Pages

30 czerwca 2015

Się Porobiło - cz. 120 - Lniana suknia

Pamiętacie bajkę, polską legendę o lnie spisaną przez M.Konopnicką w opowiadaniu 'Jak to ze lnem było' ? Z moim lnem było prościej, chociaż w pierwszej chwili byłam trochę przerażona, że nie wyjdzie mi to, co zaplanowałam, że będzie za wąsko. Później, na moje szczęście, okazało się, że aż tak gruba nie jestem :))) więc spokojnie można ścinać boki, ba ! nawet trzeba. Zaczęło się więc zwężanie i dopasowywanie tak, by suknia była luźna, wszak to żywy len, ale też, bym nie wyglądała w niej, jak w worku.
Po przeprasowaniu wygląda to tak.



A ponieważ nie będzie nigdy wyprasowana na blachę, spokojnie można przyjąć, że będzie na co dzień wyglądała tak, jak bezpośrednio po skończeniu szycia. Czyli tak właśnie, jak niżej na zdjęciach.


Na zakończenie tego 'naturalnego' wpisu pokaże dwa bardzo naturalne 'napoje'. W dużej butelce (ciemny), to syrop miętowy (czy raczej syrop z mięty), a w małej syrop piniowy (czyli z sosny). Syrop z mięty robiłam wg przepisu znalezionego u Izy z Kidowa, jednak miałam z nim problem. Pomimo tego, że miałam duże łodygi mięty, więcej niż w przepisie, dałam szklankę cukru mniej, po czasie, jaki w przepisie, nie czułam w ogóle mięty, miałam wrażenie, że mam do czynienia ze słodką wodą, która w ogóle nie wyglądała na syrop. Postanowiłam więc podgotować jeszcze (jak w miodku mniszkowym), na małym ogniu tak, by się wszystko 'przegryzło'. Pamiętam, że właśnie dłuższy czas gotowania mniszka zmieniał smak na korzyść. Nie miałam nic do stracenia i poza tym, że syrop wyraźnie zmienił kolor, zgęstniał, smak zyskał na wyrazistości. Możliwe, że z innego gatunku mięty byłby inny, bardziej miętowy. Na pewno żaden nie ma smaku charakterystycznego dla miętowych słodyczy. Drugi syrop, to nic innego, jak zlany płyn z zasypanej cukrem sosny.


Ciągnąc temat roślinny, z radością pokażę, jak rozwija się przysłana przez Izoldę sadzonka hoi multiflory. Rośnie ok 2 miesięcy, wypuściła 3 liście i już ma dwa zawiązki kwiatostanu ! Na zdjęciu wyraźnie widać większy. Nie to, co leniwa carnosa, potrafi nie kwitnąć 100 lat.


I już na koniec mała róża, nabyta z przeceny za 5,99 w niewyraźnych pąkach, ale już wskazujących na biały kolor. Pomimo tego, że wkoło były piękne czerwone, wiadomo - wybrałam biała i oto kwitnie.
.





24 czerwca 2015

Się Porobiło - cz. 119 - Kwiatowo i zwiewnie

Sukienka letnia. Z tych zwiewnych i powiewnych.
Dwuwarstwowa. Wzorowana na już posiadanej, ale nie do końca. Cienka szyfonowa żorżeta (warstwa zewnętrzna) wymusiła spód z jakiejś cienkiej  bawełnianej tkaniny (może mieszanki) w kolorze ecri. Nie mogłam nic innego dostać, ale ostatecznie się dopasowało. Kwiecista. Trochę się obawiałam tak dużego wzoru, ale w takich modelach 'zwiewnych, powiewnych' akurat duże wzory wypadają łagodniej, niż drobne łączki.

Dodatkowo taśma tkaniny żorżetowej służy, albo jako pseudo szal, gdy suknia luźno powiewa, a też, jako pasek, wiązanka, prosta, czy skręcona, w zależności od pomysłu, wiązana w pasie, czy pod biustem. Na człowieku z większym rozmiarem miseczki widać wyraźniej różnicę w układaniu się tkaniny w zależności od wysokości wiązania. 
Użyłam zwykłej stebnówki i zygzaka. 
Oby tylko pogoda w końcu była na tyle letnia, by można było w zwiewnościach pochodzić.










