Pages

28 czerwca 2013

Jak zółw ociężale

... ruszam ze wszystkim. 
Miałam mieć tygodniowy urlop, ale z planów wyszły ledwie 3 dni, które i tak spożytkowane zostały na działkowe sprawy. W sumie, najfajniej byłoby móc w ogóle porzucić pracę zawodową i zająć się czymś naprawdę sensownym. Twórczym zdecydowanie, a nie odtwórczym, bo to mnie akurat męczy, a powtarzalność czynności zawodowych też spełnieniem marzeń nie jest. Dziś jednak nie o tym, chociaż w głowie ostatnio mi huczy i mogłabym trochę popisać. ;-)
Powoli, jak w tytule posta, ruszam z obróbką alpaki. Mam jeszcze trochę starych zapasów i muszę koniecznie ją chociaż oczyścić. Na razie wyczesuję, wytrzepuję, wydłubuję resztki roślin. Tego najbardziej nie lubię. Włos ma ładny, dość czysty, więc idzie do przodu. Pogoda się schrzaniła, po upałach ponad trzydziestostopniowych ledwie dwadzieścia i o dziwo nie pada, ale na razie z praniem muszę się wstrzymać. Na szczęście wcześniej, w domu, niewielką porcję wyprałam i teraz ją wyczesuję, by była do przędzenia. Na razie lecę z porcją jasną. Poniżej pierwsze czesanie, forma przejściowa, po praniu, wysuszona, następnie wyczesana, przed przędzeniem.

 Sporo pracy przede jeszcze mną. W perspektywie czeka też i brązowa. Ciekawe, czy zdążę przed jesienią. ;-)

Na zdjęciach, w tle pojawiła się biała róża. To miniaturka, której nie mogłam się oprzeć. Na razie ma się dobrze. Oby chciała rosnąć i kwitnąć dalej. Szkoda, że nie jest oznaczona. Nie, żeby mi to jakoś bardzo przeszkadzało, ale lubię wiedzieć z kim, z czy do czynienia mam.


Z ogrodowych spraw, to zaczęła dojrzewać świdośliwa. O tym mało docenianym krzaku, czy drzewie, bo dwie formy występują, wspominałam już wcześniej. Ubiegłoroczne owoce odpuściłam i prawie w całości krzak został objedzony przez ptaki. Młóciły, aż miło było słychać. Wczoraj, zmotywowałam się i uzbierałam taka średnią miskę. To dopiero początek. Byłam wielkim konkurentem ptactwa.  One uwielbiają jagody świdośliwy, bardzo chętnie siadają i obżerają najdorodniejsze jagody. Chociaż na koniec nie gardzą też wysuszonymi prze słońce (najczęściej na górnych gałęziach). Śmieszne przy tym są i dość nieporadne, zwłaszcza te dzikie gołębie (kury, jak je potocznie sobie nazywam), bo ptaki swoje ważą, a gałęzie świdośliwy cienkie są, ale dość elastyczne i jak taki wielki gołąb ląduje na krzewie, to nierzadko musi niezłe akrobację ciałem wykonać, by nie spaść z rozhuśtanej gałęzi.
Mój krzew jest duży, za duży i znowu w tym roku będzie bardzo mocno odnowiony, skrócony i przerzedzony. Ostatnie takie ostre cięcie miał dobre 4-5 lat temu, więc najwyższy czas. Świdośliwy, to niewymagające specjalnie, mrozoodporne (do -40 st C) i długowieczne rośliny, ale coś im się od życia należy. Tym bardziej, że pokrój obecny uniemożliwia odnowienie pergoli, która za nim stoi.

 I nie oszukujmy się, krzew pełni też rolę dekoracyjno-osłonową, bo sąsiedztwo kominów do najestetyczniejszych nie należy. ;-)
 A skoro o plonach, to dojrzewają i wiśnie i czereśnie. Jednak nie one pojawią się na zdjęciu poniżej. Ha ! Musicie uwierzyć mi na słowo, że w miseczce znajdują się ... balkonowe, koktajlowe pomidorki. Pierwsze zerwałam w niedziele, gdy pojechałam podlać kwiaty. Kolejne wczoraj.

Sezon truskawkowy w pełni. Kusi zrobić jakieś ciasto, ale przyznam się, że na wykorzystanie truskawek, to ja wielkich pomysłów nie mam. Najczęściej biszkopt z galaretką i jakąś masą. Tutaj nie mam piekarnika, by móc upiec. Mam kombiwar. Niby w instrukcji (lata temu) podawali, że można w nim piec (wszak to gar obrabiający potrawy gorącym powietrzem), więc prosty biszkopt pewnie by jakiś wyszedł, prawda ? Próbował ktoś z Was ?
Na razie objadam się lodami. Odkąd robię w domu, polubiłam wszelkie owocowe, które w ogóle mnie nie interesowały. Mnie, ludożerce !

