Pages

28 września 2012

Barwne dylematy

Zawsze, kiedy podziwiam barwione przez dziewczyny wełny, chętnie chcę je widzieć w już gotowym wyrobie. Niestety, bardzo rzadko na blogach jest taka możliwość. Wielka szkoda, bo mnie często się podobają różnorakie zestawienia, które często powalają na kolana siłą koloru, jednak przędza z nich wychodzi... taka sobie. Chętnie bym sobie poszalała z barwieniem różnych czesanek, ale jestem zbyt praktyczna na takie poczynania, bo jak już przygotowuję czesankę, to chcę ją później przerobić w dzianinę. A, że nie mam pod ręką małych modeli ludzkich, toteż przędzy musi być od razu więcej. To z kolei kłóci się z sensownymi próbkami, bo co mi po parunastu metrach wełny. Nie boję się kolorów, jednak nauczona już jakimś doświadczeniem w skręcaniu przędzy, staram się, by nie wyszło coś... nijakiego, co niestety wychodzi, gdy kolorów jest zbyt wiele na małej ilości czesanki. Póki co, nie robiłam jeszcze delikatnych odcieni, ten mógł być pierwszy, na spróbowanie, bo merynos wydawał mi się niezbyt miękki i miał skończyć w długaśnych skarpetach (w końcu jeszcze nic nie jest przesądzone, hehe... ), ale malując zmieniłam zdanie. Wrzosowy wydawał mi się naprawdę nazbyt blady. Biskupi, który poszedł na tapetę, jako drugi, z kolei zbyt wściekle różowy. Granatowym obawiałam się, że zabiję ostatecznie przędzę, gdy zrobię konkretne plamy na taśmie. Cóż było robić ?! ... Pomieszać ! Ale nie jednolicie, tylko mieszać na czesance. Efekt w sumie mi się podoba, chociaż jeszcze nie tak dawno, te kolory nie były w gamie mojej garderoby. Jeszcze nie wiem, jaka przędza mi wyjdzie, czy dorobię się takich skarpet, czy może co innego... W sumie ok, że kolor jest bardziej, niż mniej jednolity. 


Niedługo skończę skręcać pokazywanego 3 posty temu merynosa z czarnogłówką. Mam nić dość cienką na wrzecionie. I znowu dylemat, nie tyle, jak pofarbować, (sposób barwienia i kolorystyka), to jeszcze pytanie, czy skręcać w 2 ply. Navajo nie wchodzi w grę, bo niewiele tego, a myślę o otulaczu. 
Też macie takie rozmyślania w trakcie pracy, czy siadacie z konkretnie ustalonymi projektami, zawsze i wszędzie ?

Kurcze, 3-4 razy przerywałam pisanie posta, bo Filon miał atak głupawki. :-))) Zaczepiał do wariactwa, przywlókł z sypialni  kilka swoich zabawek, poszczekiwał, normalnie go nosiło. No fajnie, widać zwierzak się dobrze czuje, bo bryka, jednak mając mentalność szczeniaka i 9 lat na psim, blisko 100 kg karku, to nie tak hop. :-) Trzeba wyhamować nieco,  bo szczęśliwe brykanie może się źle skończyć. Póki co, widać, że zmiana leku z cimalgex-u na trocoxil zła nie jest (to ja się najbardziej obawiałam, że podanie leku długoterminowego może być kłopotem, jak się okaże, ze na Filona tak nie działa długo, a nie będzie można podać dobowego, by nie nałożyć laków na siebie). Aptoflex też pewnie swoje robi. Fajnie, że już są dla zwierząt takie możliwości, że starość im mocno dokuczać nie musi. Nie dalej, jak wczoraj, sąsiadka widząc nas idących ze spaceru, skwitowała, 'Oj... on to już ledwo chodzi'. Kurcze... ja uważam, że akurat idzie fajnie, bo ma krok sprężysty, dobry wykrok, nie potyka się, etc... no dyszy, jak idzie, głośno dyszy ale w końcu pysk wielki ma, płuca też, ważne, że serducho dobrze pracuje. Z resztą, on zawsze tak miał. Tylnych nóg też nie podnosi do góry, jak na defiladzie, a tylko tyle, ile musi, co zawsze widać było po śladach na śniegu, zarówno on, (i Hiobe). Nie szura łapami, nie powółczy, tylko unośi w granicy minimum. Nudzi mnie już tłumaczenie, że przecież on teraz, to taki starszy pan po 70-80tce... Mam nadzieję, że nie zacznę być niemiła względem takich litościwych uwag, ale szczerze... mam na to wielką ochotę. :-)))