21 czerwca 2015

Sie Porobiło - cz. 118 - Na zielono

Tym razem nie dzianiny. Czas na zwykłe tkaniny  troszkę 'surowe', bawełnę i len, które przyjechały w poprzednim zamówieniu. Przypadkowo się złożyło, że kupiłam dwie zielenie, jasną z maszynowym haftem (lnianą) i ciemniejszą, trawiastą (dżinsową bawełnę). Od razu wiedziałam, co z nich będzie - tunika i spodnie. Możliwie proste, jak na takie tkaniny przystało. Niestety. Na oko takich rzeczy nie uszyję, muszę mieć wykrój (modełko), zaczęłam więc wertować Burdy. Wiedziałam, że gdzieś takie modele były. Jeśli  już kupiłam gazetkę, to zawsze z jakiegoś powodu,  ze względu na coś, co chciałam mieć. To co, że naście lat temu. Dobre, klasyczne modele nie przemijają, a dobry wykrój, to skarb. Odnalazłam coś dla siebie w Burdzie nr 8/99 (!).

Najpierw tunika, na spodnie w pierwotnej wersji nie zwracałam uwagi, ostatecznie zrobiłam z tego wzorku, więc na jednym zdjęciu mam obydwa modele.
Z wykrojeniem nie było problemu. Wszystko ładnie się udało. Jak zwykle obawiałam się o szczegóły, czyli podkroje szyi i ramion, a także później, wykończenie góry spodni, bo spodnie są bez paska, czy gumki, ale dopasowane.

Z pomocą przyszedł net. Wiele jest o podkrojach, ale do mnie bardzo dobrze przemówił post w formie video z tej strony. Nieskromnie powiem, że jestem zadowolona z tego sposobu wykończenia. Bardzo fajnie i szybko, a co najważniejsze, ładnie.


Ze spodniami, dopasowaniem nie poszło tak prosto. Trochę się naskakałam, bo jak tu sobie samemu zrobić zaszewki na tyłku ??? A ja nie fastrygfuję, tylko używam szpilek, więc tez sama sobie utrudniam. Idealna (mój manekin) cierpliwie stoi i bywa niezastąpiona, ale tyłka nie posiada. Później jeszcze okazało się, że szerokość nogawek początkowo uznana za dobrą, jest jednak za szeroka. Przy przymiarkach ciągle coś mi optycznie nie pasowało. Chyba za długo chodziłam w spodniach z paskiem i kieszeniami, bo nie mogłam oka przyzwyczaić do widoku takich 'gołych' na górze spodni. Na szczęście, zawsze coś będzie przykrywało tę górę, więc mój osobisty przód i tył nie będzie tak mocno eksponowany, jak na tym nieszczęsnym zdjęciu z wieszakiem (jak inaczej pokazać spodnie - bez modela oczywiście ?). Wiszą bardziej żałośnie, niż te poprzednie z dzianiny. :)




Poza dopasowywaniem modelu spodni do mnie, trochę czasu mi zeszło na wypracowaniu sposobu zszycia podszycia góry spodni od wewnątrz. Zrobiłam po swojemu. Już wiem, że nie jest to najlepsze rozwiązanie. Oczywiście zajrzałam wcześniej do opisu Burdy. Poległam. Fakt, czytałam o dość późno, jednak nie tylko pora i zmęczenie dniem powodowały, że nie rozumiałam o co tak naprawdę w szczegółach chodzi. Jakieś wyobrażenie o ostatecznym efekcie miałam, więc uszyłam, ale ciekawe, czy ktoś z Was od razu załapie tekst z Burdy. pozwoliłam sobie go rozjaśnić - przypomnę - chodzi o wszycie zamka i wykonania podszycia góry spodni (od środka).


Obie rzeczy można oczywiście nosić oddzielnie, ale razem też się nieźle zestawiają. Widok na wieszaku może nie specjalny, ale od czego wyobraźnia. ;-)


Na kolejne 'uszytki' dojechały tkaniny. Głównie dzianiny. Dwie z nich średnio trafione. Nastawiłam się, że bawełna z lycrą musi być lekko rozciągliwa i miękka. Nie musi, jak się okazało. Z oferty, to włoska bawełna z kilku procentową domieszką lycry. Może polskie są bardziej dzianinowe ? Na zdjęciu, to właśnie dwie pierwsze, górne, biała i pomarańczowa (zdjęcia z oferty były intensywniejszego koloru) trzeba będzie inaczej wykorzystać, niż planowałam. Trudno. Człowiek się uczy.


Kolejne, to cienki szary t-shirtowy dżersej bawełniany, beżowy, cienki dżersej wiskozowy, pistacjowy dżersej bawełniany, kremowy beż, to bawełniana dzianina dresowa z pętelką od wewnątrz, podobnie przedostatni grafit. A ostatnia, to oliwkowa też identyczna, jak poprzednie, ale z meszkiem.

