Pages

29 czerwca 2014

Działkowo 2014

I niniejszym ogłaszam tegoroczny sezon za otwarty !
Wakacje wakacjami - mnie się zdecydowanie kojarzą tylko ze szkolnictwem, okresem kiedy jest wolne, przejście z klasy do klasy i tyle. Nie z urlopami, czy wyjazdami letnimi, bo kogo stać, kto a możliwość wyjechania na całe wakacje ?! Tak więc... jest lato. Kalendarzowo, bo pogodowo tak sobie. Przy okazji niektórzy mają wakacje, a teoretycznie sezon urlopowy ma każdy. Teoretycznie, bo praktycznie wygląda u większości tak, jak w dowcipie.
Przychodzi pracownik do pracodawcy i prosi o podwyżkę. W odpowiedzi słyszy:
- Ależ za co ?!!!! Przecież nie a podstaw. Zakres pana pracy jest niewielki, zero odpowiedzialności, praca mało ambitna, nie rozwija się pan,... Nie ! Nie ! Nie !!!
Ten sam przychodzi z prośbą o urlop ustawowo należny każdemu i ... :
- Ależ drogi panie.... Teraz ?!? Gdy jest tyle pracy !? Ależ nie ! I to ile... aż 3 dni pod rząd ?! Nie, to niemożliwe ! Firma potrzebuje pana, bez pana nie damy rady !!! Nie ! Nie ! Nie !

Mnie od lat (odkąd mamy, a właściwie mam, tę działkę) lato nieodzownie kojarzy się z przenosinami z blokowiska tutaj. Nie ważna data w kalendarzu, bo przecież i tak dojeżdżam stąd do pracy, a i w domu przy okazji bywam ze 3 razy w tygodniu (dlatego też nie odpuszczam i mam rośliny na balkonie).

Mój zielony kompostownik ładnie się prezentuje. Rzodkiewki dawno się skończyły (nowe wschodzi w skrzynce), króluje sałata. Chociaż pietruszka (pierwszy raz mam tylko naciową) i koperek też w użytku. Optymistycznie też rozrasta się winogrono 'Aurora', już przekwita.  Będą jakieś owoce.


W kolorach, oprócz zieleni, dominuje pomarańczowy. Zaczynają kwitnąć lilie i liliowce.



Z radością ponownie powitałam kwiaty lilii wodnej. Kilka tat z rzędu nie kwitła z powodu zacienienie oczka. Teraz, po przebudowie, otwarciu przestrzeni w koło oczka, rośliny zyskały światło. Dla lilii to niezbędne do kwitnienia. Otworzył się już chyba 3ci kwiat. Niemniej jednak, oczko po przetrzebieniu roślin (a podziałałam naprawdę ostro - zostawiłam ok 1/4 roślinności) nie ma jeszcze równowagi, Są niestety glony. :-( Po kradzieży kamieni, naruszeniu konstrukcji kaskady, wszystko niedawno zostało reanimowane, ale jeszcze popracować trzeba nad spadkiem wody, żeby nie spływało na boki. Nie da się jednocześnie używać kleju i używać wody.


I chyba lato upłynie mi z alpaką. Postanowiłam w końcu przerobić resztki kupione przed 3 laty. Wyczesana, ale nie prana, zwija się na wrzecionie. Trochę to potrwa, bo poszłam w cieniznę. Naprawdę sama stukam się w czoło, po co. :-)


Dobrego lata Wam życzę ! 





25 czerwca 2014

W rozkwicie

Taka mała rehabilitacja przyrody za brak efektów farbowania naturalnego. :-)
Zakwitło mi na czerwono wczoraj chyba (!) hipeastrum. Piszę chyba, bo na bank będę wiedziała, gdy zobaczę łodygę kwiatu w środku, czyli po przekwitnieniu. Ma tylko dwa pąki kwiatowe (tzn otwarty jeden i obok drugi zamknięty, co by wskazywało na hipeastrum), kwiaty są dość duże, jednak te liście... mam długie liście, które są cały rok. Cebula też wskazuje (ciemne łuski) na hipeastrum. 
Roślina powinna przechodzić okresy spoczynku, by zakwitła, powinna być zasuszana, ale moja się przed tym do tej pory broniła. Ostatnio kwitła ... kilka lat temu. Mogłam nie podlewać, trzymać przy kaloryferze, a ona wówczas miała biedne liście i mimo wszystko, nie zrzucała do końca. Dałam za wygraną, postawiłam dodatkowo na czarodziejski południowy parapet i ... proszę. Niedawno wyłonił się pąk. Teraz otworzył kwiat. :-) Jest ciężki, obawiam się, by się nie złamał, więc pozostaje tak na parapecie. oparty o szybę.