26 września 2012

Chochelka

To nowy blog kulinarny, którego matką rodzoną jest Tysia - znana większości jako osoba zamotana w wełny i nitki wszelakiego rodzaju.
Była tak miła, że i mnie zaprosiła do współtworzenia treści bloga. Bardzo dziękuję. A i Was zapraszam do częstych tam odwiedzin, bo Tysia, jak i Iza z Kidowa( druga współautorka), już niejedno dobre jedzonko na swych blogach upichciły.

Dziś jest o ... nalewkach ;-)


Zapraszam na Chochelkę !

25 września 2012

Yellow Dog Project



Więcej na FB - Dobre Zwierzęta

Mnie się bardzo pomysł podoba. Chętnie sama czasami wiązałabym sobie kokardę żółtą na szyi. :-)))

23 września 2012

Się Porobiło - cz. 51 Niewypały i reszta

Skąd tytuł posta ? A jak nazwać moje rękoczyny z niby gliny, czyli masy samoutwardzalnej ? ;-) Muszę się przyznać, że krótko przed wyjazdem z letniej zieleni (działki), poczyniłam jeszcze jedno spotkanie z ową masą. Jednak z przyczyn zamieszania jakoś nie pojawił się wpis na blogu. Na uwagę zasługuje jedynie fakt, że największy kawałek gliny, mający być rustykalnym wisiorkiem zwinęła mi sroka, jak wysychał. Znalazłam go później w trawie. Albo się jej nie podobał i wyrzuciła (w końcu nie musi mieć imienia na literę 'J', bo takowa na nim widniała), albo zwyczajnie zgubiła. Wisior jest więc dodatkową rąbnięty mechanicznie przez złodziejkę. Malowałam jednego popołudnia, dwa kolejne dni było lakierowanie.
Nie wiem, jak się sprawdzą w użyciu, na razie cześć mi spadła na płytki podłogowe w kuchni i jest bez szkody.
 Zdjęcia skąpane słońcem. To pierwsze promienie jesienne. Wczoraj było wrednie zimno, wilgotno ale szaro i buro. Dziś piękne słońce. Kupiony niedawno wrzos jakoś niespecjalnie zamierza rozkwitnąć.
Na balkonie kolorowo, pelargonie i bakopa doszły do siebie po głodowych dawkach wody, jakie im zafundowałam w to lato. Już na przyszłe mam umówioną sąsiadkę do podlewania. To jest przedsiębiorczość, prawda ? ;-)
 Dziś wieje bardziej niż wczoraj. Chciałam jechać na działkę, ale to bez sensu, bo mimo, że w słońcu przepięknie i leniwie, to przenikliwy wiatr jest praktycznie wszędzie. Poniżej zobaczycie, jak pomiatata bakopą.

Ale jak się ma masę zbliżoną do setki, to przecież powiewy wiatru groźne nie są. Można zlec bezpiecznie w pozycji 'zwisa mi to'. Pozycja prawie właściwa, bo ta najwłaściwsza z właściwych, to z dwiema łapami poza balkonem, zwisającymi od samych łokci. Kładzie się tak na tej węższej częsci balkonowej, na wprost bramy wjazdowej i niejeden ma ubaw, jak go z dołu widzi. Luz totalny i tylko pozazdrościć. ;-)
 Niestety, nie leniuchuję, jak Filon. Jak każdy rękodzielnik (rękoczyńca), zbyt długo bezczynnie nie posiedzę. Wrzeciono się pokręciło i skręciło w cieniutkiego singielka około 1/3 darów od Alicji, czyli mieszanki merynosa i czarnogłówki. Strzyża podczesana psim grzebieniem, więc nie było mowy, by próbować na niej zastosować dziadka Finextry, pokazanego w linku powyżej, bo przecież jeszcze nie umiem dobrze pedałować. Przędło mi się bardzo przyjemnie. Kusi skręcić w navajo (jeszcze nigdy nie robiłam i tak nie do końca wiem, jak z tą pętlą), kusi też zostawić w singlu. Zobaczę ostatecznie, jak skręcę resztę.

