Pages

8 marca 2016

Lawendowo i wrzosowo.

Myślałam o kolorze długo, ale przyznam się, że trochę się obawiałam. Raz, czy na pewno będzie mi ok, dwa... czy w ogóle go uzyskam z tego, czym dysponuję. A dysponuję zazwyczaj podstawowymi kolorami, czyli żółty, czerwony, zielony, niebieski i czarny. No dobra, tym razem miałam jeszcze niebieski ciemny i to była podstawa działania. I był impuls, w piątek. Do gara woda, do wody wspomniany barwnik niebieski (ciemny !) i trochę dosypanego czerwonego. Dużo wody, bo do zabarwienia na raz 300 g nowozelandzkiej wełny z jagniąt no i nie chciałam przecież fioletu adwentowego, zimnego i ciemnego, a lawendowy, więc musiał być rozjaśniony, czyli praktycznie rozwodniony. 
Czesanka podzielona na oko (bo ja nie mam cierpliwości do ważenia), na 6 kawałków, rozłożona w kuchni na podłodze, na folii, pędzel w rękę i ... malowanie. Oczywiście w połowie pierwszej czesankowej wstęgi uświadomiłam sobie, że zapomniałam ją zmoczyć. Polałam wiec wodą z domowej konewki tyle o ile, by nie zalać kuchni, a jednak wełna miała jakiś wodny poślizg i dalej robiłam swoje. Oczywiście nie chciałam jednokolorowej przędzy, ma mieć cienie, stąd malowanie, a nie moczenie w farbie. Trochę zeszło. Zawinęłam w folie (spożywczą) po dwa pasma ze sobą i powędrowało do gara (konkretnie na sito gara do gotowania na parze). Niecała godzina gotowania, stygnięcie i chwila prawdy.

Płucząc już wiedziałam, że mam to, co chciałam. 
Tak wygląda warkocz w świetle marcowego trochę pochmurnego dnia, a poniżej w słoneczku.


I pierwszy moteczek  - 102 g = 362 m.


Oczywiście działam z pomocnikiem. ;-)






7 komentarzy:

  1. Cudowny kolor. Na żywo pewno jeszcze ładniejszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj !
      Tak, realnie na pewno wygląda inaczej. ;-)
      Mnie to zawsze intryguje ostateczny wygląd w dzianinie. Bo bywają piękne warkocze barwnej czesanki, a dzianina zdecydowanie już nie. :-( Tym bardziej, że aparaty średnio dobrze radzą sobie z pokazywaniem fioletów.

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Ojej, jak miło musi być prząść taki kolor, to jednak inna bajka niż przerabianie białej wełny. Bardzo podoba mi się ten przesiany kolor w nitce, chyba zrobię kolejne podejście do farbowania pędzlem :-) Moja polska wełna jakoś do tej pory nie bardzo chwytała kolor w ten sposób, lepiej było wrzucać w farbę do gara. No ale warto spróbować jak widzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak kiedyś pisałam na blogu, wełnę, czy czesankę najczęściej maluje barwnikiem chemicznym. Co innego barwienie barwnikami naturalnymi. Tu już wszystko razem do gara i zdaję się na naturę. Gdy barwię barwnikami, to pędzel w rękę lub ewentualnie posypuję z torebeczki, chociaż posypywanie jest zdecydowanie mało powierzchniowe.
      I moim zdaniem, znaczenie ma wcześniejsze zmoczenie wełny, bo woda jest tu nośnikiem barwnika.
      Gdy zastanawiałam się nad miernymi efektami barwienia sposobem naturalnym, próbowałam podpytać kolegę-chemika, jak sobie ułatwić (czy jest w ogóle szansa) na przenikanie przez włókna barwnika, wówczas mówił, że pranie naturalnych włókien w detergencie (najlepiej dziecięcym, bo coś tam... nie pamiętam :-)), że chodzi o zmniejszenie napięcia powierzchniowego włókna. Może spróbuj.
      :-)

      Usuń
  3. Namaczam wełnę przed farbowaniem, a jakże. Tylko jak nanoszę rozrobiony barwnik to mam wrażenie, że on sobie po prostu przelatuje między włóknami i ląduje w 90% na folii, którą owijam wełnę. I ostatecznie wełnę po czymś takim ładuję i tak do gara, bo kolor trzeba mocno poprawić. No ale z detergentem nie próbowałam. Nie wiem, może to kwestia resztek lanoliny na włóknach, albo ja wiem co? no przelatuje ten barwnik przez wełnę jak przez sitko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moczę taśmę czesanki i mocno wyciskam, rozkładam na folii i maluję pędzlem. Właściwie smaruję po włóknach, maluję prawo lewo, jak po desce. Bywa, że rozsuwam włókna palcami i wklepuję pędzlem zawartość pędzla. Bardzo rzadko mi przeleci barwnik na folię. Jeśli tak, to zbieram ją czesanką ile się da. Jak gąbką, czy szmatką. Tutaj widać http://sieporobilo.blogspot.com/2012_03_01_archive.html chociaż to były początki i jeszcze chlapałam na lewo i prawo. :-) Teraz tez inaczej zawijam, wzdłuż jak tu widać http://sieporobilo.blogspot.com/2015/11/navajo-na-wrzecionie.html i robię to w foli spożywczej, tej, co się sama siebie trzyma.

      Usuń
  4. Namaczam wełnę przed farbowaniem, a jakże. Tylko jak nanoszę rozrobiony barwnik to mam wrażenie, że on sobie po prostu przelatuje między włóknami i ląduje w 90% na folii, którą owijam wełnę. I ostatecznie wełnę po czymś takim ładuję i tak do gara, bo kolor trzeba mocno poprawić. No ale z detergentem nie próbowałam. Nie wiem, może to kwestia resztek lanoliny na włóknach, albo ja wiem co? no przelatuje ten barwnik przez wełnę jak przez sitko

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...