Na dodatek, chyba dziś będzie 'ta noc', kiedy łaskawie zakwitnie mi  epiphyllum oxypetalum. Wspominałam niecałe 2 tygodnie temu. Wszystko wskazuje na to, że dziś otworzy się kwiat. :-)
Zdjęcie z godziny 19.00.


Edytuję i wklejam kolejne zdjęcie, z godziny 20.30







23 czerwca 2014

Barwienie naturalne 2014 - Trzykrotka cz.2

Nie chcąc trzymać w niepewności, wklejam kilka zdjęć i zdawkowych słów, bo co tu wiele mówić można. :-)

Denaturalny kolor - jak pięknie nazwała Oldnanny kolor 'soku' z trzykrotki  w komentarzu do poprzedniego posta, obiecywał dużo. Tym bardziej, że zintensyfikował się pięknie w słoiku tak, że nie był przeźroczysty. Odcedzony z roślinek, powędrował do garnka, do niego wełenka i zaczęło się gotowanie. Gdy temperatura wzrosła, skręciłam moc płomienia i gotowało się na małym ogniu, pyrkało około 2 godzin. Wlałam prawie litr octu i stygło.
Ocet odmienił kolor na zdecydowanie bardziej różowy. Zdjęcia późnopopołudniowe, bez lampy, w miarę zgodne z rzeczywistością. 


Kusiło podgrzewać jeszcze w nadziei, że coś się zadzieje, więc jeszcze małe pół godzinki. Ale o ile wełanka wysunięta z gara wyglądała fajnie, o tyle po odciśnięciu z wody .... hmm... bida z nędzą. :-(

i

 W ruch poszła więc ... miedź, by przyciemnić. I tak się przyciemniło, że na ręczniku papierowym wygląda względnie, a sama wełna już gorzej.


Po wypłukaniu z barwnego płynu ...
Poniżej porównanie z oryginalną wełną. Oryginał z prawej, farbowana wełna z lewej. Mokra, co prawda, ale wysuszenie jedynie pogłębi efekt brudnej wełny, bo chyba o takim można mówić. :-(


Obiecujący wiele kolor 'soku' z trzykrotki, niestety nie zabarwił wełny. Być może da się jakoś inaczej uzyskać sensowniejsze zabarwienie. Tutaj znalazłam notkę, że jednak niebieskie kwiaty barwią. Pytanie, co i na jak długo, bo palce na pewno i wcale od razu te zaciemnienia nie schodzą. Być może Finextra, bądź Vladka znajdą sposób na trzykrotkę. A może Wy macie ?




22 czerwca 2014

Barwienie naturalne 2014 - Trzykrotka cz.1

To poleciałam z tytułem posta, a być może próba będzie wielkim niewypałem. :) Wynik ostateczny będzie znany za kila dni. 

W ręce wpadła mi trzykrotka.
Do dziś nie byłam pewna tej nazwy. Obawiałam się, że być może to nazwa potoczna, ale okazało się, że nie. Jedyny problem, czy jest to wirginijska, czy andersona rozwiał mi wpis pod linkiem (tu). 

Roślinę posiadam, odkąd sięgam pamięcią. Ale głowę bym dała, że kupowane były 3 różne - na pewno dwa odcienie niebieskiej i biała. Skąd mam inne kolory ? Hmmm, spadły z nieba, zmutowały ? Zastanawiałam się już wcześniej, czy może różne składniki gleby nie są odpowiedzialne za wybarwienie kwiatu, ale nie. Mam w jednym miejscu posadzone 3 różne i rośliny się przenikają, więc teoria związku zawartości gleby i koloru rośliny odpada. W linku widać nazwy poszczególnych kolorów, nie mając 100% pewności, mogę tylko przypuszczać, które rosną u mnie. 
Moją uwagę zwróciło w tym roku zdarzenie, kiedy to zrywając zroszone kwiaty, miałam poplamione dłonie. Czy może być lepszy impuls ? Oczywiście pod lupę poszły tylko kwiatki niebieskie, fioletowe. 2-3 odcienie, mniej więcej takie.


