogodnym świetle. Pierwsze z automatu doświetlone lampą.  Drugie, bez lampy, no ale z ostrością pozostawiającą wiele do życzenia. Ot tak, dla porównania.


Skarpetki robione tradycyjnie, od ściągacza. Może w końcu kolejne zrobię od palców, bo już sobie obiecuję i obiecuję, ciągle nic. :) Skarpetki dziergane na drutach numer 2. Na obwód 'weszło' 4x14 oczek, więc nitka jeszcze nie tak cienka (jak np u Kariny), ale już cieńsza od większości sklepowych skarpetkowych, bo z takiej, to na druty o numerze 2,5-3 wrzucam 4x12 oczek.

A, że i do czasami grzecznych psów przychodzi Mikołaj, Joszko załapał się na pierwszą w życiu 'skórzaną' kość. O losie.... Po pierwszych 5 minutach skoków i popiskiwań, zaczęła się walka, którą na trochę przerwał spacer i obiad. Ostatecznie, musiałam zabrać, bo nie mógł się z nią rozstać a już ledwo stał na łapach (pies, który normalnie jeszcze sporo sypia w ciągu dnia, kładł się na 5 minut i wracał). Teraz śpi, już prawie godzinę i chrapie.






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...