Zaraz wlewam kolejną porcję masy do maszyny i hulaj dusza ! ;-)  To nic, że chłodno i w kominku strzela ogień. Właściwie, to na tarasie cieplej, niż w środku. Taka prawda. Zmykam więc posiedzieć i pokręcić wrzecionem. 
Dobrego weekendu !



23 czerwca 2013

Powolutku...

... przechodzę w tryb letni, czyli... jestem na działce.
Jeszcze trochę do ogarnięcia wkoło, myślałam, że uda się wszystko zrobić wcześniej, ale niestety. Kalendarz pokazuje swoje, a pogoda (tym razem wysokie temperatury) uniemożliwiają pracę w określonych godzinach. Dziś chłodniej, prawda, ale cóż, niedziela, czyli normalne.
Ogólnie jakoś tak... Drepczę w miejscu. Chcę, a nie mogę. Nie mogę, bo nie mam czasu. A czasu nie mam, bo jednak coś robię, a robię, co muszę, a nie to, co bym chciała. Twórczo, wytwórczo raczej pass. Przywiozłam sobie resztę jasnej alpaki do obróbki, oczywiście najpierw przebieranie z trawiastej okolicy, pranie, etc... więc to czego króliczki nie lubią najbardziej. ;-) 
Ogrodniczo natomiast, to kupiłam w końcu truskawki zwisające. Same sadzonki były, średnio urodziwe, ale po 6,50. Nie jak do tej pory tylko nasadzone w większe donice po 20-25 zł. Wsadziłam więc te 3 nieboraczki razem i są. Właściwie, to jest ich tam sześć, bo na moje oko, w każdej małej doniczce były po 2 sztuki. 

Zakisiłam wczoraj też pojemnik ogórków. Fajnie. Ogórki z pobliskiego targowiska. Ciekawe, jakie wyjdą. W domu, z marketu też miałam ogórki gruntowe, tia... dziś próbowałam je wziąć i zacząć spożywać. Nie lubię takich kilkudniowych, poczekałam więc 2 tygodnie żeby... znowu mieć bombę biologiczną ! Znowu smród, ogórki rozlatujące się w dłoniach. Masakra ! Znowu musiała być sama chemia w zielonej skórce. Pewnie tego nie widać, gdy zjada się po kilku dniach.:-(


 Z ciekawostek. Odwiedzają mnie koty tu, na działce. Tam odwiedzają, łażą po prostu po całym terenie, jak zwykle dzikie koty. Co więc dziwnego w tym roku ? A to, że jak do tej pory były psy, to koty działkę omijały szerokim łukiem, a teraz drepczą wzdłuż i wszerz przy okazji przypatrując się. Jest biało szarawy, szary w prążki i czarny. Każdy inny w zachowaniu, czarnego udało się uchwycić, jak pije z niecki przy oczku wodnym. On jest chyba najbardziej zrównoważony z tej całej trójki. Teraz wystawiam i tackę z mięskiem, ale też i miseczkę z wodą. 
Nie wiem, czy z którymś uda się bliżej zaprzyjaźnić.






19 czerwca 2013

Zatrzymane w kadrze

Róża - królowa piękności. Czerwona, taka karminowa, nieoznaczona, rośnie u mnie już wiele lat, powtarza kwitnienie i to dość intensywnie. Ta druga, to właśnie wspominany wcześniej Fryderyk Chopin. Przyznam, że jestem rozczarowana i zaskoczona. Dokładnie w takiej kolejności. Znana mi odmiana jest biała, no może ciut kremowa, ale nie żółtawa. Pierwsza myśl, że zwyczajnie pomylono rośliny i opisy, ale doczytałam na papierku róży, że jest właśnie żółtawa, wybarwiająca się w białą. Hmmm.... Nie wiem, co o tym sądzić. Czas zagłębić się w temat. Niemożliwe, żeby róże tej samej odmiany była tak różna. Fakt, że już w formie rozkwitniętej zrobiła się jaśniejsza, ale daleko jej do koloru tej, która miałam naście lat temu, która mi się dalej marzy.


Parzydło leśne. Bardzo szkoda, że tak krótko kwitnie. Bardzo mięciutkie kwiatostany, uwielbiane przez owady. Później to już tylko liście, ale w sumie dekoracyjna krzewina.

