W nawiązaniu do komentarzy pod ostatnim postem kilka ujęć milina amerykańskiego. Tym razem już w bezdeszczowej pogodzie. Mam dwie rośliny. Obie są tego samego koloru, ale starsza rozpoczyna kwitnienie ze 2 tygodnie później. Przypuszczalnie to ten sam gatunek. Sama roślina jest bardzo zdobne i bez kwiatów, ale te dopiero dodają jej prawdziwego uroku. Szczerze mówiąc, pierwszy raz zakwitły książkowo - 3 lata po posadzeniu. Każda z nich, po czym... stop. Zero kwiatów. Później raczej symbolicznie. W ubiegłym roku kwiatów było już kilka, a teraz jest jeszcze lepiej. Sama roślina jest o tyle fajna, że odradza się po zimach praktycznie bez problemu. Szansę należy dać jej nawet do czerwca. Jeśli nie wyrasta ze zdrewniałych łodyg, potrafi odrosnąć od korzenia. Nieco więcej informacji tutaj.Marzy mi się jeszcze żółty.
I jeszcze kilka innych zdjęć... nieba.
Od dziecka patrząc na obłoki wyobraźnia podpowiada różne wizje. Mnie od pewnego czasu kojarzy się nie tylko z pyszną watą cukrową na patyku, ale też z ... owczym runem. :-) A sierpniowe niebo, o ile nie jest zasnute jednolicie, na szaro, obfituje w różne obłoczki. Można puścić wodze wyobraźni.
Nie kuś, nie mam czasu!
OdpowiedzUsuńOjtam ojtam. Warto znaleźć kilka minut wyciszenia i popatrzeć i wyluzować. :-)
Usuńno proszę, u Ciebie wszystko jak na tacy ;) dzięki za te informacje!
OdpowiedzUsuńw poprzednich latach, zaglądając ludziom do ogródków nie widziałam tej rośliny, dopiero w tym sezonie dostrzegam ją co chwilę :)
:)
UsuńSama nie widuję. Tylko w 3 miejscach znalazłam. U znajomych i teraz przelazł od korzenia do sąsiadki. Łudziłam się, że wykopię i będę miałą 2 piękne sadzonki, bo chętnych mam, ale ona się ucieszyła, gdy rozpoznałąm 'łazęgę' u niej i jest bardzo, bardzo zadowolona. Milin lubi rozmnażać się 'od korzenia' i potrafi 2-3 metry dalej od siebie gdzieś wystartować. :)