Zielony 'chodził' za mną i 'chodził'. I właściwie dalej chodzi, jak i niebieski, czy czerwony, bo to te barwy, które w naturalny sposób trudno otrzymać i osobiście nie miałam nigdy możliwości, by chociaż spróbować naturalnie je wydobyć. Może kiedyś... Tymczasem - trochę w wyniku braku spełnienia w farbowaniach naturalnych (efekty niestety współmierne do możliwości surowcowych :-( ) i nadarzającej się okazji (pomysł farbowania pojawił się nagle i od razu został zrealizowany) - poszła w ruch farbka 'z barankiem'. Nasza polska najzwyklejsza farbka do barwienia tkanin, włóczek z tym... że przez ten obrazek 'baranka' informująca, że jest przeznaczona do wełen i wyrobów naturalnych, nie wymaga wielkich temperatur barwienia. Firma Kakadu bardziej kojarzona jest z obrazkiem 'motylka' na opakowaniach, bo tutaj ma naprawdę sporą bamę barw, ale ma też do wełen i staram się takiej używać.
Z racji tego, że większość działań przeprowadzam intuicyjnie, 'na oko' i tym razem sypnęłam trochę barwnika do pogrzanej wody, pomerdałam i od razu, bez ceregieli wrzuciłam w motku wcześniej wypraną w kuchennym detergencie wełenkę rodem z ... tego samego recyklingu, co skarpety z poprzedniego posta. Nie zależało mi na żywej intensywności barwienia, po prostu miała być w tonach bardziej zielonych niż żółtych, więc tego barwnika było naprawdę mało w porównaniu z zaleceniami producenta. Wełna wessała kolor od razu i taki utrzymała do samego końca.
Oczywiście dłużej trwał proces wysychania wełenki, niż całe jej farbowanie. Siedziała w garze 30 minut, pyrkając delikatnie, bez gotowania, stygła, po czym chwilę utrwalona w occie, wypłukana i suszona. Schła na nieszczęście w dniu ciepłym, ale mglistym.
Widać nierówność koloru. To efekt pożądany i utrzymał się na nitce pewnie dzięki temu, że poprzednie barwienie było żółto-czerwone.
Moteczek z przeznaczeniem oczywiście (!) na skarpety. :-)
W tle zdjęcia spostrzegawczy zauważy suche badyle. To niestety osteospermum. Nieszczęsne rośliny nabyłam wiosną, ale pierwszy raz natrafiłam na egzemplarze, powiem o nich tak brzydko, a co, które prawie właściwie wcale nie rosły, a i z kwitnąć jakoś szczególnie nie zamierzały i dalej idzie im opornie. Nie wiem, czy to wynik gorącego, suchego lata, czy po prostu takie się trafiły. W roku ubiegłym kwitły i rosły przepięknie do mrozów.
Prawdę mówiąc, tegoroczny balkon, a właściwie rośliny, dość szybko przeszły w fazę jesienną. Podlewanie ich co 2 dni w takie upały, jakie tu były, miało też przełożenie na mniejszą intensywność rozrostu i kwitnienia. Dobrym pomysłem okazało się być zmniejszenie ilości nasadzeń, ale też i wywiezienie części na działkę. Te w zwykłych małych doniczkach zwyczajnie by tu uschły już w lipcu.
W piątek zlikwidowałam narożny winobluszcz. Niestety, mimo starań, przycięty mocno podczas kładzenia posadzki 4 lata temu, rósł słabo i już na początku sierpnia przebarwiał liście i gubił. Nadarzyła się okazja wymiany. Sąsiadka na działce postanowiła pozbyć się młodego bluszcza. Przygarnęłam z wielką radością, chociaż też wsparta niepokojem, bo tu mocne słońce, a bluszcze wolą cienie. Nie wiem, jak będzie. Na razie jest tak, jak tutaj widać. Zdjęcia w sobotnim porannym słońcu.
Pomidory rosły średnio. W przyszłym roku chyba już się nie zdecyduję, by je sadzić, bo jenak potrzebuą codziennego podlewania, a nie jestem w stanie tego im zapewnić. Chyba, że coś się zmieni w tym temacie.
Mam dwie papryki. Dostałam sadzonki nie wiedząc, jaka to papryka, zostały razem w doniczce, bo nie rosły intensywnie. Dojrzewają owoce. Jest ich kilka i dają wiele radości. Podobnie, jak truskawki, które przyholowałam z działki na balkon. Żal było zostawić na pastwę losu. Przycięłam pędy, próbuję sadzonkować. Zakładam, że ostatecznie zawiozę zadołować w ziemi w ogrodzie i mam nadzieję, że przetrzymają zimę. Owoce są naprawdę cały czas aromatyczne i te, które mają sporo słońca, smakowo niczym nie odbiegają od letnich.
Pięknie też przebarwiają się liście rośliny. Nigdy wcześniej nie przyglądałam się temu zjawisku. Od barwnych liści przecież są inne rośliny. ;-)
Właśnie w tv prognozują słońce i wysokie (jak na tę porę roku) temperatury, ciekawe, jak je wykorzystają truskawki.
Zaczęłam dziergać farbowaną wiosną wełnę przy pomocy aksamitki. W popołudniowym słońcu września, w skojarzeniu z barwieniem farbką (wyżej) kolor wełenki wygląda na bardzo oliwkowy, ale taki w sumie nie jest.
