Pages

30 września 2011

Się porobiło cz. 22 - Ponczo.

Skończyłam. Zdjęcia może nie rewelacyjne, ale z poncza na tę chwilę, zadowolona jestem. Zdjęcia samego poncza niestety z lampą, bo pomimo światła pozornie fajnego, do pokazania koloru niestety, światło zastane nie wystarczało. Samo ponczo na wieszaku dość żałośnie dynda, z kolei na takiej pseudomodelce może i nie dynda, ale mnie samą powalają moje miny. Jakoś nie potrafię uśmiechać się do statywu. :)
Na całość użyłam 4 kłębki farbowanej w poprzednich postach włóczki, nazwy nieznanej, składu nieznanego. Dziergane na drutach nr 6.



27 września 2011

Pelargonie i lawenda

W świetle późno wrześniowego słońca prezentują się tak właśnie. Wygląda na to, że jak pogoda się utrzyma kwitnąć będą jeszcze długo. Reszta roślin też się jakoś stara. Niektóre powoli przeżywają swoją drugą 'młodość'. Może to określenie trochę na wyrost dla jednorocznych, ale co tam. ;-)
Intensywnie myślę, jak zabezpieczyć lawendę na zimę. Jak widać, zaczyna ponownie kwitnąć.










25 września 2011

Przyszła jesień, laptopowe kłopoty z drutami w tle.

Wczorajszy ranek, pierwszy w pełni jesienny tego roku i jakby pytanie Filona: 'No, gdzie ta jesień ? Przecież wszystko jest, jak wczoraj ?'


Wygląda na to, że w tym roku będzie prawdziwe, nasze polskie babie lato. Słońce budzi się późno, ale grzeje i rośliny czują się chyba nawet lepiej, niż latem, kiedy to te, balkonowe faktycznie cierpiały, bo albo były przygrzane, albo zalane. 
Szkoda mi, jak tylko pomyślę, że niektóre skończą się wraz z pierwszymi przymrozkami. Zastanawiam się nad sposobem przechowania lawendy. Nabyłam w tym roku dwie sztuki. Stoją w donicy wśród winobluszcza. Szkoda byłoby się rozstać. Podobnie dylemat mam z wrzosem.




Cały balkon w porannym słońcu wygląda tak.
To część wschodnia, a poniżej południowa.


W tygodniu, jak mi się uda, to wkleję zdjęcia roślin, jak i ujęcia balkonu w południowym słońcu. Piszę 'jak mi się uda', bo niestety mój laptop w dalszym ciągu broi. (Korzystam teraz z laptopa mamy.) Nie wiem kiedy odzyska sprawność. Ponowne postawienie systemu na nowym dysku, zmiana zasilacza (jak sugerowano jeszcze w serwisie) nie przyniosły oczekiwanych efektów. Niestety, podejrzanie pada teraz na kontrolery na płycie głównej, a to... duży problem, właściwie kosztowny problem. Jakąś nadzieję dają jeszcze technicy serwisu, którzy podpowiadają, by napisać do producenta i pomimo, ze niedawno minęła gwarancja producenta, poprosić o pomoc. W tej chwili to jedyna moja szansa. Trochę mi smutno, bo jednak wydałam 2 lata temu 3,5 tyś na laptopa i miałam nadzieję na dobre lata współpracy. No zobaczymy. Za kilka chwil wyśle to pismo. Trzymajcie kciuki!

Między czasie dziergam, ale mało. Padło na ponczo i farbowaną tydzień temu włóczkę. Robota idzie dość wolno, bo to jednak sporo oczek na drutach. Filon zaczął linieć i dodatkowo wszędzie walają się jego kłaki. Nie lubię tego, gdy przyczepiają się do robótki. A sprzyja temu wspólne użytkowanie kanapy. Na wieczorne siedzenie na balkonie i dzierganie już niestety nie można sobie pozwolić, ale w sobotę, to czemu nie ? ;-)


19 września 2011

Się porobiło cz. 21 - Tunika z ogonkami.

Tunika z aplaczej przędzy już gotowa. Nie jest może reprezentacyjna ot tak, na wieszaku, jednak już na modelu prezentuje się bardzo fajnie. Musicie wierzyć na słowo, bo tylko takie zdjęcia posiadam. Alpaka, jak to alpaka, żyje własnym życiem nawet na wieszaku, charakterystyczne w tunice ogonki, u dołu boków i przy rękawach skręcały się uroczo do zdjęcia.
Na tunikę wykorzystałam prawie całą przędze prezentowana poprzednio, czyli 130 gram ! Tak, to nie pomyłka. Zostały malusieńkie kłębuszki, zaledwie parędziesiąt metrów. Robiona bez zszywania, na drutach nr 5. Zastanawiałam się nad grubszymi, ale nie chciałam przeginać, bo jednak przędza aż taka gruba nie była.




