Pages

26 września 2015

Idzie jesień

Pojechaliśmy na działkę. Dzień początkowo słoneczny, później pojawiły się chmury. Jednak nie padało. A szkoda, bo po tym tygodniu widać, że brak podlewania robi swoje. Zapowiadają, że u nas mokro będzie jutro. To czekam.
Tymczasem 'przyniosłam' trochę mojej jesieni na bloga. Dynia (na zdjęciu niżej) nie jest moja, wisi tylko na  płocie, po mojej stronie, ale jest fajną żółtą kulą należącą do sąsiada. :) A z winogron cieszę się, bo w zeszłym roku borykały się z mączniakiem. Ale udało się ! Mogłam przerzedzić bardziej grona, jak się zawiązywały, ale tak jakoś nie miałam wiary, że tyle owoców się ostatecznie zawiąże (i to był błąd). Magnezu też sypałam dużo, ale chyba jeszcze za mało (Aurora jest bardzo magnezożerna), co widać po liściach, które i tak zaczęły zmieniać się później niż w poprzednich latach.


I smaczek na koniec.
Fruwający mały mastif. Przypatrzcie się dobrze, jak unosi się nad trawnikiem. :) Pół biedy, gdy nad trawnikiem gorzej, jak w mieszkaniu zaczyna swoje loty ok 22.00 !




20 września 2015

W blokowisku

I nadszedł czas powrotu. Trochę żal, ale realnie patrząc, dobry czas, bo dni krótsze, pogoda wyjątkowo dobowo zmienna. To co, że termometry ostatnio w słońcu pokazywały powyżej 30 st C, skoro dziś już smętnie, deszczowo i chłodno. Wczoraj niebo początkowo słoneczne, bajecznie błękitne, bez chmurek zmieniło się diametralnie.Na zmianę szaro i pada.
Wspominając jednak wczorajsze słońce i pierwszy dzień Joszka w bloku, kilka zdjęć.


Na zdjęciu, obok Joszki widać w tle bluszcz. Dość dobrze odrastał po zimie. Nie wiem, czy nie zdążył się dobrze ukorzenić po jesiennym sadzeniu, czy może zima zrobiła swoje, ale lato mu też nie służyło jakoś specjalnie. Jak zwykle balkon był podlewany co 2-3 dni, co w normalnym lecie było wystarczające, w tym roku w sumie wody też było dosyć, ale rozwój roślin inny. I tu i na działce.


Młode psowate zaaklimatyzowało się całkiem dobrze. Wyzwaniem są schody. Jest ich trochę i najdłuższy odcinek ma ich aż 12. Ale dajemy radę. każdy spacer jest nieco dłuższy (nie tyle czasowo, co odcinkowo, czyli mniej siedzenie i gapienia się na świat) i nieco dalszy - poznajemy nowy zakątek (czy raczej kawałek ulicy, czy uliczki).


Patrząc na pozycje małego, to kolejny 'połamaniec', godny następca Filona i Hiobe, czyli wcześniejszych moich mastifów, które z ciałem i łapami robiły różne rzeczy, w różnym wieku. 

Jeszcze wczoraj można było tęsknić i trochę żałować powrotu, ale dziś... zdecydowanie nie ! Teraz trzeba myśleć o skarpetach. Dlatego też patrzę w necie na ofertę skarpetkowych drutów. Nie mam ostatecznej decyzji, ale skłaniam się ku drewnianym, bambusowym. Czy słusznie ? Do tej pory robiłam niewybrednie, na zwykłych, jednak dobrze mi się robiło, tyle, że te druty są za już za grube. Jeśli myślę poważnie o skarpetkach z cienkich nici, nie jak kiedyś, grubych, konkretnych, to czas moje dotychczasowe (znalezione w babcinych skarbach), też dość cienkie, metalowe, wymienić. Na co ?


15 września 2015

Się Porobiło cz. 130 - Słoneczna koszulka

Żółta koszulka trykotowa, bawełniana dzianina, a kolor... słonecznikowy. Taki późno letni, a może wczesnojesienny. W sam raz na teraz, gdy pogoda już nie najcieplejsza, ale jeszcze nie tak chłodno. Nabyłam dwa kupony, tzn dwa kawałki długości 1 m szerokości 1,40 m. Szkoda, że nie była to całość, bo zawsze łatwiej pracuje się z większą powierzchnią, ale i tak nieźle, bo kupony w miarę ładnie odcięte.