Wiśnie nabierają zachęcających kolorów, jednak na czereśnie muszę jeszcze poczekać. Mam dość późną odmianę. Z wiśnią mam problem, bo w roku ubiegłym niestety zostały owoce i to przełożyło się na problemy z całym drzewem.


Oczko wodne powoli opanowują liście grzybienia (lilii wodnej). W głębi są jeszcze osoki aloesowe. Przybrzeżny irys wodny w tym roku jakiś taki, pokręcony. ;-)


Winorośl - Aurora - z lewej nowiutka, z prawej weteranka. Widać dość dobrze miejsce cięcia, a właściwie wycięcia (przypadkowo przycięto, jako zeschły, przemarznięty badyl).


Jagoda kamczacka (sztuk dwie), odmiany rodem z Tesco :-) Drugi rok u mnie. W pierwszym miała aż 3 owoce, teraz już kilkanaście. Oby tak dalej, zapowiadało się gorzej.


Obok jagody, oczywiście na czymś w rodzaju klombu (po wycięciu jałowca) posadziłam borówki amerykańskie (Duka i Patriot). To trzecia próba z borówkami. Może tym razem się uda. Inne meijsce. Jagodom pasuje, to i borówki powinny być szczęśliwe.


Sezon truskawkowy w pełni, więc i typowe ciasto w tym okresie. Biszkopt i truskawka. Pierwszy i chyba ostatni raz jako masę pomiędzy biszkoptem a galaretką użyłam kremu karpatkowego. Nie odpowiada mi to połączenie. Pozostaję przy masach śmietankowych itp.


Skoro o truskawkach. Nie posiadam w gruncie, ale dziś kupiłam 3 sztuki, tzn sadzonki zwisającej truskawki. To w ramach ciekawostki.;-) Mam też od kilku dni zwykłe, gruntowe w doniczce na balkonie. Teoretycznie, powinna sobie poradzić w takich warunkach. Na zimę jednak trzeba będzie pomyśleć o zadołowaniu. Zdjęcia następnym razem. ;-)







17 czerwca 2013

W porannym słońcu

Na balkonie trochę się zazieleniło. Bratki już są tylko wspomnieniem, w ich miejsce zagościły nowe, głownie pelargonie.

 A teraz warzywnie i ziołowo. Chociaż pewne zioło jest też na zdjęciu powyżej. Ciekawe, czy zostanie przez kogoś odnalezione i nazwane ? ;-)



Zapowiada się urodzaj pomidorów. Wcale nie są takie małe. Rzodkiewka bez rewelacji. Chyba zbyt późno ją przerwałam. Następnym razem faktycznie trzeba skąpo sypać nasiona. Z rozsądku. ;-) A, i bazylia. Efekt pierwszych siewów, to wieksze roślinki. Z paczki zielonej wyrosły aż swa ziarenka, z ciemnej całe trzy ! Dodatkowo, raczej bez nadziei do doniczek jakiś tydzień temu włożyłam nasionka zielonej bazylii kupione na takiej specjalistycznej bibułce. Bez nadziei, bo wcześniej takowe w doniczce posiane na działce do dziś nie zamierzają wzejść. Tego nie zrozumiem. Ziemia ta sama, identyczne warunki i co... W ogóle, wschody nasion ostatnio dla mnie, to tajemnica i do tego tematu niebawem powrócę.
A tu trochę ziół. Bazylia, oregano, tymianek,rozmaryn i melisa.

 Na koniec motylek. Nie mogłam się oprzeć, by go nie nabyć. Szkoda, że taki jedyny był.






5 czerwca 2013

Ogrodowe nowości

                                                         
              
 Piszę 'ogrodowe', a przecież nie posiadam ogrodu. Używanie terminu 'działka' często mi nie pasuje, chociaż określając miejsce pobytu, cel wyjazdu (byłam na działce, jadę na działkę) słownie mi leży, o tyle w przypadku roślinności wolę używać słowa 'ogród'. Może dlatego, że brzmi bardziej dostojnie, tak trochę bardziej poważnie. Bo tak naprawdę większość działek w 'moim' ogrodzie działkowym to już nie grządki i warzywka, a po prostu miejsca wypoczynku, namiastki domków z ogródkiem. ;-)                        
U mnie trochę zmian. Właściwie żadne szaleństwa, po prostu odnawianie. Rok ubiegły wymusił inne działanie, inne sprawy wyszły na plan pierwszy, więc to takie trochę skumulowane bieżące ale i przesunięte w czasie remonciki. Z elementów stałych, budowlanych, to odnowienie wnętrza altany (tapetowanie, zmiana wykładzin, przestawianie mebli), ale też i pergoli (wymiana niektórych elementów drewnianych), malowanie... Cześć jest w trakcie, część w bliższej, czy nieco dalszej przyszłości. Równocześnie roślinność domaga się zainteresowania. Głównie cięcia odświeżające, dające przestrzeń, bo po tych kilki, kilkunastu latach wszystko się rozrosło, co na tak małej przestrzeni wcale fajne nie jest. Jak tak pomyśle o tym, co bym chciała poprawić, to powinnam rozpisać spokojnie plan 3-5 cio letni. :-)))