18 września 2011

Jeżyk i Candy

O Candy wspominałam już wcześniej. Dziś z myślą o tej zabawie przybył ... pewien filcak. Dość długo nie trzymałam w dłoniach igieł do filcowania na sucho a, że jeże odwiedzały mnie w te wakacje, stąd z wielkiej sympatii do nich powstał filcowy jeżyk.


Jeżyk jest niewielki, ale sympatyczny. ;-) Jabłuszko, póki co jest oddzielnie, jednak może na trwałe zagościć na kolcach. Jeśli ktoś chciałby przygarnąć jesiennego jeżyka, proszę o wpis w komentarzu. Nie musisz mieć bloga. Oczywiście miło będzie, gdy posiadacze blogów oprócz komentarza umieszczą informację (zdjęcie poniżej) o zabawie na swoich blogach.
Chciałabym dokonać losowania 23.10,  czyli w równy miesiąc po przyjściu oficjalnie jesieni. Wpisy chętnych do 22.10.2011. Dodatkowo wylosowana osoba otrzyma komplet delikatnej biżuterii w intensywnych kolorach niebieskości, kolczyki plus tzw. metrowiec, czyli sznur koralików, który dowolnie można wykorzystać jako albo naszyjnik, albo bransoletę. Biżuteria powstała zanim zaczęłam pisać tego bloga.

Zapraszam


Farbowana sobota

W końcu wczoraj zabrałam się za farbowanie. Włóczka darowana, a jako, że darowanemu koniowi... ;-) , to i stwierdziłam, że poszaleję w stronę klasyki kolorów dżinsu. Miało nie być jednolicie, banalnie. Barwniki typowe do tego celu, czyli granatowy i czarny Kakadu 'z papugą' na opakowaniu, bez gotowania. 
I tak.
Kolor włóczki dokładniej obrazuje zbliżenie z prawej strony. Składu nie znam, więc mogło wydarzyć się wszystko. Już nauczona poprzednim przykładem, nie należy się ekscytować kolorami przed 'gotowaniem'. Końcowy efekt może być zupełnie inny. 
W sumie miałam 6 motków przewiniętej włóczki. 

Pracę podzieliłam na 3 etapy, bo po dwa motki wchodziły mi do garnka. Farbuję w garnku do gotowania na parze. 30 minut podgrzewa się całość pod pokrywką. Pierwszy wsad wrzucam już do garnka, w którym zagotowała się woda. Ma już na wstępie konkretną temperaturę.
Malowałam, jak widać kolorami naprzemiennie. 

Włóczka po 30 minutach lądowała w worku foliowym tylko dlatego, że po pierwsze, miała wystygnąć, a potrzebowałam garnek do obrabiania kolejnej. A po drugie, nie chciałam płukać na raty. 
Poleżała trochę w occie, ale szczerze mówiąc taka, jaka wyjęłam z garnka, pozostała pomimo, że dość długo woda przy płukaniu była niebieskawa.
A teraz się suszy. Wstało słońce, to może przyspieszy ten proces, a jesienna jego moc na pewno włóczce nie zaszkodzi.

14 września 2011

Się porobiło - cz. 20 - Obiecana 'zaległość'

Przyszedł czas, teraz mogę pokazać. Niestety, zdjęcia w postaci tylko fragmentarycznej, bowiem ze względu na rozmiar, jak i brak modelki, inaczej się nie dało.
Całość to, jak wspominałam kiedyś, z Angora de Luxe (70% moher + 30% akryl) - 520 m w 100 g moteczku ( to z banderolki, w E-Dziewiarce podają, że 500 m). Wymiary szala po blokowaniu, (które mogłoby być jeszcze bardziej naciągnięte) to 55 cm na 250 cm. Wzór z założenia nie miał być kłopotliwy w blokowaniu.



Mam nadzieję, że się sprawdzi w noszeniu. :) Dzierga się dość szybko. Włóczka ma dłuższy nieco włos, dlatego od razu chwyciłam za druty nr 5.
Kolor na zdjęciu zgodny z realem.

13 września 2011

Czas alpaki - cz. 2.

