Pages

30 czerwca 2011

Alpaki

Przysłowie mówi - po nitce, do kłębka, a ja idąc w przeciwnym kierunku, od nitki do producenta, odkryłam alpaki. Wcześniej nie miałam pojęcia, że istnieją. Owszem, słyszałam coś o wełnie alpaczej, ale to było tak dalekie i nieuchwytne, nieosiągalne, że ... jakbym kompletnie odkrywała coś nowego.
No wstyd. ;-)
Oczywiście znam nadal tylko ze zdjęć w necie. Ale cieszy fakt, że są w Polsce i zyskują na popularności. Alpacze runo można kupić w sumie bez problemu, ale chciałam od 'producenta', z hodowli, żeby mieć pewność, co dostaję. To takie moje skrzywienie po zakupach innych czesanek 'no name', ale w dużej mierze parcie do tego, co naturalne. Szukając 'źródła' na próbkę runa, co wcale nie jest takie proste nawet w dobie internetu, postanowiłam napisać do Los alpaqueros. Dlaczego akurat tam ? Moje zainteresowania wiążą się dość ściśle (amatorsko) z tym, co oni robią zawodowo. ;-) A sympatyczne pogaduszki utwierdziły mnie w słuszności decyzji.
Nie będę wychwalać ani aplak, ani ich runa, bo mam o tym mimo wszystko, jeszcze małe pojęcie. Mogę tylko powiedzieć, że nie spodziewałam się aż tak delikatnego w dotyku puchu, który na dodatek jest w tej chwili tylko (albo aż !) ściętą sierścią. A co to będzie  wyrobie !?! Wiedząc, że dostanę nieobrobione nijak runo, spodziewałam się - to ze względu na owce - zupełnie czegoś innego. A tu aksamitny puch ! Wgapiałam się w TO w osłupieniu. W osłupieniu proporcjonalnym do myśli, której maszerowały po głowie. A mianowicie, że TO ze  'znajomych' zwierząt. Nie jakiś tam zwierząt. Kto ma naprawdę bliski związek ze zwierzakami, ten rozumie, o czym piszę. ;-) Sama nie potrafię tego ubrać w słowa.
A w nawiązaniu do rosyjskiej (a może radzieckiej) bajki z dzieciństwa o tym, 'Jak jeżyk zmieniał futerko', zobaczcie kto ze mną podzielił się swoim futerkiem ;-)

Zdjęcia są własnością Los alpaqueros
Jana

Yakana

Marica

I widząc te trzy portreciki dziwicie się memu uwielbieniu ? ;-)
Uroda aplak powala. I tyle.

A ci, którzy mnie znają osobiście wiedzą, że gdyby tylko można byłoby taka alpakę trzymać w domu, na pewno bym miała! Mnie pozostaje tylko wierzyć, że kiedyś bedzie mi dane spojrzeć w te piękne oczyska, a póki co, cieszę się 'żywym' runem. Wkrótce chwycę za wrzeciono i pokręcę się z Janą, Yakaną i Maricą. :) 

27 czerwca 2011

Się porobiło - cz. 5 - tunika i weekendowo.

Weekend minął szybko. pogoda przyjemna, pokropiło, powiało, ale też i słońca było dużo. Skoro już wakacje, wiec weekend wyjazdowy, na naszej pseudo wsi, czyli poza typowym miastem, tzw. działka.

Udało się skończyć zaczęta wcześniej ażurową tunikę. Miała być prosta, dopasowana, właściwie, takie 'sznurkowe coś', na koszulki etc. Miałam ograniczoną ilość bawełny, dość grubej, niejednolitej w splocie (nić cieńsza i grubsza), dwa moteczki po niecałe 100 g każdy. Wykorzystałam prawie do ostatniego metra :-))).




Dziergało się miło, bo samodzielnie upieczona drożdżówka z 'osobistymi' wiśniami smakowała wybornie. Dziwnie w tym roku, bo wiśnie są o blisko 3 tygodnie wcześniej, na dodatek drzewko chorowało uprzednio, jednak chyba udało się wyeliminować schorzenie. Tym bardziej  cieszy. A ciasto, to niezastąpiony przepis Bajaderki poznanej lata temu na stronach Mniam Mniam.


