Pages

9 września 2014

Farbowanie naturalne 2014 - nawłoć

Nawłoć (Solidago virgaurea) mylona z mimozą (tu wyjaśnienie) rośnie u mnie w kąciku przy oczku wodnym. Niewiele tego. Rozsiewa się i trzeba uważać, bo jak kiedyś pisałam, ekspansywna roślina.
W tym roku zakwitła szybciej, ale też kwitła dłużej. Miodna, jak zwykle, przyciągała stada owadów. W tym roku pierwszy raz widziałam miód z nawłoci, dane mi też było go spróbować - oczywiście, nie mojej nawłoci - na Festiwalu Smaku w Grucznie. Bardzo delikatny w smaku, nie za słodki  i taki jakiś lekki. Żałuję, że sprzedawca nie miał mniejszych słoiczków - litrowy wydawał mi się ciut duży, bo kupowałam jeszcze inne smaki miodu.

Z mojej pracowite pszczółki wyniosły 'miodek' do innych uli, a chcąc coś z niej mieć, prawie w ostatniej chwili postanowiłam wykorzystać przekwitające kwiatostany do farbowania.
Miałam jasną wełenkę, przygotowaną wcześniej i zaprawioną ałunem 20%. Zalałam kwiatostany lokalną deszczówką, poleżały dobę, podgotowałam, odcedziłam rośliny i w barwnym płynie farbowałam wełnę gotując na maleńkim ogniu, nie dopuszczając do wrzenia. Gar przykryty pokrywką. Gdy ostygła utrwaliłam odrobiną octu. Uprzędłam tylko część. Jest niestety, jak mnie uprzedzano, podgryzająca.Tzn wełna sama z siebie, to nie wina nawłoci. :-)


Jak widać, miejscami kolor jest bardziej intensywny, wręcz inny odcień. Na zdjęciach, w popołudniowym słońcu wyglądający łagodnie, jednak w naturze trochę 'ostry', wściekły. Nie wiem dlaczego takie zróżnicowanie w barwie, jedyne wyjaśnienie, to większa temperatura w środkowej części garnka, w miejscu styku z wełną. 
I, jak to w naturalnym farbowaniu, kolor niejako 'blednie', traci na intensywności, gdy słońce zasłaniają chmury.



9 komentarzy:

  1. Povedla se ti krásná zlatá. Barvila jsem také a vyšla mi trochu do zelena.
    S tím focením mám také problémy. Ať fotím pod mrakem, ráno nebo večer, stejně mi vyjde barva trochu jiná než je v reálu. Hlavně žluté a zelené se mi špatně fotí.

    Hezké dny plné sluníčka, ať ještě můžeme barvit :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten kolor właśnie tylko w słońcu taki złoty wychodzi. Jak słońca brak, to jest bledszy. dużo bledszy. Jak piszesz, trudno pokazać prawdziwy kolor wełny farbowanej naturalnie, bo on się zmienia wraz ze światłem słońca.
      Miałam stosunkowo dużo roślin i pewnie stąd silniejsze żółte zabarwienie. Nie zielonkawe.

      Pozdrawiam gorąco. U mnie słońc teraz mało, dużo mgły, ale na szczęście jeszcze ciepło. :-)

      Usuń
  2. A ja tam się z nią nie pierniczę, tylko gotuję aż miło - wychodzą wtedy intensywniejsze kolorki :) A procedury z miedzią i żelazem bardzo podobne jak przy liściach brzozy i wrotyczu i wychodzi wtedy pełna paleta żółci, seledynów, zieleni i oliwkowych :)
    Ale efekt Ci ładny wyszedł, takie lekkie nierówności mają swój urok :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcześniej tez szłam na żywioł i efekty fajne. Teraz, po czytaniu, jak ludzie uzyskują pełniejsze wybarwienia, że właśnie nie można zagotować, albo nawet i tylko chwilę gotować, zmieniłam podejście.. Sama nie wiem, bo efekty moje, wcale rewelacyjne nie są. :-( Cóż, człowiek ponoć się uczy poprzez praktykę. Z mojej wniosków sensownych nie ma. Póki co. No może poza tym, że trzeba najlepiej uzbroić się w tony składnika i dopiero próbować coś zrobić. :-)
      A nierówności w barwieniu, to jest ten pazur, który akurat mnie się bardzo podoba. Podobnie jak niejednoznaczność zachowania koloru w różnym świetle. :-)

      Pozdrawiam :-)

      Usuń
  3. Kolor taki właśnie na jesień ciepły, słoneczny, przytulny :))
    Z tego co wiedzę farbowałaś runo, istnieje taka możliwość, że niektóre partie złapią intensywniej, końce przepalone słońcem lub fragmenty narażone na kontakt z moczem - przy farbowaniu runa często tak miałam.
    Uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przytulny, to on jest raczej tylko w słońcu. :-))) Jak to w naturalnym barwieniu. Można tylko chcieć, a efekt... heheh... :-)))

      Pozdrawiam

      Usuń
  4. fajny ten efekt cieniowanej żółci :) Widać, że miejscami jest bardzo intensywny. Tak myślę, że w robótce może dać świetny efekt. U mnie na łące obok tej nawłoci kanadyjskiej, rosnie nawłoć pospolita. Jakieś dzikie tłumy ludzkie przyjeżdżają i tną tę pospolitą ino buczy. A ja nawet nie wiem czemu ? Przy okazji wycieczki na łąkę z nawłociami, mija najmądrzejsza teściowa robiła mi wykład, że to jest mimoza. Tłumaczę babie, że to nawłoć przeca. A ona : no nie kłóć się ze mną bo ja wiem lepiej przecież :D I już wiadomo po kim ma charakterem ślubny :D Po mamuśce :D I jak tu będzie dalej z nimi wytrzymać ???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimoza u nas to raczej nie wytrzyma na zewnątrz. ;-) Ale upartej teściowej, to wiesz... :-)
      Chłopa zawsze można spakować i odesłać. Pewnie łatwiej, jak jest ktoś, kto może taka przesyłkę odebrać. :-))))
      Nie wiem w jakim celu ludzie hurtem wycinają u Was nawłoć. Najazd farbiarzy ? :-))))

      Pozdrawiam

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...