Pages

30 kwietnia 2021

Taki yarn-art-cik, czyli powtórka z mała zmianą

Spodobała mi się forma, faktura i w ogóle, wszystko tej ostatniej niteczki, toteż poczyniłam sobie kolejną, tym razem mniejszą porcję mieszając zabarwiony polwarth i jedwab sari beatch fire oczywiście od Kariny z E-wełenka 

Od pewnego czasu chodziło za mną połączenie w kolorach żółci i zieleni. Miało być delikatne i stonowane, ale z kolei nie mdłe. Barwnik, czyli u mnie polskie Kakadu, starałam się zmieszać z wodą 'oszczędnie', czyli mniej barwnika, niż to wynika z norm, by kolor wyszedł rozmyty, taki bardziej pastelowy. W kolorach zawsze mieszam intuicyjnie, toteż i tutaj barwiąc, poszłam po linii najmniejszego oporu, barwiąc oddzielne porcje bezpośrednio w garnkach. Pół godziny pyrkania na małym gazie, zakończone płukaniem z domieszką octu i wyszło dość równo. żółty intensywniejszy niż początkowo chciałam, zielony stonowany. 


Miałam nadzieję, że czesanka wysuszona, straci na intensywności koloru. Zwłaszcza ta żółta, ale nic z tego. :) W sumie, to bardzo mi się ten odzień podobał, niby konkretny, intensywny, ale jednak nie tak mocno żółty, chociaż jednak żółty. Im bardziej się w niego wpatrywałam, tym bardziej mi się podobał, ale jednocześnie wzrastały obawy, że ten kolor zdominuje kolor nitki. Tak bywa, że nitka ostateczna, z czesanki barwionej na różne kolory, przechwytuje niejako jeden kolor i staje się on wizualnie dominujący chociaż, nie jest tej porcji czesanki wybitnie jakoś więcej.

W worku z różnościami od Kariny, oprócz zakupionego jedwabiu były też gratisowe niespodzianki i jedną z takich niespodzianek - pasmo zielonej, stonowanej czesanki idealnie wplotło się w kolorystykę moich farbowanek i prawdopodobnie, pomogło stonować tego żółtego kurczaczka. Miejscami w roladkach widać ten nieco inny odcień zieloności. ;-)


Singielek tym razem by świadomie robiony bardziej grzecznie niż poprzedni. 

Dublując kolorowy singiel z nitką drugą, specjalnie dzieliłam na mniejsze porcje z dwóch powodów. Raz, że moje motowidło ma tylko 1,20 długości, co chciałam do niedawna jeszcze usilnie zmienić na większe. Dwa, że moja nawijarka, zdecydowanie bardziej radzi sobie z mniejszą porcją, tzn jak jest nitki za dużo na nawijarce, to zaczyna się tarcie i zahaczanie o jeden z elementów zwijarki. 

Pierwsze metry dubla, zdjęcie w dzień pochmurny.

A to już całość w kwietniowym słońcu. Odcienie kolorów nieco cieplejsze. 

 







 

 


 


18 kwietnia 2021

Się Porobiło - cz. 161 Pomieszane

 Czas na kolejne okno. Doplątałam dwa, a właściwie trzy kolejne kwietniki.Jeden jest fajny, ale kompletnie tutaj nie pasuje. Długi wyszedł, a nie chciałam już go rozplątywać, więc odpoczywa. 

Potrzebuję haczyki, by móc ładnie wieszać te swoje plątaninki. Przeryłam cały portal aukcyjny i albo kupię paczkę 100 sztuk, albo muszę się 'udać' do Chin, bo część ofert na mniejszą ilość sztuk, jest rodem właśnie z tamtejszego portalu. Jest też szansa, że pootwierają się sklepy i akurat będą takie, jakich potrzebuję. Ale to jest mało prawdopodobne.

Niebezpiecznie ciągnie mnie do makramy. Niebezpiecznie, dlatego, że o ile mogę plątać do woli, to co później z tym robić ? Mieszkanie ma ograniczone możliwości pochłonięcia tego, a robić do szuflady też nie powinnam, bo zbędnego miejsca w szufladach nie posiadam.

Wczoraj było małe okienko pogodowe i czmychnęłam na działkę. Trochę spontanicznie, ale takie czasy. Zawsze obawiam się tego pierwszego wyjazdu, może nie tyle wyjazdu, co widoku po kilku miesiącach niebytu. Ten, jakby tu powiedzieć, ... etap przejścia między zaschniętą jesienią, a budzącą się wiosną, jest okropny. Niby coś powoli się zieleni, ale jesień i zima nie pozwala na wiele. Trawnik fajny, po zeszłorocznej regeneracji, nadaje się do natychmiastowego koszenia, ale... pilniejsze było przecież wyczesanie liści, patyków, czy innych zeszłorocznych 'suszek', które nie dość, że brzydkie, to jeszcze takie dołujące. Chciałby się zrobić wszystko, a przecież pogoda taka dość zmienna (z deszczem za placami), na dodatek przyjechałam w konkretnym celu - wsadzić do ziemi już mocno rosnące róże i hortensję. W porównaniu z różami, które na działce, te są bardzo już ulistnione.