Składniki:

Zaczyn:
4 łyżeczki suchych drożdży
1/2 szklanki letniego mleka
1/2 szklanki maki
1/4 łyżeczki cukru

Ciasto:
1/2 szklanki letniego mleka
1/2 szklanki cukru
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
skorka otarta z 1/2 cytryny
szczypta soli
4 łyżki rozpuszczonego masła
1 cale jajko
1 żółtko
2 3/4 szklanki mąki

Wykonanie:
 Kolejność, jak to przy drożdżowym. Najpierw zaczyn, poczekać aż podwoi objętość, zagnieść resztę składników (z zaczynem). Dać odpocząć godzinę, przełożyć o formy, ułożyć owoce (można bez), kruszonkę (masło, cukier, mąka), poczekać 0,5 godziny i piec ok 25-30 minut w temp 175-180 st C. Słodkie łasuchy jeszcze lukrują. ;-)

A co robiło towarzystwo czworołapne ? Zwyczajowo.... ;-)






A to ESTA Józefinka. Emerytowana przedstawicielka rasy fila brasileiro.

24 czerwca 2011

23 czerwca 2011

Czesanka

Jak pisałam wczoraj, mam czesankę niewiadomego pochodzenia. Rozumiem, że trudno zgadywać, skąd może pochodzić. Rozplątana, staje się delikatnym w miarę puchem, fajnie się filcuje na sucho (na mokro jeszcze nie próbowałam), jednak skręcona w nić jest szorstka i chyba przerobiona na sweter mogłaby nosić jakaś dosłownie gruboskórna osoba. :-)))

























 

 





















 Czesanka ma kłaczki, które po uprzędzeniu są dość twardawe, zwłaszcza skręcone.


Ponieważ mam dostęp do zakupu tylko drogą wysyłkową, zaczęłam się zastanawiać nad czesankami, bo o ile sprzedający ma pewność, co oferuje, zna temat, to ok. Jednak spora część wie, że czesanka nadaje się do filcowania, o przędzeniu cisza. Sama początkowo myślałam, bo wszędzie przeważają takie informację, że najlepiej prząść merynosa, że czesanka z owiec hiszpańskich się nie nadaje. Jest faktycznie minimalnie inna w dotyku, jakby mniej miękka, ale niedawno sprzedający podesłał mi próbkę swej oferty, bo nie wiedział, co ma. Cena, jak na hiszpankę spora, jednak, jak na merynosa, to okazyjna. I co ? Zdurniałam 'badając' dotykowo próbkę, bo ona, jak ta cena, była czymś pomiędzy. Oczywiście wzięłam parę deko.

O polskich owieczkach doczytałam tylko, że wrzosówki runo jest szorstkie w przędzy. Wiec już dziękuję. :-) Od dziecka sporo rzeczy mnie 'gryzie' i koniec. :-))) 
Kolega dziś wyjechał na wakacje w stronę Bieszczad. Przeszedł 'szkolenie' czesankowe, bo a nuż trafi na przyjaznego bacę, co będzie posiadał miłą, zgręplowaną czesankę. ;-) Pomarzyć, wiem... Ale warto. Odkąd przeczytałam, że runo alpaki można prząść bez gręplowania zapragnęłam spróbować i ... już niedługo najprawdziwsza alpaka przyjedzie. Hurra !
Cenię więc sobie wszelkie informacje o dostępności i właściwościach run, czy czesanek.
Żałuję, ze moje piesy są tak, a nie inaczej owłosione. Koleżanka hodująca lhasa apso ma przykazane dokładnie i często czesać swoje stadko i zbierać skrupulatnie każdy włos. Pech chciał, że krótko przed moja prośbą jako, że w tym sezonie odpuszczają wystawy, przycięła im włosy. To jest pech, nie ! Ale ja już tak mam. :-) W dzieciństwie miałam pudla i pamiętam, jak bardzo cieszył się facet, co go strzygł, bo pies miał ciekawą barwę sierści, (taki srebrny-brąz), a jego żona oddawała właśnie sierść komuś do przędzenia. Nawet pokazała raz nam taki sweter. Będąc małolata, wówczas się wzdrygnęłam, bo nosić sierść psa ?! A pudle faktycznie mają sierść bardzo podobną do runa owczy. Zapach zmoczonego pudla, jego sierści jest inny w porównaniu z inni sierściami. No i pudle nie linieją. Ciekawe, co na takie moje przemyślenia powiedziały owczarek węgierski (komondor), który na co dzień ozdobiony jest całą furą dredów. :-)


