Pages

29 listopada 2011

Przyjechała włóczka

z e-Dziewiarki.

I dobrze, bo po powrocie z pracy szaro i buro, a później piorunem ciemno. Czas jakoś przyspieszył, bo jak tylko robi się ciemno, to minuty skrycie szybciej mijają i dzień się kończy ...

Niebo potrafi wyglądać tak niesamowicie, ale przeważnie, nim wrócę z aparatem, już jest inne. A gdzie dopiero biec ze statywem... :)

Wracając do włóczki. Mały zwiastun z włóczki Fonseca w kolorze wiśniowym. To nie do końca taka wiśnia, trochę zgaszona brązem. Robi się piorunem. Więcej szczegółów po blokowaniu, na razie to tylko i wyłącznie zwiastun, bo ... no właśnie, to prezent. Na szybko podłożona kartka biała, by pokazać wzorek.


No i zaczęłam czapkę. Za chwilę już spruję cały kawał, bo pociągnęłam za wysoko bez spuszczania oczek. Wydaje się, że będzie się nie tak układać. Nie bardzo też na tą chwilę zadowolona jestem z rozkładu kolorów. Z drugiej strony... może całość będzie ok. Włóczka Lanagold DB Alize. Czas pokaże.




27 listopada 2011

Przyjaźń

Dowcipnie i na wesoło, ale jest w tym sens przyjaźni ...

Znalezione w necie

Po prostu dziękuję...,  że ciągle jesteś... i nie zawodzisz.
:-)

24 listopada 2011

Dzień Misia

- 25 listopada. Jutro. Dowiedziałam się kilkanaście dni temu, przypadkowo, z netu. W sumie fajne święto, bo kto z nas nie miał w swym życiu chociaż jednego misia. :) 
Pluszowego, kudłatego bardziej, bądź mniej, wspaniałego przyjaciela, powiernika tajemnic, pocieszyciela w trudnych chwilach. Nie pamiętam tego swego pierwszego misia, ale wiadomo, jak to w latach PRLu zabawki nie były tak urocze, jak dziś, więc i misie urodą pewnie nie grzeszyły, jednak przecież były i tak dla nas najpiękniejsze. Miś, którego dobrze pamiętam był prezentem od cioci, przywiezionym z ZSRR, był zółty i ciągle chorował, więc ciągle dostawał zastrzyki, po czym ciągle wisiał na lince za uszy, bo z niego kapało. To pewnie misiowe poty były, po tych super zastrzykach. :))) Z sentymentem wspominam też dobranockowego Misia Uszatka. Coralgol już nie zyskał takiej mojej sympatii.
Co by nie mówić, nie pisać miś, to miś. Nigdy nie zawodzi, w przeciwieństwie do ludzi (tego wątku lepiej dziś nie ciągnąc...), zawsze z zaciekawieniem słucha tego, co mamy mu do  powiedzenia. I co z tego, ze nie mam już 5 lat. Patrząc po wpisach w wątku Candy, też kochacie misie ! :)
Spod szydełka wyszło już mi sporo misiów, nie byłabym w stanie chyba tego ogarnąć. Ale ten poniżej, to na pewno pierwszy filcowy. Właściwie to ... przedstawiam Wam misię Balbinę. 



Balbina może nie jest doskonała, ale potrafi sama stać, ha ! I nie ma drutów w środku.
A w necie pełno blogów z misiami. Snując się przez ostatnie 2-3 dni od bloga do bloga, szczególną mą wagę przyciągnęły misie na blogu sTwory Wyobrażni i u Evgenii Aksenovej Bears for People. Był jeszcze blog z misiami szytymi, dużo wiekszymi, ze sztucznego futerka, ale w tej chwili nie mogę znaleźć.
Nie zapomnijcie Waszym misom uścisnąć świątecznie łapy. :)

Przed chwilką natrafiłam na blog Roszpunki, a tam... misie. :)

20 listopada 2011

Się porobiło - cz. 29 alpacza tunika w kolorach ecri

Z uprzedzonej części alpaczej strzyży czas było w końcu coś udziergać. Ruszyłam z drutami nr 5, oczywiście na żyłce. Pierwsza próbka, pierwsze przeliczenie oczek, pierwszy narzut i pierwsze rzędy... ussss, niestety za dużo. Ponowny start i tym razem już tylko (!) 158 oczek. Zważywszy, że to obwód poniżej bioder, da się przeżyć. A później radosna twórczość własna, czyli warkocze i proste kombinacje w rzędach. Jak widać przędza ma wyjątkowo charakter rustykalny, ma niekontrolowane, naturalne zmiany barwy, jaśniejsze, ciemniejsze, etc. Początkowo, gdy przyjechała i gdy zobaczyłam jej kolor, miałam prostą decyzję - pofarbować. Jednak, gdy zobaczyłam ją po praniu, w słońcu, zawahałam się i ... ostatecznie pozostałą naturalna. 