Zielony kolor wełny jest śliczny, jasny i wiosenny. Aksamitkowy też nie gorszy:)
OdpowiedzUsuńMasz ładny, szeroki balkon. Można na nim hodować sporo kwiatów. Na moim niespecjalnie. Jest długi, ale wąski. W tym roku ograniczyłam się do posadzenia bluszcza. Sporo urósł od wiosny i ładnie pnie się po kratce. Mam nadzieję, że przetrwa zimę.
Tak, każdy zielony inny, sam w sobie urokliwy, ale nijak razem nie idzie ich oglądać. :-)))
UsuńBalkon mam faktycznie konkretny i słoneczny. Takie spełnienie marzeń z dzieciństwa, jak i z poprzedniego lokum. Gdyby nie fakt mego wybywania na lato z bloku, byłby zdecydowanie bardziej zarośnięty. Pewnie, jak będę na emeryturze to może się urealnić. Przy założeniu, że do niej dożyję. :-)))
Z bluszczem mam doświadczenie minimalne, miałam tutaj kiedyś kawałek i zima go nie wytłukła. Ale licho wie, czas pokaże, bo inaczej trzyma się roślina, która rośnie w gruncie, a inaczej w donicach.
Aksamitkowy bardzo przepiękny! Zielony żywiutki, od razu krążenie sie poprawia, na skarpetki w sam raz. A motylki to motylki, nie są od Kakadu, uniwersalne barwniki Kakadu mają papugę na opakowaniach, ale można też nimi (znaczy: papugami) spokojnie wełnę farbować, tylko wełnianą metodą (z octem).
OdpowiedzUsuńJa nic nie napiszę o Twoich roślinach. Z zazdrości, rzecz jasna :-)
Tez to samo pomyślałam o tym żywym zielonym. Mam jakieś energetyczne ciągoty do własnych stóp. :-)))
UsuńZaskoczyłaś mnie z tymi barwnikami 'z motylkiem'. Głowę bym dała, że one są od Kakadu tak, jak te z barankiem i papugą. ;-) Dzięki za naprostowanie.
Twoje roślinki też piękne są. Nie sztuką mieć ich dużo, sztuką stworzyć im warunki. A Twoje przecież też wdzięcznie kwitły i kwitną. :)
Bardzo ładny balkon,no i te truskawki, aż odruchowo przełknęłam ślinkę :} ,tak apetycznie i malowniczo wyglądają.Jak zresztą cała reszta.Zielony kolor bardzo intensywny ,jak trawa na wiosnę,ale ładny.Ciekawe też ,co się produkuje z oliwkowej ,lub ,jak u mnie widac ,musztardowej włóczki ?Pozdrawiam ,Danka.
OdpowiedzUsuńTruskawki i mnie ciągle kręcą. Nie jest to owocowanie na miarę tego, jak jest reklamowane, bez porównania z letnim, klasycznym, ale raczej taka namiastka. Jeśli uda mi się przezimować, będę bardzo zadowolona. Fajnie byłoby mieć ich dużo więcej. Ale szczerze mówiąc, kupowanie corocznie kilkadziesiąt sadzonek kwiatów tylko do samych skrzynek, to konkretny wydatek i stąd myśl i nadzieja w przezimowaniu tego, co się da. :-)
UsuńKolor wełenki, jako farbowanej naturalnie, jest co rusz inny. W cieniu inny, w słońcu też, wielokrotnie o tym wspominałyśmy i ta też bywa, jak piszesz, czy to oliwkowa, czy to musztardowa, czy zielonkawa. Sama naprawdę nie wiem, jaka ona jest. Na pewno każde moje farbowanie aksamitką dało inny efekt. :-)))
W farbowaniu na wiosenną zieleń widzę jakąś tęsknotę za tą porą roku :))
OdpowiedzUsuńAksamitkowy kolor jak najbardziej mój, taką wiosenną zieleń też raczej upchnęłabym w skarpety za to tez złoto-oliwkowy eksponowała w czymś bardziej widocznym.
Jeszcze pełnia lata na Twoim balkonie a widok truskawek o tej porze roku bezcenny :))
Uściski
Z tą zielenią to mi wyszło pokrętnie. Wiosną poszło w jesienne odcienie (chociaż aksamitką celowałam zdecydowanie w pomarańczowe tony haha !), a teraz zdecydowanie w soczystą, mocną zieleń. Bankowo, gdyby mi na takiej zależało, wyszłaby zdechła, sinawa, albo inna, równie nie taka wymarzona. :-) I w sztucznych barwnikach nie ma co się nastawiać na konkrety, bo to diabeł czasami w garze miesza. ;-)
UsuńSama wgapiam się w truskawki. Zeszłoroczne nie były takie chętne do kwitnienia i owocowania. Pewnie gdyby nie temperatury, owoce też byłby bardziej, jak poziomki. Co ciekawe, poziomki na działce (kupiłam pod koniec lata) wcale nie kwitną.
:)
Oba kolory mi się podobają. Każdy na swój sposób. Ciekawi mnie, co będzie z tych wełenek. :-)
OdpowiedzUsuńAnka
Z jednej są już skarpetki, a z drugiej... czas pokaże. ;-)
UsuńPozdrawiam