I tutaj, dla własnej pamięci i późniejszej orientacji. Białą róża, to pnąca Climbing Iceberg - tutaj są dwa słowa o niej, dalej to Casanova - tu, dalej różowa to Criterion - tu i wrzosowa Lila Wunder - tu. Do kompletu, jednak zdecydowanie w innym miejscu dojechała hortensja bukietowa - White Lady. Wcześniej urzekły mnie hortensje zwykłe, ale ich cecha - kwitnienie na drugorocznych pędach, czyli w moim przypadku (osłanianie jesienne, ale i pilnowanie wiosną temperatur), mało prawdopodobne. Rosną sobie u mnie dwie, może zakwitną kiedyś ? Zobaczymy, jak się sprawdzi ta białą dama. W ogóle wszystko wygląda obiecująco, jednak, jak to w sieciówkach, z jakością może być różnie. Rośliny są w bardzo dobrej kondycji, ale jest pytanie, czy będą to faktycznie te odmiany, które zostały opisane.

Pozostały do wkopania piątkowe zakupy z Biedronki. Ale tu już następnym razem, jak pogoda pozwoli.

 

Tymczasem kilka zwiastunów wiosny, które przeszły wnikliwą kontrolę Joszka.

Z dobrych wieści - przywitałam się z moim ropuchem. Ma się dobrze, ale fakt, że siedział sobie na obrzeżu oczka sprawił, że niestety, nie zostały tam przycięte suche trawy.


 Niestety, jakieś straty są zawsze. W tym roku dość bolesne. Zniknęły ryby. Były zabezpieczone siatką wkoło, koty więc raczej ich nie zlikwidowały. Jednak podejrzenie kieruję na kuny. Sąsiad, który przebywał do grudnia opowiadał, że buszują. A ja przecież już miałam w samochodzie latem spiżarnią pod klapą silnika, w samochodzie. Ehhh....









11 kwietnia 2021

Się Porobiło - cz. 160 Mów mi 'boho'

Będąc dziecięciem 'robiłam' makramę. Moda wówczas była, plątałam głównie kwietniki, z czego się dało. Głównie to były oczywiście sznurki, np. taki lepszy tzw sznurek konopny, albo taki biały sznureczek, jakby woskowany, sprzedawany w zgrabnie zwiniętych porcjach. Teraz, znowu moda powraca, tyle tylko, że obecnie się raczej mówi o wyrobach 'w stylu boho'. Zawsze to tak nowocześniej i nikt nie używa nazwy techniki, dlaczego ? Bo stare i takie... niefajne ?

Więc chcąc nie chcąc, jeśli boho i makrama jest na topie, to niechcący i ja się tam znajdę, bo po prostu zaistniała potrzeba uporządkowania kwiatów domowych, a mam ich trochę. I nie będę ukrywać - że szukając inspiracji na dekoracje 'firanka=zasłona' w oknie, przy okazji, zwróciło moja uwagę, zamieszczanie wiszących kwiatów w oknie, często zamiast wszelkich dekoracji tkaninowych. Ponieważ, niestety, mieszkam w blokowisku i pomimo, że na noc zasłaniam rolety, to jednak zupełnie gołych okien, szyb bym nie chciała mieć. Kwiatów aż tak eksponować na południowej, mocno słonecznej szybie też nie powinnam, więc drogą kompromisu... i oczywiście patrząc praktycznie, powoli zaczynam realizować swoją wizję.

Tu od razu, dla własnej pamięci, wpisuję nazwę dokupionej rośliny, wiszącej poniżej - Juncus liebeslocken, czyli sit rozpierzchły.



W sumie, jedno prezentuje się obecnie tak:

 

Prawdę mówiąc, pierwsze odświeżanie głowy, czyli przypominanie sobie podstawowych węzełków miało miejsce na cieńszym nieco sznurku. Powstał wąziutki kwietnik na małe osłonki

Co do sznurka, to kupiłam z portalu aukcyjnego, na próbę, 3 grubości. Jest bawełniany, skręcony, ale nie tak mocno, w kolorze naturalnym i bez dodatkowego 'obłaskawienia' włókien, czyli nie jest śliski. Robi się przyjemnie, sznurek się nie plącze, a to chyba najważniejsze. Nie mam wyczucia praktycznego, ile należy odciąć sznurka, na konkretnej długości kwietnik, dlatego zdarza się, że sznurki zostają w konkretnych długościach. I właśnie z takich pozostałości jest ta podkładka na ostatnim zdjęciu.