Poniżej zdjęcia, już ostatnie tego roku, z polowych, 'RODOSowych' warunków, czyli... wieszak wisi, gdzie się dało.


Koszulka ma długi, prosty rękaw, taki do połowy dłoni i dół z przodu wycięty po łuku, co niezbyt dobrze widać na zdjęciach, ale cóż. :-) Wszystko szyte ściegiem overlockowym, a wykończone elastycznym. 
Nie ukrywam, że bardzo się z tymi ściegami polubiłam pomimo, że szyje się wolniej niż klasycznymi i pożerają kilometry nici. 

I oczywiście, nie mogłam się oprzeć, by nie wrzucić chociaż dwóch zdjęć mojej kluseczki, która już niestety, przestaje być kluseczką. Jutro Joszko kończy 4 m-ce, ale foty są sprzed 5 dni. ;-)






9 września 2015

Kościół w Binarowej

Mimo pogody upalnej (co prawda tydzień temu, ale właśnie tak było !), zniechęcającej praktycznie do poruszania się, udało się późnym popołudniem dojechać do Binarowej, by zobaczyć jeden z pobliskich drewnianych, starych kościołów. Oczywiście moje 'szczęście' (czyt: pech, że akurat we wtorek było zamknięte - szczerze mówiąc, dopiero teraz znalazłam informację, ze w inne dni tygodnia kościół jest otwarty, będąc tam przyjełam do wiadomości, że można go tylko oglądac z zewnatrz). 
Zdjęcia zrobione telefonem, więc ... takie sobie, ale najgorsze nie są. 
Historię kościoła najlepiej poczytać z tablicy informacyjnej przed kościołem. Powiększyłam wyświetlanie zdjęcia, bo w innej opcji literki były mniej czytelne, a Blogger obrazu nie pwoieksza.


Wieża kościoła od przodu prezentuje się ciekawie, jednak droga do kościoła prowadzi przez bramę boczną z prawej strony. Zdjęcie poniżej. Jest co prawda bramka wejściowa na wprost kościoła, ale mala i była zamknięta.


Dojeżdżając z Biecza ( drogowskaz przy markiecie sieci spozywczej na 'B' wskazywał 4 km) zza drzew, na łuku po prawej stronie wyłania się taki obraz. U dału z lewej tablica informacyjna, na górze posta.


Za tablicą znajduje się murowana (późniejsza) dwonnica na 3 dzwony.


Wchodząc wspomnianym wejściem, kierując się w prawo, wzdłuż kościoła trafiamy na boczne wejście (do nawy prawej kościoła), którego daszek załapał się na zdjęciu poniżej. Drzwi były otwarte, w malutkim przedsionku oprócz klęcznika wystawionego do modlitwy, w rogu piękny krzyż i i malowidła o tematyce sakralne bezpośrednio na drewnie, w tym ukrzyżowanie Jezusa na suficie. Bardzo żałowałam, że miałam do dyspozycji tylko aparat w telefonie, bo strop niski, obiektyw w aparacie, eh... no i zdjęcia nie ma, bo łapał się w kadr tylko centralny wycinek sufitu. Pewnie z aparatem fotograficznym bez odpowiedniego obiektywu też byłoby kiepsko.



 W koło kościoła, wzdłuż płota dwie jakby małe kapliczki, ołtarze, coś takiego, jak na zdjęciu.



A tu lewa strona kościoła.


Za kościołem wyschnięty potok, którego koryto było właśnie oczyszczane i jakoś zabezpieczane (oczywiście ze środków unijnych, jak wynikało z tablicy informacyjnej). Mnie jednak zaintrygował budynek w głębi. Rzucił się w oczy bielą, ale też tym, że nie pasował trochę do drewnianej zabudowy.


W powiększeniu 'dworek'. Śliczny prawda ?


