Pages

31 stycznia 2014

Diz - i wcale nie jest hohoh

Tak mi się chciało deseczki z gwoździkami, tak chciało. Bardzo chciało. Gdy oczywiście już wytłumaczyłam ojcu o co chodzi, gdy onlinowo zakupiłam ściski,  bo w stacjonarnych u mnie potrzebnych nie uświadczy, gdy ojciec nadział te gwoździe w deskę stwierdziłam, że to jednak nie to, że za grube gwoździe. A, że niby to były najwyższe i jednocześnie najcieńsze, jakie dało się kupić wstukać w deskę - jest, jak jest. Nie bardzo miałam na czym wypróbować od razu po skończeniu deseczki i jakoś tak zeszło do teraz. Między czasie na blogach rozeszły się wieści, ze można nabyć za granicą, takie ładniutkie, równiutkie, ehhhh. No, ale zanim zacznę wzdychać do nich intensywniej, trzeba spróbować, czy naprawdę potrzebuję, (bo nie narzekam na brak nieplanowanych wydatków, a i te planowane też się rozrastają więc..), gdy już się nadarzyła okazja pomieszać farbowanki orzechowe kolorystycznie, gdy wygniotłam glinkę na diz, poczekałam aż wyschnie, siadłam i ... na próbę poszła wyczesywana wcześniej psim grzebieniem alpaka. Jeju, jak ona mi się plątała na tych gwoździach. Jakby wcześniej nie była ruszana. Zostałam z kupą odpadu - ok 1/4 odpadu z całości, które nie chciały przeleźć przez zęby drutowe. Popaprało się, poplątało, że nie miałam serca z tym walczyć. :-(
Ale w końcu to nie do wyczesywania (chociaż trochę napewno), więc z zapałem ruszyłam nakładać na gwoździe tak, jak to wielokrotne widywałam na zdjęciach, czy wideo, obydwa odcienie orzechowe. Wyciągnęłam kawałek przez diz (jak tylko przyszło co do czego, stwierdziłam, że jest za ciężki i ma zbyt duży otwór). Na tym etapie przeciągania, to kończą się wszystkie widziane przeze mnie zdjęcia i widea. Co dalej ? Jak dokładać ubywającą z gwoździ czesankę tak, by stanowiła jakąś ciągłość. Nie chodzi mi oczywiście o metrowce, ale więcej niż kilka centymetrów. Szczerze, to mi ten diz cały przeszkadzał. Przynajmniej w takim rozumieniu, jaki wówczas prezentowałam. Szybko z niego zrezygnowałam, i wyciągałam sobie małe, wąskie kawałki, nawijałam w małe kłębuszki.


Ale to pozornie tylko dobre rozwiązanie. Niestety, rozwijane kawałki miejscami się na brzegach czepiają i jest niepotrzebne plątanie włókien. 

Wniosek prosty, że wszystko musi się odbywać inaczej, niż mi się wydaje. No musi !
Zaczęłam szukać po haśle 'diz' w grafice i poza cała masą rycin z dyskami w kolanie, w stawie kolanowym, nieliczne 'szukane' pokazały coś więcej niż to, co do tej pory widziałam.
Tutaj z drumka fajnie widać pracę krążka.

Bladego pojęcia nie mam, dlaczego mi Blogger nie widzi linka z Youtube i nie wstawia jako wideo. :-(  Wie ktoś ? Pomoże ? Może za jakiś czas uda się wstawić jak trzeba.

No tak, ale tutaj jest full czesanki napchanej na igiełki i to fajnie schodzi. Jak sobie poradzić z wersja 'stacjonarną', czyli na gwoździach ?

Może trzeba po prostu napchać na gwoździe tyle, ile się da i ciągnąć porcję. To jakoś zachować do przędzenia. No i znalazłam - tutaj.


http://www.youtube.com/watch?v=ECx1CwwrbaU 

Oczywiście jakoś opacznie zasugerowałam się, że dzięki krążkowi otrzymać należy taśmę już gotową do przędzenia, tzn wąskie pasmo, nie dostępne w sprzedaży, które się dzieli na węższe. Ubzdurałam sobie to na podstawie widywania w necie różnej wielkości otworków w diz-ie.

