Czerwona dalia (Dahlia Cav.) rosła sobie u mnie latem. W sumie, z przypadku.
Bowiem z chęci spróbowania barwienia tym kwiatem, wiosną kupiłam bulwy ciemnoczerwonej, wielkokwiatowej dalii. Okazało się, że dalia i owszem, wielkokwiatowa, ale na pewno nie ciemnoczerwona, bo taka jak na drugim zdjęciu.
Oczywiście nie muszę mówić, że wszystkie plany roślinno-barwierskie wzięły w tym roku w łeb. Czerwone cynie ledwo kwitły, malwy wcale nie raczyły, a aksamitki były tak mizerne, że szkoda gadać. Wysiałam też kilka opakowań barwierskich roślin szukanych po aukcjach i nic. Większość wcale nie wzeszła. :(
Oczywiście nie muszę mówić, że wszystkie plany roślinno-barwierskie wzięły w tym roku w łeb. Czerwone cynie ledwo kwitły, malwy wcale nie raczyły, a aksamitki były tak mizerne, że szkoda gadać. Wysiałam też kilka opakowań barwierskich roślin szukanych po aukcjach i nic. Większość wcale nie wzeszła. :(
Dalia, która jednak dała trochę nadziei zakupiona była przypadkowo, jako młoda kwitnąca roślinka, jednak tak ładnie się z małej rozkrzewiła, tak fajnie kwitła, że postanowiłam jednak zbierać i suszyć kwiaty.
I miało być pięknie. 85 g suszu zalałam kranówką (później pomyślałam, że mogłam wodą zdemineralizowaną) na prawie dobę. Czesanka skarpetkowa (reszta pozostałą z zakupów) w ilości 50g + 15 g zabejcowana ałunem powędrowała do gara z podgotowanym wyciągiem z kwiatów. Sam wyciąg wyglądał przyzwoicie, ale zero czerwonego, zero żółtego. Pomyślałam, że w takim razie, niech chociaż będzie na żółto. Najpierw chciałam 50 g zabarwić, a z reszty zrobić drugi odciąg, ale fajnie czesanka wyglądała w garnku, więc szybko wrzuciłam wszystko. Pyrtało się na gazie z 1,5 godziny w kąpieli kontaktowej.
Przyszło co do czego, ostygło, zaczęłam wyciągać czesankę z tych fragmentów rozmemłanych roślin. Kiepsko szło, ale się dało. Resztę pozostałości roślin wyciągnęłam z czesanki na sucho. Płukałam i płukałam. Patrząc na to, co mam, stwierdziłam, że przyciemnię tę mniejszą porcję, wróciła do gara, dorzuciłam łyżkę stołową siarczanu miedzi. Długo nic się nie zmieniało, dopiero jak zaczęło bulgotać, to zmętniała woda, zrobiła się w kolorze kałuży i czesanka przyjęła nowy odcień. Oczywiście zupełnie inny niżbym chciała, bo marzył mi się dużo bardziej ciemny.
W słońcu w miarę ładne (w górze), w cieniu smutne (na dole).
I chyba nie powinnam brać się dalej za używanie roślin barwierskich. Ostatnio, czego się chwycę przemieniam w brązy, a ja nie bardzo przepadam za tym kolorem. Nie wiem, czy zrobiłam gdzieś błąd, może po prostu nie można używać suszu, tylko żywe ? Faktycznie, czerwone kwiaty zasuszone nigdy raczej nie są czerwone, ale też zielone rośliny niekoniecznie schną na zielono, czy podobnie coś żółtego. Nie mam pojęcia, co się dzieje z barwnikami w roślinach podczas suszenia. Ogólnie, im więcej próbuję, tym wychodzi mi gorzej.
Czemu Niemki otrzymują pomarańczowe lub żółte ? Czemu (Finextra) nawet z łososiowych dostałą coś barwnego ? A miski plastikowej, w której siedziały suche kwiaty w wodzie, domyć dalej nie mogę, o !