7 września 2015

Słowacja - migawki z samochodu

Pobyt był krótki. Krótkość wymuszona głównie przez pogodę, plany były nieco inne, ale żyć nie szło. Upał niemiłosierny, termometry wskazywały więcej niż u nas, bo nawet 41,5 st C w cieniu ! Koniec sierpnia i takie temperatury. Gdyby nie klimatyzacja, pewnie komfort jazdy byłby paskudny. Sama trasa bardzo dobrze oznaczona. Fakt, miałam nawigację, ale i zwykła mapa papierowa dałaby radę przy odrobinie orientacji, dokąd się zmierza. 
Przygotowując się do wyjazdu, przeryłam net i sporo się naczytałam o wymogach w wyposażeniu samochodów, jakie mają być na Słowacji, o nieprzyjaznej policji, etc... Tak więc, pomimo tego, że wiedziałam już o konwencji wiedeńskiej, na mocy której samochód winien być zaopatrzony w te przedmioty, które wymaga się w państwie jego rejestracji (u nas trójkąt i gaśnica), dokupiłam komplet żarówek i dwie pomarańczowe (!) kamizelki (niby to jest podstawą wymogów Słowaków, czego nie potwierdził Słowak, do którego jechałam). Podobnie też mówił, bym nie kupowała viniety, bo skoro nie będę poruszać się po drogach płatnych, nie ma potrzeby. Polski net natomiast huczał od przestróg, by mimo to kupić, bo Słowakom nie da się wytłumaczyć, że się jedzie niepłatnymi. Na granicy kupiłam. Niepotrzebnie. Jadąc zgodnie z przepisami, nie ma się czego obawiać. Ba, nawet, gdy ja przestrzegałam 50 km/h w terenie zabudowanym byłi słowaccy kierowcy, którzy wyprzedzali, chociaż w sumie to pojedyncze przypadki, dużo częściej byli to... Ukraińcy ! Ogólnie kierowcy mili i przyjaźni. :-)
Musiałam dojechać do miejscowości Zemplínska Široká - tak mniej więcej południowy wschód Słowacji, kawałeczek za Michalovce. Teren raczej rolniczy.  Jadąc 'do'  byłam kierowcą i mając świadomość, że w drodze powrotnej będę siedzieć z tyłu z psem, już się cieszyłam na zdjęcia okolicy. Jednak wracając do Polski, widoki były inne, mało tego, pod słońce ! I to był największy problem. Prawdę mówiąc nie mam ciekawych zdjęć. Siedzenie z tyłu też nie ułatwiało. To, co mnie uderzyło, to liczne kościoły, kościółki, coś takiego, jak u nas. Małe cmentarze, co ciekawe, często na nierównym terenie, na górkach. Też sporo porobili dróg z dotacji unijnych, ale akurat tam, gdzi byłam mniej, niż tu, gdzie meiszkam. Moje zdjęcia będę w kolejności 'do' granicy, którą przekraczałam w Barwinku. Ruch osobowy niewielki, było trochę tirów, w głównej mierze, jadących zawsze w przeciwnym kierunku. Miejscami zdarzały się utrudnienia w przejeździe, bo robiono drogi. Były więc przewężenia sterowane światłami, a te były umieszczone w takich siatkowych klatkach. Nie wiem, czy to z obawy przed kradzieżami, czy zniszczeniami. I, jak u nas... wszystko popalone słońcem. Na pniu 'stała' brązowa kukurydza, która nawet nie zdążyła wytworzyć kolb.


Jedna mała miejscowość, była poprzedzona przez las... kolektorów słonecznych. W tym roku miały co robić. :-) Pojedyncze wcześniej nieczęsto, ale spotykało się i u nas, jednak całe wzgórze w kolektorach. Kolektorze przy kolektorze, to niesamowity widok. Równie fajnie wyglądały hektary zalane wodą w sztucznych zbiornikach ciągnących się wzdloż tracy. Nieststy, od tej strony drogi, dojazd do nich niemozliwy i widok nieco mierny. 
Teren wcale nie taki płaski, jednak naprawdę dużo lepsze widoki były w drugą stronę. Często jadąc gdzież żałuję, ze nie można oczami robić zdjęć. ;-)




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...