Pages

29 maja 2016

Się Porobiło - cz. 154 - I jeszcze dwie koszulki

Czerwona z krótkim rękawkiem, na wzór już posiadanej miała być uszyta już szybciej. Ale tak jakoś wyszło. Z kawałka czerwonej dzianiny jersejowej powstały najpierw elementy potworkowej sukienki. Wydawało mi się, że zostało sporo tkaniny, ale jak przyszło co, do czego, to po wykrojeniu potrzebnych kawałków, niewiele ścinków zostało. Jest to prosta koszulka, nie typowy t-shirt, bo ma krój trapezowy. Swoistą ozdobą są też marszczone rękawki.


Druga koszulka, to już na prawdę uszytek z resztek po ... męskiej piżamce. Tkaniny, która została podobała mi się bardzo. To kolor... intensywnie niebieski. Taki niebiesko niebieski. Tutaj też się trochę przejechałam, bo pewna byłam, że sztukować będę na bokach, a tu się okazało, że na szerokość jest wszystko dobrze, nawet nadto, ale koszulka jest króciutka. wykombinowałam więc doszycie niby falbanki. 


By dopełnić akcent czerwoności, pochwalę się rozkwitającym kolejnym amarylisem. Tym razem będą 4 kwiaty. Jestem pod wrażeniem rozkwitu i tego i poprzedniego, białego. Nic nie robiłam, by kwitły. Poprzednio zasuszałam, cudowałam i nic. Ciągle liście a teraz... Same zrzuciły liście, poczekały ze 2 tygodnie i myk... pęd z kwiatami. Nawet ten nie ma jeszcze konkretnego liścia.


W ogrodach rozkwitają irysy. Tak patrzę na te swoje i trochę mnie skręca, powinnam jakieś dokupić. Właściwie przetrwały takie dość pospolite, 'lepszejsze', ze szkółek gdzieś zniknęły.


Coroczną radością jest kwitnący irys wodny. Niezawodny od lat.


Pięknie kwitnie też azalia. Niestety, tylko różowa. Białą chyba już odeszła na amen. Rododendrony z kolei dopiero zaczynają. Pierwszy, najmłodszy, kwitł jakoś nie bardzo i szybko, przekwita. Za to różowy i fioletowy kwitły zawsze razem. W tym roku różowy zaczął otwierać kwiaty pierwszy. 


Mam trochę planów na szycie, ale bardzo kusi wziąć w rękę barwioną ostatnio czesankę. Kołowrotek zachęca. Tylko ten czassssss.... 


27 maja 2016

Cztery kolory

...czyli farbowanie wełny nowozelandzkiej.

Tym razem nie chciałam za bardzo kombinować, a zdać się na los. Nie mieszałam farb między sobą przed barwieniem, co ostatnio zawsze robiłam, by mieć to, co dokładnie chcę, a nie to, co oferuje producent w torebeczce. Zobaczę, jak nitka powstała z czesanki się zabarwi i czy obroni się sama, tworząc coś fajnego. Raczej skłaniam się do dwunitki, więc jest szansa, że kolor albo się wzmocni, albo zmieni.

I tak. Użyłam 4 barwniki w proporcji na oko. 


Malując czesankę (mokrą) nie miałam jakiegoś pomysłu na rytm kolorów. Chodziło mi tylko o to, by zachować go w 4 porcjach, wstęgach, bo na tyle podzieliłam 200 g czesanki. 


Oczywiście wyjątkowo nie dość, że barwnikami ubabrałam część podłogi (na szczęście czasowo), to skończyła się folia rodem z Biedronki. Użyłam nową folię z Rossmana, która szersza (co fajne), ale jakaś mniej czepliwa i trudno mi było dobrze zawinąć mokrą czesankę. 


Poszło do gara i gotowało się na parze dobrą godzinę. Myślałam, że kolory wyjdą bardziej pastelowe, bledsze, ale chwyciło konkretnie. W sumie barwnika miałam nadto, by się chwilę wypłukiwał jeszcze z czesanki, czego zazwyczaj nie doświadczam. Tym razem naprawdę szybko i ostro obchodziłam się z wełną. Nie dałam jej swobodnie ostygnąć, mało tego, zrobiłam jeden z podstawowych błędów, dość szybko potraktowałam gorące kłaki zimną wodą. I.... i nic ! :-)


 Wyszło kolorystycznie względnie dobrze. Trochę przerażają mnie dwa miejsca dość żywej czerwieni, no ale... albo uda się to połączyć z innym kolorem i on 'zabije' radosną czerwień, albo... przyjdzie przyjąć fakt.





22 maja 2016

Się Porobiło - cz. 153 - Na biało

Maj zawsze kojarzy mi się z bielą. Może nie tylko, ale w dużym stopniu.
Białe koszulki, podkoszulki są zawsze przydatne, pasują prawie wszędzie i prawie do wszystkiego. Te powstały z jersey-u bodajże bawełnianego z domieszką elastanu (co widać na szwach), nie za grubego, lekko jednak nie tyle prześwitującego, co no właśnie, nie wiem... zarys bielizny widać. Zastanawiam się, czy to nie będzie dyskomfort, ale w końcu 'idzie ciepło' ;-)


I w temacie bieli roślinnej, zakwitł mi amarylis. Co prawda ma tylko 3 kwiaty, ale za to ogromne. 


Biały kwiatowy temat dopełniają typowo majowe - bez i konwalie. 


 Szkoda, że lada chwila będą wspomnieniem. Ale póki co, są. :)







15 maja 2016

Joszko nie straszy w Łęczycy. :-)

W drodze powrotnej z Łodzi, zrobiłam mały myk w bok i podjechałam do Łęczycy. Majowa, spokojna, leniwa niedziela. Ludzi bardzo mało, bo pomimo słońca, zimno. Bardzo lubię 'stare mury', więc jak tylko jest okazja, to chociaż przelotem staram się odwiedzić. 

Zaparkowałam na wyludnionym rynku miejskim.


I kierując się na wieżę, bez problemu podreptaliśmy pod stare mury zamku, w których obecnie mieści się muzeum. Muzeum było czynne, ale z Joszkiem pewnie by mnie nie wpuścili.:-) Zaglądnęłam tylko nieśmiało na dziedziniec.


Z drugiej strony murów, na skwerze, stały bardzo fajne rzeźby drewniane jakiś leciwych wojów (plus niewiasta). A nad głowami unosił się jazgot ptaków, bo w gęstwinie gałęzi i liści miały zwoje gniazda wrony. 


Po krótkim spacerku, w końcu ani Joszko, ani ja nie mielismy co konkurować z diabłem Borutą - szefem tutejszego zamku, wróciliśmy na rynek, gdzie oczywiście Joszko stał się atrakcją u nielicznych przechodniów. Z kolei dla Joszka atrakcją stałą się fontanna. Taką wytryskującą z płyt na ziemi widział pierwszy raz ! W sumie fontanna też pierwszy raz widziała Joszka. :-) Pies dobrze wychowany, bo nie zamierzał ani do wody wchodzić, ani jej spijać.Nawet nie musiał czytać ostrzeżenia.   


Możliwość spędzenia kilku chwil w Łęczycy podyktowana była pobytem na międzynarodowej wystawie psów w Łodzi. Pogoda znowu masakryczna. Zimno (nie wiem, czy w porywach bez słońca było 10 st C), wietrznie i w przelotach padało. Ale było miło i sympatycznie.


 A w temacie robórkowym... dziergam cieniznę i dziergam... I długo jeszcze podziergam.


Miłego tygodnia. :)










Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...