Niespotykane do tego roku zjawisko, to koty na działce. Oczywiście one były, są i będą na terenie działek zawsze, jednak ze względu na psy, koty omijały działkę w sezonie dużym kołem. A jeśli już zaglądały, to przelotem, czy nocą. W tym roku jest inaczej.
Mówią, żeby nie karmić kotów w sezonie, że się przyzwyczają, że później, po sezonie będzie problem. Cóż, na szczęście kilka działek dalej jest znajoma, która codziennie od lat karmi i zimą koty, więc... nie tylko karmię regularnie (wcześniej też dostawały, ale na uboczu, by nie narażać na kontakt z psami), ale i obserwuję, zagaduję, zaczepiam i wołam kici, kici... Są różne, biały w łatki, czarny, szary pręgusek i taki czarno-rudy. Takie przynajmniej widuję, bo na pewno jest ich więcej, chociaż nie ma na szczęście jakiejś zatrważającej ich ilości, jak to bywa nadziałkach.
Zdjęcia poruszone, bo koty dzikie i płochliwe dość, a ten pręgusek (przypuszczalnie kotka, bo jednego dnia, albo miała ruję, albo co innego, bo już tak zawodziła i koty za nią łaziły), wyjątkowo ruchliwa, chociaż łasa na pieszczoty i nawet z obróżką przeciwpchelną.
Czarny jest tu chyba najczęściej. Przynajmniej tak mi się rzuca w oczy. Powoli przyzwyczajamy się do swoich obecności. Podejrzewam, że jednak nie tylko on opróżnia miseczki, no chyba, że koty są w stanie tyle na raz zjeść i nie eksplodować. :-)
Dziś była śmieszna, ale bardzo sympatyczna sytuacja. Kotek pojawił się prawie zaraz po postawieniu misek, ale ponieważ na tarasie dolnym przebywał mój tato, cierpliwie czekał i 'pilnował' wzrokiem jedzenia. Nie wypłoszył się, gdy wystartowałam z aparatem.
Później podglądałam z okna taras i sytuację z aparatem w rękach. Aparat dopominał się dłuższego czasu naświetlania albo doświetlenia, a to przecież przez szybę, w załomie okna, z ręki (bez statywu) niemożliwe, więc poniżej to, co udało się złapać.
Było picie i jedzenie na zmianę. Już nie takie pośpieszne, jak na początku. Zostawiłam na chwilkę podglądanie kotka, a gdy wróciłam, na wprost mnie, na tarasie stał on sam i wgapiał się w szybę. Jakież było moje zdziwienie ! Patrzył na mnie i się oblizywał wielokrotnie. Po czym chwilę postał i poszedł sobie spokojnie.
Przyszedł podziękować za żarełko ? ;-)
A teraz kolejne dwie zagadki ornitologiczne. Co to za ptaszki ? Tzn pytam, bo kompletnie nie wiem. Liczę na rozpoznanie, a ciekawość mnie zżera okrutnie.
Pierwsze są ciut mniejsze od wróbelka. Przypominają sikorki, ale ich brzuszki są zdecydowanie mniej jaskrawe. Raczej bywają w grupach po kilka sztuk. Dość głośne, piskliwe i gadatliwe. Nie przypominam sobie, aby taki jazgot czyniły zimą sikorki w karmniku.
A takie, jak niżej były dwa, jednak zanim ruszyłam po aparat i wróciłam, to jeden odleciał, a i drugi zbierał się od odlotu startując z dachu sąsiada. Jeśli mnie pamięć nie myli, widywałam wcześniej już takie tutaj.
Ubolewam bardzo, że większość zdjęć, jakie mogę tutaj robić ptakom jest z tarasu, a to jest akurat pod światło. Przekłamanie kolorystyczne murowane, gdy nie użyje się doświetlenia. Nie mam też na tyle dobrego sprzętu i wprawy, aby z ręki, bez poruszenia, przy zbliżeniach robić ostre zdjęcia. Najczęściej jeszcze dodatkowo drżą ręce i oddech przyspieszony po pośpiesznych ruchach po aparat. :-)
Tak, pamiętam, obiecałam, że będzie o pomidorach, a tymczasem i koty i ptaki.
Następnym razem. ;-)