22 czerwca 2011

Się porobiło - cz. 4 - filcowanie i kokardy

Niedawno postanowiłam ozdobić filcem butelkę. Z pozoru dość proste zadanie. Z pozoru.... ;-)
 Złośliwa okazała się być sama butelka, która nie chciała wyschnąć w środku. I to przez 2-3 dni miała w środku ślady wilgoci i to wcale niemałe, a przecież sucho i ciepło w domu. Z powodu tego, jak tylko udało się ja osuszyć, postanowiłam cały filc wykonać na sucho, czyli dziobałam igiełkami i dziobałam. Czesankę mam niewiadomego pochodzenia. Niby jest delikatna w dotyku, ale próba przędzenia wypadła dość nieciekawie, otrzymałam bowiem nić sztywną i dość 'ostrą', 'gryzącą' o długim włosie. Nie mam pojęcia, na jakim zwierzu to urosło, ale doskonale sprawdziło się w roli filcu, Tutaj wręcz miękkie i delikatne. Ma ktoś przypuszczenie, co to za czesanka ?

Mocowanie na butelce wcale tez nie było takie łatwe. Wszystko się ślizgało i przesuwało. Dość złośliwie. Myślałam, by zrobić jeszcze zatyczkę, ale obdarowana E. stwierdziła, ze nie potrzeba.


 Na mokro już ufilcowałam w podobnych kolorach, (przy okazji dopasowując nieco do wystroju E. łazienki) pachnące mydełko. 
Takie mydełko może służyć dekoracyjnie, jako potpourri, albo kosmetycznie, jako peeling do ciała. W pierwszym przypadku wiadomo, co należy zrobić - umieścić mydełko w pożądanym miejscu, najlepiej zamkniętym, by oddawało zapach. Kosmetycznie zaś, należy używać podczas kąpieli. Początkowo trzeba dość mocno rozmydlić mydło ciepłą wodą. Najlepiej pomoczyć i intensywnie obracać w dłoniach doprowadzając do przejścia piany mydła przez czesankę. Każde zmoczenie powoduje wypłukanie czesanki. Stosujemy rozmydlone, pocierając skórę. Jeden z lepszych, codziennych, delikatnych peelingów. Mydło zmniejsza się podczas używania, ale nie należy się martwić ubrankiem z czesanki, bo dopasowuje się ona na bieżąco do aktualnych rozmiarów mydła. :-)
 Nie mogłam się też doczekać przesyłki, bo na A....o, zamówiłam wstążki do wykończenia malowanej wikliny. Z jednej strony porażka, że w obecnych czasach, u mnie w mieście pasmanterie są na taki niskim poziomie, że kupienie odpowiadającej wstążki jest problemem. Z drugiej, dzięki za rozwój handlu internetowego. :-)
Myślę, że udało się dopasować odpowiednią kolorystykę. 


A... rozpoczęłam dziś... chyba (?!) tunikę bawełnianą. Takie są założenia, ale kto wie, czy nie zmienię czegoś w trakcie. Prosta, dość dziurawa ma być, koniecznie na koszulkę.


21 czerwca 2011

Się porobiło - cz. 3 - wełna i dzierganie

Czas by pokazać, co wyszło z uprzędzonego wcześniej merynosa. Właściwie to sweterek, w formie bolerka, ale spokojnie sięga mi do bioder. Jedyna nowością, jak dla mnie, jest długość rękawa, bo takiej, jeszcze nie miałam. Wymusiła ją ilość dostępnej przędzy. Ale jestem bardzo zadowolona z efektu. :-)
Gorzej z pokazaniem na zdjęciach, bo jednak soczewki, to tylko szkiełka, więc trochę trudno jasny, jednolity splot swetra przy późnym popołudniem pokazać, stad pierwsze zdjęcia ze światłem zastanym, kolejne z doświetleniem lampy.
A pseudo guzik wykonany jest z czesanki, ufilcowanej na sucho igłami.



