- 25 listopada. Jutro. Dowiedziałam się kilkanaście dni temu, przypadkowo, z netu. W sumie fajne święto, bo kto z nas nie miał w swym życiu chociaż jednego misia. :)
Pluszowego, kudłatego bardziej, bądź mniej, wspaniałego przyjaciela, powiernika tajemnic, pocieszyciela w trudnych chwilach. Nie pamiętam tego swego pierwszego misia, ale wiadomo, jak to w latach PRLu zabawki nie były tak urocze, jak dziś, więc i misie urodą pewnie nie grzeszyły, jednak przecież były i tak dla nas najpiękniejsze. Miś, którego dobrze pamiętam był prezentem od cioci, przywiezionym z ZSRR, był zółty i ciągle chorował, więc ciągle dostawał zastrzyki, po czym ciągle wisiał na lince za uszy, bo z niego kapało. To pewnie misiowe poty były, po tych super zastrzykach. :))) Z sentymentem wspominam też dobranockowego Misia Uszatka. Coralgol już nie zyskał takiej mojej sympatii.
Co by nie mówić, nie pisać miś, to miś. Nigdy nie zawodzi, w przeciwieństwie do ludzi (tego wątku lepiej dziś nie ciągnąc...), zawsze z zaciekawieniem słucha tego, co mamy mu do powiedzenia. I co z tego, ze nie mam już 5 lat. Patrząc po wpisach w wątku Candy, też kochacie misie ! :)
Co by nie mówić, nie pisać miś, to miś. Nigdy nie zawodzi, w przeciwieństwie do ludzi (tego wątku lepiej dziś nie ciągnąc...), zawsze z zaciekawieniem słucha tego, co mamy mu do powiedzenia. I co z tego, ze nie mam już 5 lat. Patrząc po wpisach w wątku Candy, też kochacie misie ! :)
Spod szydełka wyszło już mi sporo misiów, nie byłabym w stanie chyba tego ogarnąć. Ale ten poniżej, to na pewno pierwszy filcowy. Właściwie to ... przedstawiam Wam misię Balbinę.
Balbina może nie jest doskonała, ale potrafi sama stać, ha ! I nie ma drutów w środku.
A w necie pełno blogów z misiami. Snując się przez ostatnie 2-3 dni od bloga do bloga, szczególną mą wagę przyciągnęły misie na blogu sTwory Wyobrażni i u Evgenii Aksenovej Bears for People. Był jeszcze blog z misiami szytymi, dużo wiekszymi, ze sztucznego futerka, ale w tej chwili nie mogę znaleźć.
Nie zapomnijcie Waszym misom uścisnąć świątecznie łapy. :)
Nie zapomnijcie Waszym misom uścisnąć świątecznie łapy. :)
Przed chwilką natrafiłam na blog Roszpunki, a tam... misie. :)
Ależ boska Balbinka! :)
OdpowiedzUsuńJa też Dzień Misia zamierzam uhonorować biorąc Misia i łażąc z nim jutro po szkole :)
Piękna Balbinka - taka romantyczka.
OdpowiedzUsuńA ja misia nie mam, co za szkoda...
Za to Balbince całuski przesyłam!
jaka Ona piękna, ta panna Misiowa!
OdpowiedzUsuńmam tego swojego, z dzieciństwa, cudem uratowanego od wyrzucenia podczas przeprowadzki babci dawno dawno temu (jako dziecię dużo bywałam u babci i tam został Miś).
Uszatka uwielbiam i ku mej radości - moje Córki też :)
Piękna Balbinka :) Mój misio ma ponad trzydzieści lat nie ma ręki ani nogi ... :)
OdpowiedzUsuńOjej, jaka urocza.
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś mi szczenięce lata :) Nigdy nie lubiłam lalek i do dziś wzbudzają we mnie raczej niechęć, zwłaszcza te plastikowe czy ceramiczne - kojarzą mi się z... zresztą nieważne. Miałam kilka misiów, ale jednego ulubionego, spałam z nim chyba tak gdzieś pod 15 rok życia :D Nie był może przepiękny, ale to był Ten Jedyny. Nie robiłam misiowi zastrzyków, bo to by go pewnie bardzo bolało. Mało komu w ogóle pozwalałam go dotknąć, żeby mu nie zrobił krzywdy :).
OdpowiedzUsuńŚciskam łapkę Balbince a Ciebie pozdrawiam serdecznie.
Bo wszystkie misie 'pienkne som !' :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że tez macie misiowy sentyment.
Tobatko - czy już leżysz z misiem, czy jeszcze w pracy ? ;)
Agatko - Uszatek jest ponad czasem. Fajnie, że też ceniony przez najmłodszych.
Violu - a gdzie pogubił kończyny ? Jakiś weteran, ale to zawsze ten misiu. :)
Tysiu - dobrze, że ten Twoj Jedyny nie chorował tak mocno, jak mój. :)))
A Balbina pęka z dumy. ;-)
Uściski dla Balbiny :) Urocza jest <3
OdpowiedzUsuńJa mam misi pełną półkę, mam nadzieje że Twoje będą kiedyś tak sławne jak misie Bukowskiego:)
OdpowiedzUsuńUroczy misiak:)Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie wróciłam ze szkolenia.... Daleka do łózka jeszcze droga, ech... Nie ma lekko :)
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu :)
Cudowny miś!
OdpowiedzUsuńJa mam do misiów straszliwą słabość. Nie potrafię przejść obojętnie obok jakiegoś, który mnie zauroczy... Na całe szczęście teraz mam wymówkę dla przynoszenia kolejnych misiaków do domu - 2,5letniego synka, który miłość do tych stworów odziedziczył zapewne po mamusi ;)
Mój miś z dzieciństwa miał na imię... Adolfek (nie wiem skąd mi się to wzięło), był wypchany trocinami i urywała mu się głowa, mama mu ją przyszywała. gracha
OdpowiedzUsuń