Od lat rozglądam się za zwykłą, klasyczną białą bluzką. Trudno o taką, bo najczęściej, jeśli się już trafi, to z tkaniny cieniutkiej, batystowej, czy cienkiego płócienka, które po pierwszym praniu jest masakryczne, nie wspominając już o tym, że widać bieliznę.
Mnie przypadkowo trafiła się tkanina, bawełna z domieszką czegoś elastycznego, z minimalną domieszką i tak sobie leżała z myślą właśnie o klasyce. W końcu się odważyłam. Szczerze... myślałam, że pójdzie łatwiej.
Znalazłam prosty (tak mi się wydawało) model w gazecie "Anna. Moda na szycie" nr 4/2015 r.
Zanim doszło do krojenia tkaniny przebrnęłam przez wyjątkowo zagmatwany schemat. Odnalezienie właściwej kreski było dość trudne. Ale, jak już się udało uzyskać papierowe kawałki koszuli, przeniosłam się na tkaninę. Trochę trwało wycinanie elementów ubrania. Tkanina minimalnie śliska, chłodna w dotyku trochę żyła własnym życiem leżąc na stole w pokoju, poddając się nożyczkom. Problemem raczej nie była ona sama z siebie, co warunki domowe.
Czując pokorę względem wykonania, postanowiłam powoli przeczytać wytyczne dotyczące wykonania koszuli, by nic nie schrzanić własną inicjatywą. Wiadomo, jak to z nadgorliwością bywa... . Przyznam szczerze, rozczarował mnie opis kolejnych czynności. Niestety, nie jestem typem, który z opisu słownego potrafi dziergać (o tym od lat wiedziałam), ale też, jak się okazuje, również szyć. Pomimo, że czytam ze zrozumieniem, to chyba wyobraźnia przestrzenna i analityczne podejście do tematów (wzięte razem) bardzo utrudniają mi w wejście w tok rozumowania piszącego. Tak naprawdę, do tej pory nie wiem, czy wykonałam poprawnie wszycie kołnierza i stójki, bo nie umiem przebrnąć przez opis i wykonanie tak, jak podaje 'przepis'. Kilka razy biegałam do szafy, by przyglądać się bluzkom fabrycznie szytym i przenosiłam to, na swoje szycie.
To, co udało mi się pozszywać przypomina dość dobrze klasyczną koszulę. :)
Ma kilka mankamentów, które być może uda mi się wykluczyć w następnych uszytkach (a już mam chęć na koszulową bawełnianą kolorową).
Zastanawia mnie oczywiście, jak będzie z prasowaniem, bo o ile się w miarę poddaje się temperaturze, to tak nie do końca. A mimo prasowania na desce, koszula wisząc na manekinie ukazuje jeszcze mankamenty niedoprasowania. Nadzieją napawa fakt, że tego rodzaju tkaniny, w noszeniu, jak już złapią naturalne zagniecenia, to całkiem fajnie to wygląda i nie ma parcia na prasowanie 'na deseczkę'.
Ale cóż, idę prasować. :-)