Udało się zebrać mały woreczek kwiatów. Całe 101 g (z woreczkiem). Ważyłam je po nocy w lodówce. Kwiaty nie były wcześniej podlewane. Mimo to w woreczku już puszczały 'sok'. Oczywiście kwiatki się zamknęły, bo one otwierają się tylko w dni słoneczne.


Kolor 'soku' w woreczku jest prawdziwy (ostatnie zdjęcie), na poprzednim - gdzie kwiatki są ważone, kolory są przekłamane. Optyka aparatu trochę wariuje przy niebieskich odcieniach i słabym doświetleniu, uwierzcie więc na słowo. Kwiatki zalane kranówką po chwili zaczęły oddawać kolorek i po kilku minutach słoik pod światło wyglądał już tak. Kolor wody nie ma odcienia chabrowego, jak sugeruje zdjęcie, ale fioletowy. Taki zwykły kolor denaturatu.



Woda z kwiatkami będzie czekać do jutra podobnie, jak wełna (całe 5 g polwarth-u), która teraz moczy się w ałunie (roztwór jest ponad 20%, bo niestety, nie mam wagi aptekarskiej i odważenie idealne 1 g mi niestety nie wyszło). Gdyby za oknem było prawdziwe, słoneczne lato, a nie tylko zapisane w kalendarzu, na pewno już zabrałabym się za barwienie solarne.

18 czerwca 2014

Się Porobiło - cz. 95 - Pastele i koraliki

Komplet koralikowy, jako urodzinowy prezencik był przemyślany i powolutku wykonywany. Odcienie niebieskości, błękitu, granatu i rządek lekkiego turkusu (który jednak na zdjęciach bardziej niebiesko wyszedł. Sekwencja 6 koralików 2+2+1+1.


I w szczególe, mały słonik, na szczęście przy bransolecie. Widok z góry pokazuje zupełnie inny efekt wzoru, niż zwinięte w kupce. Oba elementy z przedłużkami. W sumie naszyjnik można też nosić jako podwójną bransoletę.


I gdyby nie niedzielne snucie się i odkrycie w szufladzie kredek, nie było by też i tej koszulki. To pomysł spontaniczny. Naszło mnie w Lidlu, gdy zobaczyłam zwykłe białe koszulki. No przecież muszę. :-)

Wieczorem gnębiła mnie myśl, co zrobić. A, że solenizantka, to kobieta taka, a nie inna ;-) z poczuciem humoru, dystansem do świata i siebie, poza tym, znamy się hmmm... z przedszkola, to wybór padł na ... złotą rybkę. Niech jej spełnia życzenia. :-)))


Doskonale znacie moją szafę, teraz coraz bliżej poznajecie deskę do prasowania, bo na niej fajnie mi się rysuje, po czym, utrwala żelazkiem. Rysunek wykonałam po przyjściu z pracy. Wcześniej już miałam wymyślone, jak rybka ma wyglądać. Z założenia kolory miała mieć inne, bardziej dopasowane, do kompletu koralików, ale w trakcie zdecydowałam, że skoro 'złota', to jednak kolorki trzeba podkręcić. Jakieś 30 minut i całość była gotowa. Przy rysowaniu sprawdziła się tekturka, taka zwykła, w którą owinięta była koszulka. Podłożyłam pod tkaninę. Utwardziła trochę deskę.


A teraz dwa zdjęcia na wieszaczku. Rysunek odręczny, bez szkicowania. Myślałam wcześniej o tym, czym by można wykonać tutaj szkic. Na myśl przychodzi ołówek, ale na papierze, sucha pastel fajnie go kryje , ale olejowa już tak nie za bardzo. Fakturę bawełny widać dobrze na ostatnim zdjęciu. Też nie jest jednolita i też chwilami się marszczyła i blokowała sztyfcik pasteli przy ruchu. WAle wymyśliłam sobie, żeby kreśląc obrys, nie przesuwać w typowy sposób sztyftu pasteli, jak to się robi na papierze, ale obracać. Sprawdza się.