Czemu wcześniej nie mogłam trafić na takie filmiki ? No diabeł ogonem przykrył i tyle.

5 komentarzy:

  1. Przeczytałam Twój post jak tylko się ukazał, dzisiaj jeszcze raz. Samo zastosowanie "dizu" nie ma wpływu na ilość resztek pozostałych po wyczesywaniu. Na moich czesakach (też robionych przez ojca) wyczesywałam alpakę suri (widziałam na jakimś nowozelandzkim blogu jak), wyciągałam przez "diz" (spód z szpulki nici do hafciarki) pasmo gotowe do przędzenia, cienkie, długie i ładne. Odpad zostawał bardzo duży ale to co wyciągnęłam (64g) to był "nad gatunek". Odpad przeczesałam na nowo i całą operację powtórzyłam - w sumie 3 razy uzyskując za każdym razem trochę gorszej jakości czesanki. To co pozostało nadaje się po usunięciu resztek roślin na zwykłe szczotki i może ten odpad będzie nie tak bolesny.
    Nie mieszałam kolorów ale gotowe czesanki mają mniej więcej jednakową długość i samego odpadu nie powinno być za wiele , przy runie pochodzącym ze strzyży jeżeli jest segregowane wg zanieczyszczeń a nie wg długości - to mogą krótsze partie zostawać na gwoździach. Myślę, że sam "diz" nie ma decydującego wpływu na efekt końcowy no chyba, że ma bardzo nierówne brzegi wtedy szarpie brzegi taśmy ale zastosowanie tego krążka pozwoliło mi na uzyskanie całkiem zgrabnej taśmy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może nieczytelnie napisałam posta i trochę się mijamy z rozumieniem. :-)
      Diz w moim rozumieniu ma wpływ na wyciąganie nitki, jak się wie do czego on służy !!! :-)
      A ja właśnie jakoś się zakręciłam (przez różne wielkości otworu w diz-ie, jak pisałam wyżej), że źle go użyłam. Co by nie mówić, diz to jedno, a zupełnie inną sprawą jest napychać na gwoździe sporo czesanki. Wówczas odpowiednio ciągnąc włókna można ogarniając całą szerokość 'grzebienia' gwoździ, uzyskać niezłą porcję czesanki, a nie takie małe 'kuleczki' jak u mnie na zdjęciach.
      W swoim początkowym, 'poplątanym szale' działania, ograniczyłam ilość czesanki na gwoździakach, bo chciałam kontrolować lepiej wełnę, co paradoksalnie obróciło się przeciwko mnie. Mała porcja czesanki przekłada się na małą, wąska wstęgę - bez względu, czy wyciągana z gwoździ z dizem, czy bez niego.
      Co do wyczesywania czesanki na gwoździach, to alpaka dość mocno mi sprężynowała, jakby te moje gwoździe były zbyt grube do niej samej. Inaczej zachowywał się merynos. Bez porównania lepiej, bo właśnie nie sprężynował.

      Usuń
  2. Marudzisz troszkę, co? Przecież masz tej gotowej do przędzenia tasiemki całe stosy - znaczy: udało się? Twoje "niewypałki" nie są ciężkie, ale w istocie mogą mieć trochę nierówny brzeg w dziurce - może dlatego coś szarpie? A wiesz co, ja wolę mieszać na swojej starej goździstej desce, co ją zrobił Puchatek, niż na tej prawie profesjonalnej z Czech, może w niej więcej "wirków", ale jakoś lepiej mi sie przędzie. Więc nie ma co marudzić, że sprzęt nie ze sklepu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że marudzę. :-)
      Najfajniej byłoby zwalić winę na 'maszynę', że domowa, a nie sklepowa, ale jak wiadomo - co przeszkadza złej baletnicy... ;-)
      Błędem zasadniczym było, jak pisałam w komentarzu wyżej, niezrozumienie. Złożone niezrozumienie oparte też na swej nieomylności i pamiętliwości - że wiem, nie muszę doszukać, ze przecież to proste i poleci... Ha !

      Usuń
  3. Zbiorowo - bardzo dziękuję za wsparcie rodzimej produkcji desek gwoździowych.; -)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...