Ot taka forma 'coś z niczego', tzn nie dosłownie, albo raczej 'zero waste'. Oczywiście technika i sposób wykonania znalezione w necie.

Przede mną jeszcze kilka pomysłów do realizacji. Nie wiem, czy odważę się na jakąś większą formę dekoracji. Przyznam, że kusi bardzo. ;-) Na razie jednak ciągle mi w głowie siedzą firanki. ;-)



1 kwietnia 2021

Się Porobiło - cz. 159 - Kardigan

 I dość szybko powstał sweterek, taki kardigan, można by powiedzieć, z wcześniej 'stworzonej' niteczki. 

Najpierw oczywiście powstało 9 uroczych kłębuszków na mojej cudownej chińskiej przewijarce. Tutaj dopiero można było zobaczyć, że ta niteczka ma w sobie pazurka. ;-)

Sweter, tym razem klasycznie zszywany, nie robiony 'po całości'. Tak, jakoś wydawało mi się, że będzie lepiej. Dzianina wyszła miękka i bardzo lekka. Żyje trochę własnym życiem, bo jest sprężysta i elastyczna. 

Miałam kłopot, by ładnie ułożyć na manekinie. Trochę mi się wszystko zsuwało.
 
 
By sweter nie był taki smutny, powstał też kaptur, taki może ciut nietuzinkowy.

Kaptur jest z dwóch kawałków, zszywany przez środek głowy.
Sama wełna, zróżnicowana w sumie, chwilami cienka, momentami grubaśna, dała fajny efekt w dzianinie. Tak nieregularny, ale bez wielkich dziur, czy 'glutków'.
 
 
 
 Jest trochę rustykalny, żyje własnym życiem i jakoś mi to nie przeszkadza i nawet się podoba.
 
 I na koniec wpisu, bo czas taki właśnie nadchodzi, wszystkim czytelnikom pragnę złożyć świąteczne życzenia.




 
 
 
 
 










28 marca 2021

Wiosennie

 Czasami wiosnę trzeba po prostu kupić. Tak też i ja, chociaż kilka kwiatków...

Z bratkami na balkonie jest fajnie i niefajnie. Kiedy fajnie ? Zawsze... Kiedy niefajnie - jak trzeba kupić pelargonie, surfinie, czy inne letnie kwiaty, bo w sprzedaży są w określonym terminie, a wówczas bratki jeszcze niejednokrotnie są piękne i dylemat - co zrobić ? 


Najważniejszą zmianą w tym roku, to wymiana niestety (!) starszych tiu, jedna, być może dałaby radę jeszcze pożyć, ale druga już w poprzednim sezonie miała swą szansę, jednak nie bardzo się udało. Jedna tuja mniejsza, druga nieco większa. Pracy trochę, bo wyciągnięcie korzeni wbitych w doniczkę, koszmarnie trudne, ale się udało.

W dwie donice powędrowały róże. Tu, zanim o nowych, muszę przyznać, że poprzednia róża, nieprzesadzona do większej doniczki, ale zabezpieczona w pudle ze styropianem, niestety nie przejawia oznak życia, ale czekam. Podobnie, nie przeżyły hiacynty. Co ciekawe, cebule miały dużo ładnych korzeni, jednak same cebule rozmiękły się. Dlaczego ? Co było źle, jaki błąd ? 


Na zdjęciu widać jeszcze róże, które docelowo pojadą na działkę, więc o nich innym razem. Teraz dwa słowa o tych, które zostały posadzone na balkonie. Na zdjęciu wyżej, z lewej, jest fioletowa, pnąca Indigoletta 

Kolejna, to różowa, na niskim pniu (dlatego nie pojechała na działkę), taka raczej mini wersja - Teeny Weeny 
 

 To największe zmiany. Na zimę będą wymagały każda donica z osobna swojego kartonu ze styropianem. Taka wersja sprawdza się u mnie już kolejny rok. Doskonale sobie radzi przez zimę powojnik botaniczny. 
 

 
Już rusza, czego za bardzo nie można powiedzieć o tulipanach, czy irysach i krokusach, których raczej nie widać z ziemi. A miało być ładnie... Tu, na końcu posta poczynania  przedzimowe. A, wspomniane ubiegłoroczne pelargonie, też prawie nie przeąyły. Próbuję ukorzenić dwie sadzonki, bo tyle udało się uzyskać  po zimie.

Póki co, całości dopełniają i godnie wiosnę czynią miniaturowe bratki.
 


Wiosno przybywaj ! 
Nawet okna pomyłam. :)
Dobrego Wam, na wiosnę ;-)
 
 
 
 

 



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...