Trochę z przymusu (na czas ostatnich wydarzeń poprosiłam Unikalnych.pl, by zawiesili moje konto), poczyniłam jeszcze broszkę - kotka, bo pojawiło się zamówienie. Miałam straszny opór do wykonania, bo ciągnie mnie do drutowania, a nie lubię wbrew sobie robić, jednak po chwili mi przeszło i to efekt.
Co będzie się działo teraz ? Jeszcze nie wiem. Najgorzej, jak się chce wiele na raz i w głowie ma się niepoukładane, prawda ? ;-)

Dobrej niedzieli życzę.





17 września 2012

Się Porobiło - cz. 50 Alpaczy baktus.

Z tej samodzielnie wyczesanej, skręconej, zabarwionej przędzy nie bardzo wiedziałam początkowo, co zrobić. Chwilę czekała. Ale, jak z czystej ciekawości, idąc za linkiem na blogu Finextry natrafiłam na blog MelinoLiesl, a tam na tak 'dzyndzelkowatą' formę baktusa, już wiedziałam, co chcę ! Poszłam na żywioł, nie ważyłam uprzednio posiadanej przędzy (waży się po to, by pilnować środka szala - tzn, wiedząc ile mamy wagowo przędzy, wiemy ile możemy poświęcić na połowę szala, czyli dziergając, nie zdziwimy się, że nam zabraknie :-) ). Jak to ja, robiłam na oko. I trafiłam, bo zostało mi znowu parę metrów resztek. 

Nie wyszedł szalenie długi, czy szeroki, ale na początek jesieni się przyda. Zdjęcia robione częściowo pod popołudniowe słońce i w pokoju, stąd z lampa, niestety. Ostatnie dwa już w naturalnym, zastanym świetle poniedziałkowego, wrześniowego popołudnia. To tłumaczy nieco inne odcienie kolorów na zdjęciach. Widać jednak doskonale, jak w dzianinie poustawiały się poszczególne barwy. Nieskromnie myślę, że nie jest źle. 

Co innego natomiast sądzę o zdjęciach z tzw. modelem.  Niestety, nie posiadam Pana Styropiana, czy innej Nagiej Kaśki, Baśki. Wielokrotnie wspominałam, że durnieję przed obiektywem. Teraz bynajmniej mam pewność, że nie będziecie marudzić o kolejne prezentacje na swojskim modelu. :-))) 


Co innego, osobisty Pan Pies obyty z obiektywem, że hoho. ;-)





11 września 2012

Się Porobiło - cz. 49 - Owieczka i loki


Owieczka się 'urodziła' w zeszłym, tygodniu. Jest niewielka, kieszonkowa, ale za o jakie piękne runo 'produkuje'. ;-))) Same duuuuuże loki.

A tak na marginesie loków. Bardzo mnie intryguje, czy takie właśnie loki, jak chociażby pokazane tutaj są naturalne, czy to efekt jakiejś dodatkowej działalności człowieka na runie. W czasie początków filcowania, zakupiłam mała porcję loków i innych takich powyginanych, wówczas jeszcze wyłącznie z myślą o wrobieniu ich w jakieś filcowe twory. Niestety, nie byłam powalona jakością tego, co do mnie przyjechało. Na szczęście nabyłam bardzo skromnie, na próbę (była to droga nowość u sprzedawcy) i tak naprawdę samych loków było niewiele. Więcej jakiś fragmentów innych fakturowo niż lok i czesanka, zdatnych do filcowania, dekoracyjnych. Wiecie coś o lokach ?

Skoro o czworołapach, to byliśmy dziś z Filonem na przeglądzie technicznym :-) Trochę nie podobały mi się odgniotki na łapach (niestety, już delikatnie się nie kładzie, a czasami runie, zwalając te prawie 100 kg na podłogę), antybiotyk w maści nie miał prawa zadziałać, bo Filon stosował go doustnie (zlizywał), dostał już właściwy do łykania. Przebadaliśmy serducho - bez zmian osłuchowych, oczyściliśmy gruczoły okołoodbytowe, (bo coś mi podpadały) i został zaszczepiony, trochę wcześniej, ale co tam, skoro już byliśmy. Przedyskutowaliśmy też próbę zmiany leku przeciwzapalno-przeciwbólowego na taki o działaniu przez 14 dni. Spróbujemy. No, to trochę wydałam, ale radość, że obecnie wsio ok, jest bezcenna. :-)

10 września 2012

Zaskakiwanie - ciąg dalszy

Ten post miał być przed kaktusowym, ale natura wepchnęła się nieco z realizacją swego zaskoczenia. Cóż było robić ?! ;-) 
Ano właśnie.
Nadrabiam więc zaległości i tym razem będzie o tym, jak ludzie potrafią zaskakiwać. Pozytywnie oczywiście. I to ludzie wirtualno-realni, czyli poznani dzięki netowi, ale jak najbardziej realni.  Popołudnie czwartkowe spędziłam w pięknym otoczeniu podmiejskiej zieleni, przy pysznym, domowym serniku nowojorskim (mam nadzieję, że niczego nie pokręciłam) i kawie, w towarzystwie uroczej Alicji - Tkackie historie. Ala dzieliła się chętnie wiedzą o tym, co sama tworzy, czym się pasjonuje. Obdarowana zostałam workiem runa merynos i ... (tu można mi łeb ukręcić, ale nie pamiętam - tak byłam urzeczona dotykiem wspomnianego) i próbka czarnego runa (Finnish od E-wełenki), no i wspomnianym ciastem.


I końcu zobaczyłam na żywo, jak właściwie kręcić zdjętą przędze z motowidła, by otrzymać piękny 'warkocz', a nie coś, co mi do tej pory wychodziło. Miałam okazję poobserwować pracę Ali na kołowrotku. A patrzyłam dość łapczywie, bo oczekiwałam na przesyłkę od Finextry. Nie spodziewałam się jednak, że gdy wrócę, u sąsiadów na parterze będzie czekał na mnie 'dziadek', bo tak go właśnie Aldona nazywa - jej stary kołowrotek ! Jupiiiii. Poniżej na szybko, zdjęcia dziadka (nie tak starego, jak ten widziany u Alicji). Zostawiła mi na szczęście nawiniętą na wrzeciono przędze, bym nie błądziła zbytnio i nie tworzyła własnej wersji. :-) Wcześniej dostałam też dość dobrą instrukcję, jak postępować z kołowrotkiem, którą powoli zacznę wdrażać w życie. Póki co, uczyłam się... pedałować. :-)
To wspomniany. Zdjęcia zrobione już po 21.00, pełne emocji, bez dbałości o szczegóły. ;-)



Tak naprawdę, to czasami brak słów, by wyrazić swą wdzięczność. Tak jest i teraz. Pozostaje mi powiedzieć: 
Dziękuję, naprawdę dziękuję. :-)

8 września 2012

Nocny spektakl

Chyba mogę tak napisać, bo rozkwit takiego pąka kwiatowego, tylko w jedna noc, to naprawdę coś niesamowitego. Wszak sama roślina do specjalnie dekoracyjnych nie należy. ;-) Co tu dużo pisać, popatrzcie. Od wczorajszego popołudnia, do dzisiejszego ranka.






7 września 2012

Zaskakiwanie

Post miał być zdecydowanie o czymś innym, ale natura wymusza kolej rzeczy.

Gdy wróciłam do blokowiska (prawie 2 tygodnie temu) zaskoczył mnie mój kwiat. Postanowił ponownie zakwitnąć. Jego pierwsze kwitnienie było 2 lipca tego roku. Uściślając, nocą z 1 na 2 lipca. Zdjęcia sprzed 5ciu dni poniżej i coś mi się wydaje, że dziś w nocy będzie rozkwitał !


Dobrze, że jutro mam wolne, bo w ciągu nocnego rozkwitu będę mogła porobić kilka zdjęć. :-)))







2 września 2012

Się Porobiło cz. 48 - Torebkowy filcak

Co będę dużo pisać. Zdjęcia pokazują wszystko. Torebeczka filcowana w dużej mierze na mokro, jednak sporo też nadziobałam igłami, usztywniając całość, głównie miejsca przy zapięciu. To testowy model z takim zapięciem magnetycznym. Nie wiem, czy w noszeniu w sumie nie uszkodzi się filc w koło zapięcia. 
No... to na dziś byłoby tyle. ;-)




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...