Przy okazji pokażę, co jutro pojedzie w daleką podróż. 
Mało fotogeniczny tzw. babykokon, czyli niby spiworek wraz z czapeczką, w który służy malutkiemu człowieczkowi do drzemki, bądź leżakowania. Dziergany na 4/5 drutach czersejem z ozdobnym wzorkiem kwadracikowym.

 Dodatkowo, w ramach niespodzianki... Oczywiście włóczka bawełniana.




Ciekawe, czy co na to mały Szymon ? ;-)

19 czerwca 2011

Spacerkiem...

W ramach obchodów Dni Miasta podreptałam dziś z przyjaciółką na Pchli Targ. W sumie to ostatni dzień handlu, stąd może i dlatego było już mniej wystawców. Różności były. Lepsze i gorsze, w sensie wartościowe przedmioty, czy po prostu stare.

 Sama nabyłam tylko witrażowego aniołka, który jest zdecydowanie dość nowym wyrobem. ;-)


 A to kilka widoczków z miasta G. Fragmenty Rynku. Widok na Wisłę, na błoniach widać przygotowania do zawodów hippicznych.

 A to już charakterystyczne elementy zabytków miejskich. ;-)


Rzeźba/fontanna Flisak. Co flisak ma wspólnego z miastem ? A tylko tyle, że w przeszłości Wisłą spławiano duże ilości towarów. W mieście był ważny port przeładunkowy.


I trochę na słodko ;-)  Domowe lody waniliowe z truskawkami.    Smacznego ;-)





16 czerwca 2011

Działkowo cz 1.

Dziś kolorowo.
Najpierw powojniki. Zaczynają kwitnąć. Jako pierwszy 'Błękitny Anioł', kolejno 'Matka Siedliska' i 'Generał Sikorski'. Poniżej dwa botaniczne.


Przekwitają rododendrony dość mocno zmęczone zimowymi mrozami, maki pogubiły zwiewne sukienki, a ostróżka dumnie góruje nad wszystkim.
 

Świdośliwa wygląda dość imponująco. Owoce są dość duże. To dziwne, bo upały porządne, a z tym podlewaniem, to różnie bywało. Wcześniej były bardziej wilgotne wiosny, a owoce zdecydowanie mniejsze. Chyba... że nawożenie specjalistycznym nawozem tak roślinę zmotywowało.
 To pierwsze owoce jagody kamczackiej. Tzn były 3 sztuki, spróbowałam po raz pierwszy i bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły. Smakują naprawdę jagodowo. Jeżyna bezkolcowa miała zostać mocno przycięta po tym, jak majowe przymrozki odmieniły kolor jej liści na bladożółty. Nie było czas i ... pędy normalnie rosną, mają pąki kwiatowe i zaczynają kwitnąć. ;-)

 'Aurora', to odmiana winorośli, dość odporna na zimowe mrozy. A było tutaj nieźle, bo poniżej -30 st C. Przezimowała ładnie, bez okrycia. To jej 4 bodajże rok, więc może bez rewelacji, ale cieszę się, że dobrze wygląda.
 A to oczko wodne. Nie jest wielkie, ma 600 l, więc to raczej dziurka wodna. ;-) W ubiegłym roku dość mocno przycięłam sąsiadującą sosnę, dając więcej światła na oczko. ciekawe, czy pomoże to i przywróci lilii wodnej chęć do kwitnienia. 2-3 lata już nie miała ani jednego kwiatka. Doczytałam w necie, że to przypuszczalnie w wyniku słabego doświetlenia. Zobaczymy.


Działka jest raczej rekreacyjna, jednak jest wiśnia (głównie do nalewek ;-) ) i dwie czereśnie. Niestety, czereśni w tym roku nie będzie. Za to zapowiada się kilka ładnych litrów nalewek.
 Jedyne warzywa, to 3 krzaki pomidorów (nazwy nie znam, mają być podłużne i chyba takie faktycznie będą. W donicy również sadzonka papryki, własnoręcznie wyhodowana z nasionka przez Anie. Dziękuję.

Kiedy walczyłam z nieproszoną zieleniną rosnącą zwyczajowo, w zastraszającym tempie, później z wężem i polewaczkami, moje maleństwo wcieliło się w psa stróżującego, jak na molosa przystało. :-)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...