Równo tydzień temu, o tej porze miałam mały stresik - ojciec miał zabieg usunięcia zaćmy z jednego oka w klinice, na oddziale chirurgii jednego dnia. Wszystko poszło sprawnie, na tę chwilę wszystko jest w porządku. Jednak w czasie zabiegu, by 'zabić czas i oszukać emocje', szlajałam się po miejscowej galerii głownie oglądając ubrania, ale tym razem bardziej od środka. Niestety, sporo jest sztuczności w składach. Nie wiem, jak można chodzić w akrylowych letnich sukienkach, czy innych poliestrach.  Mnie swędzi na samą myśl równie intensywnie, jak wełna niektórych owiec. :-))) Odszycia też pozostawiały niestety trochę do życzenia. Paradoksalnie, niedawno wpadł mi w oko w netowym wydaniu lokalnej gazety jakiś wywiad z miejscową projektantką (to duże słowo, jak na kogoś, kto szyje od niedawna, ale skoro właśnie miała pokaz, no to już przecież można nadużywać słów, prawda ? ;-) ), ale co mnie najbardziej uderzyło - a to właśnie, że artykuł zaczął się od słów krytykujących, że my - mieszkanki ubieramy się w sieciówkach, chodzimy jednakowo ubrane, nie widać indywidualności. Kurcze, przepraszam, a gdzie mamy kupować ubrania ? Fakt, osobiście kupuję najwięcej przez net, bo akurat lokalne sklepy mnie rzadko satysfakcjonują. Ale do licha, czy jest alternatywa ? Wiecie dobrze, że często narzekam, na wyposażenie pasmanterii, że wełnę, włóczki, a teraz tkaniny kupuję głównie wysyłkowo. To nie snobizm, ale zwykła potrzeba, której lokalnie nie można zrealizować. Mam otworzyć sklep tylko dlatego, by móc sobie coś kupić ??? Ehhh.... :-(

Dla poprawienia nastroju zdjęcia kilka roślin. Pod koniec ubiegłorocznych wakacji, kupiłam białą obficie kwitnąco gloksynię. Późną jesienią, jak to w jej zwyczaju, poszła sobie pospać, przespała zimę 'na sucho i łyso', czyli obumarła, po czym wiosną wyrosło z niej trochę zielonego i postanowiła, że będzie kwitnąć. I tak trwa od 2 tygodniu w postanowieniu, które nie powiem, cieszy mnie bardzo.


Chyba w tym roku nie pokazałam jeszcze swego balkonu. Wielki bluszcz, którego posadziłam jesienią przetrwał zimę, owszem, jednak przemarzły mu gałęzie, teraz odrasta i mam nadzieję, że tak będzie corocznie, tzn w razie czego odrośnie. :-) Przetrwały też iglaki. Reszta, to wiadomo, nowe nasadzenia.


Truskawki nowe, poprzednie nie przetrzymały w domu. Szkoda wielka, bo te nie wyglądają tak zachęcająco, jak ubiegłoroczne. Pojadą na działkę docelowo, może jakoś to będzie. Na razie kiepskawo.

A teraz proszę mocno życzliwych o zaciskanie kciuków. W najbliższym czasie będą mi potrzebne. ;-)



17 czerwca 2015

Się Porobiło - cz. 117 - Czereśnie i wiśnie

W sumie, to preferuję czereśnie. Mogę jeść do bólu i zawsze mi mało. :) Patrząc na rysunek tkaniny, nie wiem, czy to wiśnie, czy czereśnie, ale urzekł mnie od razu i musiałam go mieć. W takiej prostej sukience.
Dzianina dżersej bawełniany. Bardzo fajna w obróbce, przyjemna. Chyba nawet dla zwykłej stebnówki. Sukienka prosta, lekko poszerzona w stronę kolana i tyle. Leży fajnie. Niby wymiarami jestem podobna z Idealną, ale człowiek manekinowi nie równy. Gdybym przekroiła, i siebie i Idealną w talii, jej przekrój  byłby bardziej zbliżony do koła niż mój. Oba eliptyczne, ale to inne elipsy, więc i ubranie na nas wisi inaczej. Jednak bez Idealnej trudniej by mi się samej szyło, nie mówiąc już o prezentacji.


I kilka zbliżeń na szczegóły. Ozdobny, elastyczny ścieg gałązkowy. Tutaj wyszedł w pełnej krasie, na poprzedniej koszulce, żółtej przypominał bardziej zygzaczek. Szwy wewnętrzne, jak poprzednio, potrójna stebnówka (elastyczna) i ścieg overlokowy.


Na razie realizacje z dzianiny odłożone na później. Kolejne zakupy w drodze. Skupiam się już na 'zwykłej' tkaninie, lnianej. Kilka pomysłów czeka. Mam nadzieję, że się ociepli, bo teraz nijak ubrać cokolwiek z ostatnich wyrobów. U mnie zimno. Słoneczka więc, ale nie upałów, podczytującym życzę.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...