Pages

10 marca 2019

Się Porobiło - cz. 223 - Kule kąpielowe i trochę wiosny

Niby proste, bo robiłam wielokrotnie, ale jednak coś nie do końca wyszło.
Przyznaję, robiłam na pamięć i oko, zachowując podstawowe proporcje ilościowe sody do kwasku, ale chyba dodatku mleka w proszku i mączki ziemniaczanej, ostatecznie było nadto, (trochę ratowałam nimi sytuację - oddając więcej, niż powinnam - bo za bardzo rozwodniłam barwnik. Ten okazał się w ogóle być wyjątkowo złośliwy, chociaż dedykowany właśnie pod tego typu wyroby. Zakropiony do masy średnio barwił, bo wszak wszystko w masie raczej suche, kapnęłam więc wody, która zrobiła swoje, czyli uaktywniła barwnik, jednocześnie też i sodę, co akurat było najmniej korzystne...
Dodatkowo barwnik sprawił mi zawód kolorystyczny. Dopiero próbując zmieszać kolory, na żywioł, przypomniało mi się, że te barwniki żyją własnym życiem, nie zachowują się tak, jak barwy naturalne, czy chociażby zwykłe farbki. No, ale było za późno. Barwnik już pracował z masą i kolorystycznie była masakra. Zawiódł niebieski, który dziwnym trafem zaczął być siny, dodanie czerwonego niewiele zmieniło (!), dopiero ruszyło się żółtym, jednak nie w stronę zielonego a raczej.... jakiegoś bliżej nie określonego obrzydliwego brązu, który dodatkowo z buzującą sodą kojarzył mi się ... eh, nie powiem. :) No wyjątkowo brzydko. Jedynie zapach był miły dla nosa. Wizualnie bida. Wyschnięcie dla żółtego koloru wyszło średnio korzystnie, lepiej zadziałało na ten niefajny brąz.



Ale szkoda mi składników, więc wykorzystam. Pierwsza kula, ta brązowa w wannie początkowo też nie stanowiła radości dla oka chociaż, jak ostatecznie już się woda zabarwiła, kolorystycznie wyrównała, wrażenia pierwotne minęły. 
Cóż, trzeba z pokorą i rozważniej podchodzić do tematu. Swoją droga, ciekawe, jak wielką chemię używają przemysłowo, że te kolory mają takie intensywnie pastelowe. W tygodniu oglądałam takie sklepowe - zero informacji o składnikach. To chyba nawet niezgodne z jakąś tam ustawą konsumencką. 

A teraz dla pamięci własnej, czyli roślinki.
Posiałam 28.02.2019 dwa rodzaje pomidorów. Tak raczej w ramach ciekawostki, dla zabawy, a nie na hektary. Wzeszły łaskawie po tygodniu, trochę mnie niepokojąc, że tak długo. Ten wyższy, to Pokusa - drobny, a wysoki i karłowa wersja - Betalux.


Nabyłam też bawełnę i mam nadzieję chociaż na jedną roślinę ! Muszę posiać, koniecznie.

Posadziłam też kilka pelargonii, liczę że może coś przeżyje i się przyjmie. Problemem pelargoniowym jest to, że najwięcej jest czerwonych, a mnie się marzą ciągle białe i różowe, czy fioletowe.
A, że idzie wiosna, to mimo, że jakoś nie widać, to jednak trochę widać. W tym wietrznym, mokrym dniu udało mi się dostrzec kwitnące gałązki, zmoczone co prawda deszczem, ale jakże ładne. Oczywiście musiałam mocno trzymać gałąź, bo wiatr nie pomagał. 



2 komentarze:

  1. Pierwszy raz widzę bawełnę w nasionach:) Ciekawa jestem jak wygląda w realu:) Pelargonię różową dziwną i paskowaną oraz białą dostałam od koleżanki z Holandii i pieczołowicie przechowuję:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ! Basiu, to ciekawa jestem bardzo Twoich pelargonii ! No i doświadczenia, bo mi przyznam się, różnie wypada opieka nad nimi przez zimę, ale już rozmnożenie wiosenne, to więcej porażek niż sukcesów.
      Z bawełną nasionkową miałam już do czynienia i tu pisałam o nich, ale chyba nieszczególnie oznaczałam, bo sama mam problem, by je odnaleźć. Spójrz chociażby tutaj https://sieporobilo.blogspot.com/2016/09/i-oto-jest-bawena.html

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...