 
Z daleka wyraźnie widać, jak mieszają się odcienie. W sumie efekt mi się osobiście podoba. Pomimo pochmurnej pogody, zdjęcia są w naturalnym świetle.


Z bliska bardzo dobrze widać rustykalność samej przędzy. Tył tuniki jest gładki, robiony na okrągło, czyli same oczka prawe.

















Tak wyglądała robótka wczoraj popołudniu. Niebieski znacznik z włóczki pokazywał środek przodu. Tunika zwęża się na linii bioder symetrycznie, kilka razy zostały ujmowane po 4 oczka na obwodzie.

















Tu przy okazji przyda się wcześniej wykonana metodą filcowania na sucho, broszka w postaci psa.  :)










Ostatecznie na tunikę miałam przygotowane 4 kłębki przędzy różnej wagi  i łącznej długości 593 m, jednak nie wykorzystałam wszystkiego. Tunika waży... 182 gramy ! Rozmiarowo jakieś 38.



14 listopada 2011

Candy świąteczne

Zgodnie z wczorajszą informacją, ogłaszam Świąteczne Candy w kolorach śniegowo-czerwonych. ;-)
Zasady tradycyjne, bawić mogą się wszyscy, posiadacze blogów i ich nieposiadacze. Najważniejsze, by zostawić w komentarzu informację o chęci brania udziału w losowaniu. Numer wpisu będzie jednocześnie numerem przyporządkowanym w losowaniu. I tak, kto ma bloga, proszę o informację na swym blogu o mojej zabawie, a osobom bez bloga, o pozostawienie swego adresu mailowego.
Losowanie w niedziele, 4 grudnia. Może uda się tak wysłać przesyłkę, by dotarła na 6 grudnia ? ;-)

Prezent 'trzyskładnikowy'. 

Biały, szydełkowy misiu, a może mały niedźwiadek w kolorze złamanej bieli (jasny ecri).


Filcowana na mokro choineczka z ozdobnymi koralikami, również w tzw naturalnej bieli czesanki (czyli nie wybielanej).
O dodatkowo, ceramiczny kubeczek. Rodem z Chin.

Czyli taki zestaw.
Oczywiście bez gałązki.


A tutaj dwa zdjęcia do wyboru, jako baner zabawy.

13 listopada 2011

Się porobiło cz. 28 - odkurzacz, otulacz, mitenki i broszka

 Wczoraj było takie piękne słońce, a dziś szaro i buro. Co prawda temperatury podobne, przymrozek rano, ale zachmurzenie tak różne. Żałuję bardzo, że nie mogłam wczoraj zrobić zdjęć, ale najpierw walka z odkurzaczem (nie chciał się włączyć, a dom cały w filonowej sierści !), a później silny ból głowy, który mimo rożnych, dość konkretnych środków przeciwbólowych w sumie niedawno odpuścił. Na szczęście, problem z odkurzaczem rozwiązany. Przerwa w przewodzie na zwijaczu (zwijarce, czy czym tam, co 'wciąga' przewód do środka odkurzacza), została zlikwidowana przy pomocy cudownego pana, który bez problemu przyjął mnie w swym domowym warsztacie (właściwie to oficjalny punkt naprawczy). Więcej się człowiek namęczył z rozmontowaniem obudowy, niż z samą naprawą. Ale nie ściemniał, nie kombinował, powoli eliminował możliwe miejsca usterek. Minusem całej tej przygody był fakt, że musiałam sama dowieźć odkurzacz. Tzn mogłam umówić się na poniedziałek i pan by dojechał, ale ... odczekałam chwilę by prochy zaczęły działać i ruszyłam przebijać się przez rozkopane miasto, w sumie dokładnie w przeciwległy jego kraniec. Na dodatek, w drodze powrotnej słońce było tak nisko, że dawało po oczach, co w połączeniu z waleniem w skroniach prawie uniemożliwiało jazdę. No, ale mój blisko 11 letni, żabiozielony odkurzacz, pracujący prawie dzień w dzień bez dąsów, dalej zapragnął współpracy i to jest ważne. :)
A co się działo w temacie twórczym, że tak doniośle powiem... 
Ano dziergałam w głównej mierze, ale też i w ruch poszło mydło z wodą, oraz igły wraz z czesanką. Już jakiś czas temu koleżanka prosiła o wykonanie jakiejś broszki do beretu, która pasowałaby do turkusowego szala.
Broszka jest wyłącznie mieszanką turkusowej i ciemnozielonej czesanki. Białe dodatki właściwie zminimalizowane, ale jednak potrzebne, do przełamania monotonii. Motyw roślinny, kompletnie niefotogeniczny. Co potwierdza poniższe zdjęcie.

Mam nadzieję, że spełni oczekiwania. Oczywiście zapięcie przyszyte, nie klejone, bo jakoś nie natrafiłam na cudowny klej, który się by sprawdził. 

