Post częściowo w odpowiedzi Krystynie o siatkę zabezpieczającą nad oczkiem wodnym (komentarz pod ostatnim postem).
Jak pisałam wcześniej, obecnie wisi nad oczkiem tymczasowa, zielona siatka. Specjalnie, z uwagi na duże zainteresowanie oczkiem wszystkich możliwych zwierząt, by jednocześnie zabezpieczyć ryby przed kotami, które niestety, za jakiś czas nie będą tak dożywiane, jak przez lato, postanowiłam (pomimo wątpliwej estetyki), rozwiesić siatkę (w sklepach ogrodniczych nazywają je siatkami przeciw kretom). Siatka wisi tak, by umożliwić dostęp do wody tym, którzy bez niej nie żyć nie mogą, a odizolować koty.
Stąd zakup prętów gwintowanych, nakrętek i podkładek. Metrowy pręt, podzielony na został na 3 krótsze, zaostrzony na szlifierce, by łatwiej wbijać w ziemię. Na pręt nakręcona jest nakrętka, na nią podkładka, na to siatka, na siatkę ponownie podkładka i na nią nakrętka. Uffff... :-) I wisi.
Koty ją omijają, chociaż mają szansę przy brzegu, przy roślinach wcisnąć jęzorek i pochlipać wodę. Dla żab, ropuch, itp., bez problemu (potwierdzają to zdjęcia niżej). Nawet małe ptaki, wchodzą pod siatkę i korzystają z wody. Chociaż ptaki głównie używają wody w górnej niecce kaskady. Dziś wieczorem nawet kąpał się tam rudzik ! :-)
Ropuchy, jak dotąd najczęściej wyruszały do oczka wieczorem. Ta zdecydowała się na kąpiel już w niedzielne popołudnie i właśnie przemierzała trawnik. Idealnie, bez GPSa, kierując się prosto do wody.
Nie zraziły ją sztuczności, ani pręty, ani siatka.
Wąż ogrodniczy też nie stanowił problemu, ale akurat tę instalację zwierzaki znają od lat.
Poniżej ropucha już zażywa kąpieli, jest co prawda za kratami, ale tym samym jest szczególnie bezpieczna. ;-)
I na koniec, dla spokojności - jak mawiali w komedii 'Kochaj, albo rzuć' cieknąca woda po kaskadzie i kwitnący ponownie, posadzony wiosną powojnik - tu - hehe i wówczas życie oczka wodnego opisywałam wraz z powojnikami w tym poście.
Ehhh.... mimo tego, co na zdjęciach, kalendarz odlicza czas. Idzie jesień, trzeba będzie wrócić do blokowiska. Niestety... .
To prawdopodobnie ostatni post pisany tutaj.
Rozczula mnie to ,jakie masz podejście do zwierząt,stworzeń wszelakich...Ten zachwyt nad istotami żyjącymi wraz z nami też nie jest mi obcy .Własnie w minioną sobotę pożegnałam ze łzami w oczach krążacą nad moim domem rodzinkę żurawii{3 sztuki}, czułam ,że będa odlatywać i tak też się stało.W ciągu tego tygodnia już kilka kluczy , z charakterystycznym klangorem podążało na południe.Mieszkam w miejscu ,gdzie od samej wiosny słychać głosy żurawii, gniazdują w bagnistych zaroślach,wychowują tam młode,uczą je potem latać nad moim domem ,stąd tez moje wzruszenie coroczne ,gdy odlatują.Tak samo płaczę ,gdy wracają:}Współczuję Tobie ,miłośniczce przyrody ,tego mieszkania w blokach.Ale przecież wiosną ,znów tak ,jak "moje "żurawie powrócisz tam,gdzie czujesz się najlepiej:} Pozdrawiam ,Danka
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBlogger durnieje...
UsuńPięknie piszesz o żurawiach. Przyznam, że w życiu, w naturze ich nie widziałam. Masz może zdjęcia ? Bardzo chętnie bym popatrzyła.
Pozdrawiam
A wiesz ,że nie mam ,chociaż staram się robić fotki zwierzętom ,ptakom,owadom,ot tak ,na pamiątkę. Obiecuję,że wiosną w przyszłym roku,jak tylko żurawie wrócą ,zrobię im zdjęcia .
OdpowiedzUsuńPoproszę. I trzymam za słowo ! :-)
Usuń