Jak pisałam uprzednio, przędłam pierwotny zakup tegorocznej, wiosennej strzyży alpaczej. Tym razem już dokładnie wiem, ile gram uprzędłam, jaki jest tego metraż. Przędza jest grubsza od poprzedniej, przeznaczonej na szal, jednak nie taka, jak uprzednio planowałam.  Z założenia miał pozostać singel.

Strzyży za radą hodowców, którzy przerabiają ją też ręcznie, nie piorę  przed przędzeniem. Z resztą nie była jakaś  specjalnie brudna, więc wyczesywanie ( psim grzebieniem) już dużo dało. W tym oczyszczaniu doskonale sprawdza się moja osobista mama. ;-) Uprzędzoną alpakę dopiero później piorę w nawilżającym szamponie ziołowym. W wodzie cudownie rozpręża włókna. Mając na względzie fakt, że pierwszą przędzę chyba lekko przekręciłam, tym razem chciałam robić dość luźno. Jednak nić się rwała. Robiłam na wyczucie. Wydaje mi się, że jest dobrze. Co mogę jeszcze powiedzieć, a to, że z pierwszą przędzą jednak trochę się męczyłam, z tymi poszło bardzo szybko. Nie ściskałam w ręku tak mocno sierści, a podczesanie mnie osobiście pomogło. Miałam jednak kłopot z wykorzystaniem krótkich kawałeczków. Pewnie to kwestia wprawy, którą być może jeszcze nabędę, ale bardzo się zdziwiłam, po zważeniu moteczków. Okazało się bowiem, że mają one 65 i 68 gram. Nie ważyłam porcji przed przędzeniem, nie mam tego zwyczaju. Przyjmuję jednak za mą wagą kuchenną, elektroniczną, ze tak właśnie jest. 

I tak mam obecnie. 68 gram w 256 metrach w kolorze ciemniejszego brązu dzięki uroczej Yakanie
i 65 gram w 238 m w kolorze beżowym dzięki Janie.
(zdjęcia alpak - dzięki uprzejmości Los Alpaqueros)

Przerobiłam w sumie strzyżę z 3 różnych alpak i każda jest (była) nieco inna. Oczywiście to moje laickie, subiektywne  zdanie, bo niewiele takiej przędzy widziałam . Bardzo odpowiada mi rustykalność nici, jaką udaje mi się uzyskać. Być może komuś nie odpowiadać taka wełna, ale dla mnie, to coś niesamowitego. Przecież mechanicznie wykonaną wełnę z alpaki może mieć każdy. Taką, śmiem powiedzieć rustykalną, zdecydowanie niewielu. ;-) I cieszę się, że mam taką możliwość.

 
 

12 września 2011

Jesiennie

Nie ma co się łudzić, idzie jesień. 
Na szczęście u mnie zimowity jeszcze nie są zbyt pewne, czy warto wyłazić i się pokazać. Przyjechaliśmy już do blokowiska. Powoli wracamy w trybiki dnia codziennego.
.
 A codzienność wita nas nie tak znowu wesoło. Najpierw kapiąca woda w łazience, konkretnie w wc-kompakcie (pod spłuczką nietypowo, popuściła uszczelka, na której praktycznie 'stoi' spłuczka na muszli) i przy zaworze do pralki. 2 m-ce prawie bez używania, a nawet w miarę nowe przedmioty się buntują. Myślałam, że skoro nieszczęścia chodzą parami, to ten duet już wypełnił normę. Byłam w błędzie. Dzień później zaczął buntować się mój laptop (dalej korzystam z laptopa mamy - na szczęście). Skąd rzeczy niematerialne wiedzą, że się skończył okres gwarancji ?! Mam nadzieję, że jest na tyle porządny, że to tylko błędy systemowe, nie dodatkowo sprzętowe. Jutro podrzucę go do testów i będę prosić dobre duchy o pomoc. Było jeszcze kilka innych drobniejszych spraw, ale już nie będę nudzić.
Dziś pierwszy dzień po urlopie w pracy. Zaczął się... hmmm... burzą w nocy, która tłukła się nad miastem ze 3 godziny. Poranny spacer z Filonem - tu oszczędzę szczegółów - biegunka. Zamiast jechać do pracy, mycie psa i chodnika przed blokiem. Wpadłam na parking, punkt 7.00 wchodzę do pracy i na 'dzień dobry' widzę  krzywą minę dyrekcji (ot, taki osobliwy urok osobisty).
Po takim wstępie, mam nadzieję na zdecydowanie milszy tydzień. ;-)

Aaaaaa ! Bym zapomniała. Miałam przemiły, ale jakże zaskakujący telefon. W tym całym wodno-kanalizacyjnym zamieszaniu odebrałam telefon od... prządki Alicji. Prawie zaniemówiłam z wrażenia. I pewnie dało się to wyczuć w moim głosie. Tak bardzo żałuję, że moje zamieszanie nie pozwoliło nam się tym razem spotkać, ale mam nadzieję, że następny raz już będzie zupełnie inny. Dziękuję. :)



8 września 2011

Się porobiło - cz. 19 - Skarpetkowo 2

W końcu dorwałam na próbę typową skarpetkową włóczkę. Skład, to 75% wełna i 35% poliakryl. Na jedna skarpetkę (rozmiar 36) wyszło trochę ponad połowę moteczka 50 gramowego. Z ciekawości przewinęłam resztę włóczki patrząc na kolorki i starczyłoby na 2/3 drugiej, takiej samej. Robione na gładko, próbowałam wzorkiem, ale nie było efektu. Są prawie identyczne. Zasadnicza różnica na samym 'czubku', przy palcach.

5 września 2011

Natura właściwie, to się nie spieszy.

Tylko korzysta. Korzysta z tego, co akurat ma, co daje niebo, co daje ziemia, co daje otoczenie w tej konkretnej chwili. To nam się ciągle spieszy i mało postrzegamy wkoło. Rejestrujemy czasami zmiany i ze zdziwieniem zauważamy, że Ziemia znowu przyspieszyła.

A natura dobrze wie, że wrześniowe słońce grzeje konkretnie i trzeba naładować nim akumulatorki - kto jakie ma (nawet owoce i nasionka). Bo w szarolistopadowe dni, będzie tego brakowało, wiec... korzysta z tego, co dziś ma.

Winogrono dojrzewa, z dnia na dzień słodsze.

 Papryka nabiera ognia. Jest równie czerwona, jak ostra. 
Śmiem podejrzewać, ze to jakaś odmiana chili. Jesiennie już na rabatach kwiatowych.
 

















A pasożyty kochane wygrzewają się jeszcze w ciepłym słońcu.
 
Na swój czas czeka też 300 g akrylu. Niby te same porcje 30 g, jednak moteczki różnią się nieco kolorystycznie, ale też i metrażem. Tym drugim dość konkretnie, bo 120 m - 156 m. A na oko specjalnie nie widać różnic w grubości przędzy. 


I, żeby nie było, że tu wszyscy tacy słonecznie leniwi, to zeznam wstępnie, bez szczegółów (o tym będzie później), że przyjechała włóczka z E-dziewiarki i już moteczek Angory De Lux został przerobiony w ... niespodzianke, ;-) Włóczka jest dość wydajna. Nie pomyliłam się w przypuszczeniach. I chyba fajnie sprawdzi się w ... no właśnie. Póki co 'cichosza' ;-)


2 września 2011

Czas alpaki.

Powoli nadchodzi czas zajęcia się alpaką. Z pierwszego zakupu zostało mi jeszcze 2 razy po 100 g. Mama mi całkiem fajnie ją podczesała. Mam jednak dylemat, jak ją prząść. Czy mieszać, czy jakoś logiczniej, rozmyślniej potraktować. Jedno wiem na pewno, ze pozostanie singlem. Jakieś sugestie ? Kolor ecri i ciemny brąz.
Korzystając z okazji, nabyłam jeszcze tegoroczną strzyże alpak Huacaya. Toooonę, bo prawie 4 kg !  :-))) Jak dla mnie i mego wrzeciona. Tym razem w hodowli w Bujence. Dostałam strzyże w kolorze bieli, beżowo-ecri, brąz i czarną. Oczywiście to moje nazwy kolorów. Oficjalnie nazewnictwo jest bardziej profesjonalne. Poniżej dostępne w hodowli w Bujence kolory wełny. (Zdjęcie podlinkowane ze strony hodowli).


Pewnie sporo czasu zajmie mi oczyszczenie wełny, podczesanie i przędzenie. Ale, co by nie mówić, idzie jesień. ;-)



1 września 2011

Się porobiło - cz. 18 - Jest sukienka


W końcu udało się skończyć plątaninkę z zielono-białej czesanki merynosa.
Jej początki pokazywałam tutaj i tutaj. Nie wiedziałam, czy starczy tylko na tunikę, czy może wyjdzie sukienka.

No i jest, ścieg gładki, dżersej, elementy brzegowe podwójny ryż. Robiona na okrągło od dołu do góry, bez zszywania. Bardzo podoba mi się ten sposób, a druty na żyłce (pomimo tego, że mam zwyczajne, nie jakieś spasione) stały się dobrym towarzystwem. :-)



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...