Skończyłam też otulacz i mitenki. Łącznie prawie 30 dag włóczki. 



Otulacz, jak i poprzedni, zrobiony ściegiem ściągaczowym. Mitenki natomiast, na stronie wierzchniej mają warkocze, z tyłu też ściągacz. Są tym razem długie.



Oczywiście zrobiłam i coś jeszcze. To coś, to dwa przedmioty przeznaczone na kolejną rozdawajkę, którą ogłoszę oficjalnie lada dzień.

8 listopada 2011

Mleko.

za oknem. Prawie, jak w Londynie.
Wczoraj poranne mgły i przymrozek w miarę były względne, tylko poranne. Jednak dzisiaj... i konkretniejszy mróz i mgła. Mgła, która tylko na krótko, w południe na tyle się rozrzedziła, że się rozjaśniło, ale już wychodząc z pracy, mgła była porządna. Na tyle, że miejscami widoczność ok 50 m.


Pamiętacie takie państwo Jugosławia ?
Zaczęłam przerabiać starszy zapas włóczki. Na banderolce pieczątka 2003r, pochodzenie, właśnie Jugosławia. Aż zajrzałam w Google, by odświeżyć sobie pamięć, bo coś mi się w datach nie zgadzało. Mieszanka akrylu i moheru. Nie sprawdziła się w początkowo planowanym w liściastym wzorze. Miał być szal (na prezent), ale zapadła decyzja - otulacz. A ponieważ wcześniejszy się sprawdza, ten też będzie taki.

Odnalazłam też blog, który zainspirował mnie i do tego, jak i do wcześniejszego otulacza. To blog MonDu.

I cały czas mam dylemat, czy farbować alpakę, czy sobie odpuścić. Z jednej strony, naturalne jest piękne, z drugiej... ile można mieć brązu i ecri ? Sama nie wiem, pomysły snują się po mojej głowie prawie tak samo, jak mgła pomiędzy moim blokowiskiem. I niby coś widzę, a jednak się rozmywa. Macie czasami też takie dylematy ?

Aaaaaa... od wczoraj bawi mnie ten filmik. Może i Wam się spodoba ? ;-)

6 listopada 2011

W listopadowym słońcu



Dzień wstawał mgliście. 
Na szczęście nie był to mroźny, jak wczoraj poranek. Nie mniej na nic mi pełne radości słowa płynące z prognoz pogody, że będzie słonecznie i temperatura na poziomie 15-17 st C, skoro wieje od wschodu tak, że się wychodzić z domu odechciewa.  
Z resztą, samochód od wczoraj już w zimowych oponkach i przyznam się, że sadziłam, że będę jedną z pierwszych, a tu... praktycznie po 10 października już ruszyła machina. Jak czekałam w kolejce, to i tak przemarzłam. To już rutynowo.










A, że idzie jesień olbrzymimi krokami widać po grudnikach. Z kwitnącego na czerwono niewiele po słonecznych promieniach lata zostało, ale się reanimuje powolutku. Biały za to poszalał i wypełnia pustkę po 'koledze'. A zawsze kwitły razem, tak patriotycznie w okolicach 11 listopada.



Za to niespodziankę sprawiły nowosadzonkowane.

























 W przypadku tej młodej roślinki, można zgadywać i obstawiać, na jaki kolor zakwitnie. :)



A co zwęszył Wielki Nos ?
Widać poniżej na zdjęciach.



To czarno-białe ślimaczki Aganiok. Nie potrafię podać linka, bo odnalazłam archiwalny wydruk z portalu MniamMniam z ... 2004 r.

Na ślimaczki potrzeba:

30 dag mąki;
15 dag  cukru;
1 cukier waniliowy;
2 zółtka;
20 dag masła (może być margaryna);
3 łyżko kakao;
2 łyżki kwaśnej śmietany (12% lub 18%), - dałam mleko.

Wykonanie:

Składniki zagnieść z wyjątkiem kakao. Podzielić na dwie porcje i kakao dodać o jednej z nich. W razie potrzeby, można dodać mąki, bądź śmietany. Schłodzić min. 60 minut. Rozwałkować na dwa podobne prostokąty. Ciasta ułożyć na sobie i rolować wzdłuż dłuższego boku. Zrolowane ciasto, zawinąć w folię i ponownie schłodzić.
Przed pieczeniem pokroić na ciasteczka. Moje mają ok 1 cm, ale chyba cieńsze są lepsze. Piec w temp 175-180 st C ok 15 minut. 
Ciasto można również  przygotować poprzedniego dnia. Z tej porcji wychodzi w zależności od grubości pojedynczych 2 typowe blachy z piekarnika. 




3 listopada 2011

Roślinnie...

W ostatnich chyba promieniach słońca, bo ono mimo, że jest, to jednak, jakby go nie było...






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...