I na koniec, z innej baczki. 
Znowu można klikać i tym samym wirtualnie dokarmiać psy ze schroniska. Link z prawej strony, na górze. NAKARM PSA z OLX.pl. Klikajmy, bo czasu niewiele, a psy czekają. 

Z góry Wam dziękuję. :-)

16 czerwca 2014

Się Porobiło - cz. 94 - Pastele i bawełna - wizja czerwonych kółek i zielonych kresek


W końcu wątek nieco twórczy !
Będzie trochę zdjęć.
Nie ma co dużo pisać.


Krótko mówiąc - efekt mego 'noszenia'. 
Dla niewtajemniczonych - pisałam w poprzednim poście, że coś mnie nosi, (nie wiem oczywiście 'co'), że czegoś 'mi się' chce (nie wiem czego), etc... .

I tak się kręciłam po domu, zaglądając to tu, to tam i przypomniało mi się, że mam przecież kredeczki do tkanin ! Nowiutkie, nieużywane, leżakujące już sporo w szufladzie, pastele firmy PENTEL. Wstyd przyznać - blisko 4 lata. Kolorów niewiele, raptem siedem, ale na początek wystarczy. W końcu ilość kolorów nie tworzy dzieła, a sam mistrz, prawda ?! ;-)))

Tadammmmm.....


Na początek używana koszulka, która wróciła właśnie z prania i trafiła do szafy. Miała międzyczasie spotkanie z żelazkiem, ale - jak widać - pobyt w szafie odgniótł swoje. Zagniecenia nie były trwałe a, że nie chciałam nagrzewać tkaniny żelazkiem, więc tylko wygładziłam koszulkę na desce do prasowania. Wizja czerwonych kółek i zielonych kresek była już blisko, nawet nie pomyślałam, by jakoś naprężyć tkaninę szpilkując do deski. To mi przyszło do głowy teraz, gdy widzę zdjęcia.


I ... . Poszło !
Koszulka jest z bawełny w cieniusieńki prążek, co ma znaczenie przy rysowaniu, bo przy ruchu poziomym, po prostu się rozciąga. Niewiele, ale jednak. Uważać trzeba też, by nie robić niepotrzebnie śladów od kredek. Mnie się zdarzyło, jak w przypływie emocji odłożyłam kredki na koszulkę do pierwszego zdjęcia. Ale udało się usunąć zabrudzenie zmoczoną gąbką.


 Rysunek odręczny. Wizja stylizowanych kwiatów nie miała być z założenia symetryczna.


Gotowe dzieło utrwala się żelazkiem prasując przez kartkę. Oczywiście, ponieważ kredki to pastele olejowe, na kartce zostaje tłusty ślad. Lepiej nie używać jej ponownie. W pierwszej chwili, ale już prasując (!) pomyślałam, że skoro rysunek odbija się tak pięknie na kartce, to licho wie, czy nie odbija się też od razu na plecach koszulki. Ale nie ! Ufff...  Rysunek grzecznie pozostał na miejscu. Później już odważnie prasowałam bezpośrednio po rysunku. Żelazko pozostało czyste.


Na powiększeniu doskonale widać strukturę tkaniny. Rysunek pastelami, więc nie ma mowy o  grzecznych liniach, jak od pisaka.


Poniżej 'wieszakowe' zdjęcie koszulki, na tle dobrze znanej szafy. :-) Z góry tłumaczę - zdjęcie na mnie było niemożliwe, bo paradowałam z maseczką olejową na włosach. (to w związku ze wczorajszym postem). 


Dziś koszulka była w pracy. Kolory się ładnie trzymają, nic się nie brudzi, nie marze - przetestowane nawet pasami bezpieczeństwa w samochodzie. Pranie, zakładam, że też przeżyje. Cóż, w razie czego, wodne rozmycia, jak w akwareli, też będą ładne. Ale może 'dla spokojności' wypiorę ręcznie. Wierzę zapewnieniom producenta, że wszystko powinno pozostać na tkaninie. 
I już się rozglądam za jakąś wolną bawełną, czy lnem.... ;-)



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...