Zanim o nowościach roślinnych muszę dwa słowa o krzewie, który jest niesamowity. Krzewuszka, znana też jako wajgela. Bladoróżowa zaczęła właśnie kwitnąć. Czerwona dopiero ma takie plany. Rośliny niezawodnie corocznie, obsypane są kwiatami, niestety, nic nie trwa wiecznie, przekwitają. Jednak warto przyjrzeć się im bliżej, bo i liście mają ciekawe (bywają odmiany o dwubarwnych liściach, co jest szczególnie dekoracyjnie poza kwitnieniem). Kwitną na dwuletnich pędach, ładnie się krzewią.

A teraz dwie nowości, z których jestem bardzo, bardzo zadowolona. Wspominany w poprzednim poście biały rododendron. W sklepie był jednym z większych krzewów, a wśród moich wydaje się być malutki. Doczytałam w necie, że to stara odmiana, bardzo odporna i, co mnie zaskoczyło, powtarza kwitnienie !

Drugą nowością jest róża. Bardzo lubię róże, jednak z braku miejsca, wybieram je w szczególny sposób. Kilka, nawet kilkanaście lat temu przypadkowo kupiona została (jeszcze przez rodziców) białą róża Fryderyk Chopin. Powaliła mnie na kolana kwitnąc. Niestety, jedna z zim wykończyła roślinę. Rozglądałam się, by ponownie kupić, ale niestety. W tym roku postanowiłam, że już naprawdę muszę mieć i... znalazłam w necie. Zanim jednak zamówiłam, wracając do domu, przypadkowo zajrzałam do pobliskiego ogrodniczego, a tam właśnie było po dostawie i ... stała jedna, i czekała na mnie. :-) Niestety, jeszcze nie kwitnie, ale gdy tylko, a ma mały pąk, od razu się pochwalę. Przypadkowo, do towarzystwa, otrzymała... czerwonosrebrną, bo tak określają jej kolory fachowcy. Szczerze mówiąc, widywałam takie w kwiaciarniach, ale nie widziałam w gruncie, rosnącej. To Luxor. Miałam tą przyjemność, że znowu była jedyna, na dodatek pękający pąk powalał klasycznym pięknem i zapachem. Posadzona lekko zwiesiła główkę kwiata, co widać na zdjęciach (są z weekendu), ale dziś, bo byłam przelotem zawieźć rośliny, które dowiózł kurier, już ładnie płatki się rozchylają i cały kwiat dumnie w górę spogląda.


I na koniec jeszcze ptasie sprawy. 
Mam 3 dość wysokie drzewa, dwa świerki i modrzew. Poza tym kilka innych wysokich nasadzeń. W tym roku dokładniej się przyglądam ptakom, bo urzędują i to dość konkretnie. Na jednym ze świerków gniazdo ma sroka. Do tej pory gniazda wyobrażałam sobie jako konstrukcie dużo bardziej porządne. Sroka widać ma inne poczucie estetyki, czy może praktyki. Ta kupka gałązek, to właśnie jej dom. :-) Na uwagę zasługuje fakt, że jest to konstrukcja bardzo sumiennie wykonana, bo po tych szalonych wiatrach, które bywały, spadła z gniazda tylko jedna gałązka.
 Drugie gniazdo zajmuje dziki gołąb (grzywacz). Samego gniazda nie dostrzegłam do dziś, ale już podejrzewałam, jak ptaki zatapiały w głąb gałęzi, jak denerwowały się, krzyczały przy wycince dolnych konarów, że założyły rodzinę. W niedziele pod świerkiem pojawiła się skorupka. Była śnieżno biała i bardziej aksamitna w dotyku niż kurzego jajka. Przyglądając się jej z bliska wyraźnie było widać, że otwór wybity został czymś ostrym (wydziobany), że nie jest to stłuczone, czy uszkodzone. W środku czyste, suche.

A na modrzewiu już w ubiegłym roku pojawiał się mały ptaszek. Przypuszczalnie to ten sam, którego udało mi się złapać w kadr. Ktoś rozpoznaje ?


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...