Kolejne podejście do solarnego farbowania.
Pomna informacji z blogów farbujących dziewczyn, spróbowałam upchać do słoika przekwitnięte kwiaty czerwonych kwiatów takich, jak na zdjęciu, oczywiście wraz czesanką polwarth i oddać je pod władanie słońca. Ponieważ nie mam wiele takich roślin, sumiennie zbierałam kwiat do kwiatka, by uzbierać porcję godną farbowania. I wszystko szło dobrze, nawet bardzo dobrze, codziennie przybywało po 2-3 kwiaty. Pogoda piękna, słoneczna, marzenie. Ale czekałam do ostatniego kwiatka.
I byłoby pięknie, gdybym jakiegoś dnia nie dołożyła do gromadki schnących kwiatków kilku zebranych po podlaniu. Co mi do łba strzeliło, co się stało, że wyłączyło mi się myślenie ? No i pomimo słońca, szlag trafił dobre 2/3 suszu. :-(
Zrobiłam więc na próbę w małym słoiczku, małą porcję czesanki.
Czesanka bez uprzedniego moczenia w ałunie, bo Vladka wspominała, że tak lepiej wełenka chwyta barwnik.
Pierwszego dnia (31 lipca) słoiczek wyglądał tak. Wyraźnie oddzielały się białe włókna wełenki.
Dolałam wody, by całą wełna była zalana i w dniu kolejnym już 'marynata' się ujednoliciła.
Czekałam 10 dni. Międzyczasie podglądając zmieniający się odcień. Od 2-3 dni nic nowego się nie działo, wyjęłam, odsączyłam, przepłukałam w wodzie, wysuszyłam, wyczesałam i uprzędłam.
To jest lekki beż z odcieniem pomarańczy. Raczej ciepły kolor. Drugie zdjęcie bardziej oddaje właściwą barwę.
W większym słoju 'farbowała się' też solarnie czesanka bejcowana 20% ałunem. Napchałam kwiatostanów czerwonej pelargonii bluszczolistnej, ale pomimo fajnego kolorku w słoju, przyjemnego zapachu, wełna jest w kolorze szmatławym. Tym nielubianym przez farbiarzy, określanym wspólnym mianem 'bleeeee'. :-(
Dziś trochę pokropiło. Na grządkach robi się jesiennie i jak wspominałam w poprzednich wpisach, zniechęcona jestem tym, że niewiele kwitnie - oczywiście z myślą o farbowaniu. Rozglądam się też wkoło, na targowiskach, czy nie ma czerwonych dalii, cyni, etc. Posucha. Nawet przy cmentarzu ! Marzą mi się zdecydowane barwy, a nie takie nijakie.
Na koniec pochwalę się trochę plonami z mego pseudo warzywnika. Ogórki w ilości 9 sztuk pięknie rozrosły się i samodzielnie trzymają się już płota. Sąsiadka z lewej strony jest zszokowana, że tak fajnie wszystko rośnie i też ma zamiar puścić przy płocie w przyszłym roku ogórki w podobny sposób. A musielibyście słyszeć, jak wołała mnie, gdy zobaczyła pierwszego konkretnego ogórka. :-)
To zdjęcia i plony dzisiejsze. Wcześniej już zjadłam dwa ogórki.
Krásná barva se ti povedla. Tentokrát jsi čarovala ty :-) Ta moje, která vznikala stejně, vůbec nebyla k pochlubení. Přebarvila jsem ji. Teď je zelená :-( Trochu jako tvoje úžasné okurky.
OdpowiedzUsuńMáš skvělou zahradu!
Faktycznie nie wyszło to barwienie najgorzej. Ale przyznam się, że skrycie liczę zawsze na konkretniejsze kolory.
UsuńCo Tobie wyszło zielone ? Mnie by się właśnie zielony marzył. :)
I masz kolejny piękny kolorek do kompletu!
OdpowiedzUsuńKwiatki może nie kwitną, ale jagódki i inne owocki różne do farbowania dojrzewają!
Ale masz ogóry!
To niewielka próbka, ale pewnie się przyda. Trochę obawiam się farbować więcej na raz wełny, bo mam stosunkowo mało surowca. Owoce mówisz, hmm... po tej świdośliwie, to jakoś się nie rwę. :) Przerabiam nieco inaczej, bo mi to lepiej wychodzi. :)
UsuńA ogóry się kiszą. Wprawdzie niektóre ciut duże do normalnego słoika były, to wsunęłam w taki 2,5 litrowy. Teraz może upilnuję kilka mniejszych, bardziej kształtnych. :)
Bardzo ładny kolor o wiele ładniejszy niż to co mi wyszło z dali :)))
OdpowiedzUsuńSłońce ma jednak wielką moc i nie tylko w farbowaniu bo warzywnik też wygląda imponująco a własne ogórki to po prostu sama rozkosz :)
P.S. Żałuję, że mojej glicynii nie cięłam w pierwszych latach intensywniej by nadać pożądany kształt, teraz o wiele trudniej jest mi nad nią zapanować i nie rośnie tak jakbym sobie życzyła tylko po swojemu.
Serdeczności
A co Ci wyszło z dalii ? Ten kolor z liliowców jest najładniejszy w słońcu. :))) Mam jeszcze trochę suszu z pomarańczowych kwiatów, ale jakoś nie pokładam w nich nadziei na konkretną barwę.
UsuńZ ogórków się cieszę, jak dzieciak. :) Wszak to tak trochę dla zabawy, ale miło, jak wyrosło i da się jeść. :)
Glicynię przycięłam, niechby poszła na boki. Jak ze wszystkim, człowiek jest mądry własnym doświadczeniem.
Pozdrawiam
Doskonały pomysł z takimi ogórkami. Muszę skopiować, pozwolisz ? :-)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że te liliowce nie przekazały czerwonego wełnie, ale i tak jest ładna.
Pozdrawiam
Anka
Dziękuję.
UsuńTeż myślę ogórki podobnie posiać w przyszłym roku. Cieszę się, że się udało. I z ogórkami i z farbowaniem, chociaż w drugim przypadku z zastrzeżeniem. ;-)
Pozdrawiam również.