...!!!!!!
Nie będę stopniować napięcia.
Dzwonili z kliniki weterynaryjnej, są wyniki Filona z histopatologii - jest OK ! :-)))))))))
To badziewie, to był tylko włókniak. Nie ma powodów do niepokojów.
Nawet nie pomyślałam, by mogła być inna diagnoza, ale .... ten huk, to kamień z mego serca. ;-)
Ale nie obyło się bez przygód.
Wróciłam z pracy, wyprowadziłam Filona, zjadł obiad i pobiegłam po zakupy. Wcale się nie spieszyłam, wróciłam i rutynowo chciałam wyjąć telefon z torby. A tam tylko etui. Telefon leży na biurku w pracy. Czy muszę jechać ? Mała analiza sytuacji. Hmm... co mnie rano obudzi ? Sprawdziłam jedyny budzik - ok, dzwoni. Cienko, ale od biedy powinno zadziałać. Do mamy mogę netem posłać SMSa, że telefon w pracy, więc z nerwów, (że nie odbieram), nie zwariuje. Czy sama muszę do kogoś zadzwonić ? - Nie, chyba, że... do klinki Filona, jak się mu coś stanie (albo się popruje, albo połamie - zima nie odpuszcza, ślisko, schody) - teoretycznie może być potrzebny fon. Ale to tylko czarnowidztwo! Niby mogę poczekać do rana, jednak coś mi kazało jechać. No nic, ponownie wskoczyłam w godne do pogody ubranko i na parking. W firmie musiałam przebić się przez drugą portiernię, bo tam o tej porze 'urzęduje' ochrona, później przez dyspozytornie (dobrze, że to firma w ruchu ciągłym) do biurowca i odnaleźć panie zajmujące się powierzchniami płaskimi, by uzyskać klucz do pokoju. Jak tylko wydarłam się w poszukiwaniu owych, zaraz się zameldowała jedna i widząc mnie mów, że pewnie po telefon, bo dzwonił i dzwonił. Zakładałam taką sytuację, bo osobista rodzicielka ma zwyczaj o tej porze się kontaktować. Patrzę w listę nieodebranych połączeń, a tam... klinika Filona !!! Oddzwoniłam. :-)
Wracając do domu, przepuszczałam wszystkich możliwych przechodniów, wpuszczałam autobusy z zatoczek, pana biegnącego do autobusu też przepuściłam stając na jezdni i blokując ruch. ;-)
Ehhhh... jak nie wierzyć w przeczucia i tym podobne zjawiska ?
Aaaa, pierwszy raz zapomniałam telefonu z pracy, żeby było jeszcze 'weselej', został teraz w samochodzie. Przyniosę, jak wyjdę z psem. Już mi się nie chce schodzić na parking.Czas na kawę i pączka. Pączek dla Filona, kawa dla mnie. :-)
A tu trochę wiosny dla Was, dziękując za otuchę i miłe słowa. Trochę jeszcze pościskajcie kciuki, by się szybko zrosło.
Dobrze, że wszystko ok..
OdpowiedzUsuńDo 'wszystko', to jeszcze kawałeczek, ale najgorsze za nami. ;)
UsuńDziękuję.
Sciskam dalej kciuki ! Niech sie dobrze zrasta :o)
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoj sposob pisania...moze piszesz felietony?
Buziaki !
Nie, nie pisuję niczego, oprócz kilku znań tutaj. Miło, że lubisz mnie poczytać. :)
UsuńTrzymaj dalej, prosimy. :)
Cieszę się:))) A kwiatki śliczne:)
OdpowiedzUsuńO matko jedyna, co ja muszę wpisywać, żeby potwierdzić, że nie jestem automatem.
Kwiatki zakupione w masówce sklepowej. Jednak mają ciekawy kolor i pod tym kątem zostały wybrane, w nadziei, ze uda mi się je utrzymać do wiosny i wysadzić do gruntu.
UsuńA co do tych identyfikacji, to ... szlag. Ida z automatu jakiegoś Bloggera. W ustawieniach nie widzę opcji, aby móc to zlikwidować. :( Od wczoraj widuję je w nowszych blogach.
Całe szczęście, że ok :) A przygody niezłe :)
OdpowiedzUsuńAno tak. :-)
UsuńI jeszcze się cofałam spod bloku, gdy wracałam z Filonem, bo jak koń parłam do domu. Prawie zapomniałam, że miałam wziąć ten nieszczęsny telefon z samochodu. :)))
Cieszę się, że wszystko OK:)
OdpowiedzUsuńŻyczę teraz aby zagoiło się szybko jak każe powiedzenie: "goi się jak na psie"!
pozdrawiam
Też sobie tego życzymy. :) Na razie powiedzenie obowiązuje na ok 4/5 rany. Na newralgicznym odcinku rana jest zamknięta od środka, tylko skóra górna (nie wiem, czy aka jest :-) chodzi mi o tą, która oko ludzkie widzi, jako pierwszą) jeszcze ssie nie zrosła. Należycie.
UsuńNo i całe szczęscie, że to tylko włókniak. A tak poza tym to się fajnie czytało :)
OdpowiedzUsuńTak, na szczęście. :)
Usuń