
Dzień
był ponury, ale duszny. W pierwszych godzinach, nawet zrezygnowałam z
przyjazdu, ale jak tylko zaczęło się przejaśniać i zrobiło cieplej,
ruszyłam. W powietrzu jednak była dziwna duszność. Na działce sporo
sąsiadów i każdy mówił o deszczu, że wisi w powietrzu, ale liczył też na
to, że słońce wygra. Wygrało, ale na trochę. Lunęło. Spadła konkretna
ilość wody. Padało ładnie, równo i byłoby idealnie, gdyby popadało
wieczorem. Z nawożenia nici, ale za to mimo wszystko, udało się
odchwaścić dwie pozostałe rabaty. W sumie, mały sukces. I tak nieźle,
jak na sobotę. Jak to bywa w weekendy... Pogoda robi się ładna w
niedziele, po 18.00.
W sumie lubię świat po deszczu, gdy pozostaje milion kropelek. Są fantastyczne. :-)
Kwiaty,
kwiatami. A ja sobie wymyśliłam, by w tym roku mieć trochę własnych
zielonych dodatków. Ponieważ nie mam zbytnio miejsca już na ziemi
(dodatkowo, ona bardzo niewarzywna jest), wpadłam na pomysł, by
wykorzystać coś, co lata temu, w zamyśle miało być kompostownikiem.
Kiedyś,
kompostownik, to była pryzma i tyle. Mało się mówiło o tym, co trzeba
robić, by w krótkim czasie, a nie po 100 latach, zielone odpady były
użyteczne. Mając na uwadze taką formę kompostownika, u mnie rodzice
uznali, że trzeba to jakoś zorganizować, stąd pomyśl, by wymurować
miejsce na kompost. Porządnie, wszystko tak, jak mur altany. I byłoby
ok, gdyby zbytnia szczelność owego murku nie wpływała na niekorzyść
składowanego kompostu. Ciągłe przerzucanie zawartości stało się
kłopotliwe. Stąd zrezygnowaliśmy. Miejsce zyskało miano przechowywacza
drewna, takiego mniej ładnego, tego ściętego, do spalenia, a nie ładnych
beleczek nabytych u leśnika. Ponieważ ostatnio stały się modne grządki
podwyższane, pomyślałam sobie, dlaczego nie... Początkowo uznałam, że
wykorzystując ojca, obniży się ścianki i będzie ok. Ale jak przyszło co,
do czego, żal mi się zrobiło tego murka. W końcu ładny i solidny. Po co
rozwalać. Kupiłam folię kubełkową, by odizolować ziemię od ścianek. I
tak na dno powędrowały rozbite płytki z demontażu murku pod płotem, na
to 'stara' ziemia, użyta rok temu w donicach, na to kiszonka z
zeszłorocznej trawy i ... ponad 500 l ziemi workowanej z Lidla. I póki
co, tak to wygląda. Tzn dość obskurnie, jak katafalk, czy coś. :-))) Ale
jak wyrosną posiane: rzodkiewka, pietruszka naciowa, koperek,
szczypiorek i bazylia, będzie zielono. Mam nadzieję mieć, przy samym
płocie, kilka ogórków i pociągnąć je w górę. Słońce jest tutaj od
południa i łudzę się po prostu, że nie będzie go mało. Czas pokaże. :-)
Oczywiście zaraz za płotami są sąsiedzi, z prawej wysoki mur altany. Totalne zadupie, ale ... będzie zielono ! :-)