Pages

31 października 2016

Dzisiaj

Nie będę pisać o Halloween. Średnio leży mi ten dzień, podobnie, jak Walentynki czuję, że to ciągle próba przeflancowania do naszych tradycji czegoś szalenie komercyjnego. O ile czerwone serduszka już mnie nie drażnią, stały się obojętne, o tyle świecącym dyniom zdecydowanie mówię 'tak'. Lubię ogień, płomień, jego przesłanie i ciepło, jakie daje.Lubię energetyczny kolor pomarańczowy, i dynię, jako taką. Dlatego corocznie małą dynie przerabiam na lampion i cieszę się, jak dzieciak. Jednak zdecydowanie bliżej mi, klimatycznie i emocjonalnie do naszych słowiańskich Dziadów


Joszko potraktował dyńka jak piłkę i z wielką radością kopnął lampion. Moje szczęście, że kopnięta dynia od razu zadusiła płomień świeczki.


I pomna tego, co któraś z prządek na grupie prządek napisała, że przędąc w Dziady nić, można wprząść dusze ( ;-) ) skupiam się dziś na dzierganiu. Chyba nic i nikogo nie wdziergam. :) Przerabiam wcześniej barwioną nowozelandzką.  






27 października 2016

Się Porobiło - cz. 174 - Cienka tunika

Cienka, pomimo, że z tkaniny dresowej. Kupując wysyłkowo wiedziałam co nabywam, że pętelka, ale bardzo cienka. Wszystko mi pasowało. Kolor okazał się lekko inny, bardziej ecru niż śmietankowy, jak wskazywał monitor. I tu przyznaję, że pierwszy raz miałam rozjazd z kolorem. Skusiłam się na zakup przy okazji innej dzianiny (szycie jeszcze przede mną), więc nie żałuję. Na tym jaśniejszym kolorze pasowała mi pewna grafika, jednak na tym ecru już niekoniecznie, więc póki co, jest tylko tunika. 


Dekolt, mankiety i dół tuniki wykończyłam pasmem dzianiny ciętym wzdłuż. Chodziło mi o to, by nie było wyraźnego wykończenia w formie ściągacza. Myślę, że się udało. Tył jest też po łuku, ale przeciwnie wygiętym niż przód, tylko jakoś średnio to widać na zdjęciu. :)





25 października 2016

W barwach jesieni

Poniżej 300 g wełny z nowozelandzkich owieczek barwionych w kolorach jesiennego klonu. Zawsze intrygował mnie czerwony kolor liści klonu mieniący się miedzy zielonymi, nieczęsto, ale jeśli już to właśnie taki... czerwony stłumiony, nie brązowy, w przeciwieństwie do ognistych żółci. :) 
To właśnie próba przeniesienia jesiennej energii na wełną i docelowo jakieś ubranko.


Barwiłam w dwóch porcjach po 150 gram. Pasma wyszły w miarę równe. Teraz nastał czas przędzenia.




20 października 2016

Się Porobiło - cz.173 - Kocie podusie

Z tej samej bawełny, co uszyłam 'japońska' torbę, powstały dwie poszewki na poduszki i małe coś jeszcze. 
Poszewki proste, zakładane, z wypustką. Wypustka wcześniej przygotowana, nie gotowiec (stety, czy niestety, ale ja nawet lubię szyć wypustki, chociaż moja stopka do wszywania zamka, która szyję wypustki, będąca na wyposażeniu maszyny, jest 'lewostronna', jeśli można tak powiedzieć). 

Wracając do poduszek, wypustki schodzą się w rogu, jakoś wolę tak, niż na boku, ale wszystko kwestią gustu, czy przyzwyczajenia. Być może, że istnieją jakieś inne sposoby łączenia wypustek, a ja jeszcze o nich nie wiem. :)
Zdjęcia tylko 'robocze', z deski do prasowania (!), bez wypełnienia poduszkami, bo wolnych poduch pod ręką nie było.


Do kompletu powstało 'coś' jeszcze. Nie wiem dokładnie z jakim przeznaczeniem, to 'coś'. Serweta, mała kołderka, czy coś takiego. Zastosowanie różne, w zależności od potrzeb i pomysłu.


Być może też stanie się parapetowym poddupnikiem dla kota jako, że obdarowana jest właścicielką czarnego kota. Może więc i jemu coś z przesyłki skapnie, jeśli wcześniej nie zawłaszczy sobie poduszki. ;-)


16 października 2016

Się Porobiło - cz. 172 - Wielki sweter.

Ciężki tydzień. Psychicznie trudny, ale w końcu zrealizował się pomysł na wielki sweter. Początkowo chciałam dziergać z 'własnej' wełny. Uprząść grubasa i polecieć, ale czas i kasę trzeba by w to włożyć konkretną. Jak tylko pojawiła się okazja nabyć przemysłową bodajże (bo w formie wielkiej szpuli ponad półtora kilogramowej), wełnę 'lana gatta', to się nie wahałam. Sweter duży, prosty. Do bólu prosty. Dziergany od dołu, prosto, gładko dżersejem, z wąskimi rękawami i tylko na ile było potrzeba, dodawałam oczka w rękawie. Nie wiem, jak się będzie nosił. Możliwe, że poły przodu będą się odchylać, więc dlatego są one tak duże, aby zminimalizować właśnie owo odchylanie. Jednak na zdjęciu widać, że się podwija zewnętrzna z lewej strony i nie wiem, jak temu zaradzić. Guziki starałam się ukryć. Tylko jeden, na górze, ozdobny, reszta skromniejsza zapinana na pętelki. Świadomie nie robiłam dziurek. Sweter powisiał dobę na Idealnej (manekinie), a już widać, że pomimo tego, że na płasko guziki były na właściwej wysokości względem pętelek, trzeba je 'podnieść'.


Patrząc na termometr i to, co za oknem, chyba w tym roku już nie ubiorę, bo pogoda nie tylko chłodna, co bardzo wietrzna, a wiatr wlezie wszędzie. W 'oczka' wełny tym bardziej.

Szkoda, że nie ma słońca, bo takie piękne liście klonu można znaleźć. Niestety, właśnie w tv zapowiadają pogodę, nic lepszą od tej, co wczoraj i dzisiaj. Może chociaż głowa nie będzie mnie bolała (od piątku 3-4 prochy na dobę).

Za to bawełna wydaje się nie przejmować pogodą. Otwiera kwiaty. Chociaż niestety zapylone wcześniej dwa kwiaty, które miały już owocostany, odpadły od rośliny. Bardzo mi żal. Cóż, jest październik. Może w przyszłym roku ( o ile przetrwa zimę), zacznie kwitnąć wcześniej.








2 października 2016

Się Porobiło - cz. 171 - Dżinsowa torba

Kolejny dżinsowy recykling, wzorowany na zdjęciach z netu.
Nie powiem, by szyło się prosto, szybko i przyjemnie, ale chyba efekt końcowy wart zmagań. 

Najpierw misterne wycinanie i dopasowywanie kawałków części zewnętrznej torby. Wbrew pozorom, to dość upierdliwa robota. Rozcinanie spodni, kombinowanie, co i jak, wcale nie należy do przyjemnych czynności, nie mówiąc o czasie potrzebnym na takowe. Pomna wiedzy praktycznej po szyciu letniej torby, postanowiłam w pierwszej chwili tylko zrobić torbę na zamek, na koniec dopiero dorobiłam magnetycne zapięcie. Trochę czasu zajęło mi znalezienie, jakie czynności (w jakiej kolejności, bo to najważniejsze), są niezbędne, by dobrze wszyć zamek. Wystarczy wykonać jedno szycie za szybko i już kiszka... Najczytelniej, z tego, co znalazłam, jest przedstawione tutaj. Może komuś się przyda. Do mnie zdjęcia i obrazki szybciej przemawiają, niż opisówka słowna. 



Inną sprawą była podszewka. W pierwszej kolejności chciałam mieć wewnątrz kieszonkę zapinaną na zamek, ale ostatecznie jakoś tak wyszło, że nie podjęłam próby. Może następnym razem. 
Trochę walczyłam z szyciem dżinsu, jednak nie tyle za sprawą samej maszyny, co starożytnych nitek, które w spadku po mamie zalegały w szafie. Próbując je wykorzystać, po klęłam sobie trochę i poprułam. Niestety, maszyna zrywała, dokładnie to, co było przy szyciu narzuty. Przyczyniło się to do restrykcyjnego rozdziału zbioru nitek, tych nowych od 'spadkowych' (po mamie), z tymi drugimi przyjdzie mi się rozstać. Szkoda, bo dużo tego, ale cóż. Może wykorzysta je koleżanka szyjąca mamy Łucznikiem.

I na koniec jeszcze, widok miły memu sercu. Dziś rano otworzyły się dwa kolejne kwiaty bawełny. Wystawiłam w południe roślinę na balkon licząc, że kwiatami zainteresuje się jakiś brzęczący owad, chociaż przyznam się do tego, że rano pędzelek poszedł w ruch, bo poranne zimno i deszcz nie wróżyły niczego dobrego. Bawełna od kilku dni mieszka na parapecie, w pokoju, więc istniała szansa, że marne 10 st C i deszcz nie zachęca pszczółek do latania. Zobaczymy. Bawełna ma jeszcze pąki. Kilka dni minie, zanim się otworzą. Czy w